Pandemia COVID-19 pokazała wiele silnych, ale też i słabych punktów w kontaktach międzyludzkich, zwykłej ludzkiej życzliwości i solidarności. Pozwoliła inaczej spojrzeć na polską służbę zdrowia, która przechodzi teraz swoje dni chwały. Na co dzień niedoceniane pielęgniarki stały się nieoczekiwanie superbohaterkami.
Jestem jedną z nich, pielęgniarką z 30-letnim doświadczeniem, taką normalną, nie superbohaterką. Pielęgniarstwo to zawód, do którego trzeba mieć powołanie. Do tej pory większość społeczeństwa uważała pracę pielęgniarki za lekką i przyjemną. W obecnej chwili do pomocy przy chorych włączają się żołnierze, klerycy i siostry zakonne. Zauważono, że pielęgnowanie to ciężka i odpowiedzialna praca. Nie da się zastąpić pielęgniarki kimkolwiek, bo jej obowiązki wymagają wiedzy i solidnych kompetencji. Biały fartuszek nie oznacza, że pielęgniarka rozkłada tylko tabletki i mierzy temperaturę, bo główną cześć jej pracy stanowi robienie zastrzyków, mycie chorych i zmiany pampersów, ale też doskonała znajomość obsługi różnych, czasem skomplikowanych urządzeń podtrzymujących życie. Przecież w czasie pandemii nie robimy niczego innego niż każdego dnia w swojej pracy. Owszem zakładamy kombinezony, maseczki, przyłbice, ale za tym wszystkim stoi ciągle ta sama kobieta, która pomagała chorym przed pandemią.