Reklama

Polityka

Nie bać się Rosji

O wzmacnianiu armii, koniecznych sojuszach i obronności narodowej wobec zagrożenia kraju z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Jak Pan sądzi, Panie Profesorze, dlaczego media głównego nurtu zdecydowały się wreszcie dopuścić do głosu tezę – głoszoną przez Pana od dość dawna, m.in. na łamach „Niedzieli” – o narastającej realności rosyjskiej agresji na Polskę? Jeszcze kilka tygodni temu w Polsce mówiło się na ten temat z niedowierzaniem, a nawet z pewnym przekąsem...

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: – Sam jestem zaskoczony, że znalazłem się nagle w sferze medialnego zainteresowania, gdyż dotąd byłem traktowany raczej jako opowiadający o jakichś nieistniejących zagrożeniach, jako ktoś, kto oczywiście nie ma racji... Latami zresztą byliśmy przekonywani, że Rosja chce tylko sprzedawać swój gaz i ropę, i co najwyżej przy tej okazji będzie wywierać jakieś naciski, by skłonić kupujących do uległości wobec jej politycznych zamiarów. Nie dopuszczano myśli, że Rosja może użyć wojska. Dopiero ostatnio kilka osób uznawanych za ekspertów, prywatnie, zaczęło przyznawać, że jednak miałem rację, ostrzegając przed rosyjskim zagrożeniem.

– Na jakich przesłankach opiera Pan tę wciąż kontrowersyjną wśród polskich polityków tezę?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Od lat zajmuję się problematyką bezpieczeństwa narodowego, analizuję zmieniającą się sytuację na arenie światowej i pojawiające się koncepcje geopolityczne, staram się bacznie obserwować Rosję, jej plany i doktryny wojskowe, wsłuchuję się w to, co mówią rosyjscy stratedzy. Co można dostrzec: wielki plan przebudowy rosyjskiej armii w instrument agresji, rozpoczęty przez prezydenta Putina już w czasie jego pierwszej kadencji, a w drugiej – ogromnie zintensyfikowany, mówi jednoznacznie, do czego Rosja zmierza.

– Prostą drogą do wojny?

– Putin chce odbudować dawne rosyjskie imperium, a tego nie da się zrobić inaczej, jak siłą. Z moich ustaleń wynika, że zagrożenie wojenne ze strony naszego sąsiada jest coraz bardziej realne. Przyznam, że nie byłem zaskoczony tym, co rok temu zaczęło się dziać na Ukrainie. Było oczywiste, że skoro na Kremlu zaplanowano odbudowę imperium, to przede wszystkim Moskwa będzie chciała podporządkować sobie Ukrainę. Europejskie aspiracje Ukrainy, a zwłaszcza jej chęć wstąpienia do NATO, sprawiły, że Władimir Putin poczuł zagrożenie dla własnych imperialnych planów.

– I rozpoczął przyspieszoną realizację swego geopolitycznego scenariusza?

– To oczywiste. Chyba już wszyscy powinni to dostrzec, bo ten proces charakteryzuje się wysoką dynamiką.

– Powinniśmy poważnie bać się Rosji?

– Powinniśmy się bać naszej słabości, bezradności, naszych zaniedbań w dziedzinie obrony narodowej, a zwłaszcza braku wyobraźni ludzi odpowiadających za bezpieczeństwo narodowe Polski.

– A to znaczy, że jednak naprawdę mamy się czego bać...

Reklama

– Jeśli Polacy będą nadal bezczynni, to państwo polskie czeka katastrofa. Nie wolno tracić czasu. Należy jak najszybciej realistycznie, bez złudnych nadziei ustalić zadania w dziedzinie obronności i je wykonać. Dotychczas cała aktywność ośrodków zajmujących się w Polsce strategiami i siłami zbrojnymi była konsekwencją oczekiwań Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tworzono siły zbrojne do zagranicznych misji, a w małym stopniu przydatne w obronie kraju. Postawiono na zdolność operowania na innych kontynentach, co w przypadku państwa niebędącego mocarstwem, takiego jak Polska, jest co najmniej dziwaczne i jest nieprzydatne z punktu widzenia obronności kraju.

– Odpowiadając na globalne potrzeby i sojusznicze powinności, zaniedbaliśmy własną obronność? Mamy dziś armię niedostosowaną do obecnych potrzeb?

– Tak. I myślę, że wreszcie wszyscy już o tym wiedzą.

– Stąd podniesienie wydatków na obronność kraju do 2 proc. PKB?

– Rosja wydaje 4,5 proc. PKB. Rzecz jednak nie w ilości pieniędzy, które wydamy na wojsko, w tym ile broni kupimy, lecz w tym, jak zamierzamy się bronić w przypadku zagrożenia, jakie powinny być sposoby obrony i czy odpowiednio skonfigurowaliśmy nasze siły zbrojne, by mogły tę obronę w ogóle podjąć.

– Nie skonfigurowaliśmy?

– Na razie mamy co najwyżej kosmetyczne próby poprawy. Pojawił się plan reformy Narodowych Sił Rezerwowych, który, moim zdaniem, się nie powiedzie. Jest próba uruchomienia szkoleń wojskowych obywateli na zasadzie dobrowolności. Też raczej bez szans na powszechny odzew. Pocieszające jest jednak to, że Ministerstwo Obrony dostrzegło, iż istnieje w Polsce całkiem spora grupa obywateli – dotychczas lekceważona, a nawet wyśmiewana – która z przekonaniem chce przygotować się do obrony ojczyzny. Pytanie, jak ten potencjał dobrej woli zostanie zagospodarowany, skoro nie ma ciągle zasadniczej decyzji, czy i jak powinniśmy przygotować nasze siły zbrojne na wypadek agresji.

Reklama

– Prezydent Litwy ogłosiła możliwość wznowienia poboru do wojska. U nas także należałoby to rozważyć?

– Moim zdaniem, tak. Jednak politycy, od których to zależy, obawiają się podjąć taką decyzję.

– Polski minister obrony wręcz ją wyklucza. Mówi co najwyżej o zastanowieniu się nad ewentualnością mobilizacji. Co to może znaczyć?

– Trudno powiedzieć. Zazwyczaj w sytuacji zagrożenia ogłasza się mobilizację, czyli zwiększa się armię, wcielając przeszkolonych wojskowo rezerwistów. A skoro od pewnego czasu nie mamy poboru do zasadniczej służby wojskowej, to mamy coraz mniej ludzi wojskowo przeszkolonych. W przypadku zapowiedzi mobilizacji można liczyć na rezerwistów z czasów, gdy był pobór, to jednak za mało. Moim zdaniem, trzeba pilnie wrócić do wojskowego szkolenia obywateli, a najprościej to zrobić przez przywrócenie poboru do wojska.

– W inny sposób nie da się tego przeprowadzić?

– Sprawa jest skomplikowana. Szkolenie powinno objąć wszystkich zdolnych do noszenia broni, a nie tylko tych, którzy chcą. Na obywatelach RP ciąży konstytucyjny obowiązek obrony ojczyzny, podkreślam: obowiązek! To nie jest sprawa mojego widzimisię. Jak zechcę, to będę kraju bronił. Musimy to sobie wreszcie uświadomić. Pytań i wątpliwości jest wiele, a konkretnych odpowiedzi – wciąż mało.

– Wydaje się, że tych ważnych pytań także nie słychać. Które jest najistotniejsze?

– Najważniejsze pytanie brzmi: Co powinniśmy zrobić, by w skutecznej obronie dotrwać do pojawienia się sojuszników z odsieczą? Zakładam, że takie wsparcie będzie. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby NATO zawiodło i pomoc nie nadeszła.

2015-03-10 16:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

NIE dla sześciolatków w Sejmie

[ TEMATY ]

polityka

sejm

Krzysztof Białoskórski/sejm.gov.pl

Posłowie w Sejmie odrzucili wniosek o referendum edukacyjne w Polsce. Oznacza to, że Polacy nie będą decydować o tym czy dzieci mają rozpocząć szkołę w wieku 6 - lat.
CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Henryk Matuszak

2025-12-22 10:55

ks. Łukasz Romańczuk

Ks. Henryk Matuszak

Ks. Henryk Matuszak

W niedzielę, 21 grudnia ok. godz. 23:00 zmarł ks. Henryk Matuszak. Kapłan ten miał 73 lata życia i 43 lata kapłaństwa. W ostatnich latach był proboszczem parafii Narodzenia NMP w Wierzchowicach.

Kapłan urodził się 5 maja 1957 roku w Sławie Śląskiej [diecezja zielonogórsko-gorzowska]. Święcenia kapłańskie przyjął 22 maja 1982 roku. Po święceniach kapłańskich został skierowany jako wikariusz do parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wałbrzychu - Poniatowie [1982-1984]. Był wikariuszem także w parafii pw. św. Michała Archanioła w Koskowicach [1984-1986]; parafii pw. św. Michała Archanioła w Bystrzycy Kłodzkiej [1986-1988] oraz w parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Oławie [1988-1992]. W 1992 roku został ustanowiony proboszczem parafii Nawiedzenia NMP w Domaniowie. Był tam do roku 2007, kiedy został przeniesiony do parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Luboszycach. Od 2011 roku był proboszczem w parafii św. Mikołaja w Pęgowie. Pełnił tam posługę do 2016 roku, gdyż wtedy został proboszczem parafii Narodzenia NMP w Wierzchowicach. Ksiądz Henryk Matuszak, po ciężkiej chorobie, zmarł 21 grudnia 2025 roku.
CZYTAJ DALEJ

Kościół greckokatolicki w Polsce przejdzie na kalendarz gregoriański

2025-12-23 13:54

[ TEMATY ]

grekokatolicy

Kościół greckokatolicki

Adobe Stock

Od 18 stycznia 2026 r. Kościół greckokatolicki w Polsce w pełni przejdzie na powszechnie obowiązujący kalendarz gregoriański. Oznacza to, że zarówno święta stałe (np. Boże Narodzenie), jak i ruchome (np. Wielkanoc) będą obchodzone w tych samym czasie, co w Kościele rzymskokatolickim. Stosowany do tej pory kalendarz juliański prowadził do sporych rozbieżności w terminach.

Od 18 stycznia 2026 roku (od Niedzieli Zacheusza) w całym Kościele greckokatolickim w Polsce Wielkanoc oraz inne święta ruchome obchodzone będą według kalendarza gregoriańskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję