Zapytano pewnego razu wybitnego dyrygenta, który instrument w orkiestrze jest najtrudniejszy. Podobno pomyślał chwilę i odpowiedział: – Drugie skrzypce. Tak, zdecydowanie. Wszyscy chcą być solistami, a bez nich nie ma harmonii.
Czyż nie jest to uniwersalna zasada, dotycząca nie tylko orkiestry, ale i życia w ogóle? Kto jednak jest na tyle dojrzały, że dla owej życiowej harmonii świadomie wybiera taką rolę? Wiemy, jakie to trudne i jednocześnie wielkie. Bo wiadomo, ważniejsza jest owa harmonia niż popisy solistów, rywalizacja, walki kogutów czy uporczywe rozkładanie pawiego ogona. Drugie skrzypce ratują świat. Mogą się bić pierwsze skrzypce, kontrabasy, wiolonczele, nie wspominając już o drewnie, blasze czy kotłach, ale nie one – ciche, pracowite, wypełniające luki brzmienia między awanturnikami i ratujące sens utworu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Można się z kimś bić, bo chce się narzucić swoje zdanie, bo brakło argumentów, bo ktoś atakuje, bo honor itd.
Po drugie, można się bić o coś, co jest dla nas ważne – nie tylko w sferze interesów, ale i wartości. Tu już chodzi nie o awanturę, afekty czy demonstrację siły, ale o niezgodę na łamanie zasad. To już nawet jest powinnością uczciwych ludzi.
Reklama
Po trzecie, można bić pianę. Pusty dźwięk, bez treści, nieważne, że w złym guście, byle głośniej, byle ktoś zwrócił uwagę. I ten niewyszukany, a chwytliwy sposób, by zyskiwać rozpoznawalność i związane z nią profity.
Po czwarte, można się bić z myślami – a to już zupełnie inna kategoria. Chciałoby się powiedzieć: szlachetna walka. Mocować się z samym sobą, odkrywać wyzwalający ład, harmonię, w wysiłku samorefleksji poznawać i przyznawać się do swojej miary i przy tym pokornieć. To jest twórczy proces.
Po piąte zaś – bić się w piersi, bo poznaliśmy prawdę o sobie i starczyło odwagi, aby się z tym zmierzyć, a nie wypierać to czy zagłuszać. W tym przypadku nie ma agresji, jest natomiast pokorna świadomość zarówno własnych win i słabości, jak i ich konsekwencji. Zgoda na siebie takiego właśnie, nie według iluzji czy własnych projekcji, nie według oczekiwań innych, ale tak jak jest. W ten sposób wykuwa się dojrzałość. Ten proces doskonale widać na przykładzie przypowieści o synu marnotrawnym. Na początku jest ta jego niecierpliwość: daj zaraz, natychmiast, ja sam lepiej wiem, jak ma wyglądać moje szczęśliwe życie. A później, kiedy to życie zweryfikowało jego nastawienie i przymiera on głodem, odtrącony i porzucony, przychodzą refleksja i słowa: „uczyń mnie jednym z...”. Czy zawsze takie odkrycie musi tyle kosztować?
Rzeczywistość zwykle nie będzie dostosowywać się do naszych pragnień czy wyobrażeń, ale będzie właśnie taka, jaka jest. Nie bardzo rozsądne jest obrażanie się na nią, prezentowanie niezadowolenia czy tupanie nogami w proteście. Strzelanie focha tylko nas ośmiesza. Drugie skrzypce to wiedzą. Nie rywalizują, nie zwracają koniecznie na siebie uwagi, nie wymuszają grania głównego tematu, choć też im się to zdarza. Pracowicie grają tercje czy kwinty i dzięki temu akord wybrzmiewa, całość nabiera sensu. Jak się wychować do takiej postawy? Jak wybierać takie role bez zgorzknienia i poczucia krzywdy, z musu? Jak odnajdywać w tym spełnienie? Oto jest pytanie.