Czyżby kryzys wiary u prezydenta największego światowego mocarstwa - George’a Busha? „Houston Chronicle” zauważył, że w ostatnim czasie prezydent bardzo rzadko używa retoryki religijnej, do czego wcześniej przyzwyczaił słuchaczy swoich wystąpień.
Bush znany był ze swojej religijności i bardzo często ją podkreślał. Jest nawróconym metodystą. Podkreślał, że każdy dzień zaczyna od modlitwy i nie brakuje mu czasu na czytanie Pisma Świętego. Więcej! Swoje posunięcia, szczególnie w polityce zagranicznej, usprawiedliwiał niejednokrotnie swoją wiarą. W przypadku wojny w Iraku argumentował, że Bóg chce wolności dla każdego człowieka i dlatego trzeba wyzwolić Irakijczyków spod dyktatury Saddama Husajna.
Teraz Bush nie mówi już tyle o religii. Czyżby oznaczało to kryzys jego osobistej wiary? Politolodzy, których zapytał „Houston Chronicle”, uspokajają. Nie chodzi o kryzys wiary. Bush mówił bardzo często o religii wtedy, kiedy aktualne były tematy odnoszące się wprost do tej sfery, takie jak: badania nad komórkami macierzystymi czy aborcja. Teraz na pierwszym planie są inne sprawy: reforma podatkowa czy finansowanie operacji militarnych.
Zresztą, jak podkreślają niektórzy badacze, z tym powoływaniem się Busha na wiarę nie jest do końca tak, jak opisuje prasa. Jego poprzednik Bill Clinton częściej wspominał Jezusa Chrystusa w swych przemówieniach, choć uchodził za człowieka mniej religijnego.
Wiara jest dla Busha nadal sprawą pierwszorzędną - mówią politolodzy - tyle że w życiu prywatnym, a nie publicznym.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu