18 listopada w Chełmży odbyła się konferencja „Troska o matkę i dziecko po poronieniu”, w której udział wziął prof. Bogdan Chazan. Relację z tego wydarzenia publikowaliśmy w poprzednim numerze „Głosu z Torunia” (48/2014). Dziś przedstawiamy rozmowę, którą po konferencji przeprowadziliśmy z prof. Chazanem
WOJCIECH WICHNOWSKI: Kiedy i w jakich okolicznościach odbył się pierwszy w Polsce pochówek dziecka zmarłego przed urodzeniem i jakie były reakcje społeczeństwa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
PROF. BOGDAN CHAZAN: Pierwszy pochówek przeprowadziliśmy w 2005 r., a odbył się z inicjatywy Marii Bienkiewicz, która do dzisiaj kieruje Fundacją „Nazaret”. Pani Bienkiewicz dowiedziała się, że mam problem w szpitalu z ciałami dzieci, które zastałem w lodówce po objęciu funkcji dyrektora Szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie. Zwróciliśmy się do ks. Józefa Maja z parafii pw. św. Katarzyny na warszawskim Służewie z prośbą o wyznaczenie kwatery na cmentarzu. Mszy św. przewodniczył ks. prał. Zdzisław Peszkowski, nieżyjący już kapelan Rodzin Katyńskich. Pogrzeb odbił się dużym echem w Warszawie, nie zawsze przyjaznym. Było to dla nas wszystkich nowe doświadczenie. Nie bardzo trafiał do ludzi fakt, że można pochować czyjeś dzieci. Ludzie nie wiedzieli, że prawo pozwala na to, by ktoś obcy pochował innego człowieka w sytuacji, gdy rodzina nie wyrażała zainteresowania. Ministerstwo Zdrowia przekazało sprawę do prokuratury, by ta zainteresowała się, skąd wzięły się te dzieci. Konsultant krajowy nazwał to horrorem. W prasie, głównie w „Gazecie Wyborczej”, ukazały się nieprzychylne artykuły. Wynikało to z faktu totalnego niezrozumienia. Potem świadomość w społeczeństwie, że te dzieci też czekają na pochowanie jak nasze siostry i nasi bracia, stopniowo rosła. Staraliśmy się tym pochówkom nadać ramy prawne, gdyż przepisy były bardzo skomplikowane. Pomógł nam poseł Jan Łopuszański. Opracowaliśmy protokół postępowania i został on wdrożony w życie. Informacje o tych działaniach powoli zaczęły przedostawać się do prasy. Dzwonili i przyjeżdżali do nas dyrektorzy innych szpitali, m.in. z Ciechanowa i Bielska Podlaskiego. Pomoc okazała Monika Nagórko, która działa w Stowarzyszeniu Rodziców po Poronieniu. Uświadomiła nam, jakie są doznania i oczekiwania kobiet, które rodzą martwe dzieci. I tak metodą pączkowania rozeszło się wszystko po Polsce.
Czy dziś możemy mówić o skutecznej pomocy rodzicom po stracie dziecka?
Pomocy udziela przede wszystkim wspomniane wyżej stowarzyszenie. Internet jest dzisiaj wszechobecny i tam można szybko znaleźć stosowne informacje. Ważna jest pomoc ze strony personelu medycznego, lekarzy i położnych. Tutaj, niestety, nie jest najlepiej. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że lekarze i położne nie są szkoleni, i ta pomoc nie jest odpowiednia. Tu nie chodzi, by pocieszać na siłę, ale być blisko, dać do zrozumienia, że się wspiera, wyrazić współczucie i chęć bycia razem. Byłoby dobrze, żeby w każdym szpitalu w Polsce rodzice mogli liczyć na pomoc po poronieniu, na odpowiednie procedury, na opiekę nad matką oraz opiekę nad ciałem dziecka po poronieniu. 10 lat minęło od pierwszego pogrzebu, a tak się niestety nie dzieje, może nawet w większości szpitali polskich. Ciągle istotną sprawą jest określenie płci dziecka. Osobiście wątpię, czy jest to konieczne i potrzebne do wypisania karty zgonu. Obecne przepisy prawa nie zabraniają wpisania uprawdopodobnionej płci.
Czy działania podjęte w stosunku do Pana przez NFZ i warszawski Ratusz, po odmowie wykonania aborcji, nie są próbą zastraszenia środowiska ginekologów i położnych?
Reklama
Tak rzeczywiście jest. Działania w stosunku do mojej osoby nie musiały być tak ostre. Nie musiały w mediach padać słowa o leczeniu przy pomocy święconej wody i o tym, że w szpitalu Świętej Rodziny nie będzie robić się cesarskich cięć, bo obowiązuje tam zasada świętości ciała ludzkiego. Było to bardzo ironiczne, na niskim poziomie intelektualnym i niezbyt mądre. Można było ukarać mnie upomnieniem lub naganą, chociaż nie czuję się winny, a nie od razu wyrzucać mnie z pracy. Stało się to krótko po tym, jak ta sama władza odznaczyła mnie wysokim odznaczeniem państwowym za zasługi dla warszawskich matek, z czego jestem dumny. Ta kara była nieproporcjonalna, niesłuszna i mściwa. Zostawiło to osad niesprawiedliwości, mobbingu i złośliwości. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, mimo moich próśb, nie chciała się ze mną spotkać. Wydaje się, że pani prezydent tym, co uczyniła, wpisała się w grono osób promujących aborcję i wspierających aborcyjny biznes. Przez wzbudzenie lęku wśród lekarzy nie dba o czystość i wolność sumienia lekarzy. To, co się teraz dzieje, jest objawem lęku. Dam przykład. W województwie opolskim lekarze wykonali aborcję przez cięcie cesarskie. Bali się, że zwykła aborcja będzie trwała zbyt długo. Zdecydowali się przeciąć matce brzuch, by wyjąć dziecko. Jednak nie po to, by żyło, ale po to, by zmarło!
Co spowodowało tak gwałtowną reakcję i nagonkę medialną ze strony Pana przeciwników?
W głowie się nie mieściło, że ktoś może powiedzieć „nie”. Do tej pory tego typu reakcji nie było. Gdy ktoś chciał wykonać aborcję, prosił o to kolegę lekarza albo inny szpital. To było załatwiane pod kołdrą bez nagłośnienia i ustnie. Zdecydowałem się powiedzieć „nie” oficjalnie na piśmie i z uzasadnieniem. To postawiło moich kolegów w trudnej sytuacji, z czym się zgadzam. Jednak reakcja pani Hanny Gronkiewicz-Waltz była niepotrzebna, błędna i nadmierna. Poczyniła duże szkody dla obrony życia poczętego w Polsce!
Jak można zmienić sytuację?
Lekarze sami nie dadzą sobie rady z tymi problemami. Lekarze nie uchwalają ustaw, nie rządzą miastami, powiatami i gminami. Jeżeli nasi pacjenci katolicy, życzą sobie, by opieka nad ciążą i w czasie porodu była zgodna z ich systemem wartości i była sprawowana przez ginekologów katolickich, to trzeba coś z tym zrobić. Trzeba zachęcić lekarzy, by chcieli podejmować specjalizację i wykonywali ten piękny zawód ginekologa zgodnie z nauką Kościoła. Tymczasem wśród młodych lekarzy panuje pogląd, że nie będą podejmowali specjalizacji, bo później nie będą mogli praktykować zgodnie ze swoim sumieniem. Trzeba tutaj zmian w interesie całego społeczeństwa. Wybierajmy do Sejmu odpowiednich ludzi, którzy będą to prawo tworzyć, a do samorządów takie osoby, które będą to prawo stosować bez agresji w stosunku do lekarzy i położnych, którzy chcą chronić życie.