Reklama

Okruchy z życia kapłanów archidiecezji częstochowskiej i lwowskiej święconych w 1954 r.

Niedziela częstochowska 25/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z ks. prof. Janem Kowalskim - wykładowcą w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i Częstochowskim Wyższym Seminarium Duchownym, przeżywającym w tym roku jubileusz 50-lecia święceń kapłańskich - rozmawia Anna Cichobłazińska

Anna Cichobłazińska: - Księże Profesorze, gdybyśmy cofnęli się w przeszłość. W niedzielę 27 czerwca 1954 r. w Częstochowie jest piękny poranek. Właśnie tego dnia kapłani świętujący w tym roku złoty jubileusz otrzymują w katedrze częstochowskiej z rąk biskupa częstochowskiego prof. dr. hab. Zdzisława Golińskiego święcenia prezbiteratu. To bardzo trudny czas dla Kościoła w Polsce...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. prof. Jan Kowalski: - Doskonale pamiętam ten dzień. Jest nas dwudziestu sześciu, dwóch bowiem Biskup Częstochowski wyświęcił już w uroczystość Trzech Króli. Nagliła go potrzeba diecezji. Z tej „dwudziestkiszóstki” nie wszyscy są święceni dla Częstochowy. Dziewięciu dla archidiecezji lwowskiej, z której jedynie skrawek z Lubaczowem pozostał w granicach Polski. Zatem pięcioletnie studia filozoficzno-teologiczne na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie ukończyło dwudziestu ośmiu kleryków częstochowsko-lwowskich.

- Jaka była ich droga do kapłaństwa?

Reklama

- Wstąpili do Częstochowskiego Seminarium Duchownego w Krakowie oraz zapisali się na Wydział Teologiczny UJ w 1949 r. Dla diecezji częstochowskiej było trzydziestu siedmiu. W październiku 1950 r. dołączyło do naszego kursu (drugi rok studiów) 10 kleryków z rozwiązanego przez władzę Seminarium w Kalwarii Zebrzydowskiej z przeznaczeniem dla archidiecezji lwowskiej. Różnica wieku między nami wynosiła prawie dziesięć lat. Wynikało to z doświadczeń ostatnich lat. W czasie okupacji Niemcy zamknęli szkoły średnie, wprawdzie młodzież pobierała naukę na tzw. tajnych kompletach, ale dla większości nie było to możliwe.
Już od 1948 r. komunistyczne władze państwowe pokazywały „ostre pazury” Kościołowi, zwłaszcza katolickiemu. Między innymi przy przyjmowaniu kandydatów na Wydział Teologiczny w 1949 r. musieliśmy składać egzamin z wiadomości o Polsce współczesnej. Przy egzaminie obecny był tzw. „czynnik polityczny”. Tylko dzięki twardej postawie ówczesnego dziekana Wydziału Teologicznego UJ - ks. prof. Aleksego Klawka na studia zostali przyjęci wszyscy kandydaci. W roku następnym już tylko połowa.
Rektorem był ks. dr Brunon Magott, wicerektorem (prefektem) ks. dr Władysław Kasprzak, ojcem duchownym ks. dr Walenty Patykiewicz, a ekonomem ks. dr Stanisław Grzybek. Na Wydziale Teologicznym UJ wykłady prowadzili m.in. ks. prof. Aleksy Klawek, ks. prof. Teofil Długosz, ks. prof. Aleksander Usowicz, ks. prof. Kazimierz Kłósak, ks. prof. Eugeniusz Florkowski, ks. dr Władysław Smereka, ks. dr Stanisław Grzybek. Później, na skutek szykan władz państwowo-partyjnych, następowały „przetasowania”. Ks. dr. Jana Piwowarczyka zastąpił na jeden semestr ks. dr Bolesław Kominek (późniejszy arcybiskup Wrocławia), bp. dr. Herberta Bednorza - ks. dr Julian Groblicki.

- Proszę przybliżyć ten czas naszym Czytelnikom. Szczególnie dla młodych jest on mało jeszcze znany.

Reklama

- Całe pięć lat studiów (1949-1954) to czas wielkich obaw. Jaka będzie przyszłość Kościoła w Polsce? Prasa niemal codziennie pisała o aresztowaniach księży i biskupów, o wyrokach śmierci na księży, o rzekomym sprzeniewierzaniu się księży władzy ludowej i Polsce Ludowej. Pod byle pretekstem usuwano naukę religii ze szkoły - zawsze „winni” byli księża: a to nie podpisali tzw. pokojowego apelu sztokholmskiego, a to odmawiali zapisania się do tzw. księży patriotów, a to współpracowali z wrogą Polsce partyzantką... W styczniu 1950 r. władze zlikwidowały katolicką Caritas. Zamykano niższe seminaria duchowne. Zakonnice „autochtonki” z Ziem Zachodnich komasowano w klasztorach Polski wschodniej i centralnej, usuwając z nich wcześniej zakonnice i zakonników, legalnych właścicieli. Zlikwidowano stowarzyszenia religijne. Na skutek drakońskich przepisów o cenzurze książek i czasopism religijnych Episkopat Polski zdecydował się zawiesić wszystkie czasopisma religijne. Uwięziono bp. Czesława Kaczmarka, zarzucając mu współpracę z amerykańskim imperializmem (we wrześniu 1953 r. w publicznym procesie skazano na 12 lat więzienia). We wrześniu 1953 r. aresztowano Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Oczywiście, wydarzenie to przygotowywano przez dłuższy czas szkalującą propagandą.

- A jak te lata odbijały się na nauce?

- Najbardziej uciążliwy dla studentów był zakaz używania powielaczy. Trzeba je było rejestrować, a o uzyskaniu takiej rejestracji przez urząd cenzury, gdy chodzi o instytucje kościelne, nie było mowy. A gdyby się nawet uzyskało, każda pozycja musiałaby być sprawdzona przez cenzurę. Seminarium posiadało powielacz (niezbyt wysokiej jakości), nie został on jednak zarejestrowany i dlatego nie było mowy o jego używaniu, by nie narażać instytucji. Pozostały tylko maszyny do pisania. W seminarium było ich dwie lub trzy na użytek kleryków. Podręczników do teologii nie było. Do uczenia się i przygotowania do egzaminu pozostały tylko notatki z wykładów. Na kursie mieliśmy kolegę Leopolda Sokołowskiego o fenomenalnej pamięci i szybkiej zdolności notowania wykładów (nie stenografował). Notował dosłownie, ale tylko on mógł odczytać swoje notatki. Wracając z wykładów, zasiadał do pisania wykładów „na czysto”. Dwóch Kowalskich: Henryk i ja, przenosiło tekst na maszynę. W ten sposób otrzymywaliśmy dziesięć egzemplarzy skryptu maszynowego. Tak było mniej więcej od III roku studiów. I w ten oto sposób pozostawiliśmy po sobie skrypty „maszynowe” z dogmatyki pastoralnej, katechetyki, katolickiej nauki społecznej (m. in. przepisaliśmy wykłady z rękopisu ks. prof. Karola Wojtyły), sakramentologii.

Reklama

- Jak w tych czasach wyglądały relacje profesor - uczeń?

- Ta sytuacja niepewności mobilizowała nas do pracy intelektualnej i duchowej. Widzieliśmy namacalnie potrzebę wiary w Bożą Opatrzność i to nam zostało do dziś. Dobrze, że nie było telewizji. Mieliśmy więcej czasu do nauki. Na egzaminach u wykładowców i profesorów nie było „zmiłuj się”. Przy takiej liczbie studentów (z trzech seminariów duchownych) oni nas nie znali. Nie mieszkali w seminariach. Przełożeni nie byli wykładowcami. Był obiektywizm. „Najmniej zdolny” mógł otrzymać notę bardzo dobrą, a prymus niedostateczną (jeśli nie miał „swojego dnia”). Przełożeni przychodzili czasem na egzamin, by zorientować się jak kleryk odpowiada, jak reaguje, jaki jest „język” jego odpowiedzi. Nie interweniowali jednak nigdy. Wykładowcy egzaminujący nie pozwoliliby na to.

- A relacje przełożony - kleryk?

- Cechą charakterystyczną naszych przełożonych było „bycie z klerykami”. Zwłaszcza Ksiądz Rektor „był”. Wszędzie go było pełno. Może aż za wiele. I te jego ojcowskie uwagi. Czasem może zbyt surowego ojca. Dwa razy w tygodniu był półtoragodzinny spacer. Do dwójki albo trójki kleryków dołączał przełożony. Ileż przez ten czas południowego i wieczornego spaceru w granicach niewielkiego podwórza można było wymienić myśli na różne tematy, poznać kleryka...

Reklama

- Nie wszyscy spośród przyjętych do seminarium otrzymali święcenia prezbiteratu...

- Z 37 kandydatów, którzy stanęli we wrześniu 1949 r. na progu Seminarium Częstochowskiego, święcenia kapłańskie otrzymało 19. Niektórzy odeszli sami, innym poradzili księżą przełożeni. Z tych, którym poradzono odejście, jeden otrzymał święcenia kapłańskie dla diecezji sandomierskiej (pochodził zresztą z tej diecezji). Był nim ks. Roman Kotlarz, męczennik, kandydat na ołtarze. Dlaczego mu poradzono odejście? - trudno powiedzieć. Sympatia kursu była po jego stronie.
Z kleryków mojego roku wyświęconych dla diecezji częstochowskiej, podobnie jak i wśród „lwowiaków”, nie wszyscy pochodzili z diecezji częstochowskiej. Dość zaznaczyć, że z 19 wyświęconych dla diecezji częstochowskiej, z jej granic pochodziło tylko ośmiu. Inni pochodzili z diecezji tarnowskiej, kieleckiej, krakowskiej, sandomierskiej, przemyskiej.
Z „lwowiaków” zaraz po święceniach kapłańskich ks. J. Jagodziński rozpoczął duszpasterstwo w diecezji w Lubaczowie, zaś ks. Zygmunt Zuchowski po trzech latach opuścił diecezję częstochowską. Abp Eugeniusz Baziak (był administratorem archidiecezji krakowskiej) zamierzał go wysłać na studia, ale chciał mu się wcześniej „przyjrzeć”. Cztery lata funkcję wikariusza w Przystajni pełnił ks. Henryk Kowalski. Potem przeszedł do diecezji wrocławskiej.

- Jakie były dalsze losy neoprezbiterów rocznik 1954?

Reklama

- Po święceniach kapłańskich i Mszy św. prymicyjnej w parafiach miejsca urodzenia, tuż przed 10 lipca rozpoczęliśmy miesięczną praktykę w Częstochowie. Był z nami rektor ks. B. Magott. Pomagaliśmy duszpastersko w parafiach częstochowskich. Ks. H. Kowalski i ja w parafii św. Jakuba Apostoła, gdzie proboszczem był ks. Wojciech Mondry (pierwszy redaktor Niedzieli), człowiek niezwykle światły. Przy śniadaniu i w niedzielę przy obiedzie toczyliśmy ciekawe dyskusje duszpastersko-teologiczne. Mieliśmy również wykłady praktyczne, szczególnie z zakresu kancelarii parafialnej, ale nie tylko. Był też „dzień szczerości”. Odważniejsi mówili Księdzu Rektorowi, co w seminarium stanowiło pozytywne strony, a co było, jak nam się wydawało, negatywne. Ksiądz Rektor przyjmował uwagi ze zrozumieniem. Sam też był szczery. 18 lipca był dniem pierwszych odwiedzin parafii, w których mieliśmy pracować.

- Młodzi księża podejmowali pracę duszpasterską w najtrudniejszych dla Kościoła czasach...

Reklama

- Neoprezbiterzy objęli swe placówki w ostatnie dni sierpnia. Choć było to już po śmierci Józefa Stalina, to przecież narzucony reżim szalał. Dalsze usuwania księży ze szkół, „najazdy” księży patriotów, ślubowanie lojalności wobec władzy przez księży obejmujących nowe placówki, utrudnienia w remontach kościołów i obiektów parafialnych, inwigilacja księży, m.in. głoszonych kazań, nakaz zlecony dyrekcjom szkół i nauczycielom utrudniania dzieciom uczęszczania na dopiero organizującą się przy parafiach katechezę. Dzieci zostawiane były po lekcjach w szkole, organizowano dla nich zbiórki, m.in. czerwonego, Kuroniowego, harcerstwa, szkoły otrzymywały zakaz udostępniania księżom rozkładu lekcji. Jednak wiele dyrekcji i wielu nauczycieli współpracowało z miejscowymi księżmi, oczywiście tajnie.
Sytuację zmienił nieco tzw. październik 1956 r. Na nowo katecheza znalazła się w szkole, choć jako przedmiot nadobowiązkowy (nie trwało to długo, bo tylko do 1962 r.). Zniesiono obowiązek ślubowań księży. Teoretycznie rzecz biorąc, była możliwość ubiegania się biskupów o powstawanie nowych parafii. Praktycznie, rzecz była trudniejsza do wykonania nawet w początkowej, popaździernikowej fazie. Warto przypomnieć, że biskup częstochowski Z. Goliński „przechytrzył” władze wojewódzkie. Gdy nie odpowiedziały w terminie na propozycje utworzenia parafii, następnego dnia erygował kilkanaście nowych placówek duszpasterskich.
Po 1960 r. władza reżimowa okrzepła, toteż ograniczanie wolności działania Kościoła stawało się coraz ostrzejsze, zwłaszcza w okresie Milenium chrześcijaństwa w Polsce. Działo się tak aż do 1970 r. Potem szykany nieco zelżały, przede wszystkim po roku 1980. Nie oznacza to, że całkowicie zniknęły. W dalszym ciągu były trudności z ustanawianiem nowych parafii, z katechezą. Natomiast władze dawały pozwolenia na budowę kościołów i obiektów parafialnych. Ponieważ istniała paląca potrzeba powoływania do życia nowych placówek duszpasterskich, biskupi tworzyli tzw. wikariaty terenowe. Księża je administrujący napotykali na wielorakie trudności, m.in. na kary i grzywny.

- W wielu przypadkach ich posługa kapłańska stała się już legendarna...

Reklama

- Mimo ryzyka i trudności, księża wyświęceni w 1954 r. mogą poszczycić się poważnymi owocami swej pracy. Na miejscu pierwszym trzeba postawić fakt, że żaden z nich nie odszedł z kapłaństwa. Jest to niewątpliwie wydarzenie prawie że bezprecedensowe. Bardzo rzadko zdarza się, by wszyscy kapłani rocznika wytrwali. Nie obyło się jednak bez moralnego „pogruchotania”. Ale i tu liczba jest minimalna. Dotąd nieubłagana śmierć zabrała z szeregów kapłańskich roku 1954 aż trzynastu. Pierwszego Pan powołał do siebie ks. Franciszka Marusarza w czternastym roku kapłaństwa (1967) Ostatnim odwołanym do Pana był ks. Zygmunt Zuchowski (2001), wikariusz generalny diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Obok nich księża M. Bogus, R. Budzowski, M. Gąsior, J. Nelec, J. Nowak, A. Oberc, A. Popielarczyk, L. Sokołowski, J. Soluch, J. Szar, B. Tomasiewicz.
Ci, którzy odeszli już do Pana, dobrze służyli Bogu i ludziom. Budowa nowych kościołów, ogólnie rzecz biorąc, nie jest najważniejszym zadaniem księdza. Jednak w tym okresie, kiedy praktycznie od czasów II wojny światowej było to prawie niemożliwe, a w latach 1960-1980 wprost niemożliwe, ich wznoszenie przy niemal tysięcznych przeszkodach (od uzyskania pozwolenia od władz, aż do kupna materiałów), graniczyło z heroizmem. Ze zmarłych księży święconych w 1954 r. budowę kościoła prowadził ks. M. Bogus w Brudzowicach (obecnie diec. sosnowiecka). Ks. A Popielarczyk przeprowadził kompletną przebudowę kościoła. Staraniem ks. J. Szara powstał kościół filialny w Wólce Prusickiej (diec. częstochowska). Ks. L. Sokołowski na prośbę kard. Wojtyły przeniósł się do archidiecezji krakowskiej (z niej zresztą pochodził), do Bielska Białej, aby mógł w jego rodzinnym domu powstać ośrodek duszpasterski i parafia. Oczywiście, nie on budował świątynię, ale wspierał proboszcza duszpastersko, zwłaszcza w konfesjonale. Jeden z księży nazwał go „rzecznikiem konfesjonału”. Także ks. Z. Zuchowski na wschodnich rubieżach, niemal nad samą granicą radziecką, przyczynił się do wzniesienia plebanii w miejscowości Cieszanów. Ks. J. Nowak budował Kurię Diecezjalną w Częstochowie. Każdy z tych, którzy odeszli do Pana, przeprowadzał remonty kościołów i zabudowań parafialnych. Ks. B. Tomasiewicz w Chojnowie i w Lewinie Brzeskim, ks. R. Budzowski w Borze Zapilskim, ks. A. Oberc w Gliwicach.
Ze szczególną jednak siłą podkreślić trzeba ich zaangażowanie w katechizację przykościelną. Oczywiście, bez żadnego wynagrodzenia. Przy ogromnym wysiłku adaptacji pomieszczeń parafialnych na sale katechetyczne. Nie można pominąć wyszukiwania przez nich życzliwych parafian, którzy użyczali swoje prywatne mieszkania na katechizację, przy niemałych szykanach ze strony władz lokalnych.
Osobną historię stanowi peregrynacja kopii Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w parafiach i obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. Ile tu potrzeba było zabiegów, by stały się one rzeczywistością odradzającą ducha religijnego parafii, pogłębiającą go (misje, rekolekcje, budzenie entuzjazmu wśród parafian i przekonania, że Bóg jest silniejszy niż ziemska przemoc). Niestety, ci którzy są już po tamtej stronie, szczegóły zabrali ze sobą. Jeśli pozostało coś w kronikach i w pamięci wiernych, trzeba możliwie najszybciej utrwalić na papierze. Pamięć jest ulotna.
Dokonania tych, którzy jeszcze żyją, przygotowali oni sami w prezentowanych w tym numerze Niedzieli Częstochowskiej krótkich biogramach. Krótkich, ze względu na szczupłość miejsca. Redaktor naczelny Niedzieli ks. inf. Ireneusz Skubiś i tak okazał się „złotym” Jubilatom łaskawy, za co wyrazić mu trzeba, z potrzeby serca, wielką wdzięczność.

- Jednak nie wszyscy, jak choćby Ksiądz Profesor, są „wielkimi budowniczymi”...

- Prawie wszyscy księża diecezji częstochowskiej i krakowskiej, absolwenci Wydziału Teologicznego UJ, uzyskali dyplomy magistra teologii z różnych jej dyscyplin. Potrzeby duszpasterskie diecezji nie pozwoliły wielu na specjalistyczne studia, choć wielu było tego godnych. Ja sam specjalizowałem się w zakresie teologii moralnej na Wydziale Teologicznym KUL. Nieco później studia w zakresie biblistyki rozpoczął na KUL ks. Z. Zuchowski.
Za wysiłek duszpasterski księża częstochowsko-lwowscy 1954 r. odznaczeni zostali odznaczeniami papieskimi i diecezjalnymi. Protonotariuszami apostolskimi (infułatami) zostali ks. J. Jagodziński i ks. Z. Zuchowski. Jednocześnie zostali oni kanonikami gremialnymi Kapituły Lwowskiej. Tu trzeba dodać, że ks. Z. Zuchowski po przeniesieniu bp. Mariana Jaworskiego do Lwowa, w diecezji w Lubaczowie pełnił funkcję administratora diecezjalnego, czyli rządcy diecezji. Włączony do duchowieństwa diecezji zamojsko-lubaczowskiej, pełnił zaszczytną posługę wikariusza generalnego i kanclerza Kurii Diecezjalnej. Do godności prałatów honorowych Jan Paweł II podniósł ks. P. Miklasińskiego i ks. J Słomiana. Nadto godność kapelana Ojca Świętego mają: ks. S. Gibała, ks. H. Kowalski, ks. J. Kowalski, ks. J. Krzyśko i ks. J. Szkoc. Obok ks. J. Jagodzińskiego i ks. Z. Zuchowskiego, godność kanonika gremialnego - bądź bazyliki katedralnej w Częstochowie, bądź we Lwowie, bądź w Sosnowcu - otrzymali ks. S. Gibała, ks. J. Kowalski, ks. J. Krzyśko, ks. J. Szkoc i ks. J. Słomian. Ks. P. Miklasiński jest kanonikiem honorowym kapituły bazyliki częstochowskiej.
Archidiecezja częstochowska posiada także trzy kapituły kolegiackie (Wieluń, Żarki-Zawiercie, Radomsko). Kanonikiem prepozytem kapituły kolegiackiej Zawierciańsko-Żareckiej abp Stanisław Nowak mianował ks. P. Miklasińskiego. Natomiast ks. L. Legutko jej kanonikiem gremialnym. Odznaczeniem kanonika gremialnego kolegiaty wieluńskiej cieszy się ks. M. Sudoł. Innych bp Stefan Bareła lub abp Stanisław Nowak odznaczyli bądź kanonikami honorowymi kolegiat, bądź tytułem kanonika z prawem noszenia rokiety i mantoletu.
Rzecz zrozumiała, że święcący złoty jubileusz kapłaństwa księża oddawali i oddają swoje siły i całe serce temu, co pięćdziesiąt lat temu przyjęli na swe barki i ramiona, a zatem głoszeniu Bożego Słowa, udzielaniu sakramentów i posłudze kierowania ludem Bożym w powierzonych im wspólnotach. Nie pracowali dla odznaczeń. Chodziło im o Bożą chwałę i dobro dusz wiernych. Co nie oznacza, że odznaczeń sobie nie cenili i nie cenią, widząc w nich uznanie ze strony swojej władzy kościelnej. Każdy kapłan ma jednak świadomość, że ostatecznie rozliczy się z Panem i Ojcem sprawiedliwym, ale i miłosiernym. Mimo że niektórzy „dobijają” już osiemdziesiątki, to jednak są pełni dynamizmu i nie rezygnują, na ile mogą, z kapłańskiego posługiwania. A to z dwóch powodów. Otóż, nic tak nie wyczerpuje, jak gnuśne życie, nadto nigdy nie jest się zwolnionym od tego, co przyjęło się przez biskupie ręce. W kapłaństwie nigdy nie jest się starym.

- Dziękuję za rozmowę.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Różaniec z ojciem Pio - tajemnice chwalebne

2025-09-30 20:50

[ TEMATY ]

różaniec

św. Ojciec Pio

Agata Kowalska

Różaniec był ulubioną modlitwą Ojca Pio, a jego koronkę miał zawsze przy sobie. W dzień nosił go zawieszony na pasku przy habicie lub trzymał w ręce. Gdy kładł się spać do łóżka, dwa różance umieszczał pod poduszką po jednym z każdej strony, a trzeci okręcał wokół nadgarstka.

FRAGMENT KSIĄŻKI [KLIKNIJ]: "Różany ogród Maryi. Modlitwa różańcowa z Ojcem Pio". Wydawnictwo Serafin . DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!
CZYTAJ DALEJ

Zawalcz o pokój twego domu

2025-10-01 19:47

Archiwum organizatorów

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Zapraszamy na rekolekcje charyzmatyczne dla małżeństw „Pokój Twemu domowi”, które poprowadzi ks. Łukasz Plata.

Rekolekcje odbędą się we Wrocławiu od 18 do 19 października w parafii Świętej Rodziny i skierowane są do wszystkich małżeństw – zarówno tych, które przeżywają trudności, jak i tych, które po prostu pragną umocnić swoją więź i odnaleźć nową radość ze wspólnego życia. – To przestrzeń, by zatrzymać się, zostawić na chwilę codzienny chaos i usłyszeć, że Bóg pragnie być źródłem pokoju w każdym domu – mówią współorganizatorzy Katarzyna i Tomasz Węgrzynowie. Podczas spotkania małżonkowie będą mieli okazję wysłuchać konferencji opartych na Dobrej Nowinie, uczestniczyć w Eucharystii, doświadczyć modlitwy wstawienniczej, a także skorzystać z wyjątkowych momentów, jak randka małżeńska czy szczera rozmowa z kapłanem podczas panelu „Zapytaj księdza o co tylko chcesz”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję