Reklama

Wiadomości

Pieniądze nie mogą dopłynąć

Wielu powodzian pokrzywdzonych kataklizmem we wrześniu 2024 r. czuje się opuszczonych przez państwo. Tysiące z nich spędziło zimę poza swoim domem i nie wiadomo, kiedy będą mogli powrócić.

Niedziela Ogólnopolska 17/2025, str. 34-35

[ TEMATY ]

pieniądze

pomoc

powódź

powódź w Polsce (2024)

Karol Porwich/Niedziela

Skorogoszcz, 18 września 2024 r.

Skorogoszcz, 18 września 2024 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Minister ds. odbudowy Marcin Kierwiński przekonuje, że na tereny dotknięte zeszłoroczną powodzią trafiło już 4 mld zł. O ile burmistrzowie i wójtowie zalanych terenów przyznają, że rządowe pieniądze są na kontach samorządowych, o tyle kiepsko idzie z ich wydatkowaniem zgodnie z wymaganymi procedurami. Samorządowcy obiecują, że po zimowym przestoju prace porządkowe i remontowe ruszą pełną parą.

W jeszcze trudniejszej sytuacji są przedsiębiorcy i zwykli mieszkańcy. Wielu z nich nadzór budowlany dosłownie wyrzucił ze zniszczonych domów i do tej pory nie wiedzą, jak będzie wyglądało ich dalsze życie. Wielu z nich po 7 miesiącach od powodzi nadal nie ma dachu nad głową. – Brak decyzji o konieczności wyburzenia naszego budynku powoduje, że nie mamy odszkodowania od ubezpieczyciela, a brak poprawki do specustawy blokuje proces wywłaszczeń z budżetu państwa – tłumaczy Alicja Sokołowska, która jest właścicielką mieszkania w kamienicy przy rzece w Kłodzku. We wrześniu 2024 r. po powodzi był tam premier Donald Tusk. Mówił wówczas, że cała ulica jest do wyburzenia, ale po 7 miesiącach wciąż nie ma decyzji i nadal nie ma specjalnej nowelizacji ustawy powodziowej. – Ta poprawka do ustawy jest niezbędna, abyśmy mogli dalej planować swoje życie, mieć swój własny kąt – podkreśla p. Sokołowska.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wykluczeni i bez pomocy

Reklama

Powodzian, którzy nadal nie wiedzą, co będzie z ich dalszym życiem i dachem nad głową, bo budynki nie nadają się do remontu, są setki, a może i tysiące. Ci ludzie nie wiedzą, czy dostaną odszkodowanie, czy będą mogli remontować swoje stare mieszkania i domy, czy raczej powinni szukać innego, bardziej bezpiecznego lokum. – Ludzie mieszkają kątem u rodziny, u znajomych albo wynajmują mieszkania za potwornie duże pieniądze. Minęło już ponad pół roku, a my nadal nie wiemy, co z nami będzie – wyjaśnia mieszkanka Kłodzka.

W trudnej sytuacji są też przedsiębiorcy, którzy utracili swoje dochody i możliwość tworzenia miejsc pracy. – Straty mam wycenione na 2 mln zł, a od rządu dostałam 32 tys. zł. Od 7 miesięcy nie pracuję, nie mam dochodów i nie wiem, czy będę mogła swój interes odbudować, czy zostanę wywłaszczona – powiedziała na radzie dolnośląskiego sejmiku Barbara Glińska ze Stowarzyszenia Wrzesień 2024.

Rząd obiecywał przedsiębiorcom pożyczki, które zostaną umorzone w 90%. Poza politycznymi obietnicami nic konkretnego w tej kwestii jeszcze się nie wydarzyło. W najtrudniejszej sytuacji są właściciele lokali użytkowych i sklepów na parterach, które w wielu miejscowościach zostały zalane praktycznie w 100%. Ta grupa ludzi nie została objęta żadną pomocą ze strony władzy. – Pomocą nieobjęci są właściciele lokali pod wynajem krótkoterminowy, długoterminowy i lokali użytkowych, a przecież w miejscowościach turystycznych to bardzo duża grupa ludzi – zaznacza Cecylia Zdunek z Lądka-Zdroju.

Nieodpowiedzialność Wód Polskich

Reklama

Choć rząd przeznaczył duże pieniądze dla powodzian, to jednak nie trafiają one do wszystkich pokrzywdzonych albo są źle wydatkowane. Najwięcej wsparcia poszkodowani otrzymali od wolontariuszy, prywatnych darczyńców oraz Kościoła. Pierwsze pieniądze z państwowych funduszy przyszły szybko, ale zasiłki nie starczają na pokrycie kosztów. Niektórzy pospieszyli się z remontem i zaczęli go, gdy ściany były zbyt słabo osuszone, co oznacza, że remont będzie trzeba powtórzyć.

Większość osób nie zdecydowała się na remonty – czeka na ciepłą wiosnę i lato. Poza tym wiele starszych osób po prostu nie radzi sobie z remontami, a lokalna pomoc społeczna ma zbyt mało ludzi, by móc wesprzeć wszystkich. Trudno dziś oszacować, ile osób wyjechało z zalanych rejonów i nie chce już tam wracać, tak jak to było po powodzi w 1997 r., kiedy to wielu Polaków pozostawionych bez środków do życia udało się na emigrację za granicę.

Sytuacja jest jednak inna niż w 1997 r., bo obok ubezpieczenia oraz doraźnego wsparcia inna jest odpowiedzialność za szkody ze strony państwa. W 1997 r. nie było nowego Prawa wodnego i Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Na jesieni 2024 r. samorządy z zalanych regionów zachęcały poszkodowanych, by składali wnioski roszczeniowe do Wód Polskich, bo przecież tylko w województwie opolskim zniszczonych zostało 100 miejscowości, a straty oszacowano na 2 mld zł. Na blisko 3 tys. wniosków Wody Polskie nie przyznały jeszcze ani jednego odszkodowania, bo – jak tłumaczą: „nie było do tego podstaw prawnych”. „Na tym etapie likwidacji szkód nie było faktycznej i prawnej możliwości uznania żadnego roszczenia i w związku z tym nie wypłacono żadnego odszkodowania” – odpowiadają w komunikacie Wody Polskie.

Sprawy trafią do sądu

Reklama

Należy się spodziewać fali procesów odszkodowawczych od Wód Polskich. Eksperci szacują, że największe szanse na wygraną w sądach mają ci poszkodowani, którzy mieszkają poniżej zbiorników retencyjnych na łódzkiej Nysie, czyli mieszkańcy gmin Nysa i Lewin Brzeski. – Ludzie mają poczucie wielkiej niesprawiedliwości – mówi Radosław Kochler, przedsiębiorca z Lewina Brzeskiego, któremu wezbrane wody Nysy Kłodzkiej zalały hurtownię materiałów budowlanych.

Przedsiębiorca poniósł straty rzędu 1,7 mln zł i jest przekonany, że winę ponoszą złe decyzje w zarządzaniu zbiornikami retencyjnymi. – Zwróciłem uwagę na niewystarczającą rezerwę w zbiorniku w Nysie w sytuacji, gdy z prognoz wynikało, że będą intensywne opady deszczu. A potem były chaotyczne zrzuty wody ze zbiornika w Nysie, które przypieczętowały los naszej gminy – podkreśla p. Kochler.

Przedsiębiorca ma rację, bo z komunikatów Wód Polskich z krytycznego okresu wynika, że nie przygotowano zbiorników na przyjęcie większej ilości wody, a później zrzuty wody z Zalewu Nyskiego zbliżały się do 1,2 tys. m3/s, co było przyczyną powodzi w Lewinie Brzeskim. Nawet w czasie konsultacji społecznych na temat planu redukcji ryzyka powodziowego, zorganizowanych m.in. przez Wody Polskie, jasno wskazano, że należy opracować nową instrukcję dla zbiorników retencyjnych, by zrzuty wody nie przekraczały 600 m3/s. – W pierwszej kolejności musimy zmienić reguły sterowania kaskadą zbiorników retencyjnych, aby nie dopuszczać do zrzutów ze zbiornika nyskiego, które będą zagrażały Lewinowi Brzeskiemu – powiedział podczas konsultacji społecznych prof. Janusz Zaleski, dyrektor Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły.

Strach przed kolejną powodzią

Powódź w 2024 r. była znacznie mniejsza od tej w 1997 r., bo dzięki suchemu zbiornikowi Racibórz Dolny udało się okiełznać żywioł na Odrze. Lokalnie w kilku powiatach południowej Polski zniszczenia były jednak porównywalne albo jeszcze większe. Źle przeprowadzone były akcje zapobiegawcza, ostrzegawcza, ewakuacyjna i zarządzanie kryzysowe. Należałoby się jednak spodziewać, że pomoc dla osób pokrzywdzonych będzie na wyższym poziomie, bo obszar zniszczeń jest mniejszy niż w 1997 r., a Polska ma znacznie większe możliwości finansowe niż 28 lat temu.

Na Nysie Kłodzkiej planowany jest jeszcze piąty zbiornik retencyjny, a w górach, tuż przy granicy z Czechami, ma powstać kilka suchych zbiorników, które mogą zneutralizować falę powodziową. Na razie jednak trzeba pomóc poszkodowanym, naprawić zniszczone wały przeciwpowodziowe, zapory na zbiornikach i udrożnić cieki wodne. Skala zniszczeń systemu przeciwpowodziowego w tym regionie jest bowiem gigantyczna, bo przez zimę prawie nic nie zrobiono. Ludzie po prostu boją się remontować domy i inwestować w lokalny biznes, bo znów może przyjść wielka woda, która kolejny raz zrujnuje ich życie.

2025-04-23 07:45

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pomoc z Polski ratunkiem dla Kościoła na Wschodzie

[ TEMATY ]

pomoc

Ukraina

Archiwum

Przygotowania do transportu pomocy

Przygotowania do transportu pomocy

Bez pomocy płynącej z Polski, nie mogłybyśmy prowadzić naszej działalności - mówi franciszkanka s. Jana Pawła FSK, zajmująca się jedynym na Ukrainie centrum rehabilitacji niewidomych dzieci z dodatkową niepełnosprawnością. Podobnych głosów jest bardzo wiele, bo pomoc płynąca z Polski, to ratunek dla wielu dzieł prowadzonych przez Kościół na Wschodzie.

Do centrum wczesnej rehabilitacji dla niewidomych dzieci z dodatkową niepełnosprawnością w Starym Skałacie przyjeżdżają dzieci z terenu całej Ukrainy. Podobnej pomocy nie można znaleźć nigdzie w kraju.
CZYTAJ DALEJ

Lublin. Maryjne święto - rocznica "Cudu Łez"

2025-06-29 08:02

Paweł Wysoki

W archikatedrze lubelskiej rozpoczynają się uroczystości ku czci Najświętszej Maryi Panny Płaczącej.

76 lat temu, 3 lipca 1949 r., na kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w lubelskiej katedrze pojawiły się łzy. Najpierw zobaczyła je szarytka s. Barbara Sadkowska, później wyraźne ślady spływających łez dostrzegli inni. Dla wiernych łzy Matki były znakiem troski i solidarności z narodem uciemiężonym wojną i komunistycznym terrorem, ale też wezwaniem do nawrócenia.
CZYTAJ DALEJ

Fałszywe dane, realne szkody. Czyja to jest operacja?

2025-06-29 16:20

[ TEMATY ]

felieton

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

„Hahaha, info o fałszowaniu wyborów oparli na analizie wykonanej po pijaku jakiegoś gościa z Wykopu oraz na analizie typa, który NIE jest pracownikiem uczelni” – napisała w mediach społecznościowych jedna z internautek (@szef_dywizji), odnosząc się do informacji portalu money.pl, który ujawnił, że dr Kontek, który „zbadał anomalie wyborcze” nie jest pracownikiem SGH, mimo iż „w doniesieniach mediów przedstawiany jest jako pracownik uczelni”. Czytając tę informację, jak i komentarz miałem poczucie, że wcale nie jest mi do śmiechu i w sumie nam wszystkim generalnie też nie powinno.

Pal sześć sam wątek uczelni, przerażające jest to, co przedstawił dr Kontek, a raczej skutki tej co najmniej „niedokładnej” pracy. Jego „analizy” stały się źródłem fali artykułów, materiałów prasowych, telewizyjnych i radiowych oraz komentarzy w mediach i socialmediach, które w oparciu o jego teorie podważały wybór ponad 10 mln polskich obywateli. Profesor Szkoły Głównej Handlowej Tomasz Berent już wypunktował wątpliwą analizę statystyczną dr. Kontka dotyczącą „anomalii wyborczych”. „Pomijając na chwilę kwestię Twojego sposobu identyfikacji komisji, w których mogło dojść do nadużyć i sposobu dokonywanych przez Ciebie korekt (obie niestety bardzo wątpliwej jakości), musiałeś przecież wiedzieć, że wyniki takiej jednostronnej analizy są po prostu bezwartościowe” - napisał w opublikowanym liście. „Zaszokowała mnie treść Twego wywodu. Skwantyfikowałeś bowiem jedynie liczbę głosów, które mogły być nieprawidłowo alokowane Karolowi Nawrockiemu. Odwrotnego scenariusza w ogóle nie wziąłeś pod uwagę” – zauważył prof. Berent, docierając do sedna skandalu: „Problem w tym, że Twoje wyniki nie są też wiarygodne statystycznie. Nie mogą być zatem żadnym sygnałem, które wymaga bliższego zbadania”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję