Reklama

Wiadomości

Kto nami naprawdę rządzi?

W Dniu Dziennikarza porozmawiajmy o wpływie mediów na nasze życie, nasze wybory, nasz stosunek do świata, w tym do religii. Na ile prawdą jest, że władzy nad światem nie dzierży już żadna partia polityczna, że wybory to gra złudzeń, a nie demokratyczny mechanizm utrzymujący państwo w równowadze? Tak naprawdę rządzą nami media, wielkie medialne imperia oraz ich „produkty”. Nie bez powodu w USA wszyscy się dziś zastanawiają, kogo poprze gwiazda popkultury Taylor Swift, bo z dużym prawdopodobieństwem za jej przykładem pójdą miliony Amerykanów.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Leszek Gęsiak jezuita, rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski

Reklama

Na ile przekaz mediów katolickich ma wpływ na postrzeganie Kościoła i buduje światopogląd wierzącego? Czy media katolickie mają wpływ na zaangażowanie ludzi świeckich w życie Kościoła?

Po pierwsze, jest problem z jednoznacznym zdefiniowaniem, czym są media katolickie. A przecież od tego zależy odpowiedź na postawiony problem. Bo może mówimy o mediach, które tworzą katolicy albo których właścicielem jest Kościół katolicki, albo są to media, które mają służyć katolikom, albo takie, które zawierają treści związane z wiarą katolicką, albo może takie, które mają w nazwie przymiotnik „katolicki”, bo za takie zostały uznane przez odpowiednią władzę kościelną. Ja wolałbym definicję, w której za media katolickie uznajemy takie, które pomagają człowiekowi w kształtowaniu postaw opartych na kanonie Dziesięciu przykazań Bożych i nauczaniu Kościoła. A rola takich mediów w życiu społecznym jest dzisiaj absolutnie kluczowa. Nie sądzę, byśmy w naszych czasach potrzebowali nowych, wielkich teorii czy prac naukowych o wierze jako takiej. Tych mamy już sporo. Potrzeba raczej miejsca, gdzie będziemy mówić o tym, co dla podtrzymania wiary jest ważne i jak możemy nią żyć w naszym skomplikowanym aksjologicznie świecie. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie media kształtują naszą świadomość i hierarchię wartości. Dlatego też zastanawianie się nad tym, gdzie w gąszczu „prawd” współczesnego świata znajduje się ta jedyna i najważniejsza Prawda, jest fundamentalne. Jeśli zatem kerygmat, Chrystus i zbawienie człowieka nie będą w codziennym dyskursie medialnym obecne, to miejsce to zajmą inne priorytety, którymi tak obficie syci się świat. Oczywiście, media przechodzą nieustanną transformację: poszerzają zasięg, zmniejszają dystans i skracają czas, a przykazania i Ewangelia trwają niezmienne. Trzeba zatem szukać takich nowych form wyrazu, by ten przekaz uczyniły skutecznym. Musimy podążać w stronę pokazywania, jak przykazania i Ewangelię rozumieć i stosować w warunkach, w których żyjemy. I tu pojawi się na pewno pokusa indoktrynacji religijnej i instrumentalizacji nauki Kościoła, np. przez używanie tekstów katolickich, chrześcijańskich, także Pisma Świętego, do realizacji różnych doraźnych celów społecznych, finansowych czy politycznych. Ale to nie jest właściwa droga! Skoro media kształtują świadomość społeczną, to powinny pokazywać drogę, po której człowiek powinien iść. A zatem mają wskazywać właściwy kierunek i uczyć człowieka w sposób wolny wybierać to, co jest prawdziwą wartością.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Co do drugiego pytania, to media o tyle służą człowiekowi, o ile są właściwie prowadzone. Stąd też tak ważne jest określenie kryteriów, którymi się kierują, oraz celów, do których dążą. Dlatego każda redakcja prasowa, radiowa, telewizyjna czy internetowa musi wiedzieć, w jakim celu istnieje. Jeśli tylko po to, by generować zyski, to jednak trochę za mało. Postawienie jasnych kryteriów każdej redakcji jest niezwykle ważne. Trzeba wiedzieć, dla kogo i po co tworzy się medialne treści. Inaczej wygląda to dla gazety, inaczej dla rozgłośni radiowej, jeszcze inaczej dla stacji telewizyjnej czy portalu internetowego. Media mogą uczyć, jak funkcjonować, dokonywać wyborów, pracować czy uczyć się, by mieć wpływ na kondycję Kościoła. Nie możemy też zapominać, że dzisiejszy świat jest światem w dużej części wirtualnym i że ogromną rolę odgrywają w nim media społecznościowe. A to taki rodzaj mediów, że właściwie każdy, kto posługuje się kontem na jakiejś platformie, sam pośrednio staje się redaktorem. Podaje bowiem treści innym, mówi o swoim sposobie widzenia świata, komentuje rzeczywistość, czasem bardzo ją zniekształcając. Jeśli chcemy, by osoby świeckie miały świadomość swojej przynależności do Kościoła, to media muszą to w jakiś sposób pokazać. Kościół, tak jak każda dziś grupa społeczna, nie może działać bez mediów i bez silnego w nich głosu ludzi świeckich. Mediami można ewangelizować i przez media można być ewangelizowanym. W mediach można też świadczyć o obecności Boga w świecie i to chyba jest dzisiaj jednym z bardzo ważnych zadań stawianych tym, którzy z mediów korzystają.

Monika Przybysz profesor UKSW, medioznawca

Reklama

Czy obecnie social media, a w nich influencerzy, youtuberzy, celebryci itd., „programują” ludziom mózgi? Kreują nasz tok myślenia, nasze gusta, poglądy, w tym te religijne? I czy to one mają realną władzę nad nami, zwłaszcza nad młodym pokoleniem? Na ile możemy ten proces zatrzymać? I czy w ogóle jesteśmy, jako społeczeństwo, zdolni jeszcze powiedzieć „dość!”?

Czas spędzany z influencerami zabiera nam relacje i doprowadza nas do frustracji. Na początku fascynujemy się danym człowiekiem i jego umiejętnościami, wiedzą, sposobem prezentacji, wyglądem, przygotowanymi profesjonalnie filmami. Pod wpływem wielogodzinnego oglądania osoby znanej w naszych mózgach zachodzi chemiczny proces zakochania się, a następnie miłości. Liczba godzin regularnie spędzanych z influencerem, celebrytą czy osobą znaną jedynie z tego, że jest znana, sprawia, że wielu użytkowników social mediów nawiązuje jednostronną, skazaną na cierpienie, bo niemożliwą do realizacji, „relację”, dla której jest w stanie zrobić niezwykle dużo, a więc poświęcić np. najcenniejszą wartość, jaką dziś jest czas. Followersi kupują produkty, do których zachęcają ich youtuber, instagramer czy tiktoker, ponieważ w pełni mu ufają. Jest on dla nich w pełni wiarygodny, miły, dobrze wygląda, jest uśmiechnięty, nadmiernie chwali i dowartościowuje swoją cyfrową społeczność, zachęca do spędzania jeszcze większej ilości czasu przed ekranem i robienia mu zasięgów, a więc zwiększania jego zarobków. Fani wierzą głęboko we wszystko, co on mówi, ufają, że ich nie oszuka, wciskając im tandetne rzeczy za duże pieniądze... Warto ograniczyć „spotkania” z ludźmi cyfrowymi, którzy budują społeczność i zasięgi przede wszystkim albo jedynie dla pieniędzy.

Reklama

Celebryci cyfrowi monetyzują każde oglądanie ich materiałów przygotowanych do mediów społecznościowych, otrzymują za to pieniądze od YouTube’a i TikToka; podejmują współpracę z markami i reklamują produkty, których nawet w żaden sposób nie zweryfikowali – ani ich użyteczności, ani bezpieczeństwa, ani przydatności. Poza tym celebryci często zakładają sklepy internetowe, produkują i sprzedają własne rzeczy, pod własną marką. Są one różnej jakości, często zawierają szkodliwe dla zdrowia, a nawet życia elementy lub są to tandetne rzeczy obrandowane droższą marką. Znana z Instagrama Jessica Mercedes i jej marka Veclaim przyszywała do tanich koszulek słabej jakości z Chin własne metki i okłamywała fanki, że ubrania są szyte w Polsce. Kilku znanych influencerów zachęcało do kupowania tandetnych zegarków sprowadzanych z Chin i reklamowanych za cenę kilkukrotnie wyższą, m.in.: Marcin Dubiel, Lady Madlen, Hanusia Wielka czy Adrianna Śledź. Inne influencerki takie jak: Wersow, Natsu, Julia Kostera, Ola Nowak, Mata, RoxMb, oszukiwały fanów, zachęcając do zakupu szkodliwego produktu Acticoco – do wybielania zębów, który przy zbyt intensywnym stosowaniu powoduje problemy z zębami, a nawet nieodwracalnie je uszkadza. Z kolei Ola Ciupa czy Kinia Wilczyńska zachęcały do nabywania świec do uszu, które mogły spowodować utratę słuchu i poparzenia. To tylko przykłady szkodliwych dla zdrowia działań influencerów, którzy oszukują młodych użytkowników sieci jedynie dla pieniędzy (tzw. scam).

Influencerzy kreują społeczności cyfrowe nie tylko po to, aby zarobić, ale także po to, abyśmy byli związani z nimi emocjonalnie. Wówczas dużo łatwiej jest im sprzedawać nam różne produkty, a przy okazji idee, wartości, poglądy. Wpływają na nas, pobudzając nasze emocje i spojrzenie na kwestie społeczne, zdrowotne, polityczne, religijne i biznesowe. Szczególnie mocno widać to w przypadku młodych ludzi, z fascynacją chcących naśladować swoich idoli, którzy kupują bardzo drogie bilety na koncerty w wersji ekskluzywnej, upoważniające do zrobienia selfie ze znaną osobą, chętnych do zakupów rzeczy tandetnych, np. ubrań, lub niezdrowych (np. lody Ekipy czy kampania Maty w McDonaldzie), kopiujących swoich idoli.

Czy ten proces stadnego i bezmyślnego ufania ludziom, którzy wykreowali się na nowych bożków współczesnego świata, można w jakikolwiek sposób zatrzymać? Można. Przede wszystkim przez budowanie solidnych zasad korzystania ze świata internetu od najmłodszych lat przez rodziców mających wysokie kompetencje cyfrowe, budowanie dobrych i trwałych relacji z dzieckiem oraz atrakcyjne zagospodarowywanie czasu dziecka, aby nie było społecznie wykluczone i sekowane przez rówieśników.

Bronisław Wildstein publicysta, dziennikarz, pisarz, Kawaler Orła Białego

Reklama

Czy w świecie upolitycznionych mediów jest jeszcze miejsce na rzetelne dziennikarstwo? I jak je rozpoznać?

Liberalny wariant demokracji coraz bardziej sprowadza ją do procedury i przekształca w oligarchię, czyli rządy nielicznych w swoim interesie. Legitymację do sprawowania władzy ma stanowić liberalna ideologia, która prezentowana jest jako system praw człowieka, a generalnie jako wyraz racjonalności i postępu. To przy jej pomocy establishment kontroluje społeczeństwa i narzuca im wygodne dla siebie rozwiązania. Wszelkie alternatywne idee, w tym klasyczne dla zachodniej cywilizacji i chrześcijaństwa, są zwalczane również prawnymi metodami.

Jeśli naród nie wybierze zgodnie ze wskazaniami dominujących ośrodków, biją one na alarm, że demokracja się kończy. Trzy dni po powołaniu rządu Beaty Szydło powstał Komitet Obrony Demokracji. Ustanowienie nowej władzy przebiegało zgodnie z zasadami, nie zdążyła ona jeszcze podjąć żadnej decyzji, a już ogłoszono, że jej istnienie uderza w demokrację. Wynika z tego, że wprawdzie obywatele ciągle jeszcze mają prawo wybierać swoich przedstawicieli, ale jeśli nie dokonają tego zgodnie z wolą establishmentu, ich wybór nie będzie demokratyczny i powinien być wszelkimi metodami unieważniony.

Reklama

Żyjemy w świecie, w którym pojęcie demokracji stało się fetyszem. Nie sposób zatem zlikwidować wyborów jako metody wyłaniania parlamentarnej większości, ale establishment robi wszystko, aby stały się one czystą formalnością, a jeśli nie przebiegają po jego myśli, – aby uniemożliwić rządzenie nieakceptowanej przez siebie większości. W liberalnych środowiskach pojawiają się pomysły, aby demokrację zastąpić innym ustrojem, np. tzw. epistokracją, w której głos rozmaicie wyszczególnianych, zwykle pod względem wykształcenia, członków elit znaczyłby więcej niż zwykłych obywateli, ale taka rewolucja byłaby ryzykowna. Stałą praktyką ośrodków opiniotwórczych i mediów stało się więc dzielenie obywateli na pierwszą i drugą kategorię. Wyznawcy obowiązującego status quo: „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” zbierają pochwały i są pozytywnie wartościowani. Oponenci natomiast mają stanowić skazany na wymarcie wstydliwy przeżytek minionych czasów. To „mohery”, „rednecki”, według obiegowych opinii niewykształcone i nieświadome obiekty manipulacji ze strony populistów, którym blisko do faszystów czy wręcz są z nimi utożsamiani.

Przemocy symbolicznej, która coraz mocniej nasycana jest jej tradycyjną formą, towarzyszy homogenizacja elit pod hasłami nowej lewicowo-liberalnej ideologii emancypacji, czyli „wyzwolenia” mieszkańców Zachodu od ich tradycyjnej kultury, w pierwszym rzędzie od religii. Proces ten spowodował, że dawne prawicowe partie skolonizowane zostały przez lewicowo-liberalną mentalność i dziś, zwłaszcza w Europie Zachodniej, nie różnią się one ideowo od swoich lewicowych konkurentów. W tym stanie rzeczy jedyną alternatywą dla tradycyjnych stronnictw politycznych, które stały się rzecznikiem establishmentu, są nowo powstające ugrupowania, potępiane przez dominujące ośrodki opiniotwórcze jako populiści.

Mimo demokratycznych procedur rządzi nami oligarchia, którą stanowi sieciowy układ wielkiego biznesu, ośrodków opiniotwórczych i mediów oraz potężnych korporacji na czele z tą prawniczą. Sieciowość oznacza brak hierarchicznego uporządkowania współpracującego ze sobą i przenikającego się kompleksu władzy. Media są własnością potentatów finansowych, którzy „przytulają” także byłych polityków.

Reklama

Państwo stało się narzędziem w rękach establishmentu, który mimo wewnętrznych napięć potrafi się jednoczyć i mobilizować wobec zewnętrznej konkurencji. Jeśli wybrany zostanie ktoś, kto odwołuje się do demokratycznego porządku, jest bezpardonowo zwalczany, co widzieliśmy w przypadku rządów PiS w Polsce czy prezydentury Donalda Trumpa w USA.

Istotnym elementem tego układu są media, które nawet nie ukrywają swojej stronniczości i oficjalnie organizują się w celu zwalczania swoich przeciwników. Ich pracownicy, którzy w ogromnej większości wyznają nową ideologię, chcą wszelkimi siłami skłonić ku niej swoich odbiorców. Kierowani najlepszymi intencjami, które w tym przypadku współgrają z ich interesem, dziennikarze starają się wychować społeczeństwo, aby było takie jak oni i zrozumiało wyższość emancypacyjnego światopoglądu. Tradycyjne standardy są dla dziennikarzy głównego nurtu mniej ważne niż ich polityczna orientacja.

Determinuje to także ich ideowych oponentów: chrześcijan czy ogólnie obrońców cywilizacji zachodniej. Inter arma silent Musae (w szczęku broni milkną muzy) – głosiło rzymskie przysłowie. Dotyczy to także dziennikarstwa.

Na froncie trudno zachować bezstronność. Tak zwany symetryzm jest groteskową próbą wybrnięcia z tego dylematu, gdyż określać się winniśmy wobec rzeczy, a nie stron, a założenie, że prawda zawsze leży pośrodku, jest nonsensem. Niemniej, mimo wszystkich związanych z tym kłopotów, obrońcy tradycyjnego ładu winni być również obrońcami standardów medialnych, które do niego należą, i starać się ich trzymać, na ile to możliwe w świecie, w którym kończą się już klasyczne media, a więc i dziennikarstwo.

2024-09-10 13:40

Oceń: +20 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prawdziwe dziennikarstwo służy prawdzie, dobru, pięknu

[ TEMATY ]

dziennikarstwo

BOŻENA SZTAJNER

Zadaniem każdego z nas jest to, by z dziennikarstwa uczynić sztukę najpierw widzenia, a potem opowiadania; rozumienia a potem streszczania; widzenia więcej niż się wydaje; widzenia rzeczy, których inni nie widzą; opowiadania o rzeczach, o których inni milczą; rozumienia znaków czasu; podawania do wiadomości tego, co inni odrzucają i przezwyciężania obojętności apelami i pytaniami. Prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji mówił o tym do dziennikarzy katolickich, uczestniczących w Międzynarodowych Dniach św. Franciszka Salezego w Lourdes we Francji.

Paolo Ruffini przypomniał, odwołując się do ostatniego przesłania Papieża na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, że prawdziwa komunikacja z drugim dokonuje się tylko w świecie realnym, gdzie akceptuje się rzeczywistość i w niej spotyka się z drugim. Nieodzownym elementem takich zachowań jest dialog i słuchanie drugiego. Tylko bowiem w szczerym dialogu można odkrywać prawdę, która nie jest jakimś przekonaniem.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Zawalcz o pokój twego domu

2025-10-01 19:47

Archiwum organizatorów

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Rekolekcje dla małżeństw poprowadzi ks. Łukasz Plata, ewangelizator, dr nauk teologicznych w zakresie teologii moralnej.

Zapraszamy na rekolekcje charyzmatyczne dla małżeństw „Pokój Twemu domowi”, które poprowadzi ks. Łukasz Plata.

Rekolekcje odbędą się we Wrocławiu od 18 do 19 października w parafii Świętej Rodziny i skierowane są do wszystkich małżeństw – zarówno tych, które przeżywają trudności, jak i tych, które po prostu pragną umocnić swoją więź i odnaleźć nową radość ze wspólnego życia. – To przestrzeń, by zatrzymać się, zostawić na chwilę codzienny chaos i usłyszeć, że Bóg pragnie być źródłem pokoju w każdym domu – mówią współorganizatorzy Katarzyna i Tomasz Węgrzynowie. Podczas spotkania małżonkowie będą mieli okazję wysłuchać konferencji opartych na Dobrej Nowinie, uczestniczyć w Eucharystii, doświadczyć modlitwy wstawienniczej, a także skorzystać z wyjątkowych momentów, jak randka małżeńska czy szczera rozmowa z kapłanem podczas panelu „Zapytaj księdza o co tylko chcesz”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję