Ich mnogość zadziwia i zachwyca, co stwierdzam po lekturze publikacji na ten temat i po rozmowach z etnografiami. O wybranych opowiadają moi rozmówcy.
Dziady śmigustne
Małgorzata Oleszkiewicz, starszy kustosz Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie, zwraca uwagę m.in. na wyeksponowane w muzeum figury przebierańców „dziada śmigustnego” i „babki”. – Takie „dziady śmigustne” pod koniec XIX wieku i w pierwszej połowie XX wieku można było spotkać w nocy i wczesnym rankiem z niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny w Dobroniowie, Dobrej, w okolicach Szczyrzyca, Jodłownika, w Wiśniowej czy Wierzbanowej – opowiada p. Małgorzata i wyjaśnia: – Te tajemnicze, w całości zakryte, okręcone słomianymi warkoczami, wielkie (dzięki wysokim czapom), zamaskowane postaci chodziły po wsi parami lub pojedynczo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Można się było ich przestraszyć, gdy nocą pojawiały się pod domem w kosmatych maskach z otworami na oczy i usta, świecącymi czerwienią obszycia. Zwłaszcza że „słomiaki” się nie odzywały, a jedynie wydawały dziwne odgłosy. – Mówiono, że „ukali” lub „turkali” – opowiada p. Małgorzata. Przypomina, że „dziady śmigustne” chodziły w Poniedziałek Wielkanocny, więc musiało być oblewanie wodą. Albo gospodarze oblewali „dziady”, albo one domowników, a często też wszyscy siebie nawzajem. „Słomiaki” wykonywały też przed domem coś w rodzaju tańca, a na odchodnym obdarowywano ich tzw. śmigusztem – zwykle jajkami, które wkładali do swoich koszyków.
Z rozmowy wynika, że pod koniec XX wieku „dziady śmigustne” można było jeszcze spotkać w kilku wsiach powiatu limanowskiego, ale miały one stroje z tkanin i plastikowe maski. Zwyczaj przetrwał w Dobrej (k. Limanowej), gdzie „śmiguśnioki” dokazują w Poniedziałek Wielkanocny. Przechodniów, a głównie dziewczęta, oblewają wodą. Zatrzymują też samochody, a po otrzymaniu datku wkładają za wycieraczkę wiązki lub warkoczyki ze słomy – „na szczęście”.
Małgorzata Oleszkiewicz podkreśla, że zwyczaj został zachowany, co jest zasługą organizowanego od 2008 r. przez Gminny Ośrodek Kultury w Dobrej oraz Towarzystwo Miłośników Regionu Dobrzańskiego konkursu na „Śmiguśnioka Roku”. – Komisja ocenia stroje śmiguśnioków, toteż ich przebrania są coraz staranniej wykonywane i coraz więcej w nich słomy – stwierdza z satysfakcją pani kustosz.
Wiara
Etnograf Urszula Gieroń z Muzeum Etnograficznego w Tarnowie przyznaje, że wiele zwyczajów wielkanocnych zachowało się zarówno na Pogórzu, jak i Powiślu. Zwraca uwagę na ścisły związek przekazywanych od pokoleń tradycji ludowych i wiary w moc zmartwychwstałego Chrystusa, na błogosławieństwo dla wiernych, a także dla ich dobytku, upraw, zbiorów.
Reklama
– W Poniedziałek Wielkanocny, o brzasku, na Pogórzu wbijano krzyżyki wykonane z poświęconej palmy; kropiono też pola wodą święconą z ogarkami z ogniska rozpalanego przy kościele w Wielką Sobotę. „Zabieg” ten miał na celu zabezpieczenie pól uprawnych przed klęskami żywiołowymi i zapewnienie urodzaju – informuje pani etnograf i dodaje, że nadal są gospodarze podtrzymujący tę tradycję.
Wielkanocne zdobnictwo
Pani Urszula przyznaje, że region tarnowski jest wyjątkowo bogaty i zachowawczy, jeśli chodzi o tradycje związane z wielkanocnym zdobnictwem. Zaznacza, że to duża zasługa Małopolskiego Centrum Kultury Sokół, które od wielu lat organizuje konkursy wielkanocnej plastyki obrzędowej (m.in. pisanek, palm). Ich liczni twórcy są bardzo utalentowani i kreatywni, zdobią pisanki różnymi technikami, m.in. batikową, przez wydrapywanie, oklejanie czy malowanie. Do barwienia jaj często nadal wykorzystuje się naturalne barwniki (np. zieleń uzyskuje się z pędów żyta, odcienie brązu – z łupin cebuli, a fiolet – z buraków). Pani Urszula zwraca też uwagę, że oryginalne, rozpoznawalne pisanki pochodzą z Zalipia, gdzie zdobi się je barwnymi motywami kwiatowymi, podobnymi do wzorów malowanych na domach. Dodaje, że na Pogórzu są wykonywane również baranki z masła, ciasta chlebowego czy piernika. Wielkanocne tradycje kulinarne i zdobnicze są popularne nie tylko wśród starszych gospodyń, ale też przekazywane młodszemu pokoleniu, co pozwala mieć nadzieję, że nie zaginą – stwierdza pani etnograf. Zaznacza, że panie z kół gospodyń wiejskich odszukują w rodzinnych przepisach te często już zapomniane, dzięki czemu potrawy prababek wracają na wielkanocne stoły.
Reklama
Urszula Gieroń zauważa, że aby tradycje przetrwały, muszą być osoby, które będą je podtrzymywać w rodzinach – pokoleniowo i w lokalnych społecznościach (przez KGW, domy kultury, stowarzyszenia itp.) przy wsparciu władz i instytucji kultury. – Dzisiaj ludzie często zamykają się w swych domach, izolują, a takie zwyczaje łączyły społeczność, tworzyły więzi. Tradycje budowały tożsamość oraz niosły wiedzę, doświadczenie i wartości z dawnych lat. Są ważną częścią naszej kultury i naszego dziedzictwa, dlatego wszelkie lokalne inicjatywy zmierzające do ich utrzymania powinny być doceniane i wspierane – zaznacza.
Symbolika kroszonek
Reprezentujący Muzeum Wsi Opolskiej w Opolu etnograf Bogdan Jasiński zwraca uwagę, że na Śląsku Opolskim panny na wydaniu przygotowywały wiele kroszonek, czyli tzw. wyskrobanych jajek, którymi obdarowywały kawalerów, gdy ci nie szczędzili im wody w lany poniedziałek. Wyjaśnia, że wiele mówił kolor takich jajek: – Czerwony był zarezerwowany dla wybranka. Obdarowanemu czerwoną kroszonką, na której mogły być też wyskrobane symboliczne elementy, np. serce, panna dawała do rozumienia, że może się o nią starać. Jajko czarne ofiarowywano mężczyznom poważanym w danej społeczności, np. sołtysowi, nauczycielowi, księdzu. Żółte natomiast było bardzo negatywnie postrzegane przez kawalerów – w ten sposób panna przekazywała obdarowanemu informację, że nie jest przez nią mile widziany. Na dodatek żółte jajko było surowe. Włożone do kieszeni jeszcze rozbijano...
Z figurą Zmartwychwstałego
Reklama
Etnograf zwraca też uwagę na żywy zwyczaj – wpisywany właśnie na listę dziedzictwa niematerialnego – charakterystyczny dla Śląska Opolskiego, czyli wielkanocne procesje konne. W Poniedziałek Wielkanocny procesje odbywają się w: Raciborzu--Sudole, Bieńkowicach, Pietrowicach Wielkich oraz Zawadzie Książęcej, a w Niedzielę Wielkanocną – w powiecie oleskim, w okolicach Sternalic, w Wolęcinie, Kolonii Biskupskiej, Kościeliskach, czy też w powiecie strzeleckim – w Żędowicach, gdzie organizowanie tych procesji zapoczątkował w 1985 r. ówczesny proboszcz.
Ten zwyczaj o wymiarze agrarnym ma bardzo bogatą, wielowiekową tradycję. Bogdan Jasiński informuje: – Procesja konna rozpoczyna się uroczystą Mszą św. Dawniej jej uczestnikami byli wyłącznie mężczyźni – gospodarze, którzy po wspólnej modlitwie w kościele objeżdżali pola. Dzisiaj te procesje są otwarte na nowych uczestników, np. członków organizacji jeździeckich. Trzon stanowią jednak gospodarze z danej miejscowości. Po Mszy św. mężczyzna, który zostanie wcześniej wybrany (dawniej był to sołtys albo najznaczniejszy gospodarz we wsi) otrzymuje figurę Jezusa Zmartwychwstałego (może to być także krzyż) i jedzie z nią na czele procesji. Jej uczestnicy objeżdżają pola danej miejscowości i modlą się o urodzaj, śpiewają pieśni po śląsku i po polsku; czasem są one przygotowywane specjalnie na procesję.
Modlitwy i wyścigi
Reklama
Do jeźdźców często dołącza proboszcz parafii, który święci mijane pola i prowadzi modlitwę przy kapliczkach. – Tak jest np. w Pietrowicach Wielkich, gdzie ksiądz razem z gospodarzami jedzie konno – opowiada etnograf. Dodaje, że są też obecne lokalne władze, które jadą w bryczkach. Niekiedy na osobnym wozie (dawniej drabiniastym, a dzisiaj na przyczepie traktora) jedzie orkiestra wygrywająca melodie do śpiewanych pieśni. W przysiółkach mężczyzna wiozący figurę Jezusa Zmartwychwstałego zanosi ją do domów, aby mieszkańcy mogli się przy niej pomodlić. – Gdy uczestniczyłem w takiej procesji przed pandemią, to widziałem, że w domach, do których figura została wniesiona, mieszkańcy modlili się przed nią i ją całowali – wspomina Bogdan Jasiński.
W trakcie procesji organizowane są także wyścigi konne. – Dawniej wierzono, że ten, kto wygra taki wyścig, w nadchodzącym roku najszybciej zbierze zbiory, że będą one szczególnie obfite – wyjaśnia mój rozmówca. I dodaje, że również dzisiaj wyścigi mocno angażują jeźdźców, a konne procesje są interesującym i wartym uwagi wydarzeniem (do Pietrowic Wielkich nadal przybywa dużo osób, aby zobaczyć je na żywo).
– Procesje konne są praktykowane przez Ślązaków – podkreśla Bogdan Jasiński i stwierdza: – To jest specyficzna grupa, która funkcjonuje tutaj od wieków i także w ten sposób podkreśla swoją odrębność.
Parafrazując znane powiedzenie, można stwierdzić, że co region, to obyczaj. Na pewno warto wielkanocne zwyczaje przypominać i zachowywać, by ocalić je od zapomnienia.