Reklama

Napoleon w Głogowie

Od kilku lat dużym zainteresowaniem cieszy się w Głogowie tzw. turystyka fortyfikacyjna. Związane jest to przede wszystkim z okazjonalnym - póki co - udostępnianiem zwiedzającym części obiektów dawnej twierdzy, jakie ocalały w tym nadodrzańskim mieście. Ciekawość wzbudza zwłaszcza jej burzliwa historia z pierwszej części XIX wieku, nad którą wciąż unosi się cień Napoleona…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Od czasów Piastów głogowski gród wzniesiony nad Odrą z racji strategicznego położenia nie miał zbyt wielu spokojnych lat w swojej historii. Dzielił on dramatyczne losy zasobnej ziemi śląskiej, która zawsze była łakomym kąskiem dla kolejnych królów, cesarzy czy książąt. Istniejące od XIII wieku miasto przekształcone zostało w twierdzę w 1630 r. Fakt ten nie tylko utrudnił życie mieszkańców Głogowa, ale też zahamował jego rozwój. Z biegiem czasu miasto obrosło wszelkiego rodzaju umocnienieniami, w tym murami, bastionami czy fosami, w swoisty sposób ściskającymi je i zamykającymi niczym w klatce. Wybuchające wojny przynosiły śmierć i pożogę.
I choć z początkiem XX wieku Głogów przestał pełnić rolę twierdzy, zaczynając rozbudowywać się poza linię dawnych fortyfikacji, to jednak w ostatecznym, historycznym rozrachunku w XX wieku okazało się, że za swoje położenie i znaczenie przyjdzie miastu i głogowianom zapłacić najwyższą cenę. Zamienione przez Niemców w czasie II wojny światowej ponownie w twierdzę - „Festung Glogau” (od 1944 r.), w wyniku ciężkich walk w 1945 r. między hitlerowcami a armią sowiecką, miasto to zostało zniszczone w ok. 90%. Po tym zrujnowaniu odbudowywane jest do dziś…

Między wykładami a wagarami

Reklama

Współcześnie na fali mody na turystykę fortyfikacyjną wzrosło również zainteresowanie historią głogowskiej twierdzy oraz ocalałymi obiektami będącymi częścią dawnych umocnień. Zaczęto organizować przedsięwzięcia mające na celu przybliżenie dziejów miasta pod kątem jego militarnego znaczenia (dotąd często kojarzonego głównie ze słynną obroną z 1109 r.), w tym np. wykłady, rekonstrukcje historyczne czy sporadyczne zwiedzanie niektórych elementów fortyfikacji. Wreszcie w Głogowie powstało stowarzyszenie skupiające miłośników tej tematyki, pojawiły się też publikacje, a twierdza „zagościła” w mediach.
Jednym z popularniejszych projektów upowszechniających dzieje głogowskiej twierdzy są akcje „Zima w twierdzy” i „Lato w twierdzy”. Gromadzą one wielu zwiedzających, pragnących zajrzeć do - na co dzień niedostępnych - obiektów dawnych fortyfikacji. Bodaj w zeszłym roku pojawiła się również, niewolna zresztą od kontrowersji, nowa inicjatywa skierowana głównie do młodzieży: „Wagary w twierdzy” (organizowana w związku z pierwszym dniem wiosny).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Cesarz

W powyższym kontekście „powróciła” też do Głogowa postać cesarza Francuzów - Napoleona Bonaparte. Postać historyczna, która wciąż budzi zainteresowanie i emocje. Współcześnie ciekawą miarą skali jego znaczenia w dziejach oraz zainteresowania jego losem jest fakt, że po wpisaniu „Napoleon Bonaparte” w popularną wyszukiwarkę internetową szybko uzyskujemy aż 7 940 000 wyników…
Wracając jednak do historii Głogowa, trzeba odnotować, że miasto to było w rękach wojsk francuskich w latach 1806-14, a cesarz Napoleon przebywał w tej nadodrzańskiej twierdzy trzykrotnie w okresie między 1807 a 1812 r. Pierwszy raz (1807 r.) jako pyszny zwycięzca, lekceważąco odnoszący się do pokonanych Prusaków. Powtórna wizyta natomiast warta jest odnotowania zwłaszcza ze względu na „wątek” polski. Jak opisał to Janusz Chutkowski: „Drugi raz cesarz odwiedził Głogów 30 maja 1812 r. o godz. 3 rano. Drogę, którą przybył, iluminowano latarniami. Na miejscu witali go wysłannicy księcia warszawskiego Fryderyka Augusta: Józef Wybicki i minister Ignacy Sobolewski. Wybicki wygłosił piękne przemówienie do «władcy przeznaczeń Europy»” (za: „Dzieje Głogowa”, 1991).

Kosztowni „goście”

Reklama

A co z trzecią wizytą Napoleona w Głogowie? Ta również miała miejsce w 1812 r. Cesarz przybył do tego miasta 12 grudnia, ale już dyskretnie. Pod osłoną ciemności i z fałszywym nazwiskiem. Wycofując się czy raczej uciekając. Był krótko, a dzwony tym razem milczały.
Napoleoński epizod i krótki, francuski rozdział w dziejach tego miasta - które ponownie wróciło w 1814 r. w pruskie władanie - w ostatecznym rozrachunku nie przyniosły mu niczego dobrego. Cały ten okres z perspektywy ówczesnych mieszkańców najlepiej chyba charakteryzuje na kartach swojego albumu historycznego zatytułowanego: „Twierdza Głogów. Czasy wojen napoleońskich 1806-1814” (Oświęcim 2011) Jarosław Helwig, pisząc, że po walkach i kapitulacji twierdzy w 1806 r., „(…) oddech wolności, którym się zachłysnęli po wyjściu z piwnic swoich domów, bardzo szybko zmienił się w przygnębienie i bezradność, spowodowane kwaterunkiem obcych wojski i kontrybucjami”. Jak podaje Helwig, w latach 1806-09 pobyt francuskiego wojska w tym mieście obciążył głogowian na horrendalną kwotę 1 225 458 talarów.

Niełatwa historia

Trzeba jeszcze wspomnieć, że przez Głogów w czasie panowania francuskiego przewijali się też polscy żołnierze. Ze znanych postaci polskiej historii oprócz wspominanego wcześniej Wybickiego w tamtym czasie zawitał do miasta również gen. Jan Henryk Dąbrowski. Jednak Napoleon a sprawa polska to zagadnienie wymagające oczywiście osobnego potraktowania.
W powyższym kontekście (zarówno dawnych dziejów miasta, jak i jego współczesności) warto postawić dziś pytanie o to, w jaki sposób prezentować ten fragment historii miasta? Głogów w latach 1806-14 stał się poniekąd elementem dramatycznej, wojenno-politycznej gry Prus, Rosji, Austrii i Francji, a więc de facto trzech zaborców Rzeczypospolitej i państwa Napoleona, tego - dla tak wielu Polaków - władcy (jak się okazało płonnych) nadziei.
Niestety, dziś w Głogowie często snuje się dziwne opowieści o „naszej” (sic!) twierdzy, a jednym z jej bohaterów pozostaje właśnie Napoleon. W dużym uproszczeniu, problemem jest nie tylko pomijanie dziejowej refleksji, zwłaszcza z (wydawałoby się oczywistej) perspektywy historii Polski, ale również z perspektywy losów samego miasta i jego mieszkańców (przez pobyt wojsk francuskich, jak pisze Helwig, Głogów np. o mało nie zbankrutował).

Pamiętamy

I jeszcze jedno. Spójrzmy na koniec na Napoleona Bonaparte z perspektywy historii Kościoła katolickiego. Znakomity włoski publicysta Vittorio Messori w swojej książce „Czarne karty Kościoła” (Katowice 1998) nie pozostawia złudzeń: „Być może żaden despota tak bardzo nie prześladował Kościoła jak Bonaparte, ani też w sposób bardziej obsesyjny nie starał się go zniszczyć, a kiedy tego nie osiągnął, próbował z niego uczynić poczwarkę instrumentum regni (łac. narzędzie władzy - przyp. red.). Pius VI, pozbawiony wszystkich swoich dóbr, umarł jako więzień Francji w 1799 r. i wydawało się wówczas, że niemożliwy będzie wybór następcy. «Pius Szósty i ostatni!» - krzyczał canaille (fr. motłoch - przyp. red.). Pius VII, wybrany po burzliwej debacie kardynałów, którzy zdołali się zabrać w Wenecji, większą część swego pontyfikatu spędził w więzieniu. Jego droga naznaczona była groźbami, odosobnieniem i oszustwami aż do tego stopnia, że musiał być świadkiem niszczenia Kościoła. Używano wobec niego wszelkich dostępnych środków przemocy i poniżenia, którym kres położyła dopiero śmierć tyrana”.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Sędzia Piotr Andrzejewski: trwa batalia o prawo do uciekania się do Chrystusowej wizji świata

2025-10-01 10:23

[ TEMATY ]

Trybunał Stanu

sędzia

Piotr Andrzejewski

Chrystusowa wizja świata

youtube.com/@polsatnewsplofc

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Sędzia Piotr Andrzejewski, który podczas głośnego posiedzenia Trybunału Stanu w sprawie immunitetu przewodniczącej Małgorzaty Manowskiej dyscyplinował innych sędziów, w rozmowie z dziennikarzem portalu niedziela.pl powiedział, że obecnie trwa batalia o obecność światopoglądu tożsamościowego związanego z zakotwiczeniem polskiej kultury i cywilizacji w Kościele Katolickim.

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Joachim Badeni OP, mistyk – 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka

2025-10-01 17:09

info.dominikanie.pl

Ojciec Joachim Badeni OP – człowiek modlitwy, mistyk– 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka dzięki książce „Amen. O rzeczach ostatecznych”. Osoby, dla których był przewodnikiem, dziś mogą pomóc w przygotowaniach do jego beatyfikacji, dzieląc się osobistymi świadectwami wiary, łask i spotkań z dominikaninem.

W tym roku minęło 15 lat od śmierci znanego i kochanego przez wielu dominikanina, ojca Joachima Badeniego – cenionego kaznodziei, duszpasterza i mistyka. Urodził się w arystokratycznej rodzinie i ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję