Ponad 30 lat od rozpoczęcia reform Chiny dokonały skoku tak wielkiego, że nie wszyscy rozumieją, w jakim kraju się znaleźli. Dotyczy to mieszkańców, szczególnie starych, i gości, którzy patrzą na kraj przez pryzmat tandety z plastiku. Wydaje im się, że Chińczycy w szaroniebieskich mundurkach nadal jeżdżą rowerami. Dopiero pobyt w Chinach otwiera oczy. Marcin Jacoby, autor książki „Chiny bez makijażu”, sinolog, zastrzega jednak: zupełnie inaczej podróżuje się po Chinach, a zupełnie inaczej się tam mieszka. A mieszka się tam pewnie każdemu inaczej. Wiele zależy od oczekiwań, sytuacji materialnej, wieku, pracy.
Jedna z okoliczności, która uderza przyjezdnych, to tłumy. Stała obecność ludzi może stać się na dłuższą metę dokuczliwa. Nie wszędzie tłumy są takie same, w końcu Chiny to wielki i bardzo zróżnicowany kraj (tę frazę sam autor przyznaje, że powtarza za często). Im dalej na południe, tym bogatsza kultura życia ulicy – ludzie przyzwyczajeni są do wylegania na zewnątrz, przesiadywania przed domem. W miastach na północy jest relatywnie pusto, siedzi się w domach i lokalach. Na południu ulica jest hałaśliwa, pełna życia.
Jacoby uwielbia Chiny, widzi też jednak wady. Pisze o kulturze, tradycjach, mądrości i pracowitości Chińczyków, ale też o cenzurze i propagandzie, o przebudowach i niszczeniu miast bez pytania mieszkańców, o wegetowaniu najbiedniejszych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu