Agnieszka Dębska: - Jakie były początki istnienia parafii?
Ks. kan. Józef Kocoł: - Początek parafii jest ściśle związany z osobą sługi Bożego bp. Wilhelma Pluty. To ten świątobliwy i zatroskany pasterz w grudniu 1983 r. poświęcił kaplicę, a rok później - 16 grudnia 1984 r. osobiście ogłosił erygowanie parafii, sprawując w godzinach wieczornych Mszę św. w istniejącej kaplicy. W dniu następnym ustanowił mnie proboszczem nowej parafii, przydzielając jednocześnie do pomocy wikariusza w osobie ks. Ryszarda Fido.
- Jak wygląda życie parafii? Ile jest wspólnot, a ilu powołanych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Kiedyś jeden z moich dawnych proboszczów mówił, że przeciwko VIII przykazaniu są cztery grzechy: kłamstwo, obmowa, oszczerstwo i statystyka. Dlatego nie lubię statystyk, ale - jeżeli już pani pyta - odpowiem ogólnie. Wszystkich wspólnot i grup duszpasterskich jest w parafii dziewiętnaście. Jeśli zaś chodzi o powołania, to w ciągu tych 20 lat parafia dała Kościołowi dziewięciu kapłanów: sześciu diecezjalnych i trzech zakonnych, a w seminarium na dzień dzisiejszy jest dwóch kleryków i jeden diakon. W zgromadzeniu żeńskim jest pięć sióstr zakonnych i jedna nowicjuszka.
- Jakie znane osobistości są wpisane w życie parafii?
Reklama
- Pierwszą „osobistością” wprowadzoną do nowo wybudowanego kościoła była Matka Boża w Obrazie Jasnogórskim. Miało to miejsce w lipcu 1992 r. W Starym Testamencie obowiązkiem mężczyzny było wybudować dom, by po zaślubinach wprowadzić do niego swoją oblubienicę. Św. Józef - patron parafii swoją Oblubienicę wprowadził do tego centralnego domu parafii. Od tego momentu nawiedzenia rozpoczęło się „wprowadzenie” liturgii w nowym kościele. Pamiętam jak dziś, gdy na kilkanaście dni przed nawiedzeniem bp Paweł Socha odwiedził naszą budowę z gościem z Francji, powiedziałem mu, że nie będzie Mszy św. polowej na powitanie obrazu - co było zalecone przez Kurię - lecz odbędzie się ona w murach kościoła. Wtedy Biskup Paweł odpowiedział: „Księże Józefie, to jest bardzo dobra myśl, niech wierni poczują się wspólnotą w swoim kościele”. W życie parafii wpisali się wszyscy biskupi naszej diecezji, poczynając od wspomnianego już Biskupa Wilhelma, aż do celebransa uroczystego poświęcenia świątyni - biskupa diecezjalnego Adama Dyczkowskiego. Parafię naszą odwiedzili też: śp. abp Jerzy Ablewicz - biskup tarnowski, biskup bielsko-żywiecki Jan Zimniak, przeor Jasnej Góry - o. Marian Lubelski, ks. inf. Mieczysław Marszalik, oficjał Sądu Kościelnego diecezji tarnowskiej - ks. inf. Władysław Kostrzewa, Czesław Grabowski - dyrektor Filharmonii Zielonogórskiej z całym zespołem, senator RP Walerian Piotrowski i wiele innych osób z kraju i zagranicy. Wielu księży misjonarzy zza wschodniej granicy, z Afryki i z Ameryki Południowej.
- Jak pogodził Ksiądz rolę budowniczego kościoła z duszpasterzowaniem?
- Całkiem normalnie. Posługę duszpasterską w kościele, katechizację i posługę kapelana w szpitalu uważałem za realizację swojego kapłańskiego powołania, a rolę budowniczego jako pewnego rodzaju hobby czy też życiową przygodę. Stąd też ani jedno, ani drugie zadanie nie było dla mnie ciężarem, ale jedynie źródłem radości.
- Czy ma Ksiądz Proboszcz jakieś marzenia związane z parafią?
- Po pierwsze, aby ciągnąca się niemal od samego początku nić powołań kapłańskich i zakonnych nie przerwała się. Po drugie, aby można było z racji Roku Eucharystii zainicjować wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu. A po trzecie, aby rozwinąć kult Miłosierdzia Bożego. Ważne są wszystkie diecezjalne inicjatywy, ale często są one tylko „akcyjne”, a ja myślę o czymś trwałym i głęboko zakorzenionym w tradycji Kościoła.
- Co uważa Ksiądz Kanonik za sukces, a co za porażkę?
- Jeżeli na wszystko patrzy się przez pryzmat Bożej Opatrzności, to nie ma ani sukcesu, ani porażki, bo wszystko jest darem Bożym. Za pierwszy dar uznaję to, że sługa Boży bp Pluta nie pytał mnie, czy podejmę się dzieła budowy ośrodka parafialnego, tylko z właściwą sobie serdecznością skierował do mnie list oznajmujący swoją wolę. Uważam to za dar, bo gdyby mnie pytał, to zapewne bym odmówił. Nie z nieposłuszeństwa, ale z bojaźni. A wracając bezpośrednio do pytania, to w tych 20 latach sukcesy niech ocenia Pan Bóg i ludzie. Ja starałem się spełnić powierzone mi zadanie, wkładając w to całą energię, talent, jakim mnie Bóg obdarzył, i wszystkie siły. Jeżeli były sukcesy, to były to sukcesy św. Józefa, którego w trudnych, czasem zdawałoby się beznadziejnych sprawach wzywałem na pomoc i on wyraźnie interweniował. Doświadczyłem tego wielokrotnie.
- Dziękuję za rozmowę.