Reklama

Historia

Męczennicy powstania

Powstanie Warszawskie było wołaniem do wolnego świata: „Polska żyje i ma prawo do niepodległości”. Było walką z obłędem narzuconym Polsce i Europie przez niemiecką III Rzeszę.

Niedziela Ogólnopolska 31/2022, str. 8-10

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

Sylwester Braun „Kris”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Chodząc dziś po ulicach stolicy, pamiętajmy, że jest to miasto, w którym zginęło ponad 300 tys. warszawian. Najlepsza młodzież obmyła krwią swoją bruki tego miasta. Tak się miłuje. Nie ma miłości bez ofiary. Przez taką miłość zyskuje się prawo do ojczyzny” – powiedział Prymas Tysiąclecia bł. Stefan Wyszyński. Jako kapelan Zgrupowania Laski-Kampinos Armii Krajowej znał dobrze losy swych współbraci w kapłaństwie, których krew męczeńska w sierpniu i wrześniu 1944 r. wsiąkła w ziemię Warszawy.

Krzyk wolności

Powstanie Warszawskie było konsekwencją postawy, którą Polacy przyjęli w czasie wojennej pożogi. Jako pierwsi w Europie powiedzieliśmy stanowcze „nie” dwóm największym totalitaryzmom współczesnego świata, jakimi były narodowy socjalizm niemieckiej III Rzeszy i komunizm sowieckiej Rosji. Za to „nie” zapłaciliśmy bardzo wysoką cenę: utraty suwerenności i milionów ofiar. Ale jednocześnie ta postawa umiejscowiła nas w kolejnej odsłonie odwiecznej walki dobra ze złem. Stanęliśmy po stronie dobra i wartości, które od wieków stanowią fundament cywilizacji łacińskiej. Powstanie było wołaniem do wolnego świata: „Polska żyje i ma prawo do niepodległości”. Tak pojmowali sens walki także duchowni, którzy od pierwszych dni powstania nieśli wsparcie, pomoc i otuchę walczącym żołnierzom i ludności cywilnej stolicy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Rzeź Woli

Reklama

Od pierwszych godzin powstania klasztor Ojców Redemptorystów przy ul. Karolkowej na Woli stał się oazą, do której zdążała ludność okolicznych kamienic. Znajdowała tu schronienie, posiłek, wsparcie duchowe. 5 sierpnia 1944 r. Niemcy, wypierając wojska powstańcze, rozpoczęli masowe mordy na ludności cywilnej. Nie oszczędzano nikogo. Bezlitośnie zabijano kobiety, niemowlęta, dzieci, starców, chorych leżących w wolskich szpitalach. Wieczorem tego dnia zgromadzeni w klasztorze wierni wzięli udział w Mszy św., podczas której ojcowie Tadeusz Müller i Józef Kania udzielili wszystkim absolucji. Jak czytamy w zachowanych relacjach, rektor klasztoru zapowiedział twardo, że ani on, ani żaden z ojców i braci „nie opuści swoich owiec”, mimo iż pomoc w ewakuacji zakonników do Śródmieścia proponowali żołnierze AK. Kilka godzin później do kościoła wtargnęli niemieccy oprawcy. Realizując rozkaz SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, wszystkich zgromadzonych wraz z trzydziestoma zakonnikami pod kolbami karabinów pognano ulicami na dziedziniec kościoła św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. Tam seriami z karabinów maszynowych zostali zamordowani, a ich ciała spalono. Taki sam los spotkał ponad 50 tys. mieszkańców Woli w największej w czasie II wojny światowej zbrodni dokonanej na ludności cywilnej. Zbrodni, za którą niemieccy oprawcy w większości nie ponieśli żadnej kary. Ich dowódca – Reinefarth – dożył 1979 r. w spokojnej i pogodnej starości; pobierał niemiecką rentę generalską, pełnił nawet przez wiele lat funkcje burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt oraz posła do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie.

Niezłomni kapelani

W każdym oddziale powstańczym posługiwali kapłani. Byli to albo zaprzysiężeni jeszcze w okresie okupacji kapelani wojskowi, albo ci, którzy z chwilą wybuchu powstania zgłosili się do najbliższego oddziału Armii Krajowej. Ojciec Michał Czartoryski udawał się po popołudniu 1 sierpnia 1944 r. na wizytę lekarską do okulisty. Tam zastała go godzina „W”. Natychmiast zgłosił się do walczącego na Powiślu Zgrupowania „Konrad”. Miał już za sobą chrzest bojowy, w 1918 r. bowiem uczestniczył w walkach o Lwów, a za okazane wówczas męstwo otrzymał od marszałka Piłsudskiego Krzyż Walecznych. Był znakomicie wykształconym architektem, co – gdy wstąpił do Zakonu Dominikanów – pomagało mu podczas budowy klasztoru na warszawskim Służewcu. Gdy 6 września 1944 r. Powiśle padło, pełnił posługę w szpitalu powstańczym. Proponowano mu ewakuację do Śródmieścia. Odmówił. Pozostał z rannymi i umierającymi żołnierzami. Gdy do szpitala w podziemiach firmy Alfa Laval wkroczyli Niemcy, został rozstrzelany.

Reklama

Podobny los spotkał ks. Józefa Stanka, pallotyna. Na początku wojny cudem uciekł z sowieckiej niewoli, po czym wykładał na tajnych kompletach i posługiwał jako kapelan w warszawskich strukturach Armii Krajowej. Od pierwszego dnia powstania służył na Czerniakowie, jako nie tylko kapłan, ale także sanitariusz na pierwszej linii walk. Mimo wielokrotnych zachęt nie zdecydował się na przeprawę przez Wisłę, co zapewne ocaliłoby mu życie. Pozostał z rannymi. Wzięty do niewoli, brutalnie torturowany przez Niemców na terenie magazynów na Solcu dokonał żywota powieszony 23 września 1944 r. na własnej stule, która była niemym świadkiem tysięcy spowiedzi, Eucharystii, ślubów i ostatnich namaszczeń dokonywanych przez tego niezłomnego kapelana. Obaj zostali wyniesieni do chwały ołtarzy przez Ojca Świętego Jana Pawła II podczas pamiętnej beatyfikacji 108 męczenników czasu wojny.

Harcerz i filozof na barykadach

Na beatyfikację czekają też kolejni niezłomni księża. Ksiądz Tadeusz Burzyński był pierwszym duchownym, który poległ w powstaniu. Przedwojenny instruktor harcerski, zaprzysiężony oficer AK, został w lipcu 1944 r. kapelanem Domu Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego. Zginął 1 sierpnia 1944 r. od niemieckiej kuli, gdy na Powiślu spowiadał umierającego powstańca i udzielał mu Komunii św. Jak mówią świadkowie, ostatnie słowa księdza brzmiały: „Jezu, kocham Cię. Jezu adoruję Cię”. Podobny los spotkał na Ochocie ks. Jana Salamuchę, wybitnego filozofa i logika, profesora teologii, który kierował katedrą filozofii chrześcijańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W październiku 1939 r. wraz z innymi profesorami UJ został podstępnie aresztowany przez Niemców w ramach osławionej Sonderaktion Krakau. Dwa lata spędził w obozach Sachsenhausen i Dachau, skąd cudem udało mu się wydostać. W czasie okupacji był kapelanem Narodowych Sił Zbrojnych i gorącym orędownikiem scalenia NSZ z Armią Krajową. W powstaniu pełnił funkcję kapelana IV Obwodu AK na Ochocie. Nie opuścił rannych i towarzyszy broni; zginął 11 sierpnia 1944 r. z rąk oprawców z Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA) – jednostki rosyjskich kolaborantów, którzy wspólnie z Niemcami pacyfikowali powstanie w Warszawie.

Sens powstańczego zrywu

Powstanie Warszawskie wpisuje się niewątpliwie w trwający od końca drugiej połowy XVIII wieku polski dylemat: „bić się czy nie bić?”. Jedną z odpowiedzi na to trudne „polskie pytanie” dał św. Jan Paweł II. W przesłaniu do rodaków z okazji 50. rocznicy wybuchu powstania napisał: „Powstanie było poniekąd zwieńczeniem powstania trwającego przez cały okres II wojny światowej. (...) było jak gdyby kulminacyjnym aktem tej pięcioletniej walki, tego powstania całego Narodu, który w ten sposób wobec świata wyraził swój protest przeciwko pozbawieniu go niepodległości i dawał dowody, że gotów jest do największych poświęceń dla jej odzyskania i utrwalenia”. (...) „Niektórzy zadają sobie pytanie, czy było to [powstanie] potrzebne (...). Nie można na to pytanie odpowiadać tylko w kategoriach czysto politycznych lub militarnych”. Warto przypomnieć te słowa, bo zapewne i w 78. rocznicę naszej walki o wolność i godność znajdą się tacy, którzy sens heroicznego zrywu określą mianem „obłędu”, zapominając, że powstanie było czymś zupełnie przeciwnym. Było bowiem walką z obłędem narzuconym Polsce i Europie przez niemiecką III Rzeszę. Walką prowadzoną przez pokolenie wychowane w duchu maksymy Józefa Piłsudskiego: „W życiu są często rzeczy ważniejsze niż samo życie”.

Historyk, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.

2022-07-26 09:56

Oceń: +9 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oni zwyciężyli w Powstaniu

Niedziela warszawska 31/2014, str. 6-7

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

ARCHIWUM/WWW.DOMINIKANIE.PL

Jego orężem była stuła na szyi, a mundurem czarna sutanna z biało-czerwoną opaską na ramieniu – tak powstańcy zapamiętali bł. ks. Józefa Stanka, który jest dziś symbolem bohaterstwa i świętości sierpnia 1944

Zwiedzając Muzeum Powstania Warszawskiego co krok jesteśmy bombardowani hukiem wystrzałów. Zewsząd docierają do nas informacje o tysiącach zabitych i rannych. Taka była powstańcza rzeczywistość. A co było później? – Dobre zakończenie. Zmartwychwstanie! Dla wierzącego chrześcijanina nawet największa klęska i cierpienie mają swój finał w niebie – odpowiada Mateusz Środoń, autor polichromii w kaplicy Muzeum Powstania Warszawskiego pw. bł. Józefa Stanka i 107. Błogosławionych Męczenników II Wojny Światowej.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Podejrzany o zabicie księdza z Kłobucka był poczytalny

2025-10-02 11:06

[ TEMATY ]

śp. ks. Grzegorz Dymek

Karol Porwich/Niedziela

Ks. Grzegorz Dymek

Ks. Grzegorz Dymek

Tomasz J., podejrzany o zabicie w lutym br. księdza z Kłobucka (Śląskie), był w chwili popełnienia tego czynu poczytalny – uznali biegli w przesłanej prokuraturze opinii sądowo-psychiatrycznej. Do sądu wkrótce powinien trafić akt oskarżenia.

Ks. Grzegorz Dymek, proboszcz parafii NMP Fatimskiej w Kłobucku, został zamordowany 13 lutego podczas napadu na plebanię. Zbrodnia miała najprawdopodobniej tło rabunkowe. Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa w Częstochowie. Informację o uzyskanej opinii biegłych przekazał w czwartek PAP rzecznik częstochowskiej prokuratury okręgowej Tomasz Ozimek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję