Reklama

Polityka

Premiera Tuska strach przed prawdą

Niedziela Ogólnopolska 25/2013, str. 22-25

[ TEMATY ]

polityka

katastrofa

katastrofa smoleńska

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Grę polityczną katastrofą smoleńską zarzuca się PiS-owi, a ostatnio w sposób szczególny Panu osobiście, bo ponoć Pan chce się wspiąć jak najwyżej po szczeblach partyjnej kariery...

ANTONI MACIEREWICZ: - W ciągu ostatnich 45 lat mojej działalności publicznej bywałem i w celach więziennych, i w gabinetach rządowych. Dziś nie dążę do żadnych urzędów. Mam teraz tylko jeden cel: ujawnienie całej prawdy o zbrodni smoleńskiej.

- I za ten smoleński upór zbiera Pan solidne cięgi. Tuż po publikacji trzeciego Raportu smoleńskiego cała dyskusja medialna skupiła się tylko na Pana wypowiedzi - która stała się dość absurdalnym newsem - że trzy osoby przeżyły katastrofę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- To zwykła praktyka większości mediów, które starają się bagatelizować trudne tematy. Ale ta akurat sprawa dotyka niesłychanie ważnego i dramatycznego problemu. Otóż Rosjanie nie przekazali nam żadnych informacji na temat przygotowania służb ratowniczych i szczegółów ich akcji, która miała się zakończyć już po 45 min! Mieliśmy tylko informacje powtarzane przez min. Radosława Sikorskiego pół godziny po tragedii, że „wszyscy zginęli”. Zastanawiające jest, jak można było to tak szybko ustalić. Przecież chodziło o 96 osób! A wtedy tam, na miejscu, mówiono, że trzy osoby przeżyły, bo przecież możliwość przeżycia przez kogoś tej katastrofy, bez względu na jej przyczyny, to sytuacja jak najbardziej prawdopodobna. Sposób, w jaki teraz komentuje się tę kwestię, jest próbą ukrycia, że prokuratura nie dopełniła obowiązku przesłuchania świadków, i chociaż otrzymała ponad 120 zeznań rosyjskich, to nie ma wśród nich nikogo z ekip ratowniczych. Histeryczna reakcja mediów prorządowych i prokuratury pokazuje, że ludzie odpowiedzialni za wyjaśnienie sprawy mają nieczyste sumienie i coś ukrywają.

- Coś, co dotyczy właśnie tych pierwszych chwil po katastrofie?

- Zastanawiające jest to, że relacje, jakimi dysponujemy, wskazują na bardzo ograniczone działanie służb ratowniczych, a nawet na odsyłanie karetek jadących z pomocą. Tymczasem polska prokuratura nie przesłuchała ani jednego lekarza, sanitariusza, kierowcy karetki. Nie przesłuchano też tych, którzy jako pierwsi byli na miejscu tragedii, a chodzi tu o funkcjonariuszy szczególnych formacji, jak np. Specnaz. Nie zwrócono się do rosyjskiej prokuratury z wnioskiem o przesłuchanie w ramach pomocy prawnej! Już wcześniej wielokrotnie stawialiśmy pytanie, dlaczego prokuratura nie zajęła się tym wątkiem, mimo relacji kilku naocznych świadków.

- Zespół Macieja Laska, powołany na początku kwietnia specjalnie w celu tłumaczenia opinii publicznej zawiłości związanych z Raportem Millera, jak się okazuje, będzie się skupiał przede wszystkim na dyskredytowaniu „teorii alternatywnych” wobec oficjalnych ustaleń. Czuje Pan zagrożenie?

Reklama

- Jakie zagrożenie? To tezy dr. inż. Macieja Laska postawione na pierwszej jawnej konferencji prasowej - bo przedtem urządził on kilka tajnych spotkań z wybranymi dziennikarzami prorządowymi - można zaliczyć właśnie do teorii alternatywnych. Np. to, że wciąż upiera się przy obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie, choć nie jest w stanie wskazać na to żadnego dowodu. Bo przecież istnieje jasne orzeczenie prokuratury przeczące temu i jednoznaczny odczyt zapisu z czarnej skrzynki, gdzie słowa przypisane generałowi wypowiada drugi pilot - płk. Robert Grzywna. Jednak Lasek upiera się przy swoim, bo tak zadecydowała p. Anodina, a za nią Raport Millera.

- A - Pana zdaniem - tylko z tego wiernopoddaństwa, a nie z postępu badań rządowych specjalistów, wynika np. ponowne sugerowanie winy pilotów?

- Tak właśnie uważam. Rosjanom chodziło o uderzenie w twórcę nowoczesnego lotnictwa polskiego związanego z Zachodem, o upokorzenie Polskich Sił Powietrznych i otwarcie drogi do degradacji tej formacji. Raport Millera włączył się w tę polityczną, antypolską grę, a Lasek musi go bronić, bo sam się pod nim podpisał. Dodajmy, że Raport z tymi kłamstwami wymierzonymi w generała i w polskie lotnictwo wojskowe zatwierdził chlebodawca p. Laska - premier Donald Tusk. Od samego początku chodziło o to, by obarczyć całą odpowiedzialnością polskich pilotów i ukryć dowody winy rosyjskiej. Nie cofnięto się nawet przed jawnymi kłamstwami.

- Jakimi konkretnie?

Reklama

- Przywołano np. relację por. Artura Wosztyla o przebiegu tragedii jako dowód, że nikt ze świadków nie słyszał wybuchu czy detonacji. P. Lasek mówił dosłownie tak: „Pilot i stewardesa w publicznych wypowiedziach opowiadali, jak odebrali ostatnią fazę lotu samolotu TU-154: wzrost obrotów silnika, a następnie odgłos uderzenia o ziemię i cisza”. Warto sobie przypomnieć zeznania por. Wosztyla, by ocenić skalę arogancji, z jaką się nas traktuje. Dopiero wtedy widać, jak p. Lasek musiał przekręcić relację porucznika, fałszując kolejność zdarzeń, opuszczając dźwięk trzasków, huków i detonacji, i zapominając o „milknącym dźwięku pracującego silnika”. Tymczasem prawdziwa relacja dokładnie odpowiada analizie ekspertów zespołu parlamentarnego, którzy wskazują, że do eksplozji doszło w momencie odchodzenia TU-154 na drugi krąg, czyli gdy samolot wznosił się, by odlecieć na zapasowe lotnisko. Dlaczego Lasek kłamie, i to tak nieporadnie?

- Od samego początku mówi się, że prawdy o katastrofie smoleńskiej nie poznamy nigdy...

- Tak rzeczywiście może być, jeżeli pogodzimy się z upowszechnianym przez rząd kłamstwem smoleńskim. Dlaczego np. dr Lasek zaprzecza, że na wysokości 17-15 m nad ziemią nastąpiła awaria zasilania elektrycznego, choć potwierdzają to dowody z FMS (komputera pokładowego)? Anodina przyznała to na s. 119 swego raportu a Miller w załączniku publikowanym we wrześniu 2011 r. gdzie przywołano ekspertyzę SmallGIS w tej sprawie. Dlaczego próbuje forsować tezę, że doszło do wybuchu paliwa, choć nawet Raport Millera wprost temu przeczy? W „Podsumowaniu i wnioskach” tegoż raportu napisano przecież: „Podczas oględzin wraku samolotu nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych ani paliwa lotniczego” (Załącznik nr 5 do Raportu Millera, s. 25).

- Podczas konferencji inaugurującej działanie swego zespołu dr Lasek udowadniał, że charakterystyczny rozrzut szczątków samolotu zaprzecza tezie o eksplozji. Pana zespół mówi, że jest odwrotnie.

Reklama

- Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego p. Lasek właśnie na tej podstawie zaprzecza tezie o eksplozji. Miesiąc przed konferencją Laska amerykańscy uczeni z University of Georgia opublikowali naukową analizę udowadniającą, że właśnie dla eksplozji charakterystyczna jest sytuacja, iż większe części rozrzucone są półkoliście na zewnątrz, a mniejsze pozostają w środku miejsca wybuchu (patrz załączone zdjęcie). Zresztą dr Lasek świetnie zna analizę firmy SmallGIS, wykonaną na zlecenie prokuratury (i sfałszowaną przez Raport Millera), wskazującą miejsca eksplozji. Zna też analizę prof. Jana Obrębskiego i dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego. Musiał także przyznać, że szczątki kadłuba oraz lewy statecznik samolotu odpadły w trakcie lotu już 100-150 m przed miejscem uderzenia w ziemię. I nikt nigdy nie wskazał, jakie to przeszkody terenowe mogły rozerwać kadłub w locie i oderwać statecznik bo to oczywisty absurd.

- A brzoza?

- To przez nią mamy szczątki tylnej części kadłuba z wywiniętymi na zewnątrz burtami w sposób charakterystyczny dla eksplozji wewnętrznej? Nie chcę przekształcać tej rozmowy w wykaz wszystkich absurdów wygłoszonych podczas konferencji smoleńskich rzeczników Donalda Tuska, ale rzeczywiście najlepiej właśnie do nich pasuje sformułowanie: teoria alternatywna. Trzeba tylko dodać, że jest to alternatywa wobec zdrowego rozsądku i wiedzy naukowej.

- Zespół dr. Laska - jak wynika z jego deklaracji - będzie merytorycznie wypunktowywał nienaukowość „alternatywnych” dokonań zespołu parlamentarnego.

Reklama

- Dr Lasek już dziś stawia „naukowy” zarzut, że nasze badania sprowadzają się zaledwie do 30 stron analizy. To, oczywiście, nieprawda. Obecny raport ma 130 stron, poprzedni miał 100, a pierwszy to 330 stron samych dokumentów. Gdyby zaś zsumować wszystkie analizy naszych ekspertów, zabrałoby to z pewnością dużo więcej niż tysiąc stron. Te 30 stron, o których mówi, to podsumowanie tej części naszych badań, które mają już charakter konkluzji, a nie analiz i rozważań. Ta rywalizacja Laska na liczbę stron najlepiej pokazuje, jakie pojęcie mają ludzie Tuska o badaniach i o nauce. Być może następnym razem będzie się chwalił wagą Raportu Millera... w kilogramach! Ta ignorancja i zarazem arogancja charakterystyczna jest dla ludzi władzy PO. Może dlatego nie chcą zauważyć, że nasz obecny raport, poza podsumowaniem wiedzy o samej katastrofie, większość materiałów poświęca na analizę przyczyn tragedii i uwarunkowań prawnych fałszowania postępowania wyjaśniającego i śledztwa smoleńskiego.

- I ta właśnie analiza najboleśniej dotyka służb państwowych Polski, a wnioski są daleko idące. Może zbyt daleko?

- Dotykamy zaledwie wierzchołka góry lodowej! Nasi wybitni eksperci z zakresu kontrwywiadu i BOR-u wykazują, że remont TU-154 od samego początku był kontrolowany przez wywiad rosyjski, a polski kontrwywiad dopuścił się skandalicznego niedopełnienia obowiązków (art. 231 KK!). Obok fachowców z Polski wypowiada się też funkcjonariusz wywiadu technicznego USA, Eugene Poteat. Z kolei płk Pawlikowski i płk Grudziński z BOR-u wykazują, że decyzje Mariana Janickiego (ówczesnego szefa BOR-u) mogły mieć charakter działania na szkodę bezpieczeństwa Prezydenta RP i polskiej elity państwowej. Bez tej wiedzy zrozumienie zbrodni smoleńskiej nie jest możliwe. Tak jak nie jest to możliwe bez przyjrzenia się krętactwom Donalda Tuska, Jerzego Millera i polskich prokuratorów oddających śledztwo i dowody Rosjanom.

- Czy to jednak nie zbyt mocne słowa, Panie Pośle?

Reklama

- Wobec skali tej przestępczej działalności fałszującej śledztwo i postępowanie wszelkie słowa będą zbyt łagodne. Przecież chodzi o śmierć Prezydenta RP i polskiej elity. Wnikliwa lektura prawnej części naszego raportu szczególnie przydałaby się właśnie p. Laskowi i jego towarzyszom, bo zrozumieliby wtedy, że nie tylko bazują na sfałszowanym często materiale dowodowym, ale co więcej - że wzięli udział w oczywistej maskaradzie prawnej. Oto pierwszy przykład z brzegu: ich przełożeni (w tym Tusk i Miller) przez lata publicznie ogłaszali, że badanie odbywa się wg Konwencji Chicagowskiej i Załącznika 13. A to było kłamstwo, cynicznie powtarzane i upowszechniane w milionach egzemplarzy gazet i komunikatów medialnych!

- Najwybitniejsi polscy specjaliści - jak sami o sobie mówią - absolutnie i ostatecznie wykluczają zamach jako przyczynę katastrofy smoleńskiej. Skąd, Pana zdaniem, eksperci rządowi czerpią tę swą pewność?

- Na pewno nie z dostatecznie wnikliwych badań i analiz naukowych, bo takich po prostu nie przeprowadzili.

- Dr Lasek twierdzi, że eksperci Komisji Badania Wypadków Lotniczych w kwietniu 2010 r. przeprowadzili wystarczające badania, zebrali wystarczające dowody.

Reklama

- Tylko nie pokazuje żadnej dokumentacji i nie przywołuje żadnych nazwisk autorów tych rzekomych badań. Wiadomo przecież, że komisja rządowa nie dokonała żadnej analizy metodologicznej wykorzystywanych przez siebie materiałów. Przecież ci ludzie wiedzą, że nie badali ani brzozy, ani wraku, ani oryginałów czarnych skrzynek. Wszystko to robili Rosjanie, a urzędnicy Tuska co najwyżej przepisywali od nich, jak to uczciwie przyznaje Edmund Klich w swojej książce o Smoleńsku. A sam Lasek to potwierdził zarówno w liście napisanym do min. Grabarczyka w 2011 r., jak i podczas konferencji w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą w maju 2012 r. Nie próbowano nawet wyjaśniać sprzeczności związanych ze złamaną brzozą. Gdy jeden z pokrzywdzonych poprosił w prokuraturze o zdjęcia katastrofy - które, zgodnie z dokumentacją, po przejęciu od Rosjan zostały dołączone do opisu oględzin miejsca zdarzenia - to dowiedział się, że tych zdjęć tam nie ma... Okazuje się, że materiał dowodowy mający potwierdzić naturalny charakter katastrofy i brak zamachu po prostu nie istnieje! Paradoks polega też na tym, że kilka dni wcześniej ta sama prokuratura w liście do „Gazety Wyborczej” zapewniała, że takimi zdjęciami dysponuje i że pokazują one brzozę ściętą na wysokości 9 m nad ziemią! A kluczowe dowody w postaci silikonowych odlewów „pancernej” brzozy nie pasują jeden do drugiego...

- To zwykły bałagan, beztroska czy lekceważenie sprawy?

- Uważam, że polska prokuratura działa w tej sprawie poza prawem, a eksperci rządowi poza nauką! Działają w jakiejś innej rzeczywistości. Dlatego złożyłem w tej sprawie doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Skieruję też doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez dr. inż. Macieja Laska, gdyż jako funkcjonariusz państwowy (jest przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a jako doradca Tuska jest zatrudniony w Kancelarii Premiera), podając publicznie nieprawdę, dopuszcza się fałszowania dokumentów państwowych. Trzeba wreszcie ukrócić ten festiwal absurdu, sprawiający, że 40-milionowy naród spychany jest do jakiejś innej rzeczywistości.

- Jakiej?

Reklama

- To rzeczywistość kłamstwa. Moim zdaniem, już dawno zapadła decyzja polityczna o winie polskich pilotów. To jest właśnie kłamstwo smoleńskie, tak podobne do kłamstwa katyńskiego. Tym bardziej że niedawno nadzorujący śledztwo smoleńskie w Rosji gen. Guriewicz, szef zespołu Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, zasugerował, iż prokuratura rosyjska może postawić zarzuty polskim pilotom... A więc być może będziemy mieć następny proces moskiewski, w którym nie tylko naszym pilotom, ale państwu polskiemu zostanie postawiony zarzut, że doprowadziło do śmierci własnego prezydenta. A jako dowody posłużą m.in. Raport Millera i wypowiedzi min. Sikorskiego o winie polskich pilotów. I ostatnia konferencja ekspertów Donalda Tuska... Może dojść do takiej sytuacji, że premier i minister rządu będą świadczyć przeciwko państwu polskiemu. Przyjmując w 2010 r. dyktat Putina, Donald Tusk powinien zdawać sobie sprawę z tego rodzaju konsekwencji. Co takiego sprawiło, że dał się złapać w tę potworną pułapkę? Jakie to były fakty, informacje, argumenty?

- Mógł tę pułapkę wtedy, w 2010 r., ominąć?

- Jak najbardziej. Była przecież wtedy nie tylko ta Rosja Putina, która mówiła, że winni są piloci i sam polski prezydent oraz pijany gen. Błasik... Ale była i ta Rosja, która wysłała list do marszałka Komorowskiego, że chce wspólnego śledztwa, która wysłała do Smoleńska prokuratorów, krok po kroku opisujących i wydarzenia, i ślady wyraźnie wskazujące na to, że samolot rozpadał się już 100 m przed przyziemieniem. Była wreszcie i ta Rosja, która kazała zrobić film pokazujący, jak samolot rozpadał się w powietrzu na skutek eksplozji. Ta „druga” Rosja dążyła do uczciwego wyjaśnienia sprawy. Zapewne były z tym związane jakieś wewnętrzne kalkulacje, ale to już inna sprawa.

- To do tej Rosji leciał Prezydent RP Lech Kaczyński...

- Jednym z istotniejszych celów wizyty katyńskiej Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego było odznaczenie kilkudziesięciu działaczy „Memoriału” - Rosjan, którzy narażali się niepomiernie więcej niż my tutaj, wykazując ludobójstwo katyńskie. Oni mieli od prezydenta Kaczyńskiego odebrać najwyższe polskie odznaczenia. Nigdy im ich już nie wręczono. Bronisław Komorowski odznaczył rosyjskich milicjantów tworzących kordon wokół wraku TU-154...

Reklama

- A polski rząd zmierza do polubownego zakończenia sprawy smoleńskiej i przede wszystkim - do likwidacji znienawidzonego zespołu parlamentarnego?

- Jak można „polubownie załatwić” sprawę zbrodni w polskiej elicie? W tej sprawie można albo dochodzić do prawdy, albo przyjąć dyktat. Tusk wybrał to drugie. A Sikorski sugerował, że Rosjanie uważają istnienie zespołu za przeszkodę w zamknięciu „kwestii smoleńskiej”. Mnie to specjalnie nie dziwi. Putin obawia się prawdy jeszcze bardziej niż Donald Tusk. Oburza mnie jednak, że polscy ministrowie i urzędnicy wspierają rosyjską rację stanu, zamiast bronić Polski, Prezydenta RP i polskiej elity państwowej, która zginęła pod Smoleńskiem.

- Smoleńskie działania, zwane przez Macieja Laska alternatywnymi, są dość skutecznie usuwane z polskiej przestrzeni publicznej. Nie ma w niej miejsca na rzeczową debatę na ten temat. Co naprawdę stoi na przeszkodzie?

- Niechęć i strach przed prawdą tych, którzy twierdzą, że już wszystko wyjaśnili, a nie wiedzą nawet, na jakiej wysokości została złamana brzoza! Ci panowie chcą jak najszybciej, dla własnego bezpieczeństwa, zamknąć sprawę. I chyba po to też właśnie został powołany zespół Macieja Laska, który robi wszystko, by uniknąć otwartej dyskusji z naszymi ekspertami. My jesteśmy wciąż do niej gotowi, ale z pewnością nie zgodzimy się na rodzaj „okrągłego stołu” zakulisowych i tajnych wobec opinii publicznej debat między „wtajemniczonymi”.

Reklama

- Dr Lasek wymaga spełnienia pewnych warunków, chce przede wszystkim ściśle naukowej dyskusji bez obecności mediów. Żąda też, by zespół parlamentarny uprzednio przedstawił cały swój materiał dowodowy.

- Dowody przedstawialiśmy wielokrotnie, ma je prokuratura i ma je p. Lasek. Przede wszystkim jednak uważamy, że nauka wymaga jawności. W takiej debacie, transparentnej i publicznej, chętnie, na każde żądanie, pokażemy cały materiał dowodowy dotyczący danej kwestii, ale też zastrzegamy sobie prawo domagania się dowodów od strony przeciwnej. Musi się to odbyć publicznie właśnie po to, by nie można było kłamliwie zarzucać, że dowodów nie przedstawiliśmy. I nie może być tak, że p. Lasek powie, iż tajemnica nie pozwala mu ujawnić, kto identyfikował głos gen. Błasika i na podstawie jakich dowodów Raport Millera stwierdził, że generał był w kokpicie, odczytywał wysokości, mówił, że „nic nie widać”, etc.

- A więc zanosi się na to, że nadal zamiast dyskusji odbędzie się publiczna licytacja dwu smoleńskich monologów....

- Proszę nie stawiać nas na równi z tymi ludźmi! Od roku wyrażamy gotowość debaty, a 5 lutego czekaliśmy na ekspertów premiera Tuska przez cały dzień na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z nikim nie pragniemy się licytować. Jesteśmy po prostu gotowi do naukowej debaty z każdym, kto chce uczciwego dochodzenia do prawdy.

* * *

Relacja por. Artura Wosztyla

Stojąc przy swoim samolocie, usłyszeliśmy dźwięk silników TU-154M podchodzącego do lądowania. Rozpoznałem to po charakterystycznym dźwięku pracy silników tego rodzaju samolotu. Nadmieniam, że go nie widziałem, a jedynie słyszałem. Był dźwięk podejścia do lądowania na ustalonym zakresie pracy silników. W pewnym momencie usłyszałem, że silniki zaczynają wchodzić na zakres startowy, tak jakby pilot chciał zwiększyć obroty silnika, a tym samym wyrównać lot lub przejść na wznoszenie. W tej chwili zastanawiam się, co mogło ich skłonić do takiego działania. Po dodaniu obrotów po upływie kilku sekund usłyszałem głośne trzaski, huki i detonacje. Do tego doszedł milknący dźwięk pracującego silnika, a następnie nastała cisza.

2013-06-17 14:50

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Smoleńska ofensywa

Ujawnienie zeznań profesorów badających katastrofę smoleńską wydaje się być skoordynowanym działaniem „Gazety Wyborczej”, zespołu Macieja Laska i prokuratury

Oficerowie z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie do tej pory stwarzali przynajmniej pozory niezależności. Ich śledztwo kilkukrotnie podważało ustalenia ekspertów z komisji Jerzego Millera. Wystarczy przypomnieć rozbieżności w sprawie gen. Andrzeja Błasika.
CZYTAJ DALEJ

Rektor UKSW: prof. Mirosław Kurkowski nie żyje

2024-12-08 20:04

[ TEMATY ]

UKSW

pixabay.com

Rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie ks. prof. Ryszard Czekalski poinformował w niedzielę o śmierci zaginionego kilka dni temu prof. Mirosława Kurkowskiego. Wcześniej tego dnia częstochowska policja potwierdziła znalezienie samochodu zaginionego, w którym znajdowały się zwłoki.

"Składamy najszczersze wyrazy współczucia najbliższej rodzinie oraz wszystkim których ta śmierć dotknęła wypraszając Miłosierdzia Bożego dla Świętej Pamięci prof. Mirosława Kurkowskiego" - napisał w niedzielę wieczorem na social mediach uczelni ks. prof. Ryszard Czekalski.
CZYTAJ DALEJ

Sensacyjne odkrycie. Ten chrześcijański zwój przetrwał 1800 lat

2024-12-12 09:22

[ TEMATY ]

Niemcy

Frankfurt nad Menem

historia chrześcijaństwa

zwój

1800 lat

Stadt Frankfurt am Main

Chrześcijański zwój sprzed około 1800 lat odkryty we Frankfurcie nad Menem

Chrześcijański zwój sprzed około 1800 lat odkryty we Frankfurcie nad Menem

Z perspektywy miasta Frankfurt nad Menem historia chrześcijaństwa w Niemczech musi zostać napisana na nowo. Miasto zaprezentowało 11 grudnia miniaturowy zwój sprzed około 1800 lat odkryty podczas wykopalisk archeologicznych. Na bardzo cienkiej srebrnej folii znaleziono 18-wierszowy tekst. Srebrny napis przetrwał wieki, gdyż chronił go srebrny amulet wielkości pudełka zapałek.

„Każdy język wyznaje (Jezusa Chrystusa)” - tak kończy się 18-wierszowe przesłanie. Według miasta, ten srebrny napis jest jednym z najważniejszych dowodów wczesnego chrześcijaństwa na świecie. Jednak ocena znaczenia znaleziska przez znawców wczesnego chrześcijaństwa czy teologów dopiero się rozpoczyna.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję