Reklama

Kościół Obywatelski

„Bóg - tak, Kościół - nie” - stwierdzenie, które mimo sprzeczności w nim tkwiącej, zdobyło niezwykłą popularność. Co stało się ze współodpowiedzialnością za Kościół? Gdzie podział się obraz winnego krzewu i latorośli? Warto powracać do tych pytań i pokazywać przykład tych, którzy w kościele nie tylko bywają, ale prawdziwie są.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wierni, a ściślej świeccy, zajmują miejsce w pierwszych szeregach Kościoła. Dla nich Kościół stanowi życiową zasadę ludzkiej społeczności. Dlatego to oni, i przede wszystkim oni, winni uświadamiać sobie coraz wyraźniej nie tylko to, że należą do Kościoła, ale że sami są Kościołem, to znaczy wspólnotą wiernych żyjących na ziemi pod jednym przewodnictwem Papieża, oraz pozostających z nim w łączności Biskupów. Oni są Kościołem” - te słowa wypowiedział 20 lutego 1946 r. w przemówieniu do nowych kardynałów papież Pius XII. Upłynęło 65 lat od tego przemówienia. Jak wiele zmieniło się w nas na przestrzeni tych lat? Jak widzimy Kościół i jak sami go kształtujemy?

Pieniądze to nie wszystko

Reklama

Kiedy słyszymy o tym, że Kościół jest wspólnotą, za którą jesteśmy odpowiedzialni jako jej członkowie, często myślimy o odpowiedzialności finansowej. Trzeba rzucić na tacę, trzeba wspomóc remont dachu, trzeba dać księdzu kopertę, gdy chodzi po kolędzie. Tymczasem zdaje się, że zapominamy o kwestiach zasadniczych: modlitwie o jedność wspólnoty, ewangelizacji, formacji. To o tym mówi nam św. Piotr w pierwszym ze swoich listów: „wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1P 2, 9). Pieniądze, choć są przydatnym narzędziem dla funkcjonowania wspólnoty, nie są i nie mogą być jej zasadniczym elementem, ani celem działania. Odpowiedzialność za Kościół oznacza więc przede wszystkim odpowiedzialność za innych wierzących, za kształtowanie tej wspólnoty, wzrost wiary, przekazywanie wartości religijnych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Za filarem

Jedno z najbardziej popularnych miejsc w kościele to miejsce za filarem. Wygodne, nierzucające się w oczy, w bezpiecznej odległości. Ale jednak wewnątrz świątyni, a nie poza nią. Warto także w kontekście zajmowanego miejsca podczas liturgii pomyśleć o miejscu zajmowanym w całej wspólnocie Kościoła. Czy zajmuję w niej „pierwsze ławki”, aktywnie włączając się w podejmowane działania, czy raczej stoję „za filarem”, bo wtedy nikt nie wymaga ode mnie zbytnio dużego zaangażowania? A może po prostu wybieram „ławkę przed kościołem”, przysłuchując się, ale jedynie w celu „zaliczenia” wizyty w świątyni? Niemal od razu po odpowiedzi na to pytanie pojawia się kolejna kwestia: dlaczego zajmuję właśnie takie miejsce? Czym spowodowana jest moja aktywność bądź jej brak? Takie rozważania mogą być niezwykle pomocne w przeżywaniu naszej wiary.

Jedność w różnorodności

Reklama

We wspólnocie Kościoła jest miejsce dla każdego. To człowiek sam decyduje, w jaki sposób w niej zaistnieje. Co więcej, dziś istnieje tak wiele możliwości większego zaangażowania się, że naprawdę każdy znajdzie małą wspólnotę, która jemu będzie odpowiadać. Wszyscy zapewne kojarzą Akcję Katolicką, Ruch Światło-Życie, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Radę Parafialną, Żywy Różaniec... Poza tymi najbardziej znanymi funkcjonuje coraz więcej mniejszych wspólnot, które swój początek mają w umysłach ludzi wierzących, świeckich, którzy chcą robić coś więcej, niż tradycyjne minimum. W owej różnorodności panuje jednak przekonanie o jedności w Ciele Chrystusa, czyli we wspólnocie Kościoła. Jedność ta powodowana jest przez wspólny cel, jakim jest, jak pisał Jan Paweł II w posynodanej adhortacji „Christifideles laici”: „odpowiedzialne uczestnictwo w misji Kościoła głoszącego Ewangelię Chrystusa jako źródło ludzkiej nadziei i odnowy społecznej”. Jednym z wielu przejawów budowania obywatelskiego Kościoła jest wspólnota „Sykomora” z Trzebnicy.

Drzewo, z którego widać Jezusa

Sykomora, której nazwę wykorzystała trzebnicka wspólnota, to drzewo, które rosło na terenie Ziemi Świętej w czasach Chrystusa. To właśnie na sykomorę wspiął się mały, grzeszny i znienawidzony celnik Zacheusz, gdy chciał zobaczyć przechodzącego tamtędy Jezusa. Zbawiciel zauważył celnika i zwrócił się do niego po imieniu właśnie wtedy, gdy ten siedział na sykomorze. Drzewo to stało się przestrzenią spotkania grzesznego i samotnego człowieka z Jezusem Zbawicielem. Tu rozpoczął się proces, zakończony słowami Jezusa: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu...”, wypowiedzianymi o całym domu Zacheusza. Wspólnota w Trzebnicy w sensie formalnym istnieje od 20 grudnia 2008. Od tego czasu spełnia zadanie, które wyznaczyli sobie jej pierwsi członkowie: tak, jak ewangelijna sykomora jest miejscem spotkania grzesznych ludzi z Jezusem Zbawicielem, który do każdego człowieka zwraca się po imieniu. Jest miejscem radosnej nadziei na Zbawienie.

Słowo Boże zawsze w centrum

Reklama

Pełna nazwa „Sykomory”, Wspólnota Słowa Sykomora, nawiązuje także do Słowa Bożego. To ono, gdy formował się charakter grupy, stało się najważniejszym punktem każdego ze spotkań. Tak zostało do dziś. Medytacja nad Pismem Świętym odbywa się po odczytaniu Ewangelii na głos - Słowo musi być bowiem nie tylko przeczytane, ale także usłyszane. W rozumieniu i doświadczaniu poszczególnych fragmentów pomaga kapłan. Zasadnicza część spotkania z Jezusem w Jego Słowie odbywa się podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu. Po nim, podczas swobodnej rozmowy, uczestnicy spotkań dzielą się między sobą bogactwem, które zaczerpnęli z danej perykopy.

Ewangelizujmy!

Jednym z największych wyzwań, jakie stoją przed członkami poszczególnych wspólnot, jest ewangelizacja. Papież Paweł VI mówił o tym, że to wyzwanie wynika z obdarowania laikatu zaufaniem ze strony Kościoła. Wspólnota Kościoła, także jej duszpasterze, ufają nam, że zaniesiemy Dobrą Nowinę do miejsc swojej nauki i pracy, że zaszczepimy ją w rodzinie. Tak, jak wiele jest wspólnot wewnątrz Kościoła, tak wiele jest form ewangelizacji i docierania do ludzi niewierzących, wątpiących. Członkowie Wspólnoty Słowa Sykomora za najlepszą okazję do głoszenia Słowa Bożego uważają niedzielną Mszę św. Od kilku lat animują Msze Święte dla młodzieży o godzinie 20.00 w parafii pw. św. Bartłomieja Apostoła i św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy. Ponadto wspólnota obrała sobie za cel docieranie do młodzieży poprzez rekolekcje. To właśnie z inicjatywy Wspólnoty Słowa Sykomora odbyły się w Trzebnicy I Targi Wierności. Takich inicjatyw, choć o mniejszym wydźwięku medialnym, było i jest więcej. Coroczne rekolekcje, jak mówią sami członkowie wspólnoty, to bodaj największy owoc rozważań i medytacji nad Pismem Świętym.

Nie tylko dla singli

Reklama

W postrzeganiu różnego rodzaju wspólnot możemy dostrzec pewien stereotyp: często myślimy, że są one przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, osób samotnych. Tymczasem funkcjonuje całkiem sporo takich grup, których członkowie pracują, zakładają rodziny, wychowują dzieci. Oczywiście trudniej jest połączyć tyle obowiązków z aktywnym uczestnictwem we wspólnocie. Przykłady pokazują jednak, że można. W Sykomorze również jest miejsce dla rodziny. Uczestnicy spotkań (dziś już w większości rodzice) przychodzą na nie właśnie z maluchami. To ważne, by od dziecka mieć kontakt z wiarą i uczyć się jej, patrząc na swoich rodziców. Stąd pomysł na katechizowanie najmłodszych - poprzez zabawę, teatr i spontaniczną modlitwę.

Modlitwa jak klamra

Wszelkie działania wspólnot mają wspólny mianownik: modlitwę. To ona łączy różne rodzaje aktywności i spina całość wspólnoty niczym klamra. Praktyką bardzo popularną jest więc wyznaczenie szczególnego czasu, kiedy członkowie grupy spotykają się na modlitwie. Bywa, że nie mogąc fizycznie być w jednym miejscu, wszyscy modlą się o określonej porze w swoich domach, łącząc się w ten sposób duchowo. Jako chrześcijanie zostaliśmy przez chrzest włączeni do wielkiej misji Kościoła. Wypełniając jedynie obowiązek uczestnictwa w uroczystościach kościelnych i niedzielnej Mszy św. zaniedbujemy okazję do współtworzenia Kościoła i przestajemy być za niego odpowiedzialni. Modlitwa otwiera drogę do głębszego spotkania z Bogiem, do bliższej relacji także z innymi wiernymi.

Wątpliwość

We wspomnianej już adhortacji „Christifideles laici”, w rozdziale 29, czytamy: „W czasach najnowszych zjawisko zrzeszania się katolików świeckich ożywiło się i przybrało charakter szczególnie zróżnicowany. Jeśli bowiem zrzeszanie się wiernych zawsze było zjawiskiem w jakiś sposób obecnym w historii Kościoła, o czym świadczą po dziś dzień rozmaite bractwa, trzecie zakony i stowarzyszenia, to niezwykłe ożywienie w tej dziedzinie nastąpiło w czasach najnowszych, kiedy to powstały i rozszerzyły się liczne i bardzo zróżnicowane formy zrzeszeń: stowarzyszenia, grupy, wspólnoty i ruchy. Możemy wręcz mówić o nowej epoce zrzeszeń katolików świeckich”. Słowa te napisał Jan Paweł II w 1988 roku. Pozostaje poddać pod wątpliwość to, czy nadal towarzyszy nam owo „ożywienie” i „nowa epoka”, o których pisze Papież? Faktycznie, wspólnot jest wiele. Okazuje się jednak, że część z nich figuruje jedynie w spisie inicjatyw parafialnych a realnie właściwie nie funkcjonuje. Z drugiej strony mamy też do czynienia z prężnie działającymi wspólnotami, które jednak z czasem „umierają”, bo coraz mniej osób decyduje się na członkostwo w nich. Szkoda. Marnujemy bowiem przede wszystkim szansę nawiązania i pielęgnowania głębszych relacji z Bogiem i bliźnimi. Zabieramy sobie także prawo do kształtowania Kościoła, a tym samym prawo do jego oceny. Bo cóż to za ocena i cóż to za krytyka, wygłoszone z ławki przed kościołem? Najbardziej cenne dla obywatelskiego Kościoła są te uwagi, które wypływają z ust ludzi zaangażowanych w jego budowanie, prawdziwych latorośli i członków Ciała Chrystusa.
Rok przed ukazaniem się adhortacji Jan Paweł II podczas przemówienia na Anioł Pański powiedział: „obok zrzeszeń tradycyjnych, a niekiedy wprost z ich korzeni wyrosły nowe ruchy i stowarzyszenia, o specyficznym charakterze i celach: wielkie jest bowiem bogactwo i wielorakie zasoby, którymi Duch Święty ożywia Kościół; wielkie też są zdolności organizacyjne i wspaniałomyślność laikatu”. To prawda. Wielkie są zdolności i możliwości laikatu. Oby jak najczęściej brały one górę nad zniechęceniem i stereotypami.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Konferencja Episkopatu Włoch zapowiada otwarcie szpitala w Gazie

2025-10-01 13:22

[ TEMATY ]

szpital

Gaza

PAP/EPA/MOHAMMED SABER

Sekretarz generalny włoskiego episkopatu, abp Giuseppe Baturi, udał się w ostatnich dniach do Ziemi Świętej, aby okazać solidarność z lokalnym Kościołem. Podczas wizyty ogłoszono projekt otwarcia szpitala w Gazie, we współpracy z Łacińskim Patriarchatem Jerozolimy, będący odpowiedzią na poważny kryzys zdrowotny.

Przedstawiciel Konferencji Episkopatu Włoch zaniósł mieszkańcom przesłanie solidarności i braterstwa. Kard. Pierbattista Pizzaballa, łaciński patriarcha Jerozolimy, wyraził głęboką wdzięczność za wsparcie otrzymane od włoskich Kościołów, podkreślając znaczenie konkretnych gestów i empatii w czasie samotności i opuszczenia.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Spekulacje na temat tytułu i treści pierwszej encykliki papieża Leona XIV

2025-10-01 15:46

[ TEMATY ]

Encyklika

Leon XIV

Vatican Media

Leon XIV

Leon XIV

Watykaniści spekulują obecnie na temat nazwy i treści dwóch pierwszych papieskich dokumentów nauczania Leona XIV. Powszechnie oczekuje się, że jego pierwsza encyklika będzie dotyczyła wyzwań stojących przed ludzkością w związku ze sztuczną inteligencją. Rzymski portal „Silere non possum” poinformował w środę, że łaciński tytuł dokumentu będzie brzmiał „Magnifica humanitas” - „Wspaniała ludzkość”.

Od momentu wyboru Leon XIV wielokrotnie wypowiadał się na temat szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji i ostrzegał przed zagrożeniami związanymi z tym postępem technologicznym. Według „Silere non possum” pierwsza encyklika nowego papieża poświęcona globalnemu megatematowi sztucznej inteligencji może mieć podobne znaczenie jak historyczna encyklika „Rerum novarum” papieża Leona XIII z 1891 roku. W encyklice tej po raz pierwszy papież zajął się konsekwencjami industrializacji, inicjując tym samym katolicką naukę społeczną.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję