Reklama

Kultura

6 lat temu zmarł Zbigniew Wodecki

Jak ktoś nie ma tremy, to uważam, że jest słabym artystą, bo nie ma wyobraźni – mówił w rozmowie z PAP w 2015 r. 22 maja 2017 r. zmarł Zbigniew Wodecki, jeden z najpopularniejszych i najbardziej zasłużonych muzyków polskiej sceny. Potrafił śpiewać dla prawie każdej publiczności z równym sukcesem - powiedział o nim dziennikarz muzyczny Piotr Metz.

[ TEMATY ]

Zbigniew Wodecki

Zbigniew Burda/Filharmonia Częstochowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Mimo niezwykłej woli życia i starań lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Odszedł od nas w dniu 22 maja w jednym z warszawskich szpitali. Żona i dzieci byli przy nim. Zostanie pochowany w ukochanym Krakowie" – napisano 22 maja w 2017 r. na oficjalnej stronie artysty.

Reklama

Głęboki smutek poczuli wszyscy. I ci, którzy znali go z popularnych piosenek jak "Opowiadaj mi tak", "Zacznij od Bacha", "Lubię wracać tam, gdzie byłem", "Chałupy" lub "Izolda"; i dzisiejsi dorośli, którzy w dzieciństwie spędzonym w latach 80. śpiewali z nim piosenkę znaną z kreskówki o Pszczółce Mai; i widzowie popularnego programu "Taniec z gwiazdami", w którym był jurorem; a także ci, którzy znali jego wszechstronność i dostrzegali muzyczny geniusz. Jeden z najpopularniejszych artystów polskiej sceny, Zbigniew Wodecki, odszedł sześć lat temu w wieku 67 lat.

Podziel się cytatem

"Mój zawód i pasja, która mnie dotknęła – mogę powiedzieć – genetycznie to jest nieustanny pęd do osiągnięcia sukcesu – żeby się popisać, zdać dyplom, egzaminy, żeby się podobało, żeby były brawa. Potem człowiek osiąga sukces i jest to początek nowej orki. (…) Ponieważ życie to wielki egzamin" – opowiadał w rozmowie z PAP Zbigniew Wodecki w 2015 r. Wszyscy jego bliscy, przyjaciele i koledzy po fachu twierdzili, że był pracoholikiem o niespożytych siłach twórczych. Nigdy nie zapominał, że osiągnięcie sukcesu jest tak samo trudne jak jego utrzymanie. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę, jak wiele kosztowała go pozorna swoboda, z jaką występował na scenie.

"Jak ktoś nie ma tremy, to uważam, że jest słabym artystą, bo nie ma wyobraźni" – przekonywał.

Zmarły sześć lat temu artysta wypowiedział te słowa przy okazji płyty "1976: A Space Odyssey", wydanej we współpracy z Mitch&Mitch Ochestra and Choir. Nagrany wspólnie z muzykami młodszego pokolenia album, którego bazą były zapomniane przez lata młodzieńcze utwory Zbigniewa Wodeckiego, sam twórca nazwał swoim "debiutem po czterdziestu latach".

"To dzięki młodym ludziom, którzy odkryli moją pierwszą płytę. Była zupełnie nieznana – w ogóle nie zaistniała. Ta nasza płyta sprzed czterdziestu lat, którą, jakby nie było, teraz zadebiutowałem ponownie, bardzo dobrze się ma" – mówił z optymizmem.

Reklama

A przecież płyt w swoim dorobku miał wiele. Nagrywał je w różnych stylach i konwencjach, nie obawiał się eksperymentów, poddawania samego siebie artystycznym próbom, nie uciekał od wydeptanych ścieżek, które mogły być niewątpliwym gwarantem kolejnego sukcesu. Nie tolerował komercyjnego podejścia do muzyki, nie znosił słów "hit", "przebój".

„Teraz wszyscy nagrywają hity i przeboje, a mnie szlag trafia” - przyznawał.

Reklama

Dziennikarze muzyczni, przyjaciele i koledzy z branży artystycznej wspominali jego barwną osobowość, umiejętność błyskotliwego opowiadania dowcipów i prowadzenia głębokich rozmów, twórczą energię – która czasem kazała rezygnować ze snu i odpoczynku na rzecz wytężonej pracy.

Podziel się cytatem

Piotr Metz tłumaczył w rozmowie z PAP, że ktoś, kto kojarzy Zbigniewa Wodeckiego z dwóch, trzech największych przebojów, to ktoś, "kto nie ma pojęcia, jak wielka była jego klasa". "Ale tak to już jest. Być może to dowód na jego szaloną uniwersalność. Potrafił śpiewać dla prawie każdej publiczności z równym sukcesem. A to domena nielicznych" – podsumował dziennikarz.

Magda Umer nazwała Wodeckiego "królem życia", by jednocześnie zaznaczyć, iż był "jednym z najpoważniejszych artystów, jakich poznała".

Andrzej Grabowski dostrzegł, że Zbigniew Wodecki na swoich koncertach nie potrzebował konferansjerów. Sam najlepiej potrafił zapowiedzieć własne piosenki i poprowadzić występ z ogromnym sukcesem. "Był niezwykle dowcipny, ludzie się śmiali podczas jego koncertów, słuchali tych jego fantastycznych wykonań piosenek, jego genialnej gry na skrzypcach. Słuchali, jak grał na trąbce, słuchali jego opowieści o sobie i życiu, o dzieciństwie" – wspominał aktor.

Zbigniew Wodecki był jedną z najważniejszych postaci polskiego świata muzycznego. Wielu słuchaczy, myśląc o nim, widzi długowłosego wirtuoza, grającego na skrzypcach, słyszy jego melodie i popularne piosenki. Był nie tylko wokalistą i instrumentalistą. Dał się poznać również jako kompozytor i aranżer. Samego siebie określał mianem "śpiewającego muzyka".

Reklama

Jego umuzykalniona rodzina pochodziła z Łazisk na Śląsku. Ojciec zakładał orkiestrę Polskiego Radia w Katowicach, a potem Symfoniczną Orkiestrę Polskiego Radia w Krakowie, gdzie był pierwszym trębaczem. Mama Wodeckiego była śpiewaczką, której głos charakteryzowano jako sopran koloraturowy.

Przez całe życie był związany z Krakowem, choć często pomieszkiwał w stolicy. Chętnie angażował się w akcje społeczne pod Wawelem, m.in. kwestował na cmentarzu Rakowickim na rzecz odnowy zniszczonych grobów, uczestniczył w kampanii antysmogowej, sprzeciwiał się zamknięciu liceum artystycznego.

Jako pięciolatek zaczynał przygodę ze skrzypcami. Uczęszczał do Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. W. Żeleńskiego w Krakowie. Uczył się w klasie skrzypiec Juliusza Webera. Pod koniec lat 60. związał się z Piwnicą pod Baranami. Występował też z zespołami Anawa (grając na skrzypcach), Czarna Perła (na trąbce). Grał m.in. z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą. Był skrzypkiem Orkiestry Symfonicznej PRiTV oraz Krakowskiej Orkiestry Kameralnej pod dyrekcją Kazimierza Korda.

W jednej z rozmów z PAP wspominał, że śpiewać zaczął przez przypadek. Jako wokalista zadebiutował w 1972 r. na X festiwalu piosenki polskiej w Opolu utworem "Tak, to ty". W tym samym roku zrealizował swój pierwszy recital telewizyjny "Wieczór bez gwiazd". Wkrótce potem jego kompozycje i piosenki zaczęli doceniać jurorzy festiwali w całej Polsce. Łącznie nagrał siedem albumów (w tym jedną EP-kę), m.in. "Dusze kobiet", "Obok siebie". Ostatni z nich – "1976: A Space Odyssey" – ukazał się siedem lat temu i zyskał status złotej płyty, dzięki współpracy Wodeckiego z zespołem Mitch&Mitch.

Reklama

Wodeckiego dobrze kojarzy również młoda widownia - artysta chętnie angażował się w produkcje adresowane do dzieci. To on był odtwórcą piosenki przewodniej polskiej wersji słynnej wieczorynki "Pszczółka Maja". "+Pszczółka Maja+ niesie na tych skrzydełkach już tyle lat i chyba już czwarte pokolenie ją zna" – żartował. Wykonywał piosenki m.in. do serialu "Plecak pełen przygód" i do bajki "Rudolf, czerwononosy renifer". Użyczył głosu do filmu "Disco robaczki".

Nie unikał telewizji. Na swoim koncie ma epizodyczne role w takich tytułach jak m.in. "Jan z drzewa", "Klan", „Miodowe lata", "Świat według Kiepskich". Zasłynął jako juror popularnego telewizyjnego programu "Taniec z gwiazdami". Był też gospodarzem telewizyjnych programów muzycznych "Droga do gwiazd", "Twoja droga do gwiazd". Jak mówił PAP, mimo że technologia, show-biznes i rozrywka zmieniają się na przestrzeni lat, to "meritum estrady pozostaje jedno i to samo: trzeba coś umieć i ciężko nad sobą pracować".

"To, że udało mi się przez tyle lat utrzymać na powierzchni mętnej wody naszego show-biznesu, to na pewno pochodna tego, że łaziłem po kuchni, po pokojach, po salach szkolnych i ćwiczyłem gamy, tercje, oktawy, utwory Bacha czy Beethovena. Otarłem się o różne estrady i zespoły. Cały czas przebywałem w środowisku świetnych ludzi, prawdziwych autorytetów. Jak się żyło w takim tyglu, to była większa szansa, że się trafi na swój czas i odpowiedni moment. Dlatego życzę wszystkim młodym, żeby pracowali nad sobą, ćwiczyli i nie załamywali się" – podkreślił Wodecki, który sam marzył, by promować młodych zdolnych i kreować ich na prawdziwe gwiazdy.

Reklama

Artysta chętnie występował w Polsce i za granicą, jednak nie zawsze czuł się pewnie na scenie, przed kamerami. Wspominał, że dawniej bał się widowni. Po 30 latach pracy artystycznej uświadomił sobie, że już "nie jest Zbysiem, który musi odnieść sukces". "30 lat na scenie to już jest sukces. Widzę sympatię ludzi – autentyczną i niekłamaną. Ciężko nam się rozstać podczas spotkań z publicznością i to jest coś, o czym marzyłem i co się spełniło" – wyznał. Jak zapewniał, miał w życiu "dużo szczęścia, bo stykał się z prawdziwymi autorytetami".

"Zaczynałem wśród muzyków, którzy grali w krakowskiej Operze i Operetce, potem w +Symfonii+ Polskiego Radia. Stykałem się ze wspaniałymi ludźmi z tej branży. Grałem pod batutą Stanisława Wisłockiego, Jerzego Maksymiuka czy Kazimierza Korda. Miałem przyjemność zetknąć się w swoim młodym życiu ze środowiskiem studenckim. Pierwszą płytę nagrałem z Markiem Grechutą i zespołem Anawa. Potem była Piwnica pod Baranami, Ewa Demarczyk i Piotr Skrzynecki oraz całe to środowisko. Świetni kompozytorzy: Stanisław Radwan, Zygmunt Konieczny, Andrzej Zarycki" – wspominał w wywiadzie dla PAP.

Reklama

Jego twórczość została doceniona licznymi nagrodami, m.in. medalem Zasłużony Kulturze "Gloria Artis" i odznaką Honoris Gratia. Był również laureatem Fryderyków.

Podziel się cytatem

Nie zdążył wystąpić na koncertach "Mój jubileusz", które planował jesienią 2017. (PAP)

ndn/ jbr/ pj/ itm/ bko/ mwp/

2023-05-22 07:52

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Módlmy się o nawrócenie Gizeli Jagielskiej i innych aborcjonistów

2025-04-18 11:44

[ TEMATY ]

aborcja

Oleśnica

Adobe Stock

"W boga nie wierzę. Jestem Żydówką i do tego ateistką. A zawodowo lekarką - dlatego wykonuje i wykonywać będę aborcje, zgodnie ze wskazaniami i życzeniem kobiet" - napisała w mediach społecznościowych Gizela Jagielska, która zabiła Felka w 9-tym miesiącu ciąży zastrzykiem w serce. Fundacja Pro-Prawo do Życia apeluje o modlitwę za Jagielską oraz innych aborcjonistów, zwłaszcza dzisiaj, w Wielki Piątek, kiedy w Liturgii modlimy się m.in. za Żydów oraz za wszystkich, którzy nie uznają Boga, aby Pan zdjął zasłonę ciemności z ich serc.

Gizela Jagielska jasno definiuje swój światopogląd. Co więcej, otwarcie deklaruje, że będzie wykonywać aborcję na życzenie kobiet. To już się dzieje w Oleśnicy (największym ośrodku aborcyjnym w Polsce) oraz wielu innych szpitalach, gdyż pozwala na to "kompromis aborcyjny" skutkujący złym i wadliwym prawem, które umożliwia zabijanie dzieci na żądanie do końca ciąży.
CZYTAJ DALEJ

Watykan/ Wiceprezydent USA na liturgii Męki Pańskiej w bazylice Św. Piotra

2025-04-18 17:29

[ TEMATY ]

Watykan

Wielki Piątek

Wiceprezydent USA

PAP/ETTORE FERRARI

Wiceprezydent USA JD Vance i jego żona Usha Vance wraz z dziećmi uczestniczą w wielkopiątkowej mszy Męki Pańskiej w Bazylice Świętego Piotra w Watykanie

Wiceprezydent USA JD Vance i jego żona Usha Vance wraz z dziećmi uczestniczą w wielkopiątkowej mszy Męki Pańskiej w Bazylice Świętego Piotra w Watykanie

Wiceprezydent USA J.D. Vance, składający wizytę w Rzymie, przybył w Wielki Piątek z rodziną do bazyliki Świętego Piotra na liturgię Męki Pańskiej. Po raz pierwszy tak wysoki rangą przedstawiciel władz Stanów Zjednoczonych uczestniczy w Watykanie w tym nabożeństwie.

Liturgii przewodniczy jako delegat papieża Franciszka prefekt Dykasterii ds. Kościołów Wschodnich kardynał Claudio Gugerotti.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję