Reklama

Wiara

Ocaliła żywcem pogrzebanych

Praca pod ziemią nigdy nie była łatwa, ale ponad 400 lat temu to zajęcie należało do tych z kategorii ekstremalnie niebezpiecznych.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Współcześnie górnicy w chwili zagrożenia mogą liczyć na pomoc wyspecjalizowanych ratowników wspieranych przez najnowszą technologię, czego wszyscy byliśmy świadkami, gdy 12 lat temu doszło do ogromnego tąpnięcia w kopalni miedzi i złota San José w Chile. Niemal każda stacja telewizyjna relacjonowała kolejne etapy 70-dniowej akcji ratunkowej. Ratownicy przewiercili się na ponad pół kilometra, by dotrzeć do uwięzionych. Uratowano wszystkich, ale nie byłoby to możliwe bez technologii, którą obecnie dysponujemy. Takiej pomocy nie mogli oczekiwać olkuscy górnicy, gdy osunęła się na nich ziemia. Jak to możliwe, że mimo to przeżyli?

Pochłonęła ich ziemia

Był upalny sierpniowy dzień Roku Pańskiego 1609, gdy pięciu górników pracujących w olkuskiej kopalni ołowiu i srebra rozpoczęło swoją zmianę. Znajdowali się głęboko pod ziemią, gdy nagle ich pracę przerwał przeraźliwy łomot. Górnicy doskonale znali ten złowieszczy dźwięk. Wieszczył on jedno: śmierć pod setkami ton oberwanych skał. W takich chwilach, gdy ziemia osuwa się na górników, każda sekunda jest na wagę życia, dlatego od razu rzucili narzędzia, które mogły ich spowalniać w ucieczce. Rozpoczął się wyścig, którego stawką było życie. Przegrana oznaczała, że pogrzebie ich ziemia, która już zaczęła im się sypać na głowy. Celem szaleńczego biegu był wąski korytarz prowadzący na powierzchnię. Niestety, było już za późno. W mgnieniu oka jedyna droga ratunku została zawalona oberwanymi skałami i tym samym kopalnia zmieniła się w posępny grobowiec.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Potężny wstrząs odczuli ludzie znajdujący się na powierzchni. Nie pierwszy raz doświadczyli tąpnięcia, ale świadomość tego, że pod ziemią pozostali bliscy, przygniotła ich bólem. Szczególnie rozpaczały rodziny pogrzebanych. Do zawalonej kopalni przybiegły matki, żony i dzieci nieszczęśników. Ich twarze wykrzywiała rozpacz. W głowach kołatały się myśli: czy ich bliscy jeszcze żyją? Jeśli przeżyli zawał, to jak zdołają bez jedzenia, picia i powietrza doczekać ratunku? Przecież ręczne przekopanie takiej masy skał będzie trwać wiele dni...

Reklama

Ratunek w modlitwie

Rozpacz szybko zmieniła się w działanie. Rodziny uwięzionych pod ziemią górników padły na kolana, zanosząc prośby do Boga za pośrednictwem Matki Bożej Częstochowskiej. To Ją, a nie św. Barbarę ówcześni górnicy uważali za swoją patronkę. Gdy kobiety w ufnej modlitwie prosiły za przyczyną Maryi o ratunek, mężczyźni w pocie czoła rozgrzebywali zawalony tunel. Pracowali bez wytchnienia, ale szanse na odnalezienie żywych górników, które już w chwili rozpoczęcia akcji były praktycznie równe zeru, malały z każdym dniem. Potrzeba było cudu.

W podziemnych czeluściach

Gdy na powierzchni dniami i nocami drążono tunel, w zawalonej kopalni pięciu nieszczęśników trwało jeszcze przy życiu. Jakimś cudem nie zostali przygnieceni przez walącą im się na głowę ziemię. W zupełnych ciemnościach czekali na śmierć, a przynajmniej tak można było sądzić, biorąc pod uwagę ich opłakane położenie. Inni pewnie by się załamali w takiej sytuacji, ale nie oni. Każdy z olkuskich górników, schodząc do kopalni, godził się z ryzykiem. Świadomość kruchości życia szczególnie uwrażliwiła ich na absolutne zaufanie Bogu. To do Niego zwrócili się za pośrednictwem Matki Bożej Częstochowskiej. Nieszczęśnicy modlili się przez cały czas spędzony w skalnej pułapce. Ślubowali, że za ocalenie ich od okrutnej śmierci odbędą pielgrzymkę na Jasną Górę.

Wyszli żywi z grobu

Wypadki w dawnym górnictwie zdarzały się zdecydowanie częściej niż współcześnie i zazwyczaj kończyły się najtragiczniejszym scenariuszem, szczególnie wówczas, gdy dochodziło do zawalenia się chodników. Możemy więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że olkuscy górnicy byli oswojeni z widokiem zmiażdżonych głazami ciał. Takiej sceny spodziewali się ludzie, którzy drążyli tunel do zawalonej komory. 22 sierpnia, po 5 dniach mozolnej pracy, zamiast zmasakrowanych trupów ujrzeli swoich przyjaciół całych i zdrowych. Dla uczestników opisanych wydarzeń nie było cienia wątpliwości, że ocalenie pogrzebanych żywcem górników mogło być rozpatrywane wyłącznie w kategoriach cudu, który dokonał się za wstawiennictwem Pani Jasnogórskiej. Ocalałych witano, jakby wyszli z grobu. Być może było to wówczas jedyne w tym rejonie znane wydobycie żywych górników z zawalonej kopalni. Wkrótce ocaleni złożone śluby wypełnili, odbywając wraz z rodzinami pielgrzymkę na Jasną Górę.

Uwiecznił cudowne wydarzenie

Cudowne ocalenie olkuskich górników zostało na setki lat pogrzebane w mrokach niepamięci. Ich ślady wydobyli na światło dzienne paulini, publikując świadectwo z tamtych wydarzeń w przedwojennym zbiorze Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Jasnogórskiej Matki Bożej. Znamy nawet nazwiska ocalałych: Jakób Gola, Walenty Łomigonek, Jakób Piwowatek oraz bracia Szymon i Jan Budzinkowie. Fragment wspomnianej książki zainspirował historyka i regionalistę Franciszka Rozmusa do zgłębienia tajemnicy tamtych wydarzeń. – Gdyby dzisiaj pięciu ludzi zostało zasypanych w kopalni, to ich uratowanie nie byłoby rzeczą niezwykłą, ale zaistnienie takiej sytuacji ponad 400 lat temu było tak wyjątkowe, że zapadło mocno w świadomość ludzi; tak mocno, że Karol Dankwart uwiecznił to cudowne wydarzenie – mówi Rozmus. Dankwart, nadworny malarz Jana III Sobieskiego, w 1695 r. namalował na sklepieniu jasnogórskiej bazyliki fresk przedstawiający scenę uratowania przez Maryję olkuskich górników. Fakt, że artysta tego formatu uwiecznił to zdarzenie, świadczy, że cudowne ocalenie górników mocno przemawiało do świadomości mieszkańców XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. ?

2022-03-01 13:05

Ocena: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Wojtyła, Wojtyła - pomóż!”

Lekarze byli w 100 proc. pewni, że dziewczynka nie przeżyje. Od tamtego czasu minęło już sześć lat, a Gloria jest całkowicie zdrowa. Takie cuda za wstawiennictwem Jana Pawła II zdarzają się na całym świecie

Gloria Maria przyszła na świat w szóstym miesiącu ciąży, kilka tygodni po śmierci Papieża. Była lżejsza od torebki cukru, cała czerwona, wyglądała, jakby była bez skóry. Według lekarskiej diagnozy, nie miała nerek ani pęcherza, czyli była bez szans na przeżycie. - W ciągu 30-40 min po cesarskim cięciu przewidywano zatrucie organizmu i śmierć - mówi „Niedzieli” Jacek Wrona, ojciec Glorii Marii. - Dlatego gdy stałem przed inkubatorem, byłem przekonany, że patrzę, jak umiera moje dziecko.
Choć w sercu zrozpaczonych rodziców kołatała się jeszcze nikła nadzieja, to lekarze nie pozostawiali złudzeń: sytuacja jest beznadziejna. - Była przecież pod opieką najwybitniejszych specjalistów, którzy pod ręką mieli najnowocześniejszy sprzęt. I mimo tego stanowczo podkreślali, że Gloria nie przeżyje. Gdyby dali choć cień nadziei, poruszyłbym niebo i ziemię, ale ja nie miałem prawa nie wierzyć w to, co mówią profesorowie - przyznaje ojciec.
Kilka tygodni wcześniej, gdy tylko pojawiły się informacje o złym stanie zdrowia dziewczynki, Joanna Wrona zawierzyła jej życie wstawiennictwu Jana Pawła II. „Każdego dnia kładę na brzuchu obrazek z jego wizerunkiem. Na odwrocie widnieje tekst modlitwy oraz odręczny napis: «Ojciec Święty wziął do rąk i pobłogosławił z myślą o chorych w Krakowie na Wawelu 22 czerwca 1983 r.»” - zapisała w dzienniku Joanna. Jaki był efekt tej modlitwy?
Dziś Gloria Maria ma prawie sześć lat. I na przekór lekarskiemu doświadczeniu i wiedzy medycznej jest całkowicie zdrowa. - Wypis z kliniki brzmiał bowiem makabrycznie. Napisano, że dziewczynka będzie słabo widziała, prawie w ogóle nie będzie słyszała. Do tego ma jakieś wylewy i dziury w mózgu oraz zamulone jelita - wspomina ojciec. Jednak urodzona w szóstym miesiącu ciąży Gloria w ciągu jednego roku dogoniła swoich rówieśników. Jest zdrowa bez żadnej medycznej ingerencji.

CZYTAJ DALEJ

Apostoł ubogich i cierpiących

Niedziela Ogólnopolska 42/2010, str. 8-9

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Św. Stanisław Kazimierczyk

Św. Stanisław Kazimierczyk

W dniu jego narodzin odbywało się w Krakowie przeniesienie relikwii św. Stanisława, biskupa męczennika, i stąd nasz Święty otrzymał imię Stanisław. Wiek XV, w którym przyszedł na świat św. Stanisław Kazimierczyk, to „szczęśliwy wiek Krakowa” - wiek świętych, epoka szczególnego rozkwitu życia duchowego i religijnego. O św. Stanisławie Kazimierczyku sługa Boży Jan Paweł II podczas Mszy św. beatyfikacyjnej 18 kwietnia 1993 r. mówił, że był to „żarliwy czciciel Eucharystii, nauczyciel i obrońca prawdy ewangelicznej, wychowawca, przewodnik na drogach życia duchowego, opiekun ubogich. Pamięć o jego świętości żyje i owocuje do dzisiaj. Tej pamięci lud Krakowa, a zwłaszcza lud Kazimierza, dawał wyraz przez modlitwę u jego relikwii nieprzerwanie aż do naszych czasów”. Od samego początku życie Świętego związane było z parafią i kościołem Bożego Ciała na Kazimierzu, do którego regularnie uczęszczał.

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję