Obecnie w Polsce młodzi później niż kiedyś decydują się na założenie rodziny. Jest to następstwo zmian kulturowych i ekonomicznych. W Europie Zachodniej ten trend był już widoczny od połowy lat 60. XX wieku. Łączy się to z indywidualizmem. Niektórzy socjologowie sądzą, że ta zmiana orientacji wspólnotowej na indywidualną ma powiązanie z kryzysem nie tylko aksjologicznym, ale głównie ekonomicznym. W Polsce jest podobnie pary żyjące w nieformalnych związkach, deklarujące się jako osoby wierzące, pochodzące z tradycyjnych domów, często odkładają decyzję o ślubie na niesprecyzowane „później”.
Socjolog dr Mariola Racław stwierdza: To, że mamy do czynienia ze zmianami kulturowymi i bytowymi, nie oznacza, że po naszych ulicach spacerują „samotne wilki”. Choć rośnie liczba związków nieformalnych, nadal zawierane są małżeństwa. Dane z 2012 r. wskazują, że ponad 60 proc. z nich to związki wyznaniowe. Często o ślubie decyduje pojawienie się na świecie dziecka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bardzo często jednak życie na kocią łapę staje się normą. Młodzi się do tego przyzwyczajają, lata płyną i to, co tymczasowe, utrwala się.
Uwarunkowania bytowe
Reklama
Samotne matki mają prawo do wspólnego rozliczania się z dzieckiem. Ulgę prorodzinną w wysokości 120 zł można odliczyć od podatku. Dziecko samotnej matki ma pierwszeństwo w dostaniu się do żłobka, przedszkola. I na tym właściwie koniec. Dla kobiet o najniższym dochodzie dostępny jest jeszcze dodatek w wysokości 170 zł na dziecko. Nie są to aż tak znaczące ulgi, które mogłyby decydować o życiu w konkubinacie.
Od 14 lat żyję w nieformalnym związku z Marcinem mówi 33-letnia Weronika z Warszawy. Córeczkę urodziłam w wieku 19 lat, a Tomka 3 lata temu. Mój partner jest ode mnie młodszy i gdy zaszłam w ciążę, wybuchła rodzinna afera. Wówczas nie było mowy o ślubie. A potem, w miarę upływu lat, ta sytuacja stała się dla nas normą. I choć jestem wierząca, trudno mi skłonić mojego partnera do sformalizowania związku. Jest dla mnie krępujące naciskać na ślub. Poza tym nie mamy pieniędzy na tę uroczystość. Byliśmy zapraszani na wesela naszych przyjaciół i teraz musielibyśmy się im zrewanżować. Pewne znaczenie mają również ulgi dla samotnych matek, ale nie one są główną „przeszkodą” w zawarciu związku sakramentalnego.
Reklama
Przyzwyczajenie do tego, co jest, brak pieniędzy na wesele to najczęściej wysuwane argumenty przez osoby żyjące w konkubinacie. „Jesteśmy jeszcze młodzi, zdążymy się pobrać. Żyjemy jak małżeństwo, więc po co nam ten papierek” mówią, traktując ślub jak jeszcze jedną sformalizowaną decyzję. Często ślub zawierają dopiero wtedy, gdy na świat przychodzi dziecko. Nie jest to jednak reguła. Z raportu Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że są u nas powiaty, w których co drugie dziecko rodzi się w związkach pozamałżeńskich. Najwięcej takich dzieci jest w powiatach: gryfickim (50,2 proc.), wałbrzyskim (46,4 proc.), słubickim (40 proc.), słupskim (42,8 proc.). Są to najbiedniejsze obszary w Polsce. Bezrobocie przekracza tam 20 proc. Nie mam żadnej wątpliwości, że znacząca część urodzeń pozamałżeńskich w Polsce wynika z kalkulacji, że związek nieformalny i dziecko pozamałżeńskie są bardziej opłacalne niż małżeństwo i posiadanie dziecka małżeńskiego mówi Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, autor raportu „Urodzenia pozamałżeńskie w Polsce”. Mamy dziwne prawo, które nie dostrzega, że niezamężna kobieta mieszkająca ze swoim partnerem, wychowująca z nim dziecko, traktowana jest jako samotna matka. Z tego biorą się przywileje, nie tylko finansowe.
Ekonomiczne bariery, które utrudniają ułożenie sobie życia we dwoje, można dostrzec zwłaszcza w małych miastach i miasteczkach. Natomiast w dużych aglomeracjach miejskich problemem są przemiany kulturowe.
Wielkomiejska awangarda
Reklama
Socjologowie uważają duże miasta za przyczółek awangardy zmian związanych ze stylem życia. Młodzi z tych miast o wysokich dochodach nazywają siebie singlami. Chcą się najpierw wyszumieć, a dopiero później pomyśleć o życiu we dwoje w sakramentalnym związku. Ale ta metoda odraczania małżeństwa jest zwodnicza, bo w przyszłości może być już za późno na zmianę stylu życia. Podobnie jest z problemem bezdzietności. Kiedyś była to decyzja sytuacyjna, dobrowolna, a obecnie staje się mimowolna. Jakie zmiany kulturowe decydują o takiej postawie? Zdaniem socjologów, dużo w tym winy wyemancypowanych kobiet. Są często lepiej wykształcone niż ich partnerzy, więcej zarabiają, a od mężczyzn wymagają, aby osiągali więcej niż one. Mężczyzna powinien nie tylko zarabiać więcej niż kobieta, ale także musi mieć mnóstwo pasji: grać w squasha, tenisa, znać się na literaturze, potrafić robić sushi, musi akceptować przyjaciółki, matkę, zapewnić ciekawy weekend. Ciągle są w pogoni za tym wymarzonym ideałem i nawet nie spostrzegają, jak wpadają w pułapkę uzależnienia. Tak akcentowana przez nie wolność zniewala je. Nie zdają sobie sprawy, że ten idealny ich zdaniem człowiek jest dobry tylko na krótki czas, a nie na całe życie. Zauroczenie utożsamiają z miłością, a później dziwią się, że ich bycie razem nie może przetrwać próby czasu. Budując trwały związek, kobiety powinny zastanowić się, czy lubią swojego partnera, czy dobrze czują się w jego towarzystwie, czy zawsze mogą na niego liczyć. W trudnej nieraz codzienności właśnie to kryterium jest najlepszym sprawdzianem.
Warto sobie uświadomić, że życie z drugą osobą, z dziećmi jest wartością samą w sobie, a trwałym tworzywem musi być miłość. Nie można traktować współżycia jak handlowej transakcji i dbania jedynie o to, aby była na jak najwyższym poziomie. Kobiety żyjące w konkubinacie wiele ryzykują. Odczuwają brak poczucia stałości i bezpieczeństwa, a także wynikający z tego lęk przed przemijającym czasem. Wszystko to budzi niepotrzebne frustracje i napięcia, które potrafią zniszczyć taki związek. Socjolog Tomasz Szlendak, zwracając uwagę na pułapki konkubinatu, mówi o odmiennym postrzeganiu swojej roli przez mężczyzn i kobiety. Kiedy my myślimy o mężczyźnie, z którym mieszkamy, jak o mężu, on traktuje nas jak swoją dziewczynę. Dla niego związek bez ślubu to idealny sposób na zyski jak z małżeństwa, bez strat finansowych i emocjonalnych. Dlatego tak wielu jest jeszcze niegotowych stwierdza.
Sakrament czy tradycja?
Czy ślub jest decyzją bardziej dojrzałą, niehołdującą modzie? Czym kierują się młodzi, wybierając związek sakramentalny?
Jestem wierząca i nie wyobrażam sobie innej uroczystości ślubnej niż w kościele. Przecież to taka piękna tradycja mówi Magda.
Reklama
Jestem niewierząca i wzięłam ślub kościelny. Po co? Dla tej całej otoczki biała suknia z welonem, półmrok kościoła, blask świec, organy, cały ten mistycyzm i romantyzm. Lubię tradycję, obrzędowość, zwyczaje zwierza się Justyna.
Piękna, magiczna uroczystość rozmarza się Edyta biała suknia, rodzina sypiąca ryż na szczęście, wystrojony kościół...
Zdecydowaliśmy się na ślub kościelny, bo to piękna tradycja stwierdza Paweł i nie chcieliśmy, żeby później nasze dzieci miały kłopoty z racji tego, że ich rodzice nie mają ślubu kościelnego.
Ślub w kościele bierzemy tylko dlatego, że jest zgodny z przekonaniami naszych rodziców. Nie chcemy im sprawić przykrości dowodzi Bartosz.
Można by w nieskończoność mnożyć podobne wypowiedzi. Ich autorami są „młodzi, wykształceni, z dużych miast”. Tradycja, tradycja, tradycja… i nic poza tym? Żadnej refleksji nad powagą samego sakramentu, składanej przysięgi wierności, miłości przed samym Bogiem? Sakrament małżeństwa sprowadza się do obrzędu ubrania choinki na Boże Narodzenie lub uroczystej kolacji w dzień Wigilii. Nierzadko młode pary swoją obecność w kościele ograniczają do ceremonii ślubnej, a później nikt ich nie zobaczy w świątyni. Pojawią się dopiero wtedy, gdy przyniosą swoje dziecko do chrztu znowu dlatego, że tak wypada, że ładna uroczystość, że taka tradycja. Nie mówię tego gołosłownie, z taką argumentacją spotkałam się w wielu rodzinach.
Reklama
Jeżeli można jeszcze zrozumieć osoby deklarujące swój ateizm czy agnostycyzm, to zdziwienie budzi postawa ludzi wierzących. Wynika ona albo z nieznajomości podstawowych zasad naszej wiary, albo z bezmyślności.
Reklama
Stanisław Kiczman, świecki wieloletni katecheta działający przy warszawskim kościele św. Wojciecha, nie sądzi młodych ludzi tak surowo: Trzeba do nich trafić tak, aby się otworzyli. Unaocznić im, jak wiara jest niezbędna w codziennym życiu, jak pozwala przetrwać najtrudniejsze momenty i jak nas hartuje, wzbogaca. A najlepiej to uczynić na własnym przykładzie. Młodzi szukają autorytetów i są bardzo wyczuleni na fałsz. Od razu poznają, kto prowadzi z nimi zajęcia na zasadzie zaliczenia godzin, a kto odnosi się do nich z miłością taki człowiek może dużo dobrego zrobić dla przyszłych małżonków. Należy pamiętać, że młodzi podchodzą do problemów bardzo emocjonalnie, a ich buńczuczne nastawienie często wynika z niewiedzy. Dlatego trzeba im unaocznić, jakie obowiązki spadają na przyszłych małżonków, że w rodzinie tak ważna jest ewangelizacja, stworzenie domowego Kościoła. Ale do tego niezbędne są odpowiednie narzędzia, i ja podczas nauk przedmałżeńskich staram się im je dać. Rozmawiam z nimi na temat wczesnej budowy więzów z dziećmi, która rozpoczyna się już w czasie ciąży. Młodzi powinni wiedzieć, że w związku dwojga ludzi muszą przepracować swoje charaktery, swoje słabości. Muszą wiedzieć, że od czasu ślubu są jednym ciałem, a życie nie składa się tylko z różowych stron. Gdy opadną emocje i porywy zakochania, przyjdzie szarość dnia, z którą będą musieli się zmierzyć. Muszą nauczyć się wspólnie rozwiązywać trudności, są bowiem ze sobą związani na dobre i na złe.
Chyba ma rację Stanisław Kiczman, sądząc, że często postawa młodych ludzi wypływa z niewiedzy. Wolę do Boga pomodlić się na łące, wśród zieleni, śpiewu ptaków. Jest mi bliższy niż w ponurym kościele twierdzi 22-letnia Michalina. I ślub zawarłabym najchętniej w takiej scenerii, jak to się widzi w zachodnich filmach dodaje.
Ślub kościelny nie jest mi potrzebny do szczęścia mówi Michał (25 lat). Po co mam nabijać kiesę księżom? Bóg jest dobry i błogosławi zakochanym za darmo.
Patrząc z takiego punktu widzenia, ślub staje się jedynie uroczystym obrzędem. Liczy się sceneria, romantyczna oprawa, biała suknia, kwiaty, a rozpływa się to, co najważniejsze sakrament. Boga uda ci się spotkać wszędzie: na łące, w lesie, na plaży, ale zjednoczyć się z Nim możesz tylko przez Eucharystię.
Dla mnie ślub kościelny to przede wszystkim sakrament, pobłogosławienie nowo tworzącej się rodzinie. To przyrzeczenie, że wytrwam w tym związku na dobre i złe. To przysięga, którą składam narzeczonemu, biorąc kapłana za pośrednika łączącego nas, nowożeńców, z Bogiem. Tym samym owa przysięga składana jest przed Bogiem mówi Kasia, która brała ślub 4 lata temu.
Jak w takim dniu składać przysięgę, to tylko przed Bogiem stwierdza Dorota, przygotowująca się do zawarcia związku małżeńskiego. Nie wyobrażam sobie życia bez Darka, ale wiem, że gdy opadną emocje, skończy się święto i przyjdzie zwykły dzień, staniemy nieraz przed trudnościami i bez pomocy Boga nie będzie łatwo. Dlatego do naszego związku zaprosiliśmy Pana Boga.
Gdyby każdy podchodził tak odpowiedzialnie do sakramentu małżeństwa, nie byłoby tylu rozwodów, próśb o stwierdzenie nieważności związku. I właśnie aby zminimalizować emocjonalne impulsy, powierzchowne powody, papież Benedykt XVI prosił duchowieństwo o większą rozwagę w wydawaniu pozwoleń na ślub kościelny. Bo sakrament małżeństwa mówi ks. dr Lucjan Świto, wikariusz sądowy z Metropolitalnego Sądu Archidiecezji Warmińskiej to szczególnego rodzaju umowa, w której narzeczeni w nieodwołalnym przymierzu przekazują sobie siebie nawzajem. Przed zgromadzoną rodziną i przyjaciółmi, a przede wszystkim przed sobą i przed Bogiem uroczyście zobowiązują się, że będą się nawzajem kochać, że ich miłość będzie wierna i płodna i że pomimo różnych trudności, które przyjdą, nie opuszczą siebie nigdy. Dlatego tak ważne stają się nauki przedmałżeńskie, które zdaniem ks. Świty powinny pomóc rozeznać podjęty wybór nowej drogi życia, wprowadzić w etykę odpowiedzialnego rodzicielstwa oraz pogłębić wiarę w tajemnicę włączenia narzeczonych w Boży plan zbawienia i uświęcenia.