"Nie chodzi o to, by schwytać króliczka, lecz o to, by gonić go"... Walka z korupcją przypomina tę piosneczkę. Korupcja rodzi się przede wszystkim na styku "publicznego
z prywatnym", a mówiąc konkretnie: na styku władzy z gospodarką. Wszędzie tam, gdzie władza ma szeroki zakres ingerencji w życie gospodarcze obywateli - mamy
do czynienia z wielką korupcją, bez względu na kraj, kulturę, szerokość i długość geograficzną. Korumpuje się wszakże urzędnika (państwowego czy samorządowego) aby uzyskać od niego
korzystną decyzję, którą może, ale nie musi wydać, gdyż ma właśnie szeroki margines swobodnego uznania. Remedium na korupcję jest więc albo drobiazgowa regulacja (która jednak przenosi korupcję na wyższy
poziom: vide dwa słowa "lub czasopism", które jakoś dziwnie wypadły ze słynnej już ustawy) - albo, przeciwnie, wycofanie się państwa z nadmiernej ingerencji w życie gospodarcze.
Na początku lat 90. obowiązywały w Polsce koncesje urzędowe na działalność gospodarczą w trzech jedynie sferach: handlu bronią, alkoholem i paliwami. Dziś koncesje
(uzależnione od swobodnego uznania urzędników) obowiązują w... prawie trzystu sferach! Najnowszym przykładem stworzenia ogromnej pożywki dla korupcji jest ustawa rolna, dająca Agencji Nieruchomości Rolnych
prawo pierwokupu ziemi... Ustawa o biopaliwach (przymuszająca nabywców do kupowania paliw z obowiązkową domieszką) stwarza także rozległe możliwości korupcyjne: wszak chętnych do
produkcji biododatków jest wielu, ale będą kupowane tylko od niektórych...
Jeśli więc ustawodawstwo sprzyja korupcji - a policja i prokuratura mają z nią z kolei walczyć, to piosneczka zacytowana wyżej staje się jakimś niefrasobliwym,
ale groźnym motywem naszego życia publicznego: demoralizującym i pogrążającym kraj w anarchii. W takiej sytuacji rośnie także rola służb specjalnych, i właśnie
cechą skorumpowanych republik, niechby i "demokratycznych", staje się uzależnienie polityków od tych służb. Gdy bowiem korupcja zatacza szerokie kręgi, niemal na każdego polityka da się wynaleźć
"haka", może nie zawsze prowadzącego przed oblicze Temidy, ale wystarczającego, by rzucić podejrzenie, skompromitować, wyeliminować na czas jakiś z życia publicznego.
Wydaje się, że ostatnimi czasy walka frakcyjna w łonie rządzącej lewicy nie jest już "kopaniem się po kostkach", ale wymianą ciosów znacznie powyżej kostek. Przecieki kontrolowane do prasy,
od służb specjalnych, stały się już niemal jawnym narzędziem tej walki. W walce prowadzonej takim "instrumentarium" rola tych służb musi rosnąć i rodzi się pytanie, czy politycy
rządzącej, zwalczającej się lewicy jeszcze panują nad podległymi jakoby sobie służbami, czy też stali się już ich zakładnikami? Bez względu na sympatie polityczne, jakie się żywi - każdy przyznać musi,
że sytuacja, w której służby specjalne wyrastają ponad legalną władzę polityczną musi niepokoić, jako możliwy powrót rządów policyjnych w demokratycznym formalnie "państwie prawa".
Czy niepokoi również zaangażowanych w swą wewnętrzną walkę polityków rządzącej lewicy?
Właśnie rząd wycofał z parlamentu projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Może zaważyły na tym ustalenia sejmowej komisji śledczej, które ujawniły kryminalny
skandal związany z "pracami ustawodawczymi" nad dotychczasową ustawą? Jednak fakt, że przez wiele miesięcy rząd ani myślał odstąpić od swego projektu może wskazywać, że na tle tego "kopania
się od kostek coraz wyżej", coraz kosztowniejszego politycznie, obydwie zwalczające się frakcje, Kwaśniewskiego i Millera doszły do wniosku, że potrzebna jest wreszcie jakaś ugoda. Czy związana
li tylko z potrzebą uchwalenia nowej ustawy o radiofonii i telewizji, czy obejmująca również inne kompromisy (na przykład reprezentację Polski w strukturach
Unii Europejskiej: liczne i synekuralne posady)?
Niestety, nic nie wskazuje, aby ten kompromis obejmował przy okazji jakieś porozumienie co do prawdziwej walki z korupcją, na poziomie legislacyjnym: na przykład wspólną inicjatywę ustawodawczą
co do jednomandatowych okręgów wyborczych, wyboru prokuratorów przez obywateli, likwidacji licencji i koncesji w gospodarce czy chociażby ograniczenia biurokracji. Z ust
rządowych prominentów słyszy się natomiast, że "w gospodarce drgnęło", ale to już wyłącznie "zasługa" sezonu urlopowego: większych zakupów, wydatków... Jesień prawdę nam powie, przynajmniej o stanie
gospodarki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu