WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Z rosnącym niepokojem patrzymy na Rosję Władimira Putina, która jawi się jako tajemniczy społeczno-polityczny monolit. Wciąż bez szans na zmianę?
ANNA ŁABUSZEWSKA: – Ten monolit, czyli to, co nazywamy stabilnością putinowską, podlega jednak nieustannym zmianom. Nie jest – jak nam się może zdawać – na zawsze zatrzymane w kadrze. Obraz dzisiejszej Rosji zmienia się niczym w kalejdoskopie, tyle że skonstruowanym przez samego Władimira Władimirowicza. To on ciągle jeszcze jest tą stałą osią, wokół której wszystko się obraca, lecz i on sam także się zmienia. Wydaje się, że już nie jest – bo nie musi już być – ośrodkiem przyciągającym i organizującym wszystko w całej Rosji, że i bez niego też wiele może się dziać.
– Ale, oczywiście, nie wbrew niemu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Oczywiście. Takich zjawisk w Rosji jeszcze nie obserwujemy! Co najwyżej, coś może się dziać obok niego, np. na obrzeżach otaczającej Putina elity, przez wiele lat bezwzględnie lojalnej i ciągle ściśle uzależnionej od przywódcy... Ta zależność wciąż jest głównym komponentem rosyjskiego życia politycznego. A sam Putin z biegiem lat staje się kimś bardziej symbolicznym niż realnym, jego wypowiedzi coraz częściej świadczą o tym, że jednak nie nadąża on za szybko zmieniającą się rzeczywistością.
Reklama
– Odrywa się od niej?
– Myślę, że stworzył sobie własny układ współrzędnych, w którym nieźle funkcjonuje i pewnych rzeczy woli nie dostrzegać. Chce narzucić swój sposób widzenia – także w polityce zewnętrznej – ale nie zawsze mu się to udaje. Ten rozziew między jego wyobrażeniami a rzeczywistością staje się już wyraźnie za duży.
– Rosyjskie społeczeństwo to czuje?
– Ono po prostu przyzwyczaiło się do tego, że ma Władimira Władimirowicza, który o wszystko zadba, który nad wszystkim panuje, za wszystkim nadąża i w związku z tym poczuło się zwolnione z myślenia o sprawach kraju. To jest właśnie ten wieczny i szeroki elektorat Putina, który nie zadaje sobie trudu, by wnikać w to, co on robi. Na pewno nie analizuje błędów jego polityki.
– Bo to Putin sprawił, że, jak pokazują badania, Rosjanie należą do najszczęśliwszych narodów Europy?
– Putin daje swym rodakom protezę szczęścia, dzięki której mogą w miarę spokojnie żyć. Daje ważne dla Rosjan poczucie dumy – oto wstaliśmy z kolan, znów jesteśmy mocarstwem, znów świat się z nami liczy, mamy Krym... Ale tym czynnikiem, który najmocniej określa dziś relacje między Putinem i społeczeństwem, jest oczywiście brak alternatywy; nie ma w dzisiejszej Rosji takiej osobowości, która byłaby w stanie z nim konkurować o status lidera narodu.
Reklama
– A nie ma szansy, by ktoś taki mógł się pojawić?
– Nie, ponieważ polityczny system Putina został tak stworzony, że eliminuje taką możliwość. Jednakże, gdy na 4 lata, czysto symbolicznie, oddał władzę Miedwiediewowi, to jednak przesypały się kryształki w tym rosyjskim kalejdoskopie i zaczął powstawać nieco inny obraz polityczny.
– Mogło dojść do prawdziwej zmiany systemu?
– Zaistniało pewne zagrożenie dla pozycji Putina i jego systemu. Znaleźli się nawet tacy, którzy sformowali grupy poparcia dla Miedwiediewa i jego bardziej liberalnej wizji. Po 4 latach Putin sprawnie pozbył się tych niezbyt daleko posuniętych „wypaczeń”, pozostało tylko samo jądro systemu. Dziś ten putinowski system nie jest w stanie sam się zreformować, choć najwyraźniej załamuje się pod własnym ciężarem. Powodem obecnych, ciągle jeszcze ledwie wyczuwalnych, zawirowań jest to, że tort do podziału jest teraz znacznie mniejszy; gospodarka pozostała na poziomie surowcowym, a wielkie dochody ciągną z niej wyłącznie „swoi ludzie”. W dodatku, nikt z tych współczesnych „czekistów” nie ma – i nie chce mieć – pomysłów na rozkręcanie gospodarki narodowej. Po 2012 r. zostały zduszone środowiska gospodarczo-twórcze, a wszelka inwencja ograniczona do zachowań sztampowych. Ugruntował się od góry do dołu system polegający na mało aktywnym trwaniu.
– Społeczeństwo pogrążyło się w letargu?
Reklama
– Mimo znacznego pogorszenia sytuacji wewnątrz i na zewnątrz Rosji do tej pory zmieniło się tylko to, że dziś już nikt nie narzeka. Wciąż jest to długie trwanie.
– Przy okazji warszawskiego szczytu NATO spekulowano, że im gorsza będzie sytuacja gospodarcza w Rosji, tym mocniejsze będą tam zaczepno-wojenne nastroje.
– Jak to zwykle w Rosji bywa, także w tej sprawie mamy rozdwojenie: przy okazji tzw. rosyjskiej wiosny, czyli wspierania separatyzmu na wschodniej Ukrainie, z jednej strony był wojenny amok, a z drugiej – poparcie dla bezkrwawej, eleganckiej – jak to określił prezydent Łukaszenka – aneksji Krymu. Rosjanie wtedy z dumą powtarzali, że „Putin wsiech pierieigrał”. Oni do dziś wydają się nie brać pod uwagę tego, że to aneksja Krymu spowodowała międzynarodową izolację Rosji, mimo że zachodnie sankcje są na co dzień mocno odczuwalne.
– Czy społeczeństwo rosyjskie, podobnie jak rządzący, ma Zachodowi za złe ów stan osaczenia Rosji?
– Rosyjskie społeczeństwo najboleśniej chyba odczuwa to, że bratnia Ukraina przestała już być przyjazną otuliną, że Ukraińcy są wrogo nastawieni wobec Rosji, a szczególnie wobec Putina.
– Rosjanie nie spoglądają już na Zachód jak dawniej, z zazdrością, wydaje się, że Władimir Władimirowicz ostatecznie zlikwidował rosyjski kompleks wobec zachodniej cywilizacji...
Reklama
– Dzisiejsi Rosjanie nie kryją niechęci do wartości zachodnich, nie chcą się już z nimi utożsamiać, chętnie podkreślają, że to cywilizacja rosyjska jest „nosicielką” prawdziwego humanitaryzmu. To mocne przeciwstawienie wartości płynie wieloma strumieniami: poprzez odwoływanie się do religii i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej – która ma być jedyną przekazicielką prawdziwego chrześcijaństwa w przeciwieństwie do Kościoła katolickiego, który jakoby upada – oraz poprzez wszystkie możliwe porównania społeczne i gospodarcze pokazujące wyższość Rosji nad światem Zachodu.
– Które z „przypadłości” Zachodu są dziś najczęściej przywoływane?
– Teraz, oczywiście, pojawia się kwestia zagrożenia bezpieczeństwa w europejskich miastach. Nie bez satysfakcji mówi się w Rosji, że Europa została zalana falą islamskich uchodźców, nad którą nie potrafi zapanować, która skutecznie podkopuje jej już zgniłe chrześcijańskie korzenie. Rzecz jasna, bez niepokoju, że to zjawisko może mieć jakikolwiek negatywny wpływ na Rosję. Z punktu widzenia Kremla najważniejsze jest to, że migranci podzielili Europę, że polityka Niemiec jest inna niż polityka pozostałych krajów, że kruszy się jedność europejska.
– Rosjanie bardziej współczują uchodźcom niż Europejczykom?
Reklama
– Raczej tylko ubolewają nad bezradnością Europejczyków… Sami do dziś mają miliony swoich migrantów z obszarów dawnego Związku Radzieckiego – z centralnej Azji, z Kaukazu – a więc ten problem nie jest im całkowicie obcy. Kilka lat temu bardzo łatwo dało się w Rosji rozniecać nastroje antyimigranckie; postawy ksenofobiczne były wtedy bardzo widoczne, nawet na rosyjskiej prowincji, np. w niepozornej miejscowości Kondopoga doszło do zamieszek, były ofiary śmiertelne. Gdy kryzys wymiótł wielu migrantów z Rosji, opadła fala ksenofobicznych zachowań. Dziś zwykli ludzie w Rosji z pewnością nie cieszą się z ogarniających Europę ataków terrorystycznych, współczują ofiarom, pod ambasadami składają kwiaty, zapalają znicze.
– Jak Rosjanie przeżywali warszawski Szczyt NATO, którego Rosja była negatywnym bohaterem?
– Wydaje się, że wbrew pozorom dość spokojnie, mimo że każde zwiększenie obecności amerykańskiej w Europie jest solą w oku zarówno rosyjskich władz, jak i społeczeństwa. Politycy na Kremlu trwają jednak w wyczekującym przysiadzie; czekają, kto wygra jesienią w amerykańskich wyborach. Putin wiąże duże nadzieje z Donaldem Trumpem, liczy na nowe rozdanie, reset 2.0, czyli powrót do partnerskiej rozmowy Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Zdecydowanie nie traci nadziei, że Rosja wreszcie przestanie być tylko mocarstwem regionalnym, że nastąpi podział świata na dwie strefy wpływów – rosyjską i amerykańską. Putin omamia Rosjan tą nadzieją.
– Nie można więc liczyć na jakiekolwiek zmiany po najbliższych wyborach do Dumy?
– Nie można. Wybory w najmniejszym stopniu nie zakłócają całego systemu, przy czym nie można powiedzieć, że nie ma tam żadnej konkurencji politycznej. Jest, ale oczywiście ona też mieści się w ścisłych ramach wyznaczonego przez Kreml systemu. Jest wielkie novum w tegorocznych wyborach parlamentarnych – przywrócono okręgi jednomandatowe.
– Jakie to ma praktyczne znaczenie?
Reklama
– To wyłącznie sposób na sztuczne ożywienie „politycznego bagienka”; walka wyborcza toczy się o niewiele miejsc na listach wyborczych, a w większości okręgów nawet już można powiedzieć, kto wygra. Wiadomo, że są 4 partie parlamentarne; partia rządząca Jedna Rosja, partia Żyrinowskiego (LDPR), Sprawiedliwa Rosja, jako nieudany dubler Jednej Rosji, oraz zawsze tacy sami komuniści, w swej retoryce najbardziej opozycyjni. Do wyborów zostały dopuszczone także 3 partie tzw. opozycji pozasystemowej, które jednakowoż nie cieszą się popularnością w społeczeństwie.
– Dlaczego?
– Są zbyt małe, niewidoczne, zresztą same nie lubią się wychylać... Wszystkie 3 razem mają 1-3 proc. poparcia, a więc nie mają żadnych szans w wyborach. Największą z nich jest Jabłoko wiecznego opozycjonisty Grigorija Jawlińskiego, który od końca lat 80. ubiegłego wieku niezmiennie przedstawia tę samą ogólnie poprawną, ale nieskuteczną propozycję wyciągnięcia Rosji z zapaści. Jabłoko ma obecnie kilku deputowanych w parlamentach regionalnych i z pewnością patrzy władzy na ręce, czasem bardzo konkretnie. Nowym tworem na rosyjskiej scenie opozycyjnej jest Partia Wzrostu, wokół której gromadzą się np. politycy Partii Demokratycznej z lat 90. ubiegłego wieku. Z pewnością partia liberałów PARNAS Michaiła Kasjanowa, byłego premiera z czasów Jelcyna, jest zdecydowanie antyputinowska, ale nie ma najmniejszego znaczenia, gdy chodzi o wpływy społeczne, zwłaszcza po zamordowaniu jej znaczącego członka Borysa Niemcowa. Niestety, te 3 słabe partie nawet nie chcą pomyśleć o jakiejkolwiek koalicji wyborczej.
– Można powiedzieć, że wszelka opozycja w Rosji traci siłę i znaczenie?
Reklama
– Rządzący chętnie podkreślają, że w Rosji zarejestrowano aż 74 partie! Zagospodarowują one elektorat o zdecydowanych poglądach, jak np. radykalno-nacjonalistyczna partia Rodina, której Putin sam odbiera elektorat, realizując takie nacjonalistyczne projekty, jak choćby aneksja Krymu. Innych przeciwników po prostu się kompromituje, bije, obrzuca jajkami, jednym słowem – eliminuje... Wszystko mieści się dokładnie w ramach jednego systemu.
– Gdzie się podziali prawdziwi rosyjscy opozycjoniści?
– Różne są losy opozycjonistów z lat 90. i nieco późniejszych, wielu z nich po prostu zrezygnowało z otwartych działań. Do nielicznych wciąż aktywnych należy Aleksiej Nawalny, który w dalszym ciągu prowadzi Fundację Walki z Korupcją i nieustannie publikuje materiały świadczące o tym, że putinowska elita ordynarnie kradnie...
– I nic?
– I nic! Bo i kogo to może obchodzić, że sekretarz prasowy Putina ma daczę, na którą w żaden sposób go nie stać, że w jednej z moskiewskich prestiżowych „wysotek” („pałaców kultury”) wicepremier Igor Szuwałow od 3 lat skupuje mieszkania na jednym piętrze... A jego żona, właścicielka 9 psów rasy corgi, prywatnym samolotem wicepremiera – ale opłacanym z pieniędzy służbowych – podróżuje na wystawy psów... System więc trwa.
* * *
Anna Łabuszewska
Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, publicystka („Tygodnik Powszechny”), autorka blogu „17 mgnień Rosji”