Reklama

Wiadomości

Dużo miejsc, chętnych mniej

Sporo wolnych miejsc pozostało na bezpłatnych studiach stacjonarnych na polskich uczelniach. Niektóre mogą jeszcze przyjąć nawet kilkuset, a poszczególne wydziały i kierunki po kilkudziesięciu chętnych

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Maturzysto – nie dostałeś się albo nie zdążyłeś złożyć dokumentów na studia pierwszego stopnia? Nic straconego, wolne miejsca czekają – zachęcają wyższe uczelnie. Dodatkowa rekrutacja potrwa do połowy września br.

Ile jest szkół wyższych, które nie prowadzą drugiego etapu rekrutacji lub nie przedłużały dotychczasowej – nie wiemy, bo takimi danymi nie dysponuje nawet resort nauki i szkolnictwa wyższego. Najpewniej są nieliczne, bo nawet na prestiżowych uczelniach – oprócz obleganych kierunków, na których rekrutacja zakończyła się wkrótce po rozpoczęciu – są takie, które kandydaci omijają szerokim łukiem. Nawet na największej polskiej uczelni – Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na niektórych kierunkach było po ok. 20 kandydatów (na lingwistyce stosowanej, sinologii i międzykierunkowych studiach ekonomiczno-menedżerskich), są też takie (m.in. chemia, fizyka i astronomia), gdzie chętnych nie było zbyt wielu. Dlatego studentem będzie można zostać jeszcze tej jesieni.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mniejszą niż w ubiegłych latach liczbę chętnych na studia wszyscy tłumaczą podobnie. – Polskim uczelniom, także nam, dają się we znaki niż demograficzny oraz słabe wyniki tegorocznych matur – ocenia Katarzyna Bojko z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Resortowe dzieci

Katarzyna Stosio-Witczak z portalu kierunkistudiow.pl do wspomnianych przyczyn dodaje jeszcze małą elastyczność uczelni. Często z roku na rok powtarzają się kierunki, gdzie jest mało chętnych i trzeba powtarzać nabór. – Uczelnie wydają się nie uczyć na błędach albo są nieelastyczne – mówi Katarzyna Stosio-Witczak. – Czasami nawet unikatowe kierunki nie cieszą się powodzeniem, i mimo tego, że przez kilka lat nie ma chętnych w pierwszym naborze, utrzymuje się je, bo tak jest wygodniej. Nawet w ponownych rekrutacjach nie udaje się zapełnić miejsc. Niektóre uczelnie niepotrzebnie otwierają kierunki – bo albo nie mają rozeznania, albo nieodpowiednio je promują. Przeszacowanie liczby miejsc to zjawisko nagminne – dodaje Stosio-Witczak.

Reklama

– W wyraźnym odwrocie wydają się być kierunki humanistyczne, być może przez to, że przez ostatnie lata resort nauki bardzo promował kierunki ścisłe i techniczne, gdzie były specjalne stypendia – mówi pracownik jednego z największych polskich uniwersytetów. – Maturzystom wpajano, że to jest konkret i po tym będą mieli pracę. Nie sprzyja to studiom humanistycznym, bo maturzyści wybierają kierunki, po których praca wydaje się pewna. A to nie jest tak! Z badań wynika, że na rynku pracy bardzo dobrze radzą sobie np. absolwenci filozofii, bo ich wykształcenie jest elastyczne.

Pierwszy lepszy

Między bajki należy włożyć zapewnienia przedstawicieli warszawskich uczelni, że nie odczuwają one skutków niżu demograficznego i fatalnych wyników tegorocznych matur. Otóż odczuwają, i to bardzo. Spadek liczby kandydatów na studia w tym roku wyniósł na poszczególnych uczelniach od kilku do ok. 10 proc. Nawet w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, gdzie w ubiegłym roku nie było dodatkowej rekrutacji, w tym zanotowano o prawie 10 proc. mniej chętnych i najpewniej we wrześniu zostanie jeszcze trochę miejsc do zapełnienia. Na pewno niż demograficzny i słabe wyniki matur w niewielkim stopniu dotykają Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Na studiach stacjonarnych utrzymuje się tu od kilku lat współczynnik 2,5 kandydata na jedno miejsce i z wypełnieniem limitu nie ma problemu. Tam jednak kandydaci są przyjmowani na uczelnię, by dopiero po pierwszym roku wybrać kierunek studiów na kolejne lata. Na Uniwersytecie Opolskim tylko nieliczne kierunki (prawo, psychologia i filologia angielska) cieszyły takim powodzeniem, że przyjęcia są zamknięte. Na większość można jeszcze się zapisać. – Od połowy lipca prowadzimy drugi nabór, w którym do obsadzenia było ponad 750 miejsc – mówi dr Jerzy Wiechuła, pełnomocnik rektora ds. rekrutacji. – W pierwszym terminie był ranking, ale w drugim obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Sporo miejsc jest jeszcze dla kandydatów na kierunki przyrodnicze, matematyczno-przyrodnicze, matematyczno-fizyczne.

Reklama

Klęska nieurodzaju

Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach – największa tutejsza uczelnia – i Politechnika Świętokrzyska doświadczyły prawdziwej klęski. Zgłosiło się na nie aż o ok. 15 proc. kandydatów mniej niż w ubiegłym roku. Na UJK przygotowano prawie 3,3 tys. miejsc na pierwszym roku dziennych studiów pierwszego stopnia, a zgłosiło się tylko nieco ponad 3 tys. chętnych. Dlatego dodatkowa rekrutacja odbędzie się na większości kierunków. Na Politechnice Koszalińskiej różnice w liczbie chętnych na poszczególne kierunki były niekiedy spore, ale uczelnia – jak informuje jej rzeczniczka Agnieszka Kowalska – nie będzie do końca września zamykać naboru na żadnym z nich.

– Mniejsze uczelnie już na starcie ogłaszają, że rekrutacje prowadzą do września, inne nie nazywają ponownej rekrutacji „ponowną”, lecz informują, że przedłużają nabór. Nagminnie robią to wyższe szkoły zawodowe – zaznacza Katarzyna Stosio-Witczak. – Chodzi o wizerunek uczelni, o to, żeby dobrze to brzmiało i nie zniechęcało kandydatów.

Na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim od kilku lat w odwrocie są kierunki filologiczne, m.in. filologia niemiecka, gdzie kandydatów jest mniej niż 16 miejsc przygotowanych przez uczelnię. Decyzja, czy kierunek w ogóle w tym roku zostanie uruchomiony, zapadnie we wrześniu.

Ja też nie idę

Ile konkretnie, po pierwszym naborze, było i jest jeszcze wolnych miejsc na poszczególnych kierunkach Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie – nie wiadomo, bo uczelnia nie podaje. Wiadomo szacunkowo, że na metalurgię na Wydziale Odlewnictwa było ponad 100 miejsc i w czasie pierwszego naboru wypełniła się niecała połowa. Sporo miejsc po rozpoczęciu nowego naboru było też na ochronie środowiska, turystyce, informatyce stosowanej i inżynierii środowiska, fizyce medycznej, fizyce technicznej, a także na kulturoznawstwie i socjologii – od kilkunastu do ok. 30.

Reklama

Politechnika Łódzka ma na studiach stacjonarnych pierwszego stopnia w drugim etapie rekrutacji do rozdysponowania ponad 800 miejsc. Drugi etap rekrutacji rozpoczął się w końcu lipca i potrwa do połowy września. Najwięcej miejsc jest na towaroznawstwie (102 miejsca), ochronie środowiska (ponad 60) i biotechnologii (50) oraz inżynierii środowiska (45).

Podanie dokładnej liczby wolnych miejsc w drugiej rekrutacji – tak jak robi to PŁ – to raczej rzadkość. Uczelnie niechętnie to czynią. – Konkretne informacje odstraszają chętnych – mówi pracownik jednej z największych polskich uczelni. – Gdy napisze się, że połowa albo niemal wszystkie miejsca są wolne, nikt nie złoży tam dokumentów, bo kandydat pomyśli sobie: nikt w tym roku tego nie wybiera, to ja też tam nie idę.

2014-09-02 14:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Odpowiedzialność za komunikację społeczną

Kijów, miła restauracyjka, przy dobrym obiadku rozmawiam z młodymi ukraińskimi przyjaciółmi. Zostali małżeństwem po jednym z naszych wspólnych projektów realizowanych z dominikańskim Instytutem św. Tomasza z Akwinu. Czas leci nieubłaganie – ich małżeński staż to już osiem lat, dochowali się dwóch synów, kochają się, nieźle im się wiedzie. Opowiadają, w jaki sposób próbują uczestniczyć w życiu społecznym i kościelnym. Okazuje się, że niezbyt im wychodzi kontakt z jedną ze wspólnot, w której życiu chcieliby uczestniczyć. Otóż oni, przygotowani do tego w Instytucie, chcieliby dzielić się tym, co myślą o wierze, o rozumieniu Kościoła, o tym, co to znaczy być chrześcijaninem, co z tego wynika. Napotykają na opór – większość uczestników tej wspólnoty woli koncentrować się na przeżywaniu wiary rytualnie, chcą uczestniczyć w nabożeństwach i rekolekcjach, uważnie słuchać, ale nie chcą dyskutować, obawiają się podnoszenia trudnych tematów, na które trudno znaleźć odpowiedź. Może tak być – trudne pytania mogą tworzyć wątpliwości, a te mogą naruszyć coś, co z trudem się zdobyło. Wiara domaga się zrozumienia, zastanawialiśmy się wspólnie w rozmowie, ale może sprawa dotyczy nie tyle treści dyskusji, co formy? Może tworzą się emocje utrudniające spotkanie w rozmowie?

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Abp Gądecki: chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo

2024-04-24 20:12

[ TEMATY ]

abp Stanisław Gądecki

Karol Porwich / Niedziela

„Chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo i ze szczególnym szacunkiem odnosiło się do najwyższych jego postaci, czyli do bohaterstwa, heroizmu i męczeństwa za wiarę” - mówił abp Stanisław Gądecki podczas Mszy św. w kościele pw. św. Jerzego z okazji 25. rocznicy konsekracji poznańskiej świątyni.

W Eucharystii uczestniczyli m.in. gen. w stanie spoczynku Piotr Mąka, dowódca Oddziału Prewencji Policji insp. Jarosław Echaust, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Kinga Fechner-Wojciechowska i wicenaczelnik Paweł Mikołajczak oraz kompania honorowa Policji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję