Reklama

Chodzi o Ewangelię

„Chodzi mi tylko o prawdę”. Ten tytuł wywiadu-rzeki Tomasza P. Terlikowskiego z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim jest znamienny. Jak sam rozmówca zaznacza - chodzi tylko o prawdę. Kluczowe znaczenie mają tu dwa słowa: „tylko” oraz „prawda”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prawda wypowiadana bez miłości może okazać się groźna. Nigdy nie może chodzić wyłącznie o prawdę. Słowem można zabić. Moi studenci dostaliby ostrą reprymendę, gdyby podczas egzaminu z mass mediów, na pytanie o kryterium pozwalające na opublikowanie jakiegoś tekstu - wskazali tylko na prawdę. Zawsze powtarzam, że ostateczną racją musi być w takich sytuacjach dobro. Nie bez przyczyny przecież starożytni pytali: „cui bono?” (dla jakiego dobra?). Po pierwsze więc, prawda potrafi zabić, a zatem ostateczny efekt jej upublicznienia wiąże się z niebezpieczeństwem realnej krzywdy. Po drugie, nawet najciemniejsza prawda o bliźnich nie jest jeszcze całą prawdą o ich życiu, a każdy człowiek ma prawo do dobrego imienia. Po trzecie wreszcie, o jaką prawdę tu chodzi? Czy o tę, która wyłania się z ubeckich archiwów? Odkąd powszechnie wiadomym faktem stała się instrukcja gen. Kiszczaka, który pozwalał na rejestrowanie księży i klasyfikowanie ich jako tajnych współpracowników nie tylko bez ich zgody, ale nawet bez wiedzy - jak można się dziwić przeciwnikom radykalnej lustracji? Przecież ryzyko skrzywdzenia ludzi niewinnych jest tu ogromne. Czy wobec tak wielkiej stawki można sobie pozwolić na chodzenie po gzymsie?

Kościół wywołany do tablicy

Reklama

Zagadnienie lustracji w rozmowie Tomasza P. Terlikowskiego z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim powtarza się jak mantra. Spróbujmy więc uporządkować pewne pojęcia. Jeśli zajrzymy do ustawy o rzeczniku interesu publicznego, łatwiej nam będzie zrozumieć filozofię lustracji. Tak więc po roku 1989 pojawił się problem agenturalnego uwikłania niektórych obywateli. Żeby uniknąć ryzyka szantażu ze strony obcych wywiadów, na pewne stanowiska można było powołać osoby, które nie współpracowały z komunistyczną bezpieką albo takie, które same rozliczyły się z niechlubną przeszłością. Ministrem więc czy sędzią nie mógł być tzw. kłamca lustracyjny. Chodziło o nieskrępowaną wolność wykonywania czynności strategicznych dla kraju. Decydował o tym właśnie interes publiczny, stąd też zrodziła się funkcja rzecznika tego interesu.
Jak to wszystko ma się jednak do księży? Skąd w ogóle pomysł lustracji duchownych? Przecież żaden ksiądz nie jest ministrem i nie decyduje o milionowych przetargach. Prawdą jest, że w systemie totalitarnym mieliśmy do czynienia z łamaniem sumień, a ofiarami takich zabiegów padali również duchowni. Po pierwsze jednak, ksiądz - jak każdy człowiek - popełnia również inne grzechy, skąd więc pomysł wywlekania na wierzch akurat współpracy z UB? Jeśli dzisiaj tropimy tajnych współpracowników, jutro będziemy upubliczniali nazwiska alkoholików. Po drugie, skąd pomysł lustrowania akurat księży, skoro w niezmąconym spokoju w III RP starości dożywają uwikłani we współpracę artyści, dziennikarze czy profesorowie? Już słyszę głosy inkwizytorów, którzy na moje „dictum” w tym miejscu będą się prześcigać w wyliczaniu argumentów, że ksiądz - w przeciwieństwie do artysty - powinien błyszczeć moralnym autorytetem. Być może nawet zadziwię tu niektórych, ale zgodzę się z tymi argumentami. Tyle tylko, że sprawa księżowskich sumień musi być - moim zdaniem - rozwiązywana w konfesjonale, ewentualnie w rozmowie z biskupem, jeśli rzeczywiście w przeszłości popełniono błędy. Takie jest moje zdanie i nie zmieni tego lustracyjny zapał kogokolwiek.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zrobić w konia komunę

Pan Terlikowski ze swoim rozmówcą chętnie wraca do sprawy abp. Wielgusa. Redaktor naczelny „Niedzieli” mówił nam, że red. Terlikowski w obecności abp. Michalika oświadczył kiedyś, iż nie powtórzyłby scenariusza związanego ze sprawą abp. Wielgusa. Dlaczego więc do tego tematu chętnie wraca? Na szczęście jestem za młody, by w przeszłości konfrontować się z dylematami, które wpisały się w życiorys pokolenia hierarchy. Mam jednak na tyle pokory i wyobraźni, by wczuć się w specyfikę minionych lat i nie popełnić grzechu ahistoryczności. Otóż potrafię sobie wyobrazić sytuację młodego księdza, któremu bezpieka, po roku studiów za granicą, stawia warunek: damy ci paszport i będziesz mógł kontynuować studia, ale podpisz lojalkę. Więcej nawet, potrafię oczyma wyobraźni stanąć na jego miejscu, ze świadomością młodzieńczej naiwności. Z pewnością więc, za żadne skarby, nie myślałbym o zdradzie Kościoła. Miałbym jednak wielką szansę ulec zupełnie innej pokusie. Otóż z dużą dozą prawdopodobieństwa myślałbym, że podpisując lojalkę, nie zdradzam nikogo, ale robię w konia komunę. W takiej decyzji kryłaby się prosta logika: podpisuję nie po to, by zdradzić kogokolwiek, ale po to, by mi dali spokój. Czy zatem abp Wielgus był zdrajcą? Przypomnijmy sobie fakty. Nie zachowała się nawet najmniejsza notatka, w której by zadenuncjował kogokolwiek. Nie zaszkodził nikomu. Zachowały się jednak takie dokumenty ubeckie, w których komunistyczni funkcjonariusze narzekali, że ich rzekomy współpracownik był bezużyteczny i nie potrafił sprostać ich oczekiwaniom. O jakiej więc współpracy tu mowa?

Co na to Pan Jezus?

Problemy opisywane przez ks. Isakowicza-Zaleskiego są stare jak świat. Już w starożytności Kościół musiał się uporać z tzw. lapsi, którzy w czasie prześladowań wyrzekli się swojej wiary. Pojawiło się wówczas pytanie, czy należy ich z powrotem przyjąć do Kościoła. Jeśli ktoś choćby w niewielkim stopniu czuje ducha Ewangelii, bez najmniejszego wysiłku odgadnie, jaki był finał tamtych dyskusji. Logika chrześcijaństwa kazała ludzkie grzechy puszczać w niepamięć. Jaka jest logika ks. Isakowicza-Zaleskiego? Odpowiedź na to pytanie znalazłem na stronicach książki. W jednym miejscu pisze o hipokryzji duchownych, którzy w obawie o swoje kariery milczą na pewne tematy. Ale za moment duchowny z rozbrajającą szczerością wyznaje, że łatwiej mu mówić, odkąd w swojej diecezji został przesunięty na boczny tor. Gdyby więc miał szansę na intratną nominację, nie pisałby książek o „złych” księżach? Jaka tu wiarygodność?
O książce można by pisać w nieskończoność, bo wątpliwości jest naprawdę wiele. Skupię się jednak tylko na jednym wątku. Otóż rewelacje ks. Isakowicza-Zaleskiego nie zaszkodzą ludziom głęboko wierzącym. Na pewno też specjalnie nie obejdą niewierzących. Jeśli jednak wpadną w ręce wątpiących, to skutecznie sprowadzą ich na stronę przeciwną chrześcijaństwu. W tym miejscu nie potrafię nie przytoczyć słów Pana Jezusa o zgorszeniu. Ogromną odpowiedzialność Zbawiciel wiązał ze zgorszeniem, skoro w tym kontekście wspominał o kamieniu młyńskim przywiązanym do szyi. Może warto o tym pamiętać, kiedy się bierze pióro do ręki?

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rewolucyjny dokument Watykanu? Pokazujemy prawdę

2025-04-14 16:13

[ TEMATY ]

Msza św.

Karol Porwich/Niedziela

W Niedzielę Palmową media obiegła wiadomość o rzekomo „rewolucyjnym dokumencie Watykanu”, biły po oczach „klikbajtowe” tytułu o tym, że papież czegoś zakazał, że postanowił, zdecydował, nakazał itd. A jak to jest naprawdę? Zobaczmy zatem!

W wielu miejscach przyjął się zwyczaj celebracji tzw. Mszy świętych zbiorowych, czyli takich, gdzie podczas jednej celebracji jeden kapłan sprawuje ją w kilku różnych intencjach przyjętych od ofiarodawców. Trzeba tu odróżnić ją od Mszy koncelebrowanej, gdy dwóch lub więcej kapłanów celebruje wspólnie, każdy w swojej indywidualnej intencji. Stolica Apostolska zleca, by w ramach prowincji (czyli metropolii) ustalić zasady dotyczące ewentualnej częstszej celebracji takich właśnie zbiorowych Mszy świętych. Zasady ustalone w roku 1991 na mocy dekretu Kongregacji ds. Duchowieństwa o intencjach mszalnych i mszach zbiorowych Mos iugiter przewidywały, że taka celebracja może odbywać się najwyżej dwa razy w tygodniu. Tymczasem biskupi mogą zdecydować, by można było takie zbiorowe Msze święte sprawować częściej, gdy brakuje kapłanów a liczba przyjmowanych intencji jest znaczna. Oczywiście ofiarodawca musi wyrazić wprost zgodę, by jego intencja została połączona z innymi w jednej celebracji. Celebrans może zaś pozostawić dla siebie jedynie jedno stypendium mszalne (czyli ofiarę za jedną intencję). Wszystkie te zasady – oprócz uprawnienia dla biskupów prowincji do ustalenia innych reguł – już dawno obowiązywały, zatem… rewolucji nie ma.
CZYTAJ DALEJ

Kto jest winny aborcji w 9. miesiącu ciąży w Oleśnicy?

2025-04-14 07:37

[ TEMATY ]

komentarz

aborcja

Fot: Pro Prawo do Życia

Zły stan psychiczny, natarczywy adwokat proaborcyjnej FEDERY oraz uległość lekarzy wystarczą by zabić dziecko w 9. miesiącu ciąży bez zmiany ustawy. Chłopca zabito śmiertelnym zastrzykiem w szpitalu w Oleśnicy. Jak do tego doszło skoro lekarze w Łodzi twierdzili, że jego aborcja jest sprzeczna z prawem?

Chłopiec miał już 37 tygodni życia, a więc w świetle nomenklatury medycznej nie był nawet wcześniakiem. W ginekologicznym szpitalu w Łodzi nie chciano go zabić, choć adwokat fundacji FEDERA żądał „indukcji asystolii płodu”, czyli zabicia dziecka zdolnego do życia poprzez wbicie igły do jego serca z podaniem chlorku potasu. - Zaproponowaliśmy natychmiastowe rozwiązanie przez cięcie cesarskie (ze względu na zły stan psychiczny Pani Anity) w znieczuleniu ogólnym z objęciem dziecka wysokospecjalistycznym leczeniem pediatrycznym. Oznacza to, że zaproponowaliśmy Pani Anicie niezwłoczne zakończenie ciąży, co nie jest jednoznaczne z uśmierceniem płodu zdolnego do życia – napisał w oświadczeniu prof. Piotr Sieroszewski, kierownik ginekologii szpitala w Łodzi i prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
CZYTAJ DALEJ

Najpobożniejsza dziewczyna w parafii - bł. Karolina Kózkówna

2025-04-14 21:04

[ TEMATY ]

bł. Karolina Kózkówna

Mat.prasowy

Bł. Karolina Kózkówna

Bł. Karolina Kózkówna

Zgłębiając publikowane teksty kaznodziejskie o bł. Karolinie Kózce, można dojść do stwierdzenia, że niejednokrotnie głosiciele starali się w swoich kazaniach znaleźć klucz albo klucze w postaci słów, określeń, wyrażeń, które stawały się zwornikami w przybliżaniu postaci błogosławionej, jej życia i drogi do świętości. Niewątpliwie takimi słowami, wyrażeniami-kluczami opisującymi bł. Karolinę Kózkę są wielorakie tytuły, jakie ją charakteryzują.

Co znamienne, wiele z nich funkcjonowało już za życia bł. Karoliny w świadomości jej współczesnych. Tytuły te bardziej odżyły w świadomości wiernych i zostały przekazane do współczesnych czasów jako „świadkowie” osobowości i świętości bł. Karoliny Kózki. W publikowanych kazaniach bardzo często pojawiają się odniesienia do świadków życia bł. Karoliny Kózki, którzy niejako na co dzień mieli możliwość obserwacji jej dążenia do świętości. Na tej kanwie pojawiły się bardzo szybko określenia – wyrażenia, jak: „Gwiazda ludu”, „prawdziwy anioł”, „najpobożniejsza dziewczyna w parafii”, „pierwsza dusza do nieba”, które były odzwierciedleniem jej dobroci, pobożności, uczynności, dobrego serca i otwartości na innych. To przekonanie o świętości bł. Karoliny Kózki wyrażone tytułami z czasów jej współczesnych także znajduje wyraz w przepowiadaniu kaznodziejskim.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję