PRZECZYTAJ FRAGMENT KSIĄŻKI NA NASZYM PORTALU
CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI! "Dziennik Więzienny. Uwolnienie Niewinnego"
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Będąc chrześcijaninem, nie postrzegam krzywdzącego wyroku i miesięcy spędzonych w więzieniu jako brutalnego faktu, efektu działań ślepego losu, które nie przyniosą nic dobrego, z wyjątkiem potwierdzenia mojej uczciwości...
W ciszy i marazmie więziennej codzienności podtrzymuje mnie Chrystusowe nauczanie o cierpieniu pięknie objaśnione przez świętego Pawła, chociaż ja nie cierpię głodu, nie jestem źle traktowany ani nawet moje obecne warunki życia nie są specjalnie niewygodne. Ale od czasu do czasu nachodzi mnie pokusa małoduszności; pokusa, żeby czuć się źle potraktowanym, niczym starszy brat w przypowieści o synu marnotrawnym. Myślę niekiedy ze współczuciem o Maryi i Józefie, kiedy wracając z Jerozolimy, odkryli, że Jezus został w mieście, gdzie prowadził teologiczne dysputy z kapłanami w świątyni. Powinien był powiadomić ich i zaoszczędzić im w ten sposób zmartwienia i dodatkowej wyprawy, by go odnaleźć. Tak mi się przynajmniej wydaje...
Reklama
Kiedy kilka dni temu rozmawiałem przez telefon z Timem O’Learym, powiedział mi, że papież emeryt Benedykt wraz z kardynałem Sarahem napisał książkę broniącą celibatu księży. W dzisiejszych wieczornych wiadomościach SBS podano, że Benedykt wycofał swoje nazwisko z tej publikacji, gdyż mogłoby to być postrzegane jako sprzeciw wobec papieża Franciszka. Zacznę od tego, że nie znam wszystkich faktów dotyczących tej sytuacji, ale nie popieram tego typu interwencji ze strony emerytowanego papieża, chociaż prawdopodobnie zgodziłbym się z jego argumentami teologicznymi, jako że sam także opowiadam się za utrzymaniem dyscypliny celibatu duchownych w Kościele rzymskokatolickim. Umacnia mnie to w przekonaniu, że Kościół powinien promulgować stosowne przepisy czy też jasno wyrazić swoje stanowisko w kwestii działań, jakie może podejmować emerytowany następca świętego Piotra. Mógłby to zrobić jedynie papież zastanawiający się nad własną przyszłością. Podstawową rolą papiestwa jest chronienie i umacnianie jedności powszechnego Kościoła katolickiego w oparciu o tradycję apostolską. W Kościele panuje obecnie niepokój, wielu dobrych katolików jest rozczarowanych i skonsternowanych.
Niektóre fragmenty nauczania Chrystusowego są trudne, ciężko za nimi podążać – na przykład nakaz przebaczania w każdej sytuacji, całkowite odrzucenie rozwodów i ponownego wstępowania w związki małżeńskie, ograniczenia nałożone na sferę seksualną. Wszystko to wymaga ofiary i okazuje się opłacalne zarówno dla społeczeństwa, jak i dla jednostki dopiero w dłuższej perspektywie.
Młodzi katolicy, których spotykałem na uniwersytecie lub w seminarium, żałowali niekiedy (choć niezbyt często), że nie urodzili się i nie żyli w czasach przed II Soborem Watykańskim. Lepiej niż wiele innych osób doceniam siłę i wierność typową dla irlandzko-katolickiej Australii (wręcz dla całego ówczesnego świata anglojęzycznego), ale zawsze tłumaczyłem dzisiejszej młodzieży, że przed soborem żyliby w zupełnie innym świecie, w którym jakże wiele spraw obecnie uważanych za oczywiste, nie istniałoby wcale. Spodobałby im się wysoki odsetek praktykujących katolików, jedność wspólnoty, duża ilość kapłanów, sióstr i braci, których można kochać, szanować i od czasu do czasu krytykować, błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem, a także (być może) Msza trydencka itd., itp. Ale... Uczestniczenie w przepięknej Mszy trydenckiej – zwłaszcza gdy jest ona śpiewana i odprawiana poprawnie i z odpowiednią czcią – to jedno, ale wkraczamy tutaj w kompletnie Tydzień 48: Nasze nietypowe położenie 191 odmienny świat, w którym każda Msza (również w małych, podmiejskich i wiejskich parafiach) i wszystkie sakramenty były sprawowane po łacinie; w którym nie było rad parafialnych ani szkolnych; w którym zniechęcano do współpracy ekumenicznej (o ile nie zabraniano jej całkowicie); nie było dialogu międzywyznaniowego; nauczanie na temat seksualności człowieka było iście purytańskie czy wręcz jansenistyczne (w czasach przed rewolucją seksualną lat sześćdziesiątych), a niezamężne matki zachęcano do oddawania dzieci, nie pozwalając im nawet ich widzieć czy tym bardziej potrzymać. Trudno jest porównywać jabłka z pomarańczami – są po prostu inne. I ani przez chwilę nie zaprzeczam, jak wiele utraciliśmy, jak o wiele słabsi jesteśmy obecnie. Moje pokolenie żyło w okresie niespotykanej przemiany religijnej w świecie zachodnim oraz upadku wiary, praktyk religijnych i pobożności niemającym równego sobie w dziejach, chyba z wyjątkiem czasów po rewolucji we Francji w 1789 roku. Także komunistyczny zamach na chrześcijaństwo w Rosji i Europie Wschodniej był inny – niekiedy katastrofalny w skutkach, ale nigdzie nie dokonał się w całej pełni, a w niektórych miejscach (na przykład w Polsce) komuniści zostali ostatecznie pokonani. Również czasy po reformacji w Europie były odmienne – wszak protestanci byli bezwzględnie chrześcijanami, a nie niewierzącymi.
Nawet w tej ostatniej kwestii (odnowy Kościoła) nie pozostajemy jednak bez chrześcijańskiej nadziei, która wszak nie jest tym samym, co zwykły ludzki optymizm. Zakończę cytatem z księdza Kentenicha, założyciela Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi, przysłanym przez jedną z sióstr z Nowego Jorku: Jeśli Bóg chce wykorzystać duszę do swojej szczególnej służby, musi najpierw sprawić, aby była bezużyteczna w oczach ludzkich.