Urszula Buglewicz: Światowe Dni Młodzieży, zapoczątkowane przez św. Jana Pawła II w 1986 r., mimo upływu czasu i zmieniającej się rzeczywistości, wciąż cieszą się zainteresowaniem młodych ludzi…
Biskup Adam Bab: Zainteresowanie Światowymi Dniami Młodzieży, zarówno na poziomie Polski, jak i świata, jest duże. Trochę obawialiśmy się, że przez pandemię, która przyblokowała taki rodzaj życia Kościoła, będziemy musieli zaczynać od nowa, ale okazało się, że młodzi dalej potrzebują takich spotkań. Oczywiście, trzeba ciągle być z nimi w dialogu, pytać, kim są, czym żyją, co myślą o życiu i jak do niego podchodzą. Dla mojego pokolenia udział w ŚDM był wydarzeniem przeżyciowym, związanym nie tylko z wiarą, ale też z egzotyką zachodniego kraju; był wręcz wyprawą do innego świata. Dziś cały świat jest w zasięgu ręki. Tym bardziej ci, którzy jadą na spotkanie z Ojcem Świętym, chcą w tym doświadczeniu młodego i radosnego Kościoła uczestniczyć. Z Polski na ŚDM wybiera się ok. 20 tys. młodych osób; to dobry wynik po pandemii.
Reklama
Zatem, w czym tkwi siła Światowych Dni Młodzieży?
Generalnie, młodzi lubią być razem, lubią się spotykać, więc jeżeli ktoś ma wiarę w sercu albo szuka wiary, to szuka bliskości podobnych sobie osób. Chęć spotykania się to szyld młodości. Dzięki św. Janowi Pawłowi II ta cecha została wykorzystana i to w podwójnym wymiarze. Siłą ŚDM jest spotkanie, na płaszczyźnie horyzontalnej z innymi ludźmi, a na płaszczyźnie wertykalnej z Panem Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ksiądz Biskup ma za sobą spotkania z udziałem kolejnych papieży: Janem Pawłem II, Benedyktem XVI i Franciszkiem. Co je łączy?
Najważniejsze jest wspólne przeżywanie wiary, ale też żywiołowość, spontaniczność i radość. Młodzi, chociaż są z różnych stron świata, różnych narodowości i języków, we wspólnocie odnajdują jedność, która wyraża się w modlitwie, śpiewie, zabawie. Papieże się zmieniają, mają swój temperament, i to nadaje spotkaniom charakterystyczny rys. Jednak młodzi zawsze czekają na spontaniczny dialog z Ojcem Świętym. W tym sposobie bycia z młodymi papież Franciszek bardzo podobny jest do św. Jana Pawła II. Z kolei Benedykt XVI wprowadził na ŚDM w Madrycie adorację Najświętszego Sakramentu w ciszy. Wydawało się to wręcz niemożliwe w wielotysięcznym tłumie, a młodzi dali się zaprosić papieżowi i do takiego wspólnego przeżycia.
Reklama
Od 1997 r. Ksiądz Biskup przeszedł długą drogę przez ŚDM, najpierw jako kleryk, potem kapłan i teraz biskup. Czy młodzi na takich spotkaniach potrzebują duszpasterzy?
Posługa duchowa jest bardzo ważna. Z doświadczenia wiem, że jak się lekko uchyli furtkę do rozmowy, to młodzi bardzo skwapliwie z tego korzystają. Miałem mnóstwo takich rozmów, nazwijmy to duchowych czy egzystencjalnych, na których młodzi otwierali się, podczas których dochodziło do przełomowych decyzji w życiu. Zdarzało się, że ktoś przyjeżdżał na ŚDM z ciekawością turystyczną czy rozrywkową, a w miarę upływu czasu odkrywał zaproszenie do czegoś głębszego, do poznania i przyjaźni z Bogiem. Oczywiście, trzeba młodym trochę podpowiadać, bo radosna i pogodna fala wspólnej zabawy szybko wciąga, a chodzi przede wszystkim o to, by zejść głębiej, dostrzec sedno, podjąć namysł nad swoim życiem. Przeżycia i emocje są bardzo ważne, one często pozwalają przejść przez codzienne trudy, ale nie można się zatrzymać na ich poziomie. Czasem ktoś, kto w grupie rówieśniczej kamuflował swoją wiarę, bo bał się presji otoczenia, po doświadczeniu młodego i żywego Kościoła na ŚDM stawał się odważnym świadkiem Chrystusa. Zmieniają się czasy, ale młodzi zawsze szukają czegoś, co ich porwie, zafascynuje; wciąż szukają wartości, którym mogą służyć i które są warte poświęcenia im życia. ŚDM mają swoją wartość jako doświadczenie przeżyciowe, ale potrzeba wiele pracy duszpasterskiej, by wiara w sercach młodych dojrzała, by stała się treścią codziennego życia.
Czy udział w spotkaniach młodych z papieżem wpływa na życie, staje się początkiem przyjaźni?
Zdecydowanie tak. Opowiem historię, która jest moim osobistym udziałem, a związana jest z pierwszym wyjazdem na ŚDM w 1997 r. (w 1991 r. byłem na ŚDM w Częstochowie, ale wtedy bardziej poszedłem na pieszą pielgrzymkę, niż na ŚDM). W Paryżu poznałem młodą dziewczynę, Bernadetę, która jako wolontariuszka opiekowała się naszą grupą. Na początku sądziła, że wystarczy wykonać konkretną pracę dla pielgrzymów, bez zaangażowania się w ŚDM. Objaśniła nam, jak mamy poruszać się po mieście, by dotrzeć w określone miejsca, ale byliśmy przerażeni ilością przesiadek. Poprosiliśmy ją o towarzyszenie nam podczas pierwszego przejazdu. Bernadeta pojechała z nami i przy okazji uczestniczyła w spotkaniach. Zrozumiała wówczas, że jeśli jej zaangażowanie wyrazi się m.in. w tym, że nam pokaże drogę, a nie będzie nam we wszystkim towarzyszyć, to ominie ją coś bardzo ważnego. Do końca ŚDM byliśmy już razem. Zrodzona wówczas przyjaźń przetrwała próbę czasu. Ja byłem na kolejnych chrzcinach jej dzieci, ona u mnie na kolejnych święceniach. Teraz do Lizbony jadę z grupą młodzieży przez Paryż, gdzie dzięki Bernadecie spędzimy 3 dni w tej samej parafii, w której byłem w 1997 r. Jej mąż, z pochodzenia Portugalczyk, pomógł nam zorganizować ten wyjazd.
Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Biskup z wyjazdem do Lizbony?
Podczas ŚDM będę głosił katechezy dla młodzieży; ufam, że moja posługa będzie owocna, że z pomocą Ducha Świętego będę wobec nich dobrym narzędziem. Dla mnie sama podróż z młodymi to jest źródło wiedzy o współczesnym człowieku. Bardzo lubię ten klimat wspólnego spędzania czasu; poza ŚDM takiej prostoty i radości życia, ale też trudu i zmęczenia, można doświadczyć chyba tylko na pielgrzymce. Podczas wyjazdu nie przemawiam do nich z odległości ambony czy ołtarza, ale po prostu jestem wśród nich, na płaszczyźnie ich codziennego życia. W klimacie otwartości i zaufania jest wiele okazji do rozmów. Chętnie słucham młodzieży, która dzieli się swoimi spostrzeżeniami i zadaje pytania, nawet te oczywiste czy niewygodne. Młodzi odsłaniają przede mną pewną świeżość wiary; bez kontaktu z nimi szybko uwiłbym sobie wygodne „gniazdko duszpasterskie”, poruszając się wśród osób, które nie kwestionują świata wartości. Młodzi nie przyjmują prawd bezwiednie i bezkrytycznie; o wszystko pytają i do wszystkiego chcą być przekonani. Tego nie da się zrobić raz na zawsze, bo zmienia się pokolenie, zmienia się wrażliwość. Chcę wobec młodych złożyć świadectwo wiary i zaprosić ich do tego doświadczenia.
Jak w dobie smartfonów i all inclusive przekonać młodych do Jezusa i Ewangelii?
Nie ma idealnych metod na to, żeby zdobyć młode serca dla Jezusa. Ewangelia sama w sobie jest zawsze adresowana do ludzkiej wolności. Możemy zaopiekować się młodym człowiekiem na 120%, ale dopóki sam nie wyzna wiary, nikt go do tego nie zmusi. Cechą młodości jest dążenie do ideałów, więc zawsze warto z młodymi rozmawiać i pokazywać im, że ich szczęśliwe życie zapisane jest w nich samych, a nie w jakichś zewnętrznych celach, za którymi będą ciągle gonić. Młodzi są bardzo wrażliwi, nie wiadomo, za kim i za czym pójdą, ale pokazywanie im piękna życia jest punktem wyjścia. Dzisiejsze pokolenie młodych żyje w czasach konsumpcyjnych, zmuszane jest do konkurencyjności. Udział w ciągłych wyścigach rodzi napięcie, stres i niepokój o własną wartość. Natomiast wiara sprawia, że człowiek, aby odkryć, że jest kimś, nie musi z nikim współzawodniczyć; by znaleźć sens życia, nie musi z nikim wygrywać. Wystarczy, że odkryje, iż sam w sobie jest źródłem dobra, którym może dzielić się z innymi.