Reklama

A my tak za ojcem

Ukaż mi, Panie, swoją twarz. Daj mi usłyszeć swój głos!

Najważniejsze w moim życiu są relacje. Najpierw ta podstawowa z Jezusem, który mnie powołał i ocalił, i dzięki której nie zginę, ale będę żył. To On pochylił się nad prochem, którym jestem, zauważył go, wyodrębnił i wezwał. Potem - te z ludźmi. To największe bogactwo mojego życia. Ludzie. Konkretni poszczególni ludzie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O. Jan Góra OP

to charyzmatyczny pomysłodawca ogólnopolskich spotkań młodzieży na Lednicy. 8 lutego br. ukończył 60 lat. Z tej okazji w niedzielę 10 lutego w Domu nad Lednicą została odprawiona uroczysta Msza św. pod przewodnictwem bp. Edwarda Dajczaka - ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego. Specjalnie na uroczystość bp Dajczak przywiózł krzyż, przed którym Jan Paweł II modlił się w Wielki Piątek 2005 r., na tydzień przed śmiercią. Drewniany krucyfiks, który ciężko schorowany Papież trzymał w dłoniach, śledząc w swojej kaplicy transmisję telewizyjną Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum, hierarcha nazwał „ikoną zadaną światu”.
Uroczystą liturgię wraz z bp. Dajczakiem koncelebrowali jubilat i biskup pomocniczy archidiecezji gnieźnieńskiej Wojciech Polak oraz kilkunastu kapłanów, w tym współbracia o. Góry z zakonu dominikańskiego. List gratulacyjny nadesłał metropolita gnieźnieński abp Henryk Muszyński, w którego diecezji leży Lednica.
O. Jan Wojciech Góra urodził się 8 lutego 1948 r. w Prudniku na Opolszczyźnie. Do Zakonu Dominikanów w Poznaniu wstąpił w wieku 18 lat. W 1972 r. złożył śluby wieczyste w Krakowie, a dwa lata później przyjął święcenia kapłańskie. W latach 1974-76 był katechetą w Tarnobrzegu. W 1977 r. został duszpasterzem młodzieży w Poznaniu, a 20 lat temu - duszpasterzem akademickim.
O. Góra zasłynął ponad 10 lat temu, gdy nad Jeziorem Lednickim k. Gniezna wybudował stalową bramę w kształcie ryby, która jest znakiem pierwszych chrześcijan. Na organizowane tam co roku na początku czerwca spotkania młodzieży przybywają dziesiątki tysięcy uczestników z kraju i z zagranicy. Spotkaniom tym patronował od początku Papież Jan Paweł II, który kierował do młodych swoje przesłania. Zwyczaj ten przejął także jego następca Benedykt XVI.
Spotkania lednickie nie są pierwszym dziełem o. Góry. Wcześniej zapoczątkował on spotkania studentów na zwykłej łące przy klasztorze w Ustroniu-Hermanicach, potem, w 1992 r. odrodził spaloną przez hitlerowców wieś Jamna na malowniczych terenach nad Dunajcem. W sierpniu organizuje tam uroczystości patriotyczne pod nazwą „Święto Pojednania”. W okolicach Jamnej znajduje się bowiem kilkadziesiąt cmentarzy żołnierzy z czasów I wojny światowej. Spoczywają tam obok siebie młodzi ludzie różnych narodowości i wyznań.
W sanktuarium Matki Bożej Jamneńskiej, na szczycie góry Jamna, o. Góra od kilku lat organizuje sierpniowe spotkania pod nazwą „Zlot Matek Boskich”. Przedstawiciele sanktuariów maryjnych i czciciele Maryi przywożą na to spotkanie różne Jej wizerunki i niosą je w uroczystej procesji.

Odkąd tylko pamiętam, naprzeciwko naszego domu w Prudniku znajdowała się szkoła muzyczna. Od najwcześniejszych lat mojemu codziennemu życiu towarzyszyła muzyka, która wdzierała się do naszego mieszkania nawet przez zamknięte okna. Ale najbardziej pamiętam, jak w wiosenne popołudnia i wieczory z otwartych okien wydobywały się dźwięki wspaniałych i ambitnych utworów. Z piwnic dudniły dźwięki trąb, fagotów i kontrabasów, z parteru niosły dźwięki obojów i klarnetów oraz fortepianów, z pierwszego natomiast piętra frunęły jak gołębie dźwięki skrzypiec i altówek. Ten świat dźwięków porywał mnie i uskrzydlał. Dawał natchnienie, pobudzał marzenia, by wylecieć daleko w świat i szybować w przestworzach. Na marzeniach upłynęło mi dzieciństwo i wczesna młodość. Czar tej muzyki z naprzeciwka był tak przemożny, że nie mając słuchu muzycznego, zapisałem się do szkoły muzycznej i skończyłem ją, sam grając na klarnecie. Było to tak niewiarygodne wydarzenie, że jeszcze do niedawna potrafiłem wstawać pośrodku nocy i sprawdzać w swoich papierach, czy rzeczywiście skończyłem szkołę muzyczną i czy ostatecznie zagrałem ten koncert Dobrzyńskiego z fortepianem, na którym akompaniowała mi pani prof. Matylda Lachman. Sprawdziwszy - wspinając się na najwyższą półkę, gdzie przechowuję dokumenty - że dyplom posiadam, kładłem się z powrotem i błogo zasypiałem. To bardzo ważne, bo na tle tych dźwięków, zdawałoby się rozproszonych, ćwiczebnych i przypadkowych, przebiegało moje życie rodzinne i na ich tle słyszałem pierwsze słowa o miłości i wierze oraz pod ich wpływem serce moje i wyobraźnia napełniały się marzeniami.
Przywołuję to wspomnienie dźwięków dzieciństwa z okazji ukończenia sześćdziesiątego roku życia. To wielka łaska od Pana Boga, że mnie zawezwał i pozwolił iść za sobą. To wielka łaska, że zechciał się mną posługiwać. Jeśli ośmielam się dzisiaj poinformować szersze grono, to po to, aby podziękować Panu Bogu za życie, powołanie, miłość i przyjaźń. Za wszystkie te relacje wzajemności, jakie mnie łączą z wieloma ludźmi. Jest to wdzięczność nie tylko za to, co nas łączy, ale za to, że mam mieszkanie w sercach wielu szlachetnych ludzi.
Kiedy zegar wybija moją własną godzinę, czas pomyśleć nie tylko o sobie, ale i o ludziach, którzy mnie otaczają i którym należy się najzwyklejsze wyznanie wiary. Prosta opowieść o tej pompie wewnętrznej, która mnie napędza i karmi entuzjazmem. O kształcie nadziei, jaka mnie wypełnia. I o miłości… Trzeba się określić, i co jakiś czas uwyraźniać swój wizerunek przed Bogiem i ludźmi, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia.
Otóż wszystko, co w życiu zrobiłem, opiera się na zawierzeniu Jezusowi i wypływa z wiary. Każda cegła położona jest z wiarą w sens tego przedsięwzięcia, każdy gwóźdź wbity z intencją, że ma służyć Bogu i ludziom. Tak było w Hermanicach, tak jest na Jamnej, nad Lednicą, w Poznaniu, i w Polsce. To jest fundament. Punkt odniesienia. Wierzę Kościołowi, który kocham.
Najważniejsze w moim życiu są relacje. Najpierw ta podstawowa z Jezusem, który mnie powołał i ocalił, i dzięki której nie zginę, ale będę żył. To On pochylił się nad prochem, którym jestem, zauważył go, wyodrębnił i wezwał. Potem - te z ludźmi. To największe bogactwo mojego życia. Ludzie. Konkretni poszczególni ludzie. To mój skarb i moje mieszkanie. Tak mieszkam w ich sercach, jak i oni mieszkają w moim. Ludzie - to największy oprócz czasu dar Boży. Dlatego moje serce przepełnia wdzięczność.
Chciałbym dorosnąć i zasłużyć na świętość. Jest to miara Pana Boga, którą On zamierzył dla mnie i dla każdego. Chciałbym zasłużyć na epitafium, jakim współbracia obdarzyli średniowiecznego zakonnika:
Nie obawiał się śmierci,
Bo życie spełnił przed śmiercią.
Nie przerażał go zgon,
Bo umiał żyć pięknie.
I odszedł z tego świata
Nie trzaskając drzwiami!
Przewodnikiem moim jest Chrystus, następnie Bogurodzica Dziewica oraz Jan Paweł II. Im zawdzięczam kształt mojego życia i radosnego kapłaństwa. To Oni karmią mnie entuzjazmem.
Własny jubileusz to wspaniała okazja, by podziękować wszystkim spotkanym na różnych drogach ludziom za miłość, przyjaźń i wzajemność. Za możliwość przemieszkiwania w ich sercach, za możliwość odpoczynku. Mieszkanie w sercach innych ludzi to mój prawdziwy dom na tej ziemi. Iluż ludziom winienem dzisiaj wdzięczność. Nade wszystko jest to okazja, by polecić się ich modlitwom.
A zatem, Kochani moi, niech Pan Jezus będzie nadal obecny na moich drogach. Ale i Wy bądźcie zawsze! Mam jedno pragnienie - być razem z Wami w Chrystusie. Idźmy zatem dalej niesieni miłością Jezusa i otaczających nas ludzi.
I chociaż otacza mnie dzisiaj mnóstwo ludzi i odróżniam muzykę każdego z osobna, to przecież dźwięki z dzieciństwa pozostały niezaspokojoną tęsknotą. I chociaż dźwięki otaczających mnie ludzi są kolejną generacją wyrafinowania, to przecież podstawowymi pozostają te trzy: domu, szkoły i Kościoła - jako punktów organizujących moją przestrzeń w dzieciństwie. To był trójdźwięk, oczywiście, z przewrotami. Idąc za śladem tych dźwięków, poszukuję teraz swojego wiecznego domu, swojego wiecznego zajęcia i swojej wiecznej świątyni. Jestem najgłębiej przekonany, że słuch mnie nie omyli, że jestem na dobrej drodze, że dojdę. Ale gdy już dojdę, czy tam też będzie taka muzyka? Wierzę, że będzie. Że zobaczę przez okno pana Romana Rypniewskiego, który uczył mnie na klarnecie i który zawsze mnie wyłowił, kiedy nie przygotowawszy lekcji, próbowałem niezauważony przemykać się pod oknami naszej szkoły muzycznej w Prudniku. Teraz pójdę śmielej, grając na klarnecie, do którego wróciłem po latach, wskazując drogę tym, którzy pragną iść razem ze mną.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Starajmy się żyć uważnie, czujnie, aby odkrywać dobro

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Mk 9, 38-40.

Środa, 22 maja. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Rity z Cascia, zakonnicy

CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Nepomucen

Niedziela podlaska 20/2001

[ TEMATY ]

święty

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy

Św. Jan Nepomucen urodził się w Pomuku (Nepomuku) koło Pragi. Jako młody człowiek odznaczał się wielką pobożnością i religijnością. Pierwsze zapiski o drodze powołania kapłańskiego Jana pochodzą z roku 1370, w których figuruje jako kleryk, zatrudniony na stanowisku notariusza w kurii biskupiej w Pradze. W 1380 r. z rąk abp. Jana Jenzensteina otrzymał święcenia kapłańskie i probostwo przy kościele św. Galla w Pradze. Z biegiem lat św. Jan wspinał się po stopniach i godnościach kościelnych, aż w 1390 r. został mianowany wikariuszem generalnym przy arcybiskupie Janie. Lata życia kapłańskiego św. Jana przypadły na burzliwy okres panowania w Czechach Wacława IV Luksemburczyka. Król Wacław słynął z hulaszczego stylu życia i jawnej niechęci do Rzymu. Pragnieniem króla było zawładnąć dobrami kościelnymi i mianować nowego biskupa. Na drodze jednak stanęła mu lojalność i posłuszeństwo św. Jana Nepomucena.

Pod koniec swego życia pełnił funkcję spowiednika królowej Zofii na dworze czeskim. Zazdrosny król bezskutecznie usiłował wydobyć od Świętego szczegóły jej spowiedzi. Zachowującego milczenie kapłana ukarał śmiercią. Zginął on śmiercią męczeńską z rąk króla Wacława IV Luksemburczyka w 1393 r. Po bestialskich torturach, w których król osobiście brał udział, na pół żywego męczennika zrzucono z mostu Karola IV do rzeki Wełtawy. Ciało znaleziono dopiero po kilku dniach i pochowano w kościele w pobliżu rzeki. Spoczywa ono w katedrze św. Wita w bardzo bogatym grobowcu po prawej stronie ołtarza głównego. Kulisy i motyw śmierci Świętego przez wiele lat nie był znany, jednak historyk Tomasz Ebendorfer około 1450 r. pisze, że bezpośrednią przyczyną śmierci było dochowanie przez Jana tajemnicy spowiedzi. Dzień jego święta obchodzono zawsze 16 maja. Tylko w Polsce, w diecezji katowickiej i opolskiej obowiązuje wspomnienie 21 maja, gdyż 16 maja przypada św. Andrzeja Boboli. Jest bardzo ciekawą kwestią to, że kult św. Jana Nepomucena bardzo szybko rozprzestrzenił się na całą praktycznie Europę.

W wieku XVII kult jego rozpowszechnił się daleko poza granice Pragi i Czech. Oficjalny jednak proces rozpoczęto dopiero z polecenia cesarza Józefa II w roku 1710. Papież Innocenty XII potwierdził oddawany mu powszechnie tytuł błogosławionego. Zatwierdził także teksty liturgiczne do Mszału i Brewiarza: na Czechy, Austrię, Niemcy, Polskę i Litwę. W kilka lat potem w roku 1729 papież Benedykt XIII zaliczył go uroczyście w poczet świętych.

Postać św. Jana Nepomucena jest w Polsce dobrze znana. Kult tego Świętego należy do najpospolitszych. Znajduje się w naszej Ojczyźnie ponad kilkaset jego figur, które można spotkać na polnych drogach, we wsiach i miastach. Często jest ukazywany w sutannie, komży, czasem w pelerynie z gronostajowego futra i birecie na głowie. Najczęściej spotykanym atrybutem św. Jana Nepomucena jest krzyż odpustowy na godzinę śmierci, przyciskany do piersi jedną ręką, podczas gdy druga trzyma gałązkę palmową lub książkę, niekiedy zamkniętą na kłódkę. Ikonografia przedstawia go zawsze w stroju kapłańskim, z palmą męczeńską w ręku i z palcem na ustach na znak milczenia. Również w licznych kościołach znajdują się obrazy św. Jana przedstawiające go w podobnych ujęciach. Jest on patronem spowiedników i powodzian, opiekunem ludzi biednych, strażnikiem tajemnicy pocztowej.

W Polsce kult św. Jana Nepomucena należy do najpospolitszych. Ponad kilkaset jego figur można spotkać na drogach polnych. Są one pamiątkami po dziś dzień, dawniej bardzo żywego, dziś już jednak zanikającego kultu św. Jana Nepomucena.

Nie ma kościoła ani dawnej kaplicy, by Święty nie miał swojego ołtarza, figury, obrazu, feretronu, sztandaru. Był czczony też jako patron mostów i orędownik chroniący od powodzi. W Polsce jest on popularny jako męczennik sakramentu pokuty, jako patron dobrej sławy i szczerej spowiedzi.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: w Kościele chodzi o przekaz łaski!

2024-05-21 20:35

- Jesteście potrzebni do przekazywania łaski - mówił kard. Grzegorz Ryś do przyszłych diakonów archidiecezji łódzkiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję