Reklama

Wiadomości

Niechciany lud

Przywódczyni Birmy Aung San Suu Kyi nie przyjechała do Nowego Jorku na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ nie bez powodu: birmański rząd jest obwiniany o czystki etniczne w stanie Arakan

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Autorytet Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, wieloletniej dysydentki, pozwoliłby pewnie na zażegnanie dramatu muzułmańskich Rohingjów w stanie Arakan, na północnym zachodzie kraju. Jednak Suu Kyi – pełniąca w rządzie funkcję szefowej MSZ, ale powszechnie uważana za polityka nr 1 w Birmie – milczy.

Do USA nie przyjechała, bo miała zająć się kwestiami bezpieczeństwa państwa. Czy rzeczywiście skupiała się na rozwiązaniu problemów Rohingjów, jak w zeszłym roku obiecywała w ONZ, można wątpić. Efektów bowiem nie widać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Najbardziej represjonowani

Zdaniem ONZ, Rohingja są najbardziej represjonowaną mniejszością narodową na świecie. Nie mają obywatelstwa (pozbawiła ich go ustawa z 1983 r.), dokumentów, mają utrudnienia w korzystaniu z publicznej służby zdrowia, edukacji, nie mogą wyjechać z kraju czy swobodnie się przemieszczać. Dla buddyjskich Birmańczyków są intruzami. Uważa się ich za nielegalnych przybyszów z Bangladeszu, choć żyją w Birmie od wielu pokoleń. Od lat są atakowani – pierwsi robili to birmańscy nacjonaliści jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku, pod japońską okupacją.

Reklama

Rządząca przez wiele lat junta wojskowa też nie obchodziła się z nimi łagodnie. Wydawało się, że odwilż polityczna – rozpoczęta kilka lat temu, gdy generałowie stopniowo zaczęli oddawać władzę przejętą w 1962 r. – przyniesie większą swobodę także Rohingjom. Niestety. W 2011 r. powołany został pierwszy nominalnie cywilny rząd (złożony z byłych generałów). Tymczasem w 2012 r. w Arakanie doszło do wybuchu walk między muzułmańskimi Rohingjami a buddyjską ludnością.

Palą i zabijają

Co się dzieje w stanie Arakan, tego dokładnie nie wiadomo. Informacje są szczątkowe, zagraniczni obserwatorzy, media, a nawet organizacje humanitarne nie są tam dopuszczani. Nie ma jednak powodów, żeby nie wierzyć przedstawicielom ONZ czy organizacjom broniącym praw człowieka, takim jak Human Rights Watch, zabierającym głos w tej sprawie, i uciekinierom.

Według nich, dochodzi tam do czystek etnicznych. Armia, siły bezpieczeństwa dokonują ich pod pretekstem walki z rebeliantami (terrorystami), którzy w końcu sierpnia br. zaatakowali policyjne punkty kontrolne, przejścia graniczne oraz bazę wojskową.

Bojownicy z Armii Zbawienia Arakan Rohingja (ARSA) rzeczywiście je zaatakowali, a birmańska armia rozpoczęła kontrofensywę, która ma „zaprowadzić pokój i przywrócić stabilność”. Według szacunków ONZ, śmierć poniosło ponad tysiąc osób, w tym głównie Rohingjowie. Ci, którym udało się uciec z Birmy, utrzymują, że wojsko pali ich wioski, gwałci i zabija, próbując w ten sposób wypędzić ich z kraju.

Do Bangladeszu

Efekty są dramatyczne. Dość wiarygodne informacje mówią o ucieczce z Birmy przede wszystkim do Bangladeszu ok. 200-300 tys. Rohingjów. Sytuacja tych, którzy pozostali w ogarniętej walkami części kraju, jest fatalna, bo zawieszone zostały dostawy Światowego Programu Żywnościowego (WFP).

Reklama

Aung San Suu Kyi, która spędziła ok. 20 lat w więzieniu i areszcie domowym jako przeciwniczka wojskowej dyktatury, teraz jest oskarżana o popieranie brutalnych działań armii. Sama twierdzi, że informacje o sytuacji muzułmanów w Birmie są nieprawdziwe i mają „promować interesy terrorystów”. Zdaniem niektórych, musi liczyć się z wpływowymi wojskowymi, którzy przez kilka dekad rządzili w Birmie.

Szybko zebrano kilkaset tysięcy podpisów pod petycją o odebranie jej Pokojowej Nagrody Nobla. „Będąca de facto przywódcą państwa Aung San Suu Kyi nie zrobiła nic, by powstrzymać zbrodnię przeciw ludzkości w jej kraju” – można przeczytać w petycji. Komitet Noblowski wykluczył jednak możliwość odebrania jej nagrody.

Jak Anglicy w Malezji

W latach 60. i 70. ubiegłego wieku wojsko pokonało muzułmańską partyzantkę dzięki brutalnej taktyce czterech cięć, wzorowanej na tym, co robili Brytyjczycy w Malezji w latach 50. i co chcieli zrobić Amerykanie w Wietnamie – twierdzi dr Michał Lubina, orientalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Polegała ona na masowym przesiedlaniu wsi i bezwzględnym odcinaniu partyzantów od zaopatrzenia, wsparcia, jedzenia itd. – Teraz, po wznowieniu partyzantki Rohingja i atakowaniu posterunków wojskowych, armia odpowiedziała, stosując odpowiedzialność zbiorową. Jest to ewidentne nawiązanie do taktyki czterech cięć – ocenia dr Lubina.

Głos zabrała Al-Kaida, grożąc „ukaraniem” Birmy z powodu tych prześladowań. Zaapelowała do muzułmanów na całym świecie, by okazali współwyznawcom pomoc i zapewnili im broń, a do bojowników dżihadu z Bangladeszu, Filipin czy Indonezji – żeby wyruszyli do Birmy i pomogli braciom.

2017-09-19 14:55

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ostatnie ostrzeżenie

Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów, który odbył się w Warszawie 13 grudnia 2014 r., pokazał, jak wielu Polaków uważa wynik wyborów samorządowych za wypaczony. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, według różnych szacunków: od 50 do 100 tys., przeszło spokojnie przez Warszawę. Wielkie media pokazały kilka zmanipulowanych obrazków, wycięły z kadru wszystkich ludzi młodych (czyli większość uczestników), a przede wszystkim zgryźliwie komentowały. Wiadomo od dawna – w obecnym systemie tylko marsze zgodne z intencjami władzy zasługują na poklask. Najlepiej widziane są te z różowymi balonikami i pod czekoladowym orłem. Inne, nieuzgodnione, są szczerze potępiane, a ich uczestnicy wyszydzani. Czy zatem możemy uznać sprawę wyborów samorządowych za zamkniętą? Czy jak zwykle władza zrobiła swoje, a obywatele mogą sobie pogadać pod nosem? Nie. Sytuacja jest bardzo poważna, napięcie społeczne zbliża się do niebezpiecznego punktu. Jak łatwo o wybuch emocji, przekonaliśmy się tuż po wyborach: samorzutne, gniewne, zorganizowane bez konsultacji z główną partią opozycyjną wejście do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej błyskawicznie zgromadziło kilka tysięcy zdeterminowanych ludzi. Tylko i wyłącznie zdecydowana reakcja Jarosława Kaczyńskiego, stwierdzającego, że nie tak i nie teraz, zahamowała tamten protest. Tym razem jeszcze było to możliwe. Słabnie bowiem wśród Polaków zainteresowanych sprawami publicznymi przekonanie, że demokratycznymi metodami da się coś w Polsce zmienić. W ostatnich tygodniach straciliśmy nawet pewność, że nasza kartka wyborcza ma jakąkolwiek moc. Zobaczyliśmy, że po wrzuceniu do urny zmienia się w jakiś śmieć, liczony na oko, przeliczany przez źle działające programy komputerowe, z których wyskakuje coś zupełnie innego. I nikogo to nie dziwi. Ponad 2 mln głosów nieważnych, niewiarygodnie wysoki wynik jednej z partii rządzących, setki skandali w komisjach nie przyniosły odpowiedniej reakcji. Nawet jeśli przyjąć, że to tylko bałagan, to odrzucenie wszelkich propozycji zmian w ustawach wyborczych pokazuje, że jest on komuś na rękę. A przecież przed pewnością uczciwego liczenia głosu zabrano nam wiele innych rzeczy. Nie mamy wpływu na finansowanie z naszych podatków przedstawień teatralnych, filmów i programów telewizyjnych obraźliwych dla Polaków i katolików. Nie mamy elementarnej równowagi w mediach, tych prywatnych i publicznych. Bez naszej zgody zmusza się nasze dzieci do nauki o rok wcześniej, a do szkół wpycha demoralizatorów z bananami i prezerwatywami. Przekonuje się Polaków, że opozycja nigdy nie przejmie władzy. A wśród autorytetów pilnujących tego stoi Jerzy Urban. Rządzona od 8 lat Rzeczpospolita Polska coraz mniej jest państwem wspólnym, coraz rzadziej usiłuje się udawać, że szuka się kompromisu, bierze pod uwagę wszystkie opinie. Coraz częściej za to stosuje się nagą przemoc – medialną, policyjną, urzędniczą. Wypaczenie wyniku wyborów zamyka ten proces. Władza sama pozbawia się legitymizacji demokratycznej. Bardzo mnie to martwi, bo scenariusz przesilenia ulicznego to scenariusz dla Polski bardzo bolesny. Czy ludzie demolujący polską demokrację, niszczący siłę kartki wyborczej zdają sobie z tego sprawę? Czy usłyszą spokojne ostrzeżenie, jakie wysłali im uczestnicy marszu? I
CZYTAJ DALEJ

Ćwierć wieku temu powstał kościół w Szklarce Radnickiej

2025-12-15 17:00

[ TEMATY ]

jubileusz

Szklarka Radnicka

Kościół filialny

Wojciech Bujak

Podczas jubileuszu biskup poświęcił pamiątkową tablicę

Podczas jubileuszu biskup poświęcił pamiątkową tablicę

Ćwierć wieku temu powstał kościół filialny w Szklarce Radnickiej, która należy do parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Radnicy. Jubileusz świętowano 12 grudnia podczas Mszy św pod przewodnictwem pasterza diecezji bp. Tadeusza Lityńskiego.

Jubileusz kościoła filialnego w Szklarce Radnickiej był okazją do dziękczynienia zarówno za ludzi, którzy ćwierć wieku temu podjęli trud jego budowy, jak i za tych, którzy przez ostatnie 25 lat troszczyli się o tę świątynię i za tych, którzy robią to także dziś – duszpasterzy parafii i świeckich. - To budowla sakralna wzniesiona nie przed wiekami na chwałę Bożą, ale w ostatnich latach jako miejsce spotkania i wsłuchiwania się w głos Boga, ale także miejsce przemiany ludzkiego serca. Chcemy podziękować naszą modlitwą za tych, którzy podjęli odważną decyzję o budowie kościoła, za tych, którzy przez 25 lat troszczyli się o nią i troszczą się także dzisiaj, że jej wygląd zewnętrzny i wnętrze są imponujące – zauważył w homilii bp Lityński. - Ta świątynia, ale też gromadząca się tutaj wspólnota ma swoją patronkę Matkę Kościoła – przypomniał pasterz diecezji.
CZYTAJ DALEJ

Ordo Iuris krytycznie o wyroku TSUE ws. "homomałżeństw"

2025-12-16 12:41

[ TEMATY ]

homoseksualizm

związki homoseksualne

Adobe Stock

Instytut Ordo Iuris krytycznie ocenił najnowszy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczący uznawania w Polsce małżeństw jednopłciowych zawartych za granicą. Prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski uznał go za wydany poza kompetencjami TSUE i naruszający polską suwerenność. Zdaniem Instytutu, orzeczenie nie nakłada obowiązku wprowadzenia małżeństw jednopłciowych do polskiego prawa, a jedynie wymaga stworzenia technicznej formy poświadczenia takich związków zawartych w innych państwach UE.

W swojej analizie Jerzy Kwaśniewski wskazuje, że wyrok stoi w sprzeczności z traktatami unijnymi, protokołem brytyjsko-polskim do Traktatu Lizbońskiego oraz uchwałami Sejmu RP, które wyłączają prawo rodzinne i ochronę życia spod ingerencji instytucji międzynarodowych. Instytut ocenia działania TSUE i Komisji Europejskiej jako element systematycznego ograniczania suwerenności państw członkowskich.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję