Reklama

Oswajanie wiary

Jak nie zgasić iskry

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wakacyjne rekolekcje, dni skupienia, pielgrzymki... Zobaczyłeś tam, że Pan Bóg jest inny, niż dotąd myślałeś. Doświadczyłeś zupełnie innej modlitwy - jakoś sama płynęła, tak dobrze rozmawiało ci się z Bogiem. Nagle problemy nabrały innej barwy, okazało się, że są do przeskoczenia, że dasz radę z nich wyjść. Poznałeś fantastycznych ludzi, już dawno nie rozmawiało ci się tak dobrze. Dostrzegłeś, że jest jeszcze trochę osób, które myślą podobnie jak ty, dla których ważne są te same rzeczy, co dla ciebie. Wracałeś do domu pełen entuzjazmu, czułeś, że wyrosły ci skrzydła u ramion, że jesteś w stanie pokonać wszystko, każdą przeciwność. I... minął jeden dzień, drugi... Zaczęła wracać szara rzeczywistość. Te niezapomniane chwile - jak myślałeś o nich jeszcze niedawno - zaczęły się zacierać w pamięci, twarze jakby też zamazane...

Znasz to? Przerabiałeś już taki scenariusz? Może to już kolejny raz, tylko zmienili się ludzie, miejsce... Co się więc stało? Powiesz, że właściwie nic. Że to normalne, że trzeba przecież wrócić do zwyczajnego życia. Otóż nie do końca. Jest recepta, żeby wakacyjna iskra żarzyła się dłużej. To wspólnota, grupa modlitewna. Pewnie, wspólnota do zbawienia nie jest koniecznie potrzebna. Ale w niej do Pana Boga jakoś bliżej. Bliżej też do człowieka i do samego siebie. Ważne tylko, żeby znaleźć tę właściwą. Ale myślę, że to się po prostu wie, czuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie będę cię do niczego przekonywać. Przedstawię ci tylko kilka osób, dla których wspólnota była i jest czymś ważnym w życiu. Decyzja należy do ciebie :-)

Uratowali małżeństwo

Patrycja i Daniel. Młode małżeństwo z dwojgiem maleńkich dzieci. Jeszcze niedawno przekonywali, że są dla siebie stworzeni, że ich miłość jest mocniejsza od wszystkiego, a teraz szykują się do rozwodu. Nie są w stanie dłużej ze sobą być. Chyba nawet nie chcą już walczyć o swoje małżeństwo. To obrazek sprzed kilku lat. Dziś są rodzicami już czwórki dzieci, a przede wszystkim bardzo szczęśliwym małżeństwem. Zawalczyli jednak. Powiedzieli sobie, że ostatnią deską ratunku będzie trwanie w konkretnej wspólnocie. To ich uratowało. Praca nad sobą, nad swoją relacją z Panem Bogiem, modlitwa małżeńska, posłuszeństwo kierownikowi duchowemu - były początkiem ich powrotu do siebie. Trwają cały czas, przekonują, że gdyby nie tamta decyzja, nie byłoby już „ich”. Dziś swoim życiem pokazują, że warto zaszaleć dla Pana Boga - bo On w jakiś sobie tylko wiadomy sposób pomnaża to, co człowiek Mu daje, że czas, praca dla innych nie osłabiają, ale dodają sił i energii.

Reklama

Uwierzyła miłości

Agnieszka. Na zewnątrz - uśmiechnięta, otwarta, poukładana. W środku - pełna kompleksów, nieufna, zawsze gorsza od innych i mniej niż inni kochana przez Pana Boga, na szarym końcu. Coś zaczęło się zmieniać, kiedy znajomi zaprosili ją do udziału w spotkaniach wspólnoty akademickiej. Mimo początkowych oporów, została. Po jakimś czasie zaangażowała się w organizację imprez wspólnotowych, w pomoc innym. Kiedy poproszono ją, żeby poprowadziła grupę, zastanawiała się, czy się nie pomylili, bo przecież ona nie nadaje się do tego, nie ma wystarczających umiejętności. Wtedy ktoś powiedział jej, że jeśli Pan Bóg daje zadanie, to daje i łaski potrzebne do jego wykonania. Zaufała. I z tą dewizą idzie przez życie. Uwierzyła w siebie, a przede wszystkim doświadczyła miłości Boga - nie gorszej od innych, miłości, która nie opuszcza jej nawet na chwilę. Odkryła w sobie zdolności, o które się nie podejrzewała. I maksymalnie chce wykorzystać każdą minutę i każdy talent, który dostała od Pana Boga.

Wytrwał

Paweł. Właśnie kończył terapię w ośrodku dla uzależnionej młodzieży. Zastanawiał się, co będzie robił, kiedy stamtąd wyjdzie, jak uda mu się żyć bez brania narkotyków. Wtedy przyszła niewielka grupa młodych ludzi z nieznanej mu wspólnoty. Zaciekawiło go, że mówią o Bogu, który nie jest odległy, ale obecny w ich życiu. Który działa tu i teraz. Poszedł do nich na Mszę. Tak na próbę. Usiadł w ostatniej ławce w kościele. Coś w nim drgnęło. Nie mógł się doczekać kolejnego spotkania. W końcu zdecydował się przychodzić regularnie. Tu poznał ludzi, którzy go przyjęli takiego, jaki był. Z kilkoma chłopakami z tej wspólnoty zamieszkał po wyjściu z ośrodka. To dzięki nim wytrwał. Dzięki wspólnej modlitwie, pracy, wsparciu. Doświadczył, że Bóg może wyciągnąć człowieka nawet z największego bagna.

Reklama

Znaleźli siebie

Julia i Jakub. Ona - zawsze blisko Pana Boga, śpiewała w scholi, chodziła na oazę, otoczona wianuszkiem znajomych. Tylko brakowało jej kogoś naprawdę bliskiego, kogoś na zawsze. On - lektor, właśnie kończył studia, szukał sensu w życiu. Spotkali się na Mszy dla grupy studentów przy niewielkiej parafii. Ją przyprowadziła przyjaciółka, on został po rekolekcjach przez nich prowadzonych. Zaiskrzyło. Są małżeństwem. Wciąż trwają we wspólnocie, w której się poznali. Tu realizują swoje pasje, wykorzystują zdolności, uzupełniają się, służąc innym. Pokazują, że można dawać siebie Panu Bogu, drugiemu człowiekowi, nie robiąc tym krzywdy swojej rodzinie.

Na zakończenie -

świadectwo Michała: „Kiedy Pan postawił wspólnotę na mojej drodze, a właściwie najpierw moją przyszłą żonę, zdałem sobie sprawę, że Ojciec chciał, żebym zaczął się rozwijać duchowo. Wiedział, że wiara i mój stan ducha, które wyniosłem z domu rodzinnego i dotychczasowego życia, zatrzymały się na pewnym etapie, po prostu zacząłem się od Niego oddalać... Odkryłem i dalej odkrywam, że wspólnota to dla mnie droga do Ojca. To siostry i bracia, dzięki którym Pan mnie ubogaca i pozwala mi się rozwijać tak, abym pielgrzymował dalej. Kroczenie za Nim to dla mnie ciągłe zmaganie ze sobą, z własnymi słabościami, trudnościami życia, z akceptacją siebie i swoich słabości. Dzięki wspólnocie mam nadzieję, że dam radę, i z większą wiarą i nadzieją mogę patrzeć w przyszłość”.

2013-08-26 14:22

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Aby smakować życie:

Post jest stołem prawdy, gdzie nasz Mistrz zgotował cierpką lekcję prawdy i pokory... Bardzo trafnie określa to moje doświadczenie postu. Wstając rano, kiedy mam zamiar pościć, już czuję się inaczej niż zwykle. To, że czuję zapachy z całej okolicy, to norma, oprócz bólu głowy, który towarzyszy mi od ok. godz. 15 do wieczora, coś w środku, na dnie serca, mnie uwiera. To jakby ktoś odkręcił taki mały kranik na dnie serca i wtedy zaczyna ze mnie wypływać niecierpliwość, nerwowość itp. - wszystko to, co na co dzień mniej lub bardziej udaje się ukryć pod „porządnością”. Post zawsze stawiał mnie w prawdzie. Pokazywał mi moje nieuporządkowanie i to, jak mało kocham...

CZYTAJ DALEJ

Papież do kanosjanów i gabrielistów: kapituła generalna to moment łaski

2024-04-29 20:12

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Grzegorz Gałązka

Franciszek przyjął na audiencji przedstawicieli dwóch zgromadzeń zakonnych kanosjanów i gabrielistów przy okazji przeżywanych przez nich kapituł generalnych. Jak podkreślił, spotkanie braci z całego zgromadzenia jest wydarzeniem synodalnym, fundamentalnym dla każdego zakonu, i stanowi moment łaski.

„Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość spotykają się na kapitule przez wspominanie, ewaluację i pójście naprzód w rozwoju zgromadzenia” - mówił Franciszek. Wyjaśniał następnie, że harmonia między różnorodnością jest owocem Ducha Świętego, mistrza harmonii. „Jednolitość czy to w instytucie zakonnym, czy w diecezji, czy też w grupie świeckich zabija. Różnorodność w harmonii sprawia, że wzrastamy” - zaznaczył Ojciec Święty.

CZYTAJ DALEJ

Bolesna Królowa Polski. 174. rocznica objawień Matki Bożej Licheńskiej

2024-04-30 20:50

[ TEMATY ]

Licheń

Sanktuarium M.B. w Licheniu

Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Temu właśnie człowiekowi objawiła się trzykrotnie Matka Boża ze znanego mu grąblińskiego wizerunku.

MARYJA I PASTERZ MIKOŁAJ

<...> Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Znający go osobiście literat Julian Wieniawski tak pisał o nim: „Był to człowiek wielkiej zacności i dziwnej u chłopów słodyczy. Bieluchny jak gołąb, pamiętał dawne przedrewolucyjne czasy. Pamiętał parę generacji dziedziców i rodowody niemal wszystkich chłopskich rodzin we wsi. Żył pobożnie i przykładnie, od karczmy stronił, w plotki się nie bawił, przeciwnie – siał dookoła siebie zgodę, spokój i miłość bliźniego”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję