Reklama

Opowieści (66)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dawna wieś nie posiadała wodociągów, nie potrzebowano ich tak bardzo jak dziś, ponieważ każdy gospodarz dbał, aby woda w studni była dobrej jakości i czysta, nawet wody płytkie gruntowe nadawały się do konsumpcji, nikomu do głowy nie przyszła myśl, że woda może być zanieczyszczona i nie nadająca się do spożycia dla ludzi oraz inwentarza. Zwierzęta domowe pojono najczęściej w niewielkiej rzeczce albo przepędzano je do rowów melioracyjnych, bądź też kopano na łąkach niewielkie wgłębienia, gdzie zbierała się woda względnie czysta. Nie stosowano wtedy wielu nawozów sztucznych ani oprysków, dlatego wszystkie wody na-dawały się do picia, jeśli nie dla ludzi, to dla zwierząt. Do czerpania wody służyły różne urządzenia własnego pomysłu. Najbardziej popularnym mechanizmem był drewniany wał osadzony na dwóch słupach z zadaszeniem. Do wału zwykle przytwierdzano łańcuch lub konopną mocną linę z wiadrem obciążonym kawałkiem żelaza albo kamieniem. W wielu zagrodach wodę czerpano lekką tyczką nazywaną kulą. Na końcu grubszej części kuli osadzano metalowe okucie z charakterystycznym haczykiem, który utrzymywał bezpiecznie wiadro. Tylko nieliczni gospodarze posiadali urządzenie do czerpania wody zwane żurawiem. Obok cembrowiny wkopywano słup, najlepiej dębowy, który na samej górze musiał być rozwidlony i wyglądał jak rosochate drzewo. W tym specjalnie przygotowanym rozwidleniu umieszczano poprzeczkę, także drewnianą, wykonaną w ten sposób, aby jeden koniec był grubszy i cięższy, czasem dodatkowo obciążano go jakimś żelastwem. Do lżejszego końca przytwierdzano drewnianą tyczkę, podobną do omawianej już kuli, zakończoną żelaznym hakiem, do której przytwierdzano wiadro. Całość wysoka na jakieś cztery metry, w kształcie litery "T", wyglądała bardzo dostojnie i imponująco, przypominała naprawdę dziób żurawia, stąd też nazwa " żuraw". Konstrukcja taka była niewątpliwie wielkim udogodnieniem dla ludzi.

Za lasem niedaleko sąsiedniej wioski między polami i łąkami znajdowała się niewielka murowana kapliczka. W gąszczu starych drzew wyglądała jakby zagubiona i zapomniana przez ludzi. Rzeczywiście, z dala od wioski robiła wrażenie samotnej i opuszczonej, ale jeśli ktoś przychodził na miejsce, to mógł się przekonać, że tak nie było, że ludzie tu przychodzili i to dość często. Kapliczka kryła wewnątrz swój największy skarb, a mianowicie duży naturalnej wielkości kamienny emaliowany posąg św. Marii Magdaleny. Święta klęczy ze złożonymi rękami, oparta na ludzkiej czaszce, symbolu Golgoty. Symbole te są nawiązaniem do Ewangelii, bo to przecież Maria Magdalena stała pod krzyżem, gdy Jezus umierał, a w dzień zmartwychwstania przyszła do grobu, aby namaścić Jego ciało. Nikt nie wie, kiedy zrodził się tutaj kult Świętej. Z licznych legend, z przekazów i ze stylu posągu można domyślać się, że trwa od wielu wieków i od dawna ludzie tu przychodzą, modląc się w różnych intencjach. Samo miejsce jest także bardzo tajemnicze, ponieważ wygląda jak starożytny amfiteatr wykonany jednak siłami natury. Kapliczka została zbudowana w samym środku dna niewielkiej niecki o mokrym i torfiastym podłożu. Od niej teren łagodnie się podnosi, dochodząc do pobliskich pól i tworząc naturalny amfiteatr. Niewielką świątynię otacza jeszcze dość głęboki rów odprowadzający nadmiar wody deszczowej oraz z bijących tu źródeł. Jedno źródło znajduje się w samej kapliczce, drugie, naprzeciw wejścia w odległości jakieś 50 metrów.

Przed wejściem i za kapliczką znajdują się dwa niewielkie wzniesienia. Na jednym zachował się piękny metalowy krzyż wykonany w stylu łacińskim, z napisem "INRI", osadzony w młyńskim kamieniu. Dawniej na wzniesieniu przed wejściem stał jeszcze drewniany krzyż z ukośną belką, pochodził z czasów, gdy obiekt ten był we władaniu prawosławnych. Od wieków do tego miejsca i do tych źródeł przychodzili pielgrzymi, aby za wstawiennictwem św. Marii Magdaleny uprosić u Boga łaskę zdrowia dla siebie i najbliższych. Najbardziej proszono o uzdrowienie oczu, głowy oraz nóg i rąk zaatakowanych reumatyzmem. Chorzy czerpali wodę ze źródeł, które zostały obudowane betonową cembrowiną, następnie pili albo przemywali oczy czy gardło. Cierpiący na bóle głowy zanurzali w wodzie kawałki płótna i przykładali je na bolące miejsca, tak jak robi się lecznicze kompresy. Wielu ludzi twierdziło, że choroba ustępowała. Z nakazu władz i ze względu na bezpieczeństwo modlących się ludzi zamurowano studnię i źródło znajdujące się w samej kapliczce. W niedzielę po 22 lipca do tego miejsca zawsze ściągają rzesze ludzi z różnych stron na odpust ku czci św. Marii Magdaleny. Liturgia Mszy św. sprawowana w takiej scenerii ma niepowtarzalny charakter. Pielgrzymi uczestniczący w uroczystościach odpustowych stoją wyżej niż kapłan odprawiający Mszę św. Liturgiczne śpiewy mieszają się ze śpiewem ptaków oraz odgłosami ze straganów odpustowych. Jedna z licznych legend głosi, że to miejsce na nocleg wybrał sam król Jan Kazimierz, gdy szedł z wojskiem na bitwę pod Beresteczko (1651) . Główne siły polskie poszły inną drogą, król zatrzymał przy sobie tylko niewielki oddział. Rozstawiono warty, żołnierze spali, tylko król długo modlił się w swoim namiocie przed cudownym obrazem Matki Bożej Chełmskiej. Po modlitwach udał się na spoczynek, w czasie snu miał jakby wizję, że jego obóz został otoczony przez wojska Chmielnickiego, że grozi jemu i załodze śmiertelne niebezpieczeństwo. Zobaczył też postać jakiejś świętej obchodzącej obóz polski. Rozpoznał, że była to św. Maria Magdalena - płacząca pokutnica.

Zapytał król: - Dlaczego płaczesz, przecież jesteś teraz w niebie?

Święta odpowiedziała: - Płaczę, bo ludzie tak okrutnie się mordują i tak strasznie grzeszą. Za nich muszę pokutować. Ty, pobożny Królu, natychmiast wstawaj, bo jeśli tego nie zrobisz, to zginiesz sam i twoje wojsko.

Zapowiedziała też zwycięstwo Polski w tej strasznej wojnie. Jan Kazimierz obiecał w tym miejscu wybudować kapliczkę. Święta obeszła jeszcze raz polski obóz; droga, którą przebyła, zmieniła się w głęboki rów, a jej łzy w dwa bijące źródła.

Wojsko królewskie przeszło bez żadnych problemów, bo okryła je mgła rzucona przez Świętą. Na pożegnanie Maria Magdalena powiedziała: - Okolice te i ludzie tutaj mieszkający oraz pielgrzymujący do tego miejsca będą pod moją szczególną opieką dopóty, dopóki utrzymają kapliczkę i będą tutaj przychodzić. Po zwycięstwie Król dotrzymał słowa i zbudował niewielką drewnianą kapliczkę, powierzając ją katolikom obrządku wschodniego, czyli unitom. Przyszła mu też do głowy "dobra myszl" i postanowił założyć wioskę, nazywając ją Dobromyśl. Po roku 1875 kapliczkę i to miejsce przejęli prawosławni, a po II wojnie ponownie katolicy. ("Wioska i kapliczka znajduje się w powiecie chełmskim i gminie Siedliszcze n. Wieprzem").

Odpust ku czci Świętej nie kończył się na samym nabożeństwie. Po Sumie ludzie szli do stojących wokół straganów, aby kupić jakąś pamiątkę. Młodzi, a czasem także starsi, szli na wiejską zabawę zorganizowaną w pobliżu remizy strażackiej. Miejsce do tańców ozdabiano ładnymi brzózkami, na trawniku ułożono drewnianą solidną podłogę, a na podwyższeniu przygrywała orkiestra dęta złożona z kilku miejscowych muzykantów. Dawniej tańce odbywały się w sali dużej murowanej remizy, ale zrezygnowano z tego, gdy ktoś zrobił uczestnikom zabawy brzydki kawał. Rozsypał między tańczącymi proszek papryki tej najbardziej piekącej. Gdy tańczący zaczęli się pocić, skończyła się też zabawa, bo piekąca papryka zrobiła swoje i ku wielkiemu zdziwieniu chłopców wymiotła wszystkie dziew-czyny. Antek Tyka nie potrafił się bawić, ale potrafił solidnie narozrabiać. Po wypiciu jakiegoś alkoholu stawał się bardzo "odważny" i wszystkich zaczepiał. Czasem z tego powodu dostał po głowie i tak kończył swoje występy. Kiedyś dobrze pijany postanowił wrócić do domu. Pomylił jednak kierunek i zamiast do swojej chałupy wlazł do kapliczki i ułożył się do snu na dywaniku tuż przed ołtarzem. Zasnął bardzo szybko kamiennym snem. Gdy nad ranem obudził się bardzo zziębnięty i sztywny, zobaczył, że obok niego palą się świece i stoi krzyż. Gdy podniósł głowę, ujrzał jeszcze trupią czaszkę z posągu św. Marii Magdaleny. Widok ten przeraził go do tego stopnia, że uciekał i wrzeszczał: - Boże, już nigdy! Naprawdę nigdy! Tylko zlituj się, bo ja nie chcę do piekła!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV do Polaków: ofiarujcie różaniec w intencji pokoju

2025-10-01 11:48

[ TEMATY ]

audiencja

Leon XIV

Vatican Media

Proszę was, byście w tym miesiącu codzienny różaniec ofiarowali w intencji pokoju. Niech wam towarzyszy opieka świętych Aniołów Stróżów! - wskazał Ojciec Święty podczas środowej audiencji generalnej. Zwrócił się także do pielgrzymów z diecezji włocławskiej, którzy w tych dniach pielgrzymują do Rzymu z okazji Jubileuszu 2025.

„Serdecznie pozdrawiam Polaków, a zwłaszcza pielgrzymów z diecezji włocławskiej z ich biskupem diecezjalnym i biskupem pomocniczym seniorem. Proszę was, byście w tym miesiącu codzienny różaniec ofiarowali w intencji pokoju. Niech wam towarzyszy opieka świętych Aniołów Stróżów! Z serca wam błogosławię!”.
CZYTAJ DALEJ

W Krakowie więcej uczniów uczęszcza na religię niż edukację zdrowotną

2025-10-02 06:50

[ TEMATY ]

religia

edukacja zdrowotna

religia w szkole

Adobe Stock

Około 33 proc. uczniów szkół w Krakowie będzie chodziło na lekcje edukacji zdrowotnej – wynika z danych urzędu miasta. To mniej niż przewidywały władze samorządowe. Im starsi uczniowie, tym mniejsze zainteresowanie przedmiotem.

To 17 081 uczniów z 51 116 uprawnionych – powiedziała w środę PAP dyrektor Wydziału Edukacji i Projektów Edukacyjnych w Urzędzie Miasta Krakowa Magdalena Mazur.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję