Reklama

„Świadectwo życia nauczyciela”

Ks. prof. dr hab. Jan Śledzianowski - wieloletni pracownik naukowy Wydziału Pedagogiki (kieleckiej WSP, potem Akademii Świętokrzyskiej, a obecnie Uniwersytetu Jana Kochanowskiego), z ogromnym dorobkiem naukowym, zawsze stara się podejmować ważkie tematy z zakresu pedagogiki, rodziny, uzależnień, odpowiadając na najistotniejsze wyzwania społeczne. Jest założycielem licznych organizacji charytatywnych i stowarzyszeń katolickich w diecezji oraz przyjacielem wielu środowisk. Laureat licznych nagród, wyróżnień i odznaczeń państwowych

Niedziela kielecka 45/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ksiądz Śledzianowski, syn Romana i Emilii z Ozimkiewiczów urodził się 3 czerwca 1938 r. w miejscowości Myślin - w woj. mazowieckim. Myślin leży wśród łąk i mokradeł nad rzeką Wkrą, między Sierpcem a Mławą, (w gminie i parafii Bieżuń). Bieżuń długą i szacowną historię łączy z książętami mazowieckimi, którzy stawiali tutaj w średniowieczu, jak głoszą najstarsze podania, warownie obronne. Największym dobrodziejem Bieżunia, który ufundował również kościół parafialny, był późniejszy właściciel tych dóbr - Andrzej Zamoyski. Oczynszował chłopów i pozwolił im swobodnie pracować na roli. Rodzice ks. Jana, wywodzący się z zaściankowej szlachty, gospodarowali w 20-hektarowym majątku.

Naznaczony przez wojnę

Reklama

Ks. Jan Śledzianowski reprezentuje pokolenie wojny. W jego wczesnym dzieciństwie skumulowało się całe jej okrucieństwo, nie mające miary i końca. Trudno jest mówić o takim dzieciństwie, kiedy przed oczyma ma katowanych przez żandarmów niemieckich niewinnych kolegów, którzy wypuścili z łańcuchów psy, ot tak, dla zabawy. Czasem, wieczorem powraca myśl o nieodłącznym towarzyszu wojny - lęku - wyrywającym serce z małej piersi, paraliżującym wszystkie członki ciała, podobnie jak o wszechobecnej wtedy śmierci - wyrytej na bladej jak papier twarzy zabitego przez Niemców młodego Zenka; o drzewie, na którym zawisło trzynastu mężczyzn z okolicy, ukaranych dla przykładu przez żandarmów czy o poukładanych rzędami w kościele dziesiątkach sosnowych trumien, zawierających doczesne szczątki zabitych w egzekucjach. Na trzydzieści parę domostw Myślina zginęło 56 mieszkańców. Kto wyrazi ból tych, co zostali? Ks. Jan pamięta szeptane nocą przez matkę pacierze za swoje pięcioro dzieci i ich ojca, który cudem uciekł z więzienia w Olsztynie, za pomordowanych i za oprawców i prześladowców…, smak rozgotowanego zboża zbieranego ukradkiem przed okupantem po polach, bo nie było chleba, rewizje, prowadzonych na śmierć, torturowanych za nic. Gehenna wojny nie zniekształciła w ludziach odruchów serca. W rodzinnym domu Jana znalazło schronienie kilka osób w potrzebie - nie tylko najbliżsi krewni matki, ale i ich znajomi - wysiedleni przez Niemców.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dziecko kułaka

Wiadomość o zakończeniu wojny wszyscy w Myślinie i Bieżuniu przyjęli z wielką radością. Mieszkańcy patrzyli na maszerujących na zachód żołnierzy radzieckich i uciekających w popłochu Niemców. Myślano, że nadchodzi wyzwolenie. Wkrótce okazało się inaczej. Ciężar nowej niewoli odczuwali po wojnie zwłaszcza patrioci i gospodarze - w oczach Stalina i komunistycznych władz - kułacy, którym należy nałożyć przymusowe dostawy, pozbawić majątku i upokorzyć. Ojciec, który przeżył ciężkie lata okupacji, w czasach stalinowskich znalazł się w więzieniu. Jan, syn kułaka, był piętnowany za pochodzenie. Tę dyskryminację odczuwał, pokonując pieszo cztery kilometry do szkoły w Bieżuniu. Kiedy wylewała Wkra, z czterech robiło się sześć kilometrów… - O tym żebym miał kanapkę do szkoły, nie było mowy. Przymusowo oddawaliśmy niemal całe mleko od dwu krów, zostawało niewiele. Chleb tylko rano - 2 kg na rodzinę, cukier - ćwierć kilko na rodzinę, ale tylko na święta, braki były wszędzie - opowiada.

Kleryk kieleckiego Seminarium w wojsku

Reklama

Myśl o kapłaństwie przyszła w 1948 r., po misjach parafialnych. Jan wybrał Liceum Ogólnokształcące im. św. Stanisława Kostki w Płocku. Ponieważ była to szkoła diecezjalna i prywatna, nie miała praw państwowych, dlatego klasę 11. i maturę złożył w LO w Staroźrebach pod Płockiem. Po maturze wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. Studia w kieleckim Seminarium były czasem formacji duchowej i intelektualnej, przerwanej obowiązkowym poborem do wojska. Nie on jeden musiał założyć mundur. Był na trzecim roku, kiedy został posłany do Bartoszyc, do kościuszkowców. - Wojsko mnie „rozminowało”, to znaczy szeroko otwarło na ludzi - mówi. W strukturach wojskowych trafiałem na różnych ludzi, jednak dzięki temu nauczyłem się szanować każdego człowieka. Każdy ma w sobie godność - podkreśla. Oczywiście nie był to łatwy okres - spartańskie warunki, codzienna musztra, wyczerpujące ćwiczenia, a do tego stosowana z premedytacją przekora wojskowych, próbujących łamać różnymi technikami morale szeregowców, np. w piątek na śniadanie, obiad, kolację - obowiązkowo mięso. Jan notorycznie odmawiał. Po odbyciu służby chłonny, młody umysł pozwolił mu na nadrobienie zaległości.

Ku przestrodze i pojednaniu

Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk bp. Czesława Kaczmarka w 1963 r. Ks. Jan doświadczenie zdobywał jako wikariusz w Książu Wielkim, później w l. 1965-1969 w Miechowie. Tutaj napisał książkę pt. „Ona była taka”, będącą czymś więcej niż wspomnieniem dziecka z czasów okupacji. Autor - naznaczony okrucieństwem wojny, świadek makabrycznych zbrodni hitlerowskich, wraca do swojego dzieciństwa raz jeszcze, by dać świadectwo prawdzie. Jest głosem, który przemawia w imieniu zamordowanych mieszkańców ziemi mazowieckiej, poległych w egzekucjach młodzieńców, osieroconych dzieci, skamieniałych z bólu matek. Pokazuje, że ziemia na Mazowszu, jego mała ojczyzna, już nigdy nie będzie taka sama. Jednocześnie książka niesie przesłanie pozytywne, wskazuje szansę na budowę świata opartego na miłości i przebaczeniu. Książka ukazała się pod pseudonimem Radzikowski w „Znaku” w 1968 r. Drugie jej wydanie - nakładem Wydawnictwa „Jedność” w 2009 r. - z nazwiskiem ks. Śledzianowskiego.

Duszpasterz młodych na „pełny etat”

Reklama

W 1969 r. bp Jaroszewicz mianował ks. Jana duszpasterzem młodzieży akademickiej. Pracował na „pełny etat”. Na jego konwersatoria z zakresu społecznej nauki Kościoła, problemów małżeństwa i rodziny, etyki i moralności przychodziło wielu młodych z Wyższej Szkoły Nauczycielskiej, z Wyższej Szkoły Inżynierskiej, szkół pomaturalnych, szkoły pielęgniarskiej i innych. W ciągu tygodnia przez duszpasterstwo przewijało się od 300 do 400 osób. Byli podzieleni na grupy. W centrum była formacja duchowa z niedzielną Mszą św. - najpierw w kościele Świętej Trójcy, potem także w kościele św. Wojciecha. W niedzielę zazwyczaj zabierał młodych na rajdy w Góry Świętokrzyskie, maszerowali ze Świętej Katarzyny na Święty Krzyż, czasem szli nocą z pochodniami. Stworzył środowisko ludzi, którzy chcieli być ze sobą. Tak było przez cztery lata. W 1973 r. otrzymał funkcję duszpasterza młodzieży pozaszkolnej. Dwa razy w roku organizował dekanalne dni skupienia. Ponadto pomagał prowadzić działania w duszpasterstwie rodzin, za które odpowiadał ks. dr Marian Gosek. W 1977 r. bp Jaroszewicz polecił mu funkcję ojca duchownego kleryków w kieleckim Seminarium, wcześniej był ich spowiednikiem. W l. 1973-1995 pełnił również funkcję referenta ds. patologii, alkoholizmu, narkomanii. W stanie wojennym był diecezjalnym duszpasterzem rodzin, kobiet, mężczyzn oraz członkiem KEP ds. Trzeźwości i Podkomisji ds. Duszpasterstwa Kobiet. W 1982 r. bp Stanisław Szymecki powierzył mu duszpasterstwo ogólne. Ks. Jan zawsze wykazywał dużą troskę o człowieka i rodzinę, pochylał się również nad ludzkim nieszczęściem i biedą. Dowodem tego są założone przez niego organizacje - Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta w Kielcach (1985). Jego prezesem był do 1993 r. Dom Samotnej Matki - w Łukowej, następnie w Wiernej, Schroniska dla Bezdomnych Mężczyzn w Miechowie (1991). i w Kielcach (1994). Założył również Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Kieleckiej, a w1995 r. - Polski Związek Kobiet Katolickich oraz Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy.
Równocześnie z pełnionymi obowiązkami duszpasterskimi w latach 70. kontynuował studia na KUL. W 1976 r. - obronił pracę magisterską i tuż po obronie, za namową ks. prof. Piotra Poremby, rozpoczął seminarium doktoranckie. W 1981 r. obronił doktorat, a w 1989 r. uzyskał stopień doktora habilitowanego. Pracę naukową rozpoczął od wykładów z etyki na Wydziale Pedagogicznym kieleckiej WSP w 1991 r. Przez długie lata kierował Zakładem Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji na Wydziale Pedagogiki, w którym pracował od 1993 r. do 2009 r. W tym czasie wypromował aż 317 magistrów. Obok pracy w WSP (dziś UJK) stale współpracował z różnymi uczelniami i ośrodkami naukowymi w Polsce m.in.: w Lublinie, Wrocławiu, Krakowie, Katowicach, Bydgoszczy i innych miastach. „Ks. Profesora można podziwiać i naśladować szczególnie w aspekcie Jego niezłomnej wiary, nadziei i miłości Boga i ludzi. Dla współczesnego świata wartość pedagogicznego zaangażowania mierzona jest świadectwem życia nauczyciela” - napisał w imieniu wszystkich wdzięcznych współpracowników i uczniów ks. Jana, ks. Mieczysław Rusiecki.

Trzyma rękę na pulsie

Reklama

Tematyka badań Księdza Profesora zawsze odpowiada aktualnym problemom i wyzwaniom społecznym. - Staram się mieć rękę na pulsie - tłumaczy. Wiarygodne próby badawcze, prowadzone przy dużym zaangażowaniu studentów na przynajmniej tysiącu osobach, mogą być reprezentatywne dla obszaru całej Polski, a uzyskane wnioski, analizy, diagnozy są cenne dla socjologów, prawników, a nawet rządzących. W 2000-2001 r. przeprowadził badania na temat uzależnień wśród młodzieży gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej, wykorzystując ankietę szwedzką. Badania te okazały się największymi w Unii Europejskiej (przebadano 5899 osób). Inne z przeprowadzonych badań na grupie 1615 gimnazjalistów pokazywały, jak reforma edukacji wpłynęła na eskalację problemów wychowawczych w szkole. Bardzo ważne były również badania pokazujące miejsce Ojca Świętego Jana Pawła II w życiu przeróżnych środowisk: nauczycieli, lekarzy, bezdomnych, więźniów. Większość badań znajduje swój finał w publikacji. Swoją jeszcze „ciepłą” książkę rozdawał na międzynarodowej konferencji we Wrocławiu - na 25-lecie Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta w 2006 r. Opracowanie „Zdrowie bezdomnych” zawierało wnioski z badań przeprowadzonych na 1525 bezdomnych z 37 schronisk w Polsce. Streszczenie opracowania przygotowano w kilku językach. 360 egzemplarzy rozeszło się już na sali obrad. Wyrazem jego troski o rodzinę było zainicjowanie w Kielcach konferencji naukowych w ramach Międzynarodowego Dnia Rodziny, ustanowionego przez ONZ na 15 maja. Pokłosiem konferencji jest kilkanaście wydawnictw zawierających wszystkie wygłoszone referaty. Tematy przewodnie konferencji to m.in. „Ojciec w rodzinie”, „Dziecko w rodzinie”, „Jan Paweł II stróżem ludzkiej rodziny” i inne.

Wszystko to łaska Boża

Ks. prof. Śledzianowski jest autorem ponad czterdziestu publikacji zwartych oraz kilkuset artykułów naukowych. Wciąż nad czymś pracuje. Ostatnio zajmuje się problematyką eutanazji oraz osób niepełnosprawnych. Wciąż otrzymuje propozycje wykładów od różnych ośrodków naukowych w Polsce. Obecnie współpracuje z Akademią Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie i Wyższą Szkołą Handlową w Radomiu. Chłonny wiedzy, zachowuje świeżość umysłu i z niespożytą energią oddaje się pracy naukowej, żywo reagując na problemy społeczne. Wakacje są dla niego czasem, kiedy badania, wykresy, statystyczne dane zamieniają się w opracowania… Spod jego pióra wychodzą kolejne publikacje. - Jestem człowiekiem ogromnego niepokoju wewnętrznego. Uspakajam się, kiedy zaczynam pisać - mówi o sobie. Ksiądz Profesor podejmuje trudne i ważne tematy, choćby analizę wydarzeń pogromu Żydów w Kielcach w 1946 r. w publikacji „Pytania nad pogromem”. Od lat dokumentuje też historię Kościoła kieleckiego. Jest autorem biografii bp. Czesława Kaczmarka ujmującej życie, posługę duszpasterską oraz męczeństwo kieleckiego biskupa. Jest ona cennym dokumentem, który obalił komunistyczną propagandę, przez wiele lat szkalującą dobre imię biskupa, a przede wszystkim zadał kłam oskarżeniom z publikacji apostaty ks. Świderskiego.

* * *

- Ja sobie nic nie przypisuję, wszystko to łaska Boża. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia - powtarza za św. Pawłem. O sobie mówi niewiele. Przytulny pokój wypełnia przede wszystkim wielka biblioteka, gromadzona przez długie lata. Książki to jego przyjaciele, ale dużo bardziej ludzie, których spotyka na swej drodze, środowiska, dla których jest duszpasterzem, opiekunem, towarzyszem, przyjacielem. - Ten obraz to pamiątka od pana Szoły - malarza kieleckiego, tutaj - fotografia z wypadu z młodzieżą akademicką w góry, ta, to pamiątka za posługę wśród grupy AA, a ta od więźniów…

W następnym numerze sylwetka stuletniego mjr. Stanisława Parlaka, żołnierza, pedagoga, społecznika

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Sytuacja Kościoła Katolickiego w zsekularyzowanej Europie. Abp Wojda na Konferencji Episkopatów Europy

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda SAC weźmie udział w Zebraniu Plenarnym Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE) w dniach 7-10 października w Fatimie - poinformowało biuro prasowe KEP. Głównym tematem zjazdu będzie sytuacja Kościoła katolickiego w zsekularyzowanej Europie.

Zebranie Plenarne Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE) będzie przebiegało pod hasłem „Jak być uczniami-misjonarzami w zsekularyzowanej Europie”.
CZYTAJ DALEJ

Oto OT.TO w Dobrym Miejscu

2025-10-01 12:04

[ TEMATY ]

koncert

kabaret OT.TO

Dobre Miejsce

Ich występy to niezwykła atmosfera, dużo muzyki i pozytywne wibracje, bez dzielącej Polskę polityki. Już w piątek 3 października w Dobrym Miejscu na Dewajtis koncert Kabaretu OT.TO.

Artyści zaprezentują utwory ze swojej najnowszej płyty “Śpiewam po polsku” – m.in.: “Planeta płonie”, “Radość życia”, “Każdy dzień”. “Daj mi lajka” oraz “Mural Klenczon”. Będzie też przegląd Przyśpiewek Okazjonalnych, którymi ostatnio Kabaret OT.TO podbija Internet, mając milionowe odsłony tych śpiewanych komentarzy rzeczywistości.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję