Reklama

Nawracać się będzie niezwykle trudno

Z o. Jackiem Dudką – dominikaninem, wikariuszem generalnym Generalnego Wikariatu Rosji i Ukrainy, przełożonym dominikanów w tych państwach – rozmawia Mateusz Wyrwich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MATEUSZ WYRWICH: – Po blisko pół wieku nieobecności dominikanie powrócili do Rosji. Jak do tego doszło?

O. JACEK DUDKA OP: – Na terenie Rosji było przed rewolucją ok. 10 mln katolików. Kiedy po rewolucji zamykano parafię pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Petersburgu, liczyła ona ponad 30 tys. wiernych. To ogromne dzieło zbudowali franciszkanie i jezuici. Samodzielnie dominikanie posługiwali w tej świątyni do 1892 r. Później parafię przekazano księżom diecezjalnym. Ale i wówczas pracowali tam francuscy dominikanie – do 1938 r., kiedy to ostatecznie Sowieci zamknęli ten kościół. Ks. Konstanty Budkiewicz, posługujący jako proboszcz od 1905 r., po rewolucji bolszewickiej zorganizował podziemne seminarium. Prowadził też szeroką działalność charytatywną i pedagogiczną. Został oskarżony przez bolszewików o szpiegostwo i – mimo protestu Watykanu, a także międzynarodowej opinii publicznej – zabito go strzałem w tył głowy 31 marca 1923 r. w moskiewskim więzieniu na Łubiance. W ten sposób ks. Konstanty dołączył do zamordowanych w czasie i po rewolucji ok. 200 tys. duchownych – kapłanów, zakonników i sióstr zakonnych (w tym ponad 4 tys. polskich kapłanów). Kiedy zamknięto kościół, założono w nim filię muzeum ateizmu i planowano otworzyć salę koncertową. W 1984 r. kościół został podpalony. Zrujnowany, po usilnych modlitwach różańcowych i prośbach został oddany parafianom w 1992 r. Początkowo pracował tam o. Eugeniusz Geynrikhs i o. Ludwik Wiśniewski. Później dojechali inni dominikanie. Ja pojawiłem się tam w 2010 r., w dzień po beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Otrzymałem mocnego orędownika.

– Co znaczy być katolikiem w Rosji?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Nie jest łatwo być katolikiem w Rosji. Dookoła są prawosławni – jest się w mniejszości. Trzeba to uznać i szukać jakiejś formy współpracy. Najlepszą formą świadectwa jest bycie prawdziwym chrześcijaninem, bez uprzedzeń do innych ludzi. Trzeba się modlić za wszystkich. Do Soboru Watykańskiego II my też uważaliśmy, że to oni mają się nawrócić. A to razem musimy nawracać się do Boga.

– Jak się jest kapłanem w Rosji?

– Na obrazku prymicyjnym mam wypisane słowa z Listu do Rzymian: „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością”. Tak więc trzeba się uczyć kochać ludzi takimi, jakimi są, i przybliżać ich do Boga. W ostatnich latach zmieniło się nieco rozumienie ekumenizmu. Mamy wspólną świadomość, że przecież tak niewiele nas dzieli, a tak wiele łączy: sakramenty, kult świętych i aniołów. Są pewne rzeczy, które trzeba dogadywać w grupach teologów. Ale dziś już chyba mniej ważne jest, w którą stronę się ktoś żegna.

Reklama

– Jaka jest Polonia katolicka w Petersburgu?

– Bardzo różna. Są tacy, którzy mieszkają tam z dziada pradziada, potomkowie zesłańców, powstań, bądź tacy, którzy przybyli do Rosji z początkiem XX wieku, szukając lepszego zarobku, i zatrzymała ich tam historia. Zdecydowali się osiąść, a czasem już nie mogli wrócić. Jednak wielu z nich dopiero teraz odkrywa swoje korzenie. Wcześniej bali się przyznawać do polskości, bo mogły ich spotkać prześladowania. Poznałem Polkę, panią Jadzię Szymańską, która była prawą ręką o. Ludwika: pomagała, tłumaczyła zawiłości rosyjskiej duszy. Niezwykle piękna postać. Nigdy nie należała do Komsomołu, Pionierów czy KPZR. Mimo to skończyła studia i uważa siebie za najstarszą parafiankę naszego kościoła, bo… nigdy się z Kościoła nie wypisała.

– W 2012 r. współbracia wybrali Ojca na przeora klasztoru kijowskiego...

– Tak się złożyło, że w ciągu czterech lat byłem w trzech państwach i w pięciu klasztorach. Trudno było nadążyć. Mój poprzednik, o. Maciej Rusiecki, powiedział: „Wiesz, to teraz troszkę odpoczniesz”… No i jesienią ubiegłego roku, po siedemnastu miesiącach „odpoczynku”, wybrano mnie wikariuszem Rosji i Ukrainy. Dom mam w Kijowie, a większość czasu spędzam w podróży, przemierzając setki kilometrów, aby spotkać się ze współbraćmi.

– Jaka jest społeczność ukraińska?

– Na Ukrainie jest wielka różnorodność. W mniejszych zakątkach jest sporo katolików. Natomiast w większych miastach zdecydowanie przeważają prawosławni. Ukraina jest bez wątpliwości państwem postsowieckim, z ogromnymi jeszcze wpływami sowieckimi. Ale jest tam znacznie więcej katolików niż w Rosji. Mówi się, że ok. 700 tys., lecz nie byłbym tego taki pewien, uważam, że 500-700 tys. W Kijowie prowadzimy Instytut św. Tomasza z Akwinu. Studiuje tam siedemdziesięciu studentów na studiach dziennych. Dalszych dziewięćdziesięciu uczęszcza do studium rodzinnego i katechetycznego. Szkolimy specjalistów od życia rodzinnego i katechetów. Na tych dwóch ostatnich kierunkach jest dużo sióstr zakonnych – katoliczek i grekokatoliczek. W Kijowie nie mamy parafii, jedynie kaplicę Instytutu, gdzie przychodzą modlić się ludzie związani z nami. Natomiast w kościele parafialnym odprawiamy Msze św. po rosyjsku. Po hiszpańsku – w kościele św. Stanisława. Posługujemy też karmelitankom i siostrom od Matki Teresy z Kalkuty. Żywo współpracujemy z Kościołem grekokatolickim, którego wyznawców jest na Ukrainie ok. 4,5 mln. Mają wielu bardzo dobrze wykształconych teologów, którzy wspierają nasz Instytut. Rozwija się też dobra współpraca z prawosławnymi nie tylko Patriarchatu Kijowskiego, ale i Moskiewskiego. Nasz Instytut jest rozpoznawalny jako miejsce neutralne. Praktycznie jedyne, gdzie wszystkie konfesje mogą się spotkać. Co roku organizowane jest spotkanie teologów: „Uspienskie cztienia”. Na Ukrainie służymy też w innych miejscach: we Lwowie, w Czortkowie, Jałcie i Fastowie.

– A zatem współpraca z ukraińskim Kościołem jest znacznie szersza i lepsza…

– Jeden z prawosławnych księży Patriarchatu Moskiewskiego powiedział kiedyś, że to, co nas jednoczy, to Eucharystia i święci. Bo nikt nie odmówi świętości np. Janowi Pawłowi II. Jako ciekawostkę powiem też, że w Kijowie znajdują się relikwie św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Ks. Piotr, proboszcz parafii prawosławnej Świętych Piotra i Pawła Patriarchatu Kijowskiego, zwrócił się do nas o pomoc w ich uzyskaniu. Na terenie jego parafii mieszkało bowiem wielu Stanisławów, wśród nich były deputowany, który ufundował ikonę św. Stanisława jako wotum za cudowne uzdrowienie i któremu również bardzo zależało na zdobyciu relikwii świętego. Pomogliśmy ks. Piotrowi napisać podanie do kard. Stanisława Dziwisza. Ksiądz kardynał zgodził się, by wydzielono na Wawelu cząstkę relikwii św. Stanisława i tak trafiły one do kościoła Świętych Piotra i Pawła w Kijowie. Rozwijający się kult św. Stanisława Biskupa i Męczennika łączy nasze Kościoły. Pamiętam, kiedy pielgrzymowałem do Budsławia na Białorusi w 2005 r., zobaczyłem w małym miasteczku naprzeciwko siebie stojące kościół prawosławny i katolicki. Zapytałem starszej kobiety, jak wyglądają tu relacje między katolikami a prawosławnymi. Odpowiedziała mądrze: są takie same jak relacje prawosławnych między sobą i katolików między sobą…

– W pewnym momencie w Waszej dominikańskiej posłudze pojawiła się konieczność znalezienia się w nowej sytuacji społecznej Ukrainy.

– Naszą rolą nie jest zajmowanie się szeroko rozumianą polityką, ale służenie ludziom w każdej sytuacji, ponieważ Bóg zbawia człowieka w jego historii. Czasem ta historia jest niezwykle skomplikowana i bolesna. Przyznam, że było to dla nas wielkie doświadczenie znaleźć się w centrum ostatnich wydarzeń na Ukrainie. Czasem jedyne, co można zrobić, to pochylić się z miłością nad człowiekiem i okazać duchowe wsparcie. Na Majdanie wrzało. Często chodziłem tam odmawiać Różaniec.

– W miejsce, gdzie 20 lutego padały strzały, ginęli ludzie...

– Tak, obok mnie padł człowiek, śmiertelnie raniony przez snajpera. Zaledwie kilka sekund wcześniej znajdowałem się na jego miejscu. W pewnym momencie odszedłem parę kroków, bo zadzwonił do mnie współbrat. Zginął człowiek. Miał 39 lat. Postronny, dobry człowiek, który przynosił ciepłą odzież, woził do szpitala rannych. Zastrzelono go na oczach żony. Mam świadomość, że powinienem się za niego i wszystkich poległych modlić. Wtedy też poszedłem do kościoła i odprawiłem za niego Mszę św. Codziennie jeszcze przez kilka dni chodziłem w tamto miejsce i odmawiałem Różaniec.

– Cały świat chrześcijański widział, jak na Majdan dotarł różaniec. Modlitwa różańcowa zrobiła na wielu wrażenie…

– To było niezwykłe, co zrobił greckokatolicki ksiądz Petro Kobal. Przywiózł na Majdan 700 tys. różańców, które potem rozdawali wolontariusze. Ja też włączyłem się w tę akcję. Modlitwa różańcowa ma niezwykłą moc. Świadczy o tym zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto w 1571 r., przypisywane modlitwie różańcowej. Niejeden reżim uległ Różańcowi. Jak choćby w 1955 r., gdy dzięki modlitwie różańcowej wielu tysięcy ludzi Sowieci zaprzestali okupacji Austrii, a z racjonalnego punktu widzenia na nic takiego się nie zanosiło. Podobnie było z różańcowym cudem na Filipinach w 1986 r. – upadek despotycznego rządu prezydenta Marcosa. Faktycznie w Kijowie ludzie zaczęli się modlić, nawracać dopiero po tym, jak zginęli pierwsi ludzie. Oczywiście, wcześniej też była modlitwa. Co godzinę pojawiali się tam księża greckokatoliccy czy prawosławni. Widać było wielką obecność i pomoc Matki Bożej. Na Majdan poproszono księdza pallotyna z figurą Matki Bożej Fatimskiej. Została ona poświęcona i umieszczona w namiocie kaplicy polowej. W czasie szturmu, na kilkanaście minut przed spaleniem namiotu, została stamtąd wyniesiona i umieszczona na scenie. W kościele pw. św. Aleksandra, gdzie odprawiamy Msze św., znajdował się szpital polowy. Przyjmowaliśmy ludzi na nocleg. Byli z Doniecka, Ługańska, Odessy, Krymu. Nawracali się. W kościołach czy cerkwiach trwały czuwania modlitewne, w których również brałem udział. Wszystkie kościoły były otwarte. Duchowe wsparcie było ogromne. Kościół stał się szpitalem, i gabinetem terapeutycznym, stołówką i noclegownią. Ludzie spali między ławkami. Niesamowicie to przeżywali. Uważali, że są niegodni, by móc spać w kościele. Zwłaszcza niewierzący tak myśleli.

– Co daje kapłanowi takie historyczne doświadczenie?

– Przede wszystkim przekonanie o kruchości życia i konieczności ciągłej troski o życie wieczne. To, co się wydarzyło, i co wydarza się na Ukrainie, poruszyło coś w ludziach, którzy dotąd żyli w przeświadczeniu, że nic od nich nie zależy. Komunizm bardzo głęboko zniszczył ludzi i znieczulił na zło. Teraz do wielu z nich wraca pragnienie wartości chrześcijańskich i życia w prawdzie. Pojawia się poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne i wzajemna solidarność. Wielu Ukraińców uświadomiło sobie, że zmiany trzeba zaczynać od samych siebie. Tak naprawdę na Majdanie bohaterem Ukrainy można było zostać bardzo prosto. Wystarczyło znaleźć się na linii strzału snajpera. Natomiast podejmować codzienny trud nawrócenia i wyzwalać się od uczucia nienawiści oraz chęci odwetu to jest ogromnie skomplikowany i długi proces. Ale z łaską Bożą jest to możliwe. Mnie osobiście przychodzi na myśl życiowe motto bł. ks. Jerzego Popiełuszki z Listu do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!”.

2014-06-16 13:56

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież do Polaków: bądźcie wierni dziedzictwu św. Jana Pawła II

2024-04-24 09:58

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

św. Jan Paweł II

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

„Pozostańcie wierni dziedzictwu św. Jana Pawła II. Promujcie życie i nie dajcie się zwieść kulturze śmierci” - powiedział Franciszek do Polaków podczas dzisiejszej audiencji ogólnej.

Oto słowa Ojca Świętego:

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Ks. Ptasznik: nie patrzmy na Jana Pawła II sentymentalnie, wracajmy do jego nauczania

2024-04-25 12:59

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

Krzysztof Tadej

Ks. prał. Paweł Ptasznik

Ks. prał. Paweł Ptasznik

„Powinniśmy starać się wracać przede wszystkim do nauczania Jana Pawła II, a odejść od jedynie sentymentalnego patrzenia na tamte lata" - podkreśla ks. prałat Paweł Ptasznik w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News przed 10. rocznicą kanonizacji Papieża Polaka. W sobotę, 27 kwietnia, w Bazylice św. Piotra w Watykanie z tej okazji będzie celebrowana uroczysta Msza Święta o godz. 17.00.

Organizatorem uroczystości jest Watykańska Fundacja Jana Pawła II, w której ksiądz Ptasznik pełni funkcję Przewodniczącego Rady Administracyjnej. Już w 2005 roku, podczas pogrzebu Papieża rozległy się okrzyki „santo subito". „Wszyscy mieliśmy to przekonanie o tym, że Jan Paweł II przez swoje życie, swoją działalność i nauczanie głosi Chrystusa, żyje Chrystusem i ta fama świętości pozostała po jego śmierci i została oficjalnie zatwierdzona przez akt kanonizacji" - podkreślił ksiądz Ptasznik. „Jako fundacja wystąpiliśmy z inicjatywą obchodów 10. rocznicy kanonizacji Jana Pawła II, wsparci autorytetem kardynała Stanisława Dziwisza i została ona bardzo dobrze przyjęta w środowiskach watykańskich, a błogosławieństwa dla inicjatywy udzielił Papież Franciszek" - dodał. Rozmówca Radia Watykańskiego - Vatican News zaznaczył, że fundacja zgodnie z wolą Jana Pawła II promuje kulturę chrześcijańską, wspiera studentów, a także decyzją jej władz dokumentuje pontyfikat i prowadzi studium nauczania Papieża Polaka. W Rzymie pod jej auspicjami działa też Dom Polski dla pielgrzymów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję