„Będę po prostu pielgrzymem...”
(Benedykt XVI)
Uczestniczyłem do tej pory czterokrotnie we Wrocławskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę. Po raz pierwszy jako student w 1998 r. Wówczas jeszcze nie zapaliłem się do pielgrzymowania. Ponownie wyruszyłem na pątniczy szlak dopiero w 2011 r. Wtedy zrozumiałem, ile przez ten czas straciłem! Wróciłem do domu z postanowieniem, by, jak Pan Bóg pozwoli (por. Jk 4, 15), wędrować na Jasną Górę co roku. Odtąd możliwość pieszego pielgrzymowania odczytuję jako jeden z najpiękniejszych w życiu darów Bożej Opatrzności.
Od trzech lat spotyka mnie zaszczyt przygotowywania rozważań dla duchowych pielgrzymów, należących do grupy XVI czyli osób, które mimo że bardzo by chciały, z różnych powodów: choroby, podeszłego wieku, obowiązków rodzinnych bądź zawodowych w sposób fizyczny nie mogą iść w pielgrzymce. Przygoda z osobami utrudzonymi i obciążonymi (por. Mt 11, 28) uwrażliwia mnie na prawdę, że pielgrzymowanie nie kończy się w momencie zdobycia Jasnej Góry. Ono trwa w codzienności. Do tego jednak, by tak patrzeć na życie, potrzebuję corocznych rekolekcji w drodze. O tym właśnie mówi poniższy fragment wspomnianych rozmyślań z ubiegłego roku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zakończenie pielgrzymki, 10 sierpnia 2013 r., sobota
Reklama
Trudno oddać słowami uczucia, jakie towarzyszą wejściu pielgrzymów na Jasną Górę. W 2012 r. o. Maksymilian Stępień OSPPE, przewodnik naszej „paulińskiej dwójeczki”, położył nas krzyżem w Kaplicy Cudownego Obrazu. Myślę, że nie tylko dla mnie ten wyrażający całkowite oddanie gest prostracji przed Najświętszym Sakramentem i ikoną Matki Bożej pozostaje niezapomnianym przeżyciem.
Rozmaite bywają powody przekonujące ludzi do wyruszenia na pielgrzymkę. Tym jednak, co niekiedy w ukryty sposób najbardziej przyciąga na Jasną Górę, jest piękno Maryi. Zadaniem domowym, które dostajemy tutaj, jest kontemplowanie piękna Błogosławionej, która uwierzyła (por. Łk 1, 45), po powrocie, w codzienności, przeżywając tajemnice radosne, światła, bolesne i chwalebne we własnym życiu. Pomocą w tym mogą być różaniec i szkaplerz karmelitański: szkaplerz noś, a na różańcu proś!
Widziałem różaniec zrobiony z liny do wspinaczki górskiej. Nasunął mi on spostrzeżenie, że doprawdy nie wiem, ile razy ta modlitwa uratowała mi życie! Zdumiewające było dla mnie również odkrycie, że ten, kto dużo modli się na różańcu, ma na wszystko czas. To doskonała modlitwa na drogę, na drogę wiary.
„Smutek i radość razem wędrują” (por. Astrid Lindgren, „My na wyspie Saltkråkan”, s. 202, 214) także na Jasną Górę. Władysław Reymont tak to wyraził: „Żal mnie ogarnął, że się ta wędrówka skończyła, że się rozlecimy wszyscy jak liście jesienią, aby się już nie zejść nigdy; żal rósł i niechęć do powrotu w jarzmo szarego życia, w ten codzienny kierat życia miejskiego i cywilizowanego”.
Reklama
Ja osobiście w tym wzruszającym momencie pożegnania (a słowo to pochodzi od czynienia znaku krzyża, czyli błogosławienia) wracam myślami do pamiętnego wieczoru 28 lutego 2013 r. Wtedy w ostatnim przemówieniu przed zakończeniem pontyfikatu, wygłoszonym z okna Pałacu Apostolskiego w Castel Gandolfo, Benedykt XVI powiedział: „Wiecie, że ten dzień różni się od poprzednich. Do godziny 20.00 jestem papieżem Kościoła powszechnego, a później już nie. Będę po prostu pielgrzymem, który rozpoczyna ostatni etap swojej pielgrzymki na tej ziemi”.
Kiedy owego czwartkowego dnia o godz. 20.00 rozbrzmiały dzwony wrocławskiej katedry, słysząc je, ściskałem w dłoni różaniec i modliłem się na nim, rozważając tajemnicę modlitwy Pana Jezusa w Ogrójcu. Czułem, że to właśnie ta chwila w życiu Kościoła: wejścia do Getsemani, swoistego Wielkiego Czwartku przed Wielkim Piątkiem, kiedy zabiorą nam pana młodego (por. Mk 2, 20). Widziałem, jak wszystkie zbiegi okoliczności, związane z odejściem Ojca Świętego na górę, układają się w piękną mozaikę. Wierzę, że tak dzieje się z każdym, który narodził się z Ducha (por. J 3, 8).
Wracając z Jasnej Góry do domów przemienieni, nie przestajemy być po prostu pielgrzymami na tej ziemi, szukającymi ojczyzny (por. Hbr 11, 14), niczym we wspaniałym wierszu Cypriana Kamila Norwida „Pielgrzym”:
Nad stanami jest i stanów-stan,
Jako wieża nad płaskie domy
Stercząca, w chmury...
Wy myślicie, że i ja nie Pan,
Dlatego że dom mój ruchomy
Z wielbłądziej skóry...
Przecież ja aż w nieba łonie trwam,
Gdy ono duszę mą porywa,
Jak piramidę!
Przecież i ja ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopokąd idę!...