Z radosnego uniesienia prosto w bezdenne głębiny rozpaczy.
Taką to życiową przejażdżkę górską zafundował mamie
Łukaszka przewrotny los...
Pięć lat czekała na ten moment,
kiedy będzie mogła być mamą, kiedy urodzi własne
dziecko, weźmie je w ramiona, do piersi matczynej przytuli.
I gdy to szczęście się wydarzyło – 13 września 1998 roku
urodził się wytęskniony, wymodlony synek, a mąż i dziadkowie
upojeni szczęściem modlitwy dziękczynne słali do Bożej
Matki, dwa dni później zdarzyło się takie nieszczęście.
15 września Łukaszek przestał nagle oddychać. Akcja
przywrócenia pracy serduszka trwała pół godziny. Podłączono
go do respiratora, po trzech godzinach oddech przywrócono,
ale stan dziecka nadal był bardzo ciężki. „Nawet
jeśli przeżyje, to będzie upośledzony. Dla matki i rodziny
byłoby chyba lepiej, aby go Pan Bóg zabrał” – prosto z mostu
powiedział lekarz.