Reklama

Wspomnienie o ks. Krzysztofie Niemyjskim w trzecią rocznicę jego śmierci

Listowne spotkania

Niedziela podlaska 48/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ponad dziesięć lat nie widzieliśmy się. Radość nie dająca się opisać, połączyła się z wymianą spostrzeżeń, dotyczących najwidoczniejszych zmian. Tematów było tak wiele, że w poślizgu wspomnień, dotknęliśmy wszystkich znajomych, kolegów oraz grono profesorskie z Markowic (Liceum Zakonne prowadzone przez Ojców Oblatów) i wspólne lata licealne. Następnie wspólne spotkania w czasie studiów warszawskich. Zatrzymaliśmy się jednak trochę dłużej, na najbardziej ulubionym i cenionym przyjacielem. Był nim nieżyjący już ks. Jerzy Popiełuszko, kapłan, męczennik, kapelan „Solidarności”. Przypominaliśmy jak w czasie naszych wypadów z Markowic, a potem już studiując teologię w Warszawie spotykaliśmy się na „Mszach św. za Ojczyznę”. Suche reguły, w jego wersji nabierały kolorów i na zawsze zapadały w naszej studenckiej pamięci i w sercu. Czekając z niecierpliwością na następne Msze św. dopowiadaliśmy sobie i na nowo przeżywali te prawdy. Byliśmy dumni, że także my pochodzimy z ziemi podlaskiej, jak ks. Jerzy: ks. Krzysztof z Łempic, ja - z Brańska. Pochodzimy z ziemi, gdzie ludzie są spokojni i przyjaźni, a także zahartowani przez wypadki historyczne, niezłomni w swoim przywiązaniu do polskości i katolicyzmu. Miesięczne spotkania modlitewne w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu utwierdziły w przekonaniu wybór ks. Krzysztofa. Po jednej ze Mszy św., gdy ks. Jerzy mówił o obronie miłości bliźniego, alumn IV roku, Krzysztof powiedział mi, że już wie, co będzie robił po święceniach. Ale nie chciał mi wtedy powiedzieć, ponieważ uważał, że najpierw to musi wymodlić i wyprosić u Boga, do którego należy decyzja. Z czasem zrozumiałem, że to myśli o wyjeździe i pracy misyjnej pochłaniały jego seminaryjną duszę.
Na miesiąc przed moim odlotem na studia do Rzymu, Krzysztof postanowił zrobić mi niespodziankę. Nie mówiąc mi o celu, po godzinie trafiliśmy pod drzwi ks. Jerzego Popiełuszki. Nie wiem jak on to zrobił, żeby zabrać dwie godziny czasu słynnemu kapelanowi „Solidarności”. Ks. Jerzy przywitał nas, jakby znał od wielu lat. Hutnik pilnujący ks. Jerzego patrzył na nas nieufnie, zanim ks. Jerzy przedstawił nas jako swoich dobrych znajomych. „Chodzą za mną tajniacy - mówił. - Jestem śledzony, dlatego robotnicy czuwają na zmianę nad moim bezpieczeństwem, abym mógł sypiać i miał siły do posługi kapłańskiej”. Po latach stwierdziłem, że te słowa ks. Jerzego były podobne do słów Krzysztofa, wiele lat później, na dalekiej ziemi w Astrachaniu. „Chcieli, żebym zamilkł, ale gdybym zamilkł, to by znaczyło, że zwyciężyli. Tymczasem to, co mówię, to, co głoszę, to jest właśnie moja praca. Nieważne ile mnie może to kosztować. Czuję się mocny duchem i wiem, że należę do Boga, bo to co robię, to akcja religijna, nie polityczna. Najlepszy dowód, że przywiodłem do Kościoła ludzi, którzy na długie lata od niego odeszli”. Wtedy nie wiedziałem, że jestem na spotkaniu z dwójką przyszłych męczenników, którzy już niedługo oddadzą swoje życie śmiercią męczeńską dla wiary i miłości do drugiego człowieka, brata.
Ks. Krzysztof Niemyjski, od kilu miesięcy pracujący w Astrachaniu, próbował porównać jego ówczesne warunki do tych, o których mówił i żył ks. Jerzy Popiełuszko zanim zginął tragicznie z rąk swoich braci. Tam, w Astrachaniu jest podobnie, mówił. Zauważyłem, że jakby przez moment w pośpiesznie pisanych listach, zanurzał się w myślach i pośród napisanych słów zobaczyłem jakby pisany lęk, który trwał tylko przez kilka sekund. „Sławku - czytałem - módl się za tych ludzi, bo oni potrzebują Boga i za mnie, abym wytrwał w tym złowrogim, ateistycznym świecie”. Jeszcze wtedy nie chciał wspominać, że już ma kłopoty z mafią złożoną z byłych funkcjonariuszy KGB. Dobrze wiedziałem, że to wszystko co pisał, miało odzwierciedlenie w jego rzeczywistości na dalekiej rosyjskiej ziemi. W jednym z listów nawet zacytował mi część swojego kazania: „Porządkiem wszechświata rządzą prawa natury. Konsekwentnie angażuje się jedno prawo po drugim, bez względu na to czy ktoś je rozumie, lub nie, albo czy chce, lub nie chce przyjąć konsekwencji pochodzących z ich naruszenia. Moralnym oddźwiękiem prawa natury jest ludzkie sumienie, odróżniające dobro od zła. Sumienie więc jest świadkiem każdej myśli i czynu jednostki oraz zaniedbań w czynieniu dobra. Zakorzenione jest ono w odwiecznej miłości Stwórcy do człowieka, którego stworzył On na obraz i podobieństwo swoje. Objawienie przez Boga 10 Przykazań ma ułatwić rozumowi i wolnej woli podejmowanie odpowiednich decyzji. Dziwne, ale w kontekście tych praw natury w absolutnie rządzących od wielu lat w ideologii ateistycznej, nagle ożyła i zaludniła się pustynia…, ale walka trwa, albowiem mamona jest silna i ciągle atakuje”.
W swoim porównaniu pragnął nawiązać do żyznej i urodzajnej ziemi, a jednocześnie ubogiej, pustynnej i głuchej na głos Boga i wartości moralnych.
Ks. Krzysztof, nie bacząc na kłopoty i niepowodzenia, w kolejnych listach z dalekiego miejsca przy Morzu Kaspijskim opisywał mi swoją parafię. Listy te były pełne radości, a także ciężkiej rzeczywistości nagromadzonej przez lata zaniku moralności. Pisał, że: „Parafia Matki Bożej Wniebowziętej została założona ponad 400 lat temu. Wieki rozwoju duchowego umacniały wiarę Polaków, Niemców, Rosjan i Ormian. Z chwilą wybuchu rewolucji nastąpiły aresztowania i zsyłki na Syberię. Rozgrabiono kościół, cmentarz i pozostałą własność parafii. Świątynię zmieniono w stajnię, skład, stolarnię. Z Bożą pomocą budynek ocalał, ocalały pordzewiałe krzyże. Nasz zrujnowany kościół potrzebuje natychmiastowej pomocy i remontu. Ale ateiści ciągle atakują, nawet jeżeli moją bronią jest miłość bliźniego”.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się Mojżesz. W blasku słońca astrachańskiego, gorzały czerwone skały Synaju. Ks. Krzysztof, współczesny Mojżesz, zniósł z Góry tablice Bożych Przykazań dla ludu od dziesiątków lat ateistycznego. W Dolinie Wypoczynku, niedaleko Morza Kaspijskiego, Naród Wybrany najadłszy się i podpiwszy, odlał złotego cielca i beztrosko się bawił. Współczesny Mojżesz nie wahał się patrzeć na pustynię niewiary, miejscami górzystej i bez wody życia. Pracowicie zapisane tablice, które padły ofiarą ateistów przez wiele lat panowania komunistycznego, ponownie spisał i próbował pokazać Nowe Tablice, aby zostały przyjęte przez astrachańczyków. Niestety, nie wszystkim treść słów ks. Krzysztofa o „miłości do bliźniego” przypadła do gustu. Wielu chciało interpretować je po swojemu i na własny użytek. Niektórzy byli gotowi poprawiać samego Boga. Lud Boży był liczny, ale tylko 400 przyjęło Słowo, reszta potrzebowała więcej czasu na przyjęcie i zrozumienie. Trwało to trochę więcej niż 40 lat, jak u Izraelitów. Tak długo na tej urodzajnej ziemi astrachańskiej, a zarazem pustynnej, bo niedostępnej dla Bożego Ziarna. Buntującej się przeciw literze i duchowi Przykazań Bożych. Napisałem o moim porównaniu, wtedy ks. Krzysztof przypomniał mi spotkanie z ks. Popiełuszko i słowa o miłości bliźniego, które stały się mottem dla jego pracy misyjnej na misyjnej i złowrogiej ziemi. Listy były ciągłym wspominaniem i ciągłym przekraczaniem Tablic z Bożymi Regułami, a zarazem nadzieją, że jutro albo pojutrze będzie lepiej, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego.
Jedni nie chcieli podporządkować się przykazaniu „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”. Wiedzieli oni wiele bóstw w Moskwie i w krajach sąsiednich. Inni chcieli „Używać imienia Bożego nadaremno”. Następnie wręcz nie do przyjęcia wydawało się by „Pamiętać, aby dzień święty święcić”. Komuś przeszkadzało konieczność „Czci ojca i matki swojej”. Jeszcze trudniejsze było przykazanie „Nie zabijaj”. Ks. Krzysztof wiele razy bał się tego, niejednokrotnie pisał mi o tym w listach. Nie potrafił zrozumieć, że on nie chce tak wiele od nich, tylko pragnie kochać i mieć miłość do wszystkich, nawet nieprzyjaciół. To ich jeszcze bardziej rozgniewało. Jak katów ks. Popiełuszki, który oddał męczeńsko swoje życie, dla nas i naszego lepszego jutra.
Nagle nastała cisza. Moje listy wróciły z powrotem z napisem, że brak adresata. Wysłałem drugi list i ten sam dopisek na kopercie. Jak na ironię zatrzymaliśmy się w momencie przykazania „Nie zabijaj”. To przykazanie ks. Krzysztof poznał osobiście pobierając zatruty pokarm z rąk brata, którego miłował jak każdego na tej ziemi, gdzie trwała walka pomiędzy dobrem i złem, gdzie wiedział i pisał, jak trudno tam, na tej astrachańskiej ziemi jest wyznawać Boga i wypełniać Jego Przykazania, a zarazem nie narażać się wiernym teorii ateistycznej.
„Nie zabijaj”. Począwszy od zakazu gniewu, aż po przelew krwi (w aborcji, eutanazji i morderstwie) przykazanie to przypomina, że tylko Bóg ma prawo do ludzkiego życia. Niemniej jednak ten, który postanowił podłożyć truciznę, sam czy na czyjeś zlecenie, nie chciał przyjąć Bożej Miłości do siebie i postanowił zakończyć niewygodne nauki Kapłana. Poprzez zabójstwo mordercy pragnęli wymazać ten niewygodny zwrot z Tablic Mojżeszowych, z duchowych i świętych wypowiedzi ks. Krzysztofa o miłości bliźniego.
Zatrzymałem się na przeżywaniu tych wspomnień. Każdy z nas odnalazł siebie w grupie zbuntowanych lub skruszonych na drodze do Boga. Ks. Krzysztof tę drogę już pokonał i zakończył swoje wędrowanie męczeństwem, płacąc najwyższą cenę, ponieważ pragnął, aby wszyscy ludzie w Astrachaniu, Polsce i na całym świecie kochali Boga i bliźniego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

[ TEMATY ]

Fatima

100‑lecie objawień fatimskich

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.

Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiają różaniec i zaczynają zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną". Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: "O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie". Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

2024-05-10 13:22

[ TEMATY ]

Raymond Nader

Karol Porwich/Niedziela

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

W Duszpasterstwie Akademickim Emaus w Częstochowie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Raymond Nader, który przeżył niezwykłe doświadczenie mistyczne w pustelni, w której ostatnie lata spędził św. Szarbel, podzielił się swoim świadectwem.

Raymond Nader jest chrześcijaninem maronitą, ojcem trójki dzieci, który doświadczył widzeń św. Szarbela. Na początku spotkania Raymond Nader podzielił się historią swojego życia. – Przed rozpoczęciem studiów byłem żołnierzem, walczyłem na wojnie. Zdecydowałem o rozpoczęciu studiów, by tam zrozumieć istotę istnienia świata. Uzyskałem dyplom z inżynierii elektromechanicznej. Po studiach wyjechałem z Libanu do Wielkiej Brytanii, by tam specjalizować się w fizyce jądrowej – tak zaczął swoją opowieść Libańczyk.

CZYTAJ DALEJ

Dzień św. Rity w Kostowie

2024-05-14 11:27

[ TEMATY ]

parafia

św. Rita

Materiał prasowy

Parafia w Kostowie (diecezja kaliska) zaprasza do wspólnego świętowania wspomnienia św. Rity, patronki spraw trudnych i po ludzku beznadziejnych.

Niewielka parafia w Kostowie szczyci się nie tylko pięknym neobarokowym kościołem pod wezwaniem św. Augustyna, ale także prężnie rozwijającym się kultem św. Rity, czczonej jako szczególna patronka w sprawach trudnych i tych, które po ludzku są beznadziejne. Patron parafii i parafialnej świątyni, św. Augustyn, był dla nowego duszpasterza inspiracją do ubogacenia życia duchowego wspólnoty kultem św. Rity, która była przecież mniszką żyjącą w zakonie, którego regułę stworzył właśnie patron kostowskiej parafii. Ks. Marcin Kierzek, który od niespełna roku jest proboszczem w Kostowie, postarał się o relikwie św. Rity (relikwie pierwszego stopnia, czyli z ciała, które przechowywane jest we włoskiej Cascii) oraz o przygotowanie w bocznej kaplicy kościoła parafialnego ołtarza z jej figurą. Powstaje także kaplica ku czci św. Moniki, matki św. Augustyna, w której także znajdzie się figura i sprowadzone z Włoch relikwie.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję