Reklama

Historia

Widziałam „Wołyń”

Wybrałam złe kino do obejrzenia tego filmu. Na początku trzeszczał popcorn i szeleściły papierki, potem okazało się, że wśród widowni jest dziecko, może dziesięcioletnie – chciałam uciec. Ale wreszcie zaczął się film, za który chcę panu Wojciechowi Smarzowskiemu podziękować

Niedziela Ogólnopolska 43/2016, str. 40

[ TEMATY ]

historia

Materiały promocyjne

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najpierw za ciszę czołówki. Totalną, wzmocnioną oszczędnymi napisami i czarnym ekranem. Ciszę, która zagłuszyła popcorn, szelest papierków, moszczenie się w fotelach, odgłosy kinowych czynności. To był pierwszy sukces filmu – wyciszenie widza. A potem za odwagę pokazania tego, o czym trudno nawet myśleć, że się naprawdę wydarzyło.

Razem z weselnymi przyśpiewkami Wołynia popłynął obraz. Kadr po kadrze odsłaniała się historia rodziny, miłości, pierwszych zauroczeń i aranżowanych małżeństw. Biedy, łez, wojennej zawieruchy i społecznych napięć. Reżyserowi udało się wciągnąć widza w tę historię zwykłych ludzi, z dymiącą misą ziemniaków na stole, brakiem nafty w lampie, wykopkami późną jesienią i żniwami latem. Udało się sprawić, że ich lubimy, że stają się nam bliscy i że jednocześnie zaczynamy się o nich bać, bo wiemy, co nadciąga.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ludzkie historie wolniutko oplata niewidoczna, przeźroczysta pajęczyna nienawiści. Pierwszą nić widać już na polsko-ukraińskim weselu, potem dołączają kolejne, coraz mocniejsze sploty. Ludzie rozmawiają pokątnie, szepczą coś innym, namawiają, jątrzą, mówią o Polakach źle, coraz gorzej, coraz głośniej. Bardzo wymowne są sceny dwóch cerkwi wypełnionych wiernymi. W jednej pokorny starzec nawołuje z ambony do umiaru, do poszanowania sąsiada, jego inności, jego człowieczeństwa. W drugiej perykopa Ewangelii w wykrzywionej interpretacji popa staje się pretekstem do pozbycia się z łanu Ukrainy kąkolu, którym są Polacy – oczy słuchających tężeją, na twarzach rysuje się gniew. Drży serce widza, paznokcie wbijają się w skórę dłoni. Już wiadomo, co będzie.

W 1939 r., kiedy Polska przegrywa kampanię wrześniową, nawoływania do walki o wolną Ukrainę są już bardzo śmiałe. Paradoks, który historia ludzka zna od zawsze: musi być jakiś winowajca, przez którego ta wolność do tej pory nie istniała, musi być wróg, przeciw któremu teraz musimy stanąć zjednoczeni w walce.

I tym wrogiem na Wołyniu ogłasza się Polskę i Polaków. Zaślepienie jest wielkie, nienawiść nakarmiona do syta. W rezultacie mniej groźni dla pokazanych przez reżysera Ukraińców wydają się Stalin i Hitler, których wojska kolejno zajmują wioski, niż mieszkająca tu od wieków ludność polska. Demony zostały obudzone, prawda nie ma już znaczenia. Pajęczyna jest coraz gęstsza, jad w nią wsączony – podstępny i trujący. I tak, gdy ślepa nienawiść osiągnie swój szczyt, w ruch pójdą poświęcone przez popa siekiery, widły, kosy – aby zabić Polaków, aby dokonać rzezi, o której milczano przez lata. Szacuje się, że w 1943 r. na Wołyniu zamordowano ok. 60 tys. naszych rodaków.

Reklama

Dziękuję reżyserowi, że się odważył i nie zrezygnował, mimo piętrzących się trudności w czasie powstawania filmu. Dziękuję, że zrobił film o kondycji nas, ludzi. Bo to jest obraz nie tylko o niedobrych Ukraińcach i najpierw mordowanych, a potem pałających żądzą odwetu Polakach – to jest film o tym, co się dzieje, gdy obudzimy demony i pozwolimy im bać się drugiego tak bardzo, że musimy go zabić. To jest film o tym, do czego prowadzą podsycanie nienawiści i utrwalanie nacjonalizmu, zwłaszcza pod szyldem wolności własnej ojczyzny. Dobrze, że powstał film prawdziwy, bez cenzurowania bestialskiej przemocy. Dlaczego? Bo ten wierny obraz, dokumentujący ogromną tragedię, byliśmy winni tym, którzy jej doświadczyli. Pierwszy film o Wołyniu nie mógł być interpretacją – musiał być zgięciem kolan przed ofiarami.

Powstaje coraz więcej recenzji filmu, w których zarzuca się reżyserowi pogrzebanie pokojowego porozumienia między Polską i Ukrainą. Pojawiają się opinie, które krytykują odejście obrazu od formy dokumentu. To nieporozumienie. Smarzowski nie jest historykiem i nie jest politykiem, to nie on ma szukać białych plam w archiwach i pracować nad dyplomatycznymi porozumieniami – to jest rola innych ludzi. Od początku pracy nad filmem reżyser podkreślał, że to nie jest dokument i podręcznik historii – to obraz w oparciu o dokumenty, w którym fikcyjna fabuła pozwala opowiedzieć dramat tamtych dni. I całe szczęście, bo bestialstwo na Wołyniu osiągnęło zenit, którego nie dałoby się oglądać bez warstwy fabuły.

Sala pustoszała w ciszy. Nikt na nikogo nie patrzył. Przed oczami stanął mi obraz ks. Jerzego Popiełuszki, który mówił do hutników w Ursusie: „Zło dobrem zwyciężaj”. Przypomniałam sobie list biskupów sprzed lat, skierowany do niemieckiego Episkopatu: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Ile krwi i łez mogłoby popłynąć, gdyby karmiono nas sutą strawą nienawiści do drugiego, do systemu politycznego, do okupanta...

W jednym z wywiadów Wojciech Smarzowski powiedział: „«Wołyń» wymierzony jest przeciwko nacjonalizmowi w ogóle, odsłania to, do czego może on doprowadzić w każdej formie”. I tylko takie odczytanie filmu jest zgodne z intencją twórcy. W każdym z nas są wilk i owca. Kto zwycięża? Ten, kogo karmisz.

2016-10-19 08:56

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jan XXIII na drodze do Millennium chrztu Polski

Niedziela Ogólnopolska 31/2016, str. 20-21

[ TEMATY ]

historia

chrzest

Chrzest Polski

Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego

Kard. Stefan Wyszyński był legatem papieża Pawła VI na uroczystości milenijne w 1966 r. Władze komunistyczne nie wpuściły wtedy Ojca Świętego do Polski. Ksiądz Prymas podąża na Jasną Górę z biskupem częstochowskim Stefanem Barełą

Kard. Stefan Wyszyński był legatem papieża Pawła VI na uroczystości milenijne w 1966 r.
Władze komunistyczne nie wpuściły wtedy Ojca Świętego do Polski. Ksiądz Prymas podąża
na Jasną Górę z biskupem częstochowskim Stefanem Barełą

Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski, pełen nawiązań do uroczystości milenijnych 1966 r., poza tym, że ma wiele właściwych sobie zadań, jest też czasem utrwalania w polskiej pamięci wielkich postaci, które kształtowały ponadtysiącletnie dzieje naszego ochrzczonego Narodu i państwa. Wśród nich na czas przygotowań do Tysiąclecia Chrztu, realizowanych wśród zmagań z agresywną, zorganizowaną ateizacją Polski, Opatrzność Boża przygotowała Narodowi polskiemu wielką pomoc w osobie papieża Jana XXIII

Podczas konklawe, które rozpoczęło się po śmierci Piusa XII, niewielu zapewne przewidywało, że papieżem zostanie patriarcha Wenecji Angelo Roncalli. A właśnie on został wybrany 28 października 1958 r. Wybór ten okazał się błogosławieństwem dla świata i wyjątkowym darem Bożym dla Polaków. Urząd Piotrowy powierzony został pasterzowi, który od dziecka z opowiadań rodzinnych dowiadywał się o bohaterskim narodzie, gdzieś na północ od Italii, walczącym o swoją niepodległość, co zaszczepiło w sercu przyszłego papieża trwałe nim zainteresowanie, a z czasem też troskę o jego samostanowienie. Namiestnikiem Chrystusa został pasterz mianowany kardynałem podczas tego samego konsystorza co kard. Wyszyński (12 stycznia 1953 r.), żywo zainteresowany losem „brata w kardynalacie” uwięzionego w latach 1953-56. A gdy Prymas Polski po 3-letnim odosobnieniu odbył podróż do Rzymu, aby spotkać się z Piusem XII, abp Roncalli jako rządca patriarchatu weneckiego dwukrotnie gościł go w mieście św. Marka i, jak sam to zapisał, nikomu nie dał się wyprzedzić w okazaniu czci bratu doświadczonemu więzieniem dla Chrystusa.
CZYTAJ DALEJ

Watykan/ Papież Leon XIV wprowadził nowy zwyczaj: wtorki w Castel Gandolfo

2025-09-23 07:53

[ TEMATY ]

Castel Gandolfo

Papież Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV spędza kolejny wtorek w podrzymskiej letniej posiadłości w Castel Gandolfo. Wybrany w maju papież wprowadził nowy zwyczaj regularnych wyjazdów do miasteczka, gdzie na terenie dużej rezydencji ma znacznie więcej swobody oraz spokoju i zapewnioną większą prywatność.

W poniedziałek watykańskie biuro prasowe poinformowało, że po południu papież pojechał do Castel Gandolfo, gdzie pozostanie do wieczora we wtorek. W lipcu i sierpniu Leon XVI odpoczywał tam dwukrotnie, a w czasie spędzonych tam dni odprawiał msze i spotykał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański. Przyjął tam również na audiencji prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: włoski kapłan drugim sekretarzem osobistym Leona XIV

2025-09-27 16:08

[ TEMATY ]

Watykan

Papież Leon XIV

Agata Kowalska

Biskup San Miniato, Giovanni Paccosi, ogłosił, że ks. Marco Billeri, prezbiter diecezji toskańskiej, został mianowany przez Ojca Świętego jego drugim sekretarzem osobistym.

Wyświęcony w 2016 roku, ks. Billeri kontynuował studia w Rzymie, uzyskując doktorat z prawa kanonicznego. Mianowany sędzią Trybunału Kościelnego Toskanii oraz obrońcą węzła małżeńskiej przy Trybunale Diecezjalnym w San Miniato i Volterra, był również ceremoniarzem biskupim i sekretarzem Rady Kapłańskiej. Do tej pory pełnił funkcję wikariusza parafii św. Szczepana i Marcina w San Miniato Basso.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję