Jeśli człowiek nie modli się do Boga, modli się do byle kogo/czego i o byle co. Najnowszy przykład to uczestnicy jednego z popularnych programów rozrywkowych, same „gwiazdy”, rzec można, i ich „modlitwa do parkietu”.
Niektórzy argumentują, że nie warto drążyć tematu, bo to tylko dodatkowa, niepotrzebna reklama i programu, i tych „gwiazd”. Że wszystko działo się w mediach społecznościowych, czyli tak jakby w „przestrzeni prywatnej”, z której, jeżeli coś się komuś nie podoba, szybko może „wyjść”. Że my, Polacy, a szczególnie polscy katolicy, w ogóle nie mamy poczucia humoru, bo nie „załapaliśmy”, że ta „modlitwa do parkietu” to był tylko żart.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po pierwsze – nie ze wszystkiego wolno czy wypada żartować. A na pewno nie z modlitwy, która dla wielu osób wierzących jest rozmową z Bogiem. Można – w ramach wolnej woli, którą człowiek został obdarowany przez Stwórcę – w Boga nie wierzyć (niestety, ze szkodą dla siebie), jednak powinno się uszanować wiarę innych. Żart z modlitwy to po prostu profanacja. Po drugie – może „gwiazdy” sprawdziłyby w tak oryginalny sposób poczucie humoru społeczności w innych krajach czy kręgach kulturowych. Tylko powinny uważać, by nie zostały bez głowy. Po trzecie – media społecznościowe, ze względu na popularność, zasięgi, sposób oddziaływania, by nie powiedzieć „siłę rażenia”, już dawno przestały być traktowane jako „przestrzeń prywatna”. Owszem, szybko można z niej usunąć treści szkodliwe czy kompromitujące dla autora lub adresata (także adresata zbiorowego, czyli np. dla katolików), ale w internecie nic nie ginie, a czasami treści te zaczynają „żyć własnym życiem”. Nie chodzi tu o jakąś cenzurę czy autocenzurę, a o zdrowy rozsądek i przyzwoitość.
Po czwarte – miano „gwiazdy” zobowiązuje! Gwiazdy zawieszone są wysoko, świecą, a przynajmniej powinny świecić własnym blaskiem. Mówi się, że ludzie patrzą w gwiazdy lub „sięgają do gwiazd” czyli dążą do spełniania życiowych marzeń i celów. Zatem po co komu „gwiazdy”, które sięgają parkietu, by nie powiedzieć dna?