Taka oto uliczna sytuacja, która nie może nie skłonić do przemyśleń. W Alejach gość w dżinsach i wytartej skórzanej kurtce śpiewa i podgrywa sobie na gitarze klasyki polskiego rocka i bluesa. Podpięty jest do niewielkiego wzmacniacza, więc słychać go doskonale w promieniu kilkudziesięciu metrów, także na tzw. Kwadratach – miejscu, gdzie krzyżują się drogi wychodzących ze sklepów, oczekujących na przystanku, spieszących się na pobliski dworzec i nastolatków, którzy umówili się na spotkanie. Miejski zgiełk wcina się bezpardonowo w piosenki. Piosenki to wtapiają się w ten zgiełk, to przecinają linią melodii szum miasta. Widać, że uliczny artysta na niejednej ulicy już grał, niezrażony niczym robi swoje. Sprawia wrażenie zatopionego we własnym świecie – zanurzony w dźwiękach, zapatrzony w dal, może marzy, może wspomina lepsze sceny. Ostatnie dźwięki Niepokonanych Perfectu przeprowadzają mnie przez skrzyżowanie. Właśnie bierze na tapet Dżem i rozbrzmiewają ikoniczne Naiwne pytania. Riedel to może nie jest, ale ucha nie kaleczy żaden kiks. „Kiedy byłem mały, zawsze chciałem dojść na koniec świata...” – płyną z melodią słowa. Jestem już całkiem duża i jedyna podróż, którą planuję po 8 godzinach pracy, to jak najszybszy powrót do domu, ale mimo zmęczenia lekko zwalniam, słuchając utworu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu