Reklama

Wspomnienie

W naszych sercach i pamięci będziesz żył zawsze

Niedziela Ogólnopolska 4/2011, str. 24-25

Agnieszka Raczyńska-Lorek

Śp. Marian Skubiś (1911-2011)

Śp. Marian Skubiś (1911-2011)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wydawało się, że nigdy od nas nie odejdzie, bo był z nami od zawsze… Śp. Marian Skubiś - nasz ojciec, dziadziuś, pradziadziuś i prapradziadziuś. Przez całe jego życie wciąż przybywało najbliższych, rozrastała się wielopokoleniowa rodzina, której był głową.
Dożył sędziwego wieku - 100 lat. Pewnie niektórzy się dziwią, że myśl o tym, iż nie ma go już pośród nas, wywołuje łzy i ból, bo przecież każdy życzyłby sobie w zdrowiu, w rodzinnej miłości, szacunku i wspaniałej opiece doczekać takiego wieku. Dla każdego z nas żył jednak zbyt krótko, odszedł za wcześnie, jego strata mocno zabolała, a nasz świat po trosze umarł wraz z nim. W rodzinnym domu pozostało po nim puste miejsce, którego nikt nie jest w stanie wypełnić. Jeszcze żywo mamy w pamięci jego charakterystyczny tembr głosu, jego gesty, słowa, powiedzenia, jego niezwykłe poczucie humoru i zdystansowany stosunek do życia oraz całe bogactwo wspomnień pełnych ciepła, radości i serdeczności.

Nie żal umierać

Reklama

Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że nasz dziadziuś był mężczyzną z charyzmą, człowiekiem wyrastającym ponad przeciętność, osobowością niezwykle barwną i ciekawą. Wiele razy - pół żartem, pół serio - mówił o swojej śmierci, zastanawiał się głośno: „Jaki będzie mój pogrzeb, co tu się będzie działo po mojej śmierci? Czy ktoś po mnie zapłacze?”. Mówił też, że nie chciałby umierać zimą, bo wtedy nikt na pogrzeb nie przyjdzie. Teraz już na pewno wiesz, że pogrzeb miałeś taki, na jaki sobie zasłużyłeś - prawdziwie królewski. I wiesz też, Dziadziusiu, że choć odszedłeś od nas zimową porą, to w dzień Twojego pogrzebu aura była iście wiosenna - z pięknym słońcem, błękitnym niebem i plusową temperaturą. A na Twoim pogrzebie było blisko 300 osób. Wiemy nawet, co powiedziałbyś, widząc to wszystko: „Ale wam ruchu narobiłem, aleście mi pogrzeb wyprawili... Dla tego wszystkiego nawet nie żal umierać…”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dożyć 100 lat

Reklama

Nasz dziadziuś całe życie był silny i zdrowy, jedynie w ostatnich latach narzekał na nogi, co zresztą często zaznaczał, bijąc się mocno w piersi: „Zobaczcie, jaki jestem zdrowy, żeby tylko nogi lepiej chciały chodzić…”. Dopiero w ciągu ostatnich dwóch miesięcy starość przykuła go do łóżka. Podziwialiśmy jego silny organizm, który nie poddawał się wiekowi, oraz niezwykle silną wolę życia. Gdy każdego roku cała rodzina jak do raportu stawiała się na jego urodzinach, odliczał czas do swoich 100 lat: „Za 10 lat - 100, za 5 - 100, za rok - 100. Może dożyję? Muszę dożyć!” - powtarzał z dumą i determinacją. Na tę okoliczność także miał jedno wielkie życzenie: „Jak dożyję 100 lat, orkiestra ma grać na żywo na placu”. Do upragnionych stu lat zabrakło zaledwie kilku miesięcy, przekroczył jednak rok 2011, tak więc rocznikowo doczekał stulecia! Podczas ostatnich urodzin trochę z łezką w oku śpiewaliśmy toast „100 lat!”. Sam Jubilat, odświętnie ubrany, też się wzruszył jak nigdy dotąd… Podobnie było w ostatnich dwóch dobach życia, kiedy na szpitalnym łóżku żegnał się ze wszystkimi nie tylko wymownym spojrzeniem, ale też cicho szeptanymi słowami. Czuł, że odchodzi. Łzami i uśmiechem żegnał się z najbliższymi, jakby w myśl powiedzenia: „W płaczu się rodzimy i z płaczem odchodzimy w inny wymiar”. Na kilka godzin przed śmiercią była przy nim niemal cała rodzina, wtedy też jego syn - kapłan pobłogosławił ojca na ostatnią drogę.

Z Trzema Królami znalazł Jezusa

Bóg wezwał go do siebie w święto Trzech Króli. - Nasz król rodu dołączył do Mędrców, by znaleźć z nimi Jezusa. Jesteśmy przekonani, że Go znalazł, gdyż do życia po drugiej stronie brzegu był przygotowany po chrześcijańsku. Wyspowiadany, opatrzony świętymi sakramentami, pobłogosławiony, dołączył do swej ukochanej małżonki, do swych rodziców i dziesięciorga rodzeństwa oraz całej rzeszy krewnych, którzy poprzedzili go na tej drodze - zauważyła wnuczka Ania, która opiekowała się dziadziusiem jak własnym dzieckiem.
Uroczystość pogrzebowa odbyła się w Niedzielę Chrztu Pańskiego. Zważywszy, że dziadziuś w swoim życiu doświadczył wielu nadzwyczajnych znaków od Boga, i te dwa ze wszech miar wyjątkowe dni należy odczytywać jako kolejny dowód Bożej obecności w jego spracowanym, trudnym, ale szczęśliwym życiu.

Naznaczony Bożymi łaskami

Reklama

Dziadziuś ożenił się w wieku 26 lat, a jego wybranką była młodsza o 10 lat Marianna. Przez 67 lat budowali wspólnotę małżeńską i rodzinną, której owocem jest cała nasza liczna familia. Wiara od zarania odgrywała w ich życiu znaczącą rolę, była rzeczywistością wkomponowaną w bieg zwyczajnych spraw i gestów, bez patosu, ostentacji. To przede wszystkim dzięki temu, że Bóg zawsze był na pierwszym miejscu, dziś wszystko jest na miejscu właściwym.
W rodzinie nigdy nie było równych i równiejszych, to pewnie dlatego we współczesnej rodzinie trudno doszukać się jakichkolwiek utarczek czy sporów i to pewnie dlatego ci, którzy wżenili się w rodzinę, czują się w niej jak w swojej naturalnej.

Rodzinne gniazdo

Można by nawet powiedzieć, że dziadkowie mieli nie siedmioro, ale czternaścioro wnucząt, bo żony i mężów biologicznych wnucząt traktowali jak własne, podobnie - zięciów i synową.
Młodzi małżonkowie w lutym 1938 r. po zawarciu związku małżeńskiego zamieszkali w krytym strzechą domku dziadziusia w Chruszczobrodzie. Dom ten naznaczony był Bożymi łaskami. Omijały go nawałnice, choroby i nieszczęścia. Na świat zaczęły przychodzić dzieci: Ireneusz, Andrzej, Leokadia i Jadwiga. Mieszkali tam 24 lata. Czasy były trudne, doskwierała bieda, brak pracy, jednak dzieci do dzisiaj pamiętają atmosferę rodzinnego gniazda: życzliwą, ciepłą, bogobojną. - Był to dom zawsze otwarty, pełen gwaru, pełen ludzi, którzy wstępowali na pogawędkę, bo czuli się u nas jak w rodzinie - wspomina córka Leokadia.
W latach 50. dziadkowie rozpoczęli budowę nowego domu, w sąsiedztwie starego. I tam atmosfera była podobna, bo tworzyli ją ci sami ludzie.
- Dziadkowie z modlitwą szli przez całe życie. Do dziś mam w pamięci obraz babci i dziadziusia, którzy każdego wieczora zginają kolana do modlitwy przed figurą Niepokalanej - wspomina wnuczka Lidzia. - Wszyscy jesteśmy omodleni szeptanymi przez rodziców słowami modlitwy. Nie obnosili się z tym. Ich wiara była cicha, ale wielka - zauważa córka Leokadia.

Okruchy wspomnień

Z naszymi dziadkami każdy zetknął się ściśle i blisko przez mieszkanie pod jednym dachem. Dom dziadków był naszym domem. O każdej porze dnia i nocy można było tam iść i wiadomo było, że zawsze ktoś drzwi otworzy i się ucieszy. Szczególnie gwarno w domu dziadków robiło się latem, kiedy to na wieś zjeżdżały wnuki. - Dziadziuś oprowadzał nas po gospodarstwie, uczył, jak oporządzać liczny przychówek, atrakcją były sprzęty gospodarskie, a zwłaszcza wóz z zaprzężonym koniem, którym wiózł nas na łąkę. Wracaliśmy z niej na wysoko zasłanym sianie. Dziadziuś nauczył mnie wszelkich prac polowych, dzięki czemu wiem, jak smakuje chleb - wspomina najstarszy wnuczek Romek. - Tatuś ogromnie przywiązany był do ziemi, od 11. roku życia, kiedy zmarł mu ojciec, jego życiem stała się praca na roli, a gdy już sił brakło i trzeba było spasować, prosił nas często, aby zawieźć go samochodem na Niwę, na Buczynkę, by mógł choć popatrzeć na ziemię-żywicielkę. Widzieliśmy, że ściskało mu się serce - opowiada syn Andrzej.
- Gotował nam zupę „na gwoździu”, tak ją nazywał, żeby oryginalnością nazwy zachęcić nas do jedzenia, co, oczywiście, mu się udawało. Uwielbiał opowiadać o starych czasach, wspominać z łezką w oku, jak to drzewiej bywało, jak był na wojnie, jak wiele razy uniknął śmierci. Wracał też często do wypadku w cementowni czy kiedy został poparzony karbidem - mówi wnuczek Mariusz.
Cieszył się, gdy mógł komuś coś dać. Nigdy nie zapomniał o naszych imieninach czy urodzinach, często nawet ponaglał babcię, przyspieszając moment wręczenia prezentu. W swoim sercu nosił każdego z nas. - Czuliśmy tę ojcowską miłość, która nie była bez wzajemności. To ona gnała nas do naszego rodzinnego domu, do naszych seniorów, gdy byli zdrowi i silni, a jeszcze bardziej, gdy gasło w nich życie - wspomina córka Jadzia.
Do niezapomnianych wspomnień należą przedstawiane przez naszego dziadziusia Herody, przyśpiewki, a nade wszystko gra na skrzypcach, którą przez wiele lat w duecie ze swoim najstarszym wnuczkiem okraszali rodzinne uroczystości. Utwór popisowy „Kapitańskie tango” - pozostanie z nami na zawsze...

Osierocone dzieci

Cała rodzina i każdy z osobna zawdzięcza mu tak wiele, na każdym odcisnął trwały ślad, dlatego bardzo trudno oswoić się z myślą, że nie ma go już wśród nas. Mówi się, że nasi bliscy żyją tak długo, jak długo żyje nasza pamięć o nich. Kochany Dziadziusiu! W naszych sercach i pamięci będziesz żył zawsze. Śmierć to zbyt mały powód, by przestać kochać.

Twoja wnuczka Agnieszka

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Znamy herb i dewizę Papieża Leona XIV

2025-05-10 15:54

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

„In Illo uno unum” – „W Nim stanowimy jedno” tak brzmi dewiza Ojca Świętego. W podstawowych elementach Leon XIV zachował swój wcześniejszy herb, wybrany podczas jego konsekracji biskupiej, a także motto.

Herb Leona XIV to tarcza podzielona ukośnie na dwie części. W górnej części znajduje się błękitne tło, na którym widnieje biała lilia – symbol czystości oraz Maryi. Dolna część ma jasne tło i przedstawia obraz nawiązujący do Zakonu św. Augustyna: zamkniętą księgę, na której spoczywa serce przeszyte strzałą. Ten symbol odnosi się do doświadczenia nawrócenia św. Augustyna, które sam wyjaśnił słowami: „Vulnerasti cor meum verbo tuo” – „Przeszyłeś moje serce swoim słowem”.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Dobry Pasterz posyła dobrego pasterza

2025-05-09 07:57

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

Tak bardzo potrzeba nam Dobrego Pasterza. Brzmi to bardzo wyraźnie w dniu kiedy właśnie otrzymaliśmy wiadomość, że został wybrany nowy Papież - następna świętego Piotra.

Dzisiaj pokazując kim jest Dobry Pasterz, podzielę się także wzruszającym przykładem odwagi i oddania jest historia pastora Johna Harpera z Titanica, który zginął, pomagając innym odnaleźć wiarę w Chrystusa. Jego postawa pokazuje, że prawdziwa moc miłości i wiary objawia się w najtrudniejszych sytuacjach. To przypomina nam, że jesteśmy powołani do bycia pasterzami, którzy niosą pomoc i wsparcie potrzebującym.
CZYTAJ DALEJ

Papież ponownie otworzył apartament w Pałacu Apostolskim

2025-05-11 15:07

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

W niedzielę Leon XIV ponownie otworzył apartament papieski w Pałacu Apostolskim, zamknięty po śmierci papieża Franciszka. Zdjęto pieczęcie nałożone na drzwi apartamentu.

W komunikacie Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej napisano, że dziś rano, po modlitwie Regina Caeli wygłoszonej z Loggii Błogosławieństw Bazyliki Świętego Piotra, Ojciec Święty Leon XIV dokonał ponownego otwarcia apartamentu papieskiego w Pałacu Apostolskim, usuwając pieczęcie nałożone po południu 21 kwietnia 2025 roku, po śmierci papieża Franciszka.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję