Smartfony, samochody, nowoczesne elektrownie, fabryki, satelity, czołgi, myśliwce, technologie OZE, komputery i rozwój sztucznej inteligencji – to tylko przykłady nowoczesnego przemysłu, do którego rozwoju konieczne są metale ziem rzadkich. Ta grupa kilkunastu niezwykle trudnych do pozyskania pierwiastków umożliwiła technologiczną rewolucję i jest dziś niezbędna w niemal wszystkich zaawansowanych technologiach. Ponad 70% światowego wydobycia tych pierwiastków kontrolują Chiny. Jeżeli chodzi o ich rafinacje i przetwórstwo, to Chińczycy nadzorują aż 90% produkcji, a niektórych z nich prawie w 100%.
Po zapowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa nałożenia kolejnych ceł na towary z Chin Pekin odpowiedział „atomową bronią” handlową. Chiny oświadczyły, że od 1 grudnia wprowadzą kontrolę eksportu metali ziem rzadkich oraz wielu produktów z nich wytworzonych. Licencje będą wymagane również na eksport technologii wykorzystywanych w wydobyciu, wytopie i przetwarzaniu pierwiastków ziem rzadkich oraz w produkcji magnesów. Oznacza to, że teraz Pekin będzie wybierał, które państwa będą się technologicznie rozwijały, a które nie. – Po raz pierwszy Chiny przechodzą do handlowej ofensywy i teraz to Donald Trump będzie musiał reagować, podczas gdy wcześniej mógł dyktować warunki – podkreśla dr Jakub Jakóbowski, ekspert ds. Chin i wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zagrożone zbrojenia
Reklama
Amerykanie prawdopodobnie mają zabezpieczone surowce dla przemysłu zbrojeniowego, a także sami wydobywają niektóre metale ziem rzadkich. Ich przemysł przetwórczy jest jednak bardzo słaby i to, co Amerykanie pozyskają, i tak trafia do Chin do rafinacji. Jeszcze bardziej uzależnione od Chin pod tym względem są Europa, a także Korea Południowa i Japonia, których gospodarki oparto na wysokich technologiach. Obok samych pierwiastków ziem rzadkich jest bardzo wiele produktów, w których Chiny mają pozycję praktycznie monopolistyczną – od baterii, przez magnesy do produkcji silników elektrycznych, po maszyny służące do ich wytwarzania.
Eskalacja wojny między Chinami i USA jest częścią negocjacji, których celem jest doprowadzanie do rozmów i umów. Prezydent USA spuścił nieco z tonu i przyznał, że 100-procentowe cła na import chińskich towarów byłyby „nie do utrzymania”, i potwierdził planowane spotkanie z przewodniczącym ChRL Xi Jinpingiem w Korei Południowej. – Pewnie uda się znieść część restrykcji poza sektorem zbrojeniowym. Chińczycy nie chcą zbrojeń USA i NATO, a swoje restrykcje traktują jako proces systemowego spowalniania zbrojeń całego Zachodu, bo uważają, że mogą być kolejnym celem zachodnich wojsk, gdy Rosja zostanie pokonana – tłumaczy Jakóbowski.
Niebezpieczna zależność
Interes całego Zachodu z Chinami kwitł od wielu dekad. Zachodnie koncerny wyeksportowały produkcję do Państwa Środka, by wykonywać jak najtaniej i sprzedawać jak najdrożej. Nie musiano się przy tym przejmować prawami pracowników, związkami zawodowymi i protestami ekologów. W efekcie prawie wszystkie globalne marki przynajmniej część swojej produkcji lokowały w Chinach, by więcej zarabiać na jak największej marży, a równolegle mieć dostęp do dynamicznie rosnącego rynku konsumentów także w Chinach. Chińczycy nie mieli jednak zamiaru być wiecznymi robotnikami dla zagranicznych koncernów, uczyli się produkować, rozwijali technologie, szukali nisz, które dadzą im przewagę. Teraz zalewają świat swoimi markowymi towarami „made in China” wysokiej jakości w dobrych cenach. Ominęli zachodnich pośredników, którzy produkowali tanio, a na Zachodzie sprzedawali drogo.
Chiny mają dziś wiele przewag nad resztą świata, które mogą skutecznie wykorzystywać w wojnie handlowo-gospodarczej. Metale ziem rzadkich są tylko przykładem, ale o wiele bardziej groźna mogłaby być farmacja. Najnowsza analiza US Pharmacopeia pokazuje bowiem, że prawie 700 leków dopuszczonych do użytku w USA opiera się na substancjach chemicznych produkowanych wyłącznie w Chinach. Europejska farmacja także opiera się na substancjach czynnych i antybiotykach produkowanych tylko w Państwie Środka.
