KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Został Ekscelencja mianowany na stanowisko ordynariusza diecezji rzeszowskiej. To piękna diecezja, która przed reformą administracyjną należała w dużej części do archidiecezji przemyskiej, naznaczonej m.in. osobowością śp. abp. Ignacego Tokarczuka. Diecezja prężna i wyróżniająca się pod względem wierności Bogu i Kościołowi. Jak Ksiądz Biskup przyjął wiadomość przedstawioną przez Nuncjusza Apostolskiego w Polsce?
BP JAN WĄTROBA: - Z zaskoczeniem, i pewnie było je widać na twarzy, bo Arcybiskup Nuncjusz zaniepokoił się moim wyglądem. Oczywiście, wiadomość ta była dla mnie zupełnie nieoczekiwana i nieprzewidywana. Nigdy nie myślałem o sprawowaniu takiego urzędu. Wydawało mi się, że to, co już otrzymałem od Pana w Jego Kościele, to jest już bardzo wiele i wymaga ogromnego zaangażowania, nieustannego pilnowania wysokiego poziomu, i że to już przerasta moje ludzkie siły i nic bardziej odpowiedzialnego nie może mi zostać zlecone. Tymczasem Pan ma swoje plany. W tym momencie czuję swoją słabość - ale i ufność, bo jeśli do tej pory Pan Bóg nakładał obowiązki, ale zawsze dawał też swoją łaskę, to pewnie i teraz będzie podobnie. Decyzję Ojca Świętego przyjąłem więc z pokorą, z ludzką obawą, ale i z nadzieją, że Pan nie pozostawi swojego sługi bez pomocy.
Reklama
- Zmarły niedawno kard. Stanisław Nagy często używał wyrażenia „mój Kościół”. Ksiądz Biskup ma duże doświadczenie Kościoła, bo przecież przez pewien czas pełnił ważne funkcje w Rzymie, blisko Jana Pawła II, a później wiele lat służył Kościołowi częstochowskiemu. Co będzie Ksiądz Biskup miał na myśli, mówiąc: mój Kościół?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Określenie „mój Kościół” oznaczało dla mnie nade wszystko Kościół częstochowski. Nie ukrywam, że tak to najbardziej odczuwałem. W tym Kościele bowiem przyszedłem na świat, w nim zostałem ochrzczony, z rąk biskupa częstochowskiego przyjąłem święcenia kapłańskie, w częstochowskiej katedrze otrzymałem również święcenia biskupie i tutaj przez 13 lat pełniłem posługę biskupa pomocniczego. Ale rzeczywiście, silne doświadczenie Kościoła jako mojej wspólnoty przeżyłem też w Rzymie, na Placu św. Piotra. Miałem niezwykłą łaskę przez 4 lata bardzo często uczestniczyć w ważnych wydarzeniach Kościoła, w celebracjach, w audiencjach ogólnych oraz - z racji posługi, którą tam pełniłem - w tzw. prywatnych audiencjach dla Polaków, w osobistych kontaktach wielu ludzi z Ojcem Świętym. I tam pojęcie „mojego Kościoła” rzeczywiście bardzo się poszerzyło, tam doświadczałem katolickości Kościoła, jego powszechności. To było nieustannym powodem mojego zdumienia. Z polskiej perspektywy młodego wtedy księdza tak tego wcześniej nie pojmowałem. Tam, w stolicy chrześcijaństwa, to spojrzenie zdecydowanie się poszerzyło. „Mój Kościół” to już nie była tylko moja diecezja, potem archidiecezja. Wiem, że z chwilą nominacji na biskupa diecezjalnego Kościoła rzeszowskiego to będzie mój Kościół, za który będę odpowiedzialny w stopniu nieporównywalnie wyższym, niż to było do tej pory - z racji pełnionej posługi. Jako pasterz, ojciec tego Kościoła, będę w sposób szczególny odpowiedzialny za tę wspólnotę wiary - diecezję młodą, liczącą zaledwie 21 lat, ale historycznie bardzo doświadczoną trudem pracy i cierpienia, i dającą niezwykłe świadectwo. I jeśli jest coś, co choć odrobinę zmniejsza moje obawy, to świadomość głębokiej wiary ludzi, którzy tam mieszkają, dla których wartości religijne są naprawdę na pierwszym miejscu, którzy żyją Kościołem, dla których praktyki religijne są jak tlen, którym się oddycha. Taka wiara, będąca solą ziemi i drogowskazem, raduje i niesie. Jeśli się czegoś boję, to tego, żeby tego dziedzictwa nie umniejszyć, ale je pomnożyć i przekazywać dalej.
- To rzeczywiście święta diecezja, ma znakomitych patronów - św. Józefa Sebastiana Pelczara i bł. Karolinę Kózkównę, niedawno ogłoszono błogosławionym ks. Władysława Findysza, męczennika czasów komunistycznych...
-...miałem radość uczestniczenia zarówno w beatyfikacji ks. Władysława, jak również w nabożeństwie dziękczynnym, odprawianym w Nowym Żmigrodzie, gdzie pracował i umarł. Świadomość, że jest to ziemia świętych, również dodaje siły. Poza tym to święci naszych czasów, sprzed 100 lat - to również niezwykły, optymistyczny akcent.
- W diecezji częstochowskiej pracował Ksiądz Biskup m.in. na stanowisku rektora Wyższego Seminarium Duchownego. Wydaje się, że zakorzenienie w kapłaństwie przez posługę rektorską jest bardzo ważne dla przyszłego biskupa diecezjalnego.
Reklama
- Tak to też odbieram i jestem wdzięczny Panu, że dał mi doświadczenie towarzyszenia młodym ludziom w drodze do kapłaństwa. Zanim otrzymałem nominację na rektora, towarzyszyłem też młodym kapłanom neoprezbiterom i młodszym rocznikom jako ojciec duchowny w ramach formacji stałej. Pełniłem tę posługę przez kilka lat. Później, będąc rektorem, wychowawcą seminaryjnym, mogłem jeszcze bardziej wejść w wielką tajemnicę powołania, podziwiając i zachwycając się rozwojem tych młodych ludzi, czasem cierpiąc, gdy go brakowało. Ale wtedy coraz bardziej zaczynałem rozumieć, że życie religijne lokalnego Kościoła, ale i Kościoła w ogóle, naprawdę w decydującej mierze zależy od księży, od pasterzy. Stąd troska o właściwą formację do kapłaństwa, a później formację samych kapłanów, tę permanentną, do końca życia, to jedno z najważniejszych zadań biskupa. Choć wiemy, że każdy ksiądz jest odpowiedzialny za swoją formację, to zaraz na drugim miejscu jest odpowiedzialność biskupa diecezjalnego za kapłanów. Troska o nich, bycie blisko, ale też zatroskanie o poziom moralny, intelektualny, ludzki, gdyż od tego wszystko się zaczyna. Rzeczywiście niosę to doświadczenie.
Patrząc teraz w kierunku Kościoła rzeszowskiego: musi cieszyć liczba powołań. To jest ziemia kapłańska, ziemia powołań, szczególnie niektóre jej rejony, skąd wychodzi naprawdę duża liczba kapłanów, sióstr zakonnych, misjonarzy. Mimo że diecezja rzeszowska jest trochę mniejsza od częstochowskiej, to liczba kapłanów jest porównywalna, a w seminarium są liczne roczniki kolejnych kapłańskich pokoleń.
- Na jakiego pasterza mogą liczyć rzeszowscy księża?
Reklama
- Bardzo chciałbym być dla kapłanów jak brat i ojciec - zdecydowanie bardziej niż jako przełożony. Do tej pory bardzo dobrze się czułem pośród księży, we wspólnocie kapłańskiej, i myślę, że tak pozostanie. Moja znajomość księży diecezji rzeszowskiej jest niewielka, nie było zbyt wielu okoliczności, żeby się bliżej poznać. Niemniej jednak chciałbym być blisko nich, tak jak wiem, że oni są blisko ludzi, wśród których pracują. Bo cechą księży rzeszowskich jest to, o czym mówi papież Franciszek w pięknej wizji pasterza: że pasterz powinien pachnieć jak owce. Jest w tym obrazie troska o tę bliskość, wczuwanie się, empatia, wspólne dźwiganie tego, co dobre, i tego, co trudne. Być blisko. Na pewno czymś, co dla mnie w posłudze duszpasterskiej, kapłańskiej i biskupiej jest najistotniejsze, jest miłość pasterska. Ona jest zwornikiem działalności każdego księdza i biskupa. Chciałbym, żeby mi nigdy nie zabrakło miłości pasterskiej, zarówno wobec kapłanów diecezji rzeszowskiej, jak i wszystkich wiernych. Chciałbym być dla nich naprawdę kimś bliskim, do kogo będą mieli łatwy dostęp. By, broń Boże, żadne mury, żadne bariery tu nie przeszkadzały.
Widziałem to w diecezji częstochowskiej, będąc sekretarzem, kapelanem abp. Stanisława Nowaka - później rektorem seminarium i biskupem pomocniczym - jak dla niego nie było żadnych trudności, żeby spotkać się z księżmi; o jakiejkolwiek porze przychodzili, jeśli tylko był w domu, zawsze był do dyspozycji, otwarty i bliski, po ojcowsku pochylony nad kapłanem. Umiał doskonale słuchać księdza. W takiej szkole wyrosłem i ufam, że to mi zostanie. Te lekcje, które otrzymywałem - czasem mimowolnie, gdzieś po drodze, z obserwacji, z przeżycia - będę starał się przenieść na nowy grunt. Wiem, jak jest to potrzebne każdemu księdzu, jak ja sam potrzebowałem takiego przełożonego, ojca, który wymaga, ale jest wyrozumiały, nie jest pamiętliwy i chce pomóc, daje szansę.
- (żartobliwie) Abp senior Stanisław Nowak traci teraz swojego „kapelana” - mieszkacie blisko siebie, a Ksiądz Biskup wciąż czuje się niejako kapelanem Księdza Arcybiskupa...
- Abp Nowak nie ukrywa, że dobrze się czuje jako senior w tym miejscu i z takimi sąsiadami. To, że wróciłem trochę do roli kapelana, wynika zapewne z tego, że w ciągu 34 lat kapłaństwa to była funkcja, która mi najlepiej wychodziła (śmiech). Bardzo sobie cenię to, że w ten sposób mogłem abp. Stanisławowi towarzyszyć i pomóc w niewątpliwie trudnym momencie przejścia z czynnej funkcji pasterskiej i aktywnej działalności w stan spoczynku.
- W Rzeszowie będzie zapewne także podobny kontakt z biskupem seniorem Kazimierzem Górnym...
Reklama
- Już w tym momencie mogę zapewnić bp. Kazimierza, że tak jak po synowsku byłem blisko abp. Stanisława w Częstochowie - zawdzięczając mu wiele, a przede wszystkim z podziwem patrząc na jego człowieczeństwo, kapłaństwo, pokorę, rozmodlenie, zakochanie w Matce Bożej, a jeszcze bardziej w Chrystusie Ukrzyżowanym - to ufam, że z podobnymi uczuciami i postawą będę również blisko bp. Kazimierza. To pierwszy biskup diecezji rzeszowskiej, jej ojciec i twórca wszystkich jej struktur. Mnie będzie już łatwiej, on musiał kłaść fundamenty dla nowej diecezji i 21 lat kierować tym tworzącym się wciąż Kościołem. Zostawia niezwykły ślad: serdeczność, uśmiech, ciepło, ojcowskie nastawienie do wszystkich, pokorną i wdzięczną postawę. Chciałbym bardzo, kiedy będziemy razem w diecezji, by mógł mnie ubogacać swoim wewnętrznym pięknem i doświadczeniem swego duszpasterzowania, żeby zechciał przyjąć moją obecność, posługę i synowską troskę o niego. Może nie będziemy mieszkać obok siebie tak blisko jak w Częstochowie z abp. Stanisławem, jednak przecież w tym samym mieście.
- Czy dotychczasowe doświadczenie Ekscelencji jako biskupa pomocniczego w archidiecezji przyda się w Kościele rzeszowskim?
- Ufam, że tak. Mimo wszystkich różnic, jakie zachodzą pomiędzy Kościołami lokalnymi, duszpasterstwo parafialne jest podstawą wszelkich form duszpasterstwa. Gdy chodzi o posługę biskupią, jest wiele podobieństw, poczynając od wizytacji parafii, posługi sakramentalnej, spotkań ze wspólnotami różnych ruchów, bractw i stowarzyszeń, przez uczestniczenie w różnych uroczystościach lokalnych. W ciągu 13 lat mojej posługi biskupiej takich spotkań było rzeczywiście wiele i na pewno to doświadczenie pójdzie ze mną. Nie znaczy to jednak, że trzeba je powielać. Będę uczył się nowej diecezji, zwyczajów, tradycji, która - jak wiemy - jest niezwykle bogata i silna. Wywodzę się ze środowiska wiejskiego, ono mnie niosło przez tyle lat i jest we mnie szczególna wrażliwość na tych ludzi, a diecezja rzeszowska to w przeważającej większości ludzie wsi, rolnicy, kultura wiejska, notabene - niezwykły nośnik wierności, przywiązania do tradycji, zwyczajów, prosta, a jednocześnie głęboka i ufna wiara.
Mam więc nadzieję, że z doświadczeń częstochowskich wiele będę mógł korzystać, jednocześnie poszerzając i zdobywając nowe, ucząc się ludzi, żeby choć trochę „pachnieć jak oni”.
Reklama
- Czy będzie Ekscelencja chciał sprawować osobistą pieczę nad młodymi księżmi w diecezji?
- Z całą pewnością tak. Nie znam w tej chwili jeszcze struktur diecezjalnych, gdy chodzi o formację permanentną księży. Znając bp. Kazimierza, wiem tylko, że było mu to bliskie i był blisko młodych księży. Chciałbym być obecny na etapie formacji do kapłaństwa. Spotkania biskupa z klerykami powinny być systematyczne, bo to daje możliwość poznania się nawzajem i oddziaływania w obie strony. Chciałbym tak znać swoich kapłanów, żebym nie mylił ich z innymi, nie musiał pytać swoich, z której są diecezji - a wiem, że niekiedy tak bywa. Nie chcę tu składać obietnic czy deklaracji, ale wiem, jak to jest ważne, jak księża sobie cenią takie spotkania, jak to jest istotne dla samego biskupa.
Młodzi księża po opuszczeniu środowiska seminaryjnego, jakiejś cieplarni, w rzeczywistości parafialnej przeżywają często duży stres. Trzeba więc wspólnie szukać sposobów i metod, żeby pomóc im wejść do nowego środowiska z całym potencjałem, który niosą, z pragnieniem działania, a jednocześnie troski o duchowość. Gdyby się udało połączyć aktywność z życiem duchowym, to można być spokojnym o świętość i owoce pracy kapłanów. Nigdy więc dosyć wysiłku w formacji duchowej kapłanów, nie tylko kleryków, bez której trudno sobie wyobrazić skuteczność posługi kapłańskiej.
- Kłania się tu także temat pracy nad powołaniami, nie tylko diecezjalnymi...
Reklama
- W diecezji rzeszowskiej istnieje Towarzystwo Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego, ale na pewno jest to tylko jedna z form wspierania powołań. Jestem głęboko przekonany, że duszpasterstwa powołaniowego nie można wyodrębnić jako czegoś zupełnie samoistnego w praktyce Kościoła. Aspekt powołaniowy musi towarzyszyć wszystkim formom duszpasterskim i wtedy jest jakaś szansa, że wrażliwość na Boży głos będzie coraz większa. W całym duszpasterskim działaniu proboszczów, wikariuszy, katechetów, różnych wspólnot ciągle powinien być obecny temat powołania do służby Bożej. Rok Wiary, który przeżywamy, duszpasterski temat nowej ewangelizacji - aż proszą się o to, żeby ten wątek był obecny. Liturgiczna służba ołtarza to środowisko, z którego wyrasta najwięcej powołań zarówno kapłańskich, jak i zakonnych męskich, a schole czy inne formy duszpasterstwa dziewcząt to gleba, na której wzrastają powołania zakonne. Nie wyobrażam sobie swojej posługi pozbawionej nieustannego nachylenia w kierunku młodych, którym dzisiaj, w klimacie narastającej nieżyczliwości wobec ludzi Kościoła, na pewno trudniej podjąć decyzję pójścia za Chrystusem. Stąd troskę o to widzę jako bardzo ważny wątek całej mojej działalności. Mówię to na podstawie doświadczeń diecezji częstochowskiej, gdzie biskupi naprawdę noszą w sercu troskę o powołania, o przyszłych kapłanów, i gdzie form duszpasterstwa powołaniowego jest wiele, gdzie także istnieje Towarzystwo Przyjaciół Seminarium.
- A jak Ksiądz Biskup widzi rozwój życia stowarzyszeniowego na terenie swojej nowej diecezji?
- Mogę powiedzieć tylko na podstawie informacji, które dzisiaj posiadam, że ludzie na tym terenie są niezwykle wrażliwi na wszelkie inicjatywy duszpasterskie i na głos duszpasterza odpowiadają bardzo chętnie. Wiem, że działają tam wspólnoty: Ruch Światło-Życie, KSM, Droga Neokatechumenalna, Odnowa w Duchu Świętym, Ruch Focolari. One świadczą o tym, że jest piękny odzew na zaproszenie duszpasterskie. Bp Kazimierz Górny był swego czasu odpowiedzialny za Ruch Światło-Życie i na pewno tę wrażliwość przeniósł, kładąc fundamenty nowej diecezji, uwrażliwiając księży i katechetów. Spotykając się z młodymi, zawsze radował się ich zaangażowaniem w życie Kościoła w ramach wspólnoty - pośród rówieśników młodzi niejako w sposób naturalny mogą formować swoje człowieczeństwo i chrześcijaństwo.
Reklama
- I jeszcze jedna sprawa. „Niedziela” w diecezji rzeszowskiej ma swoją edycję diecezjalną - „Niedzielę Rzeszowską”, którą kieruje ks. dr Józef Kula. Wyrażam tu ogromny szacunek i wdzięczność bp. Kazimierzowi Górnemu za życzliwość i serdeczne wspieranie, a przede wszystkim za szerokie podejście do problemu duszpasterstwa. Wdzięczny jestem także s. Hieronimie, która była sekretarką bp. Górnego i bardzo pomogła w pracy tej edycji. Ideą założyciela „Niedzieli” bp. Teodora Kubiny było, żeby była ona dodatkowym wikarym dla proboszcza i sufraganem dla biskupa. Staramy się pełnić taką funkcję i mamy nadzieję, że ta nasza praca będzie mogła być kontynuowana. Wszyscy dziś widzimy ogromne globalne parcie ateizmu. Wydaje się, że media katolickie mogą budzić świadomość, na czym polega zło ateizmu i bezbożnictwa. Ekscelencja był z nami blisko przez wiele lat, w każdą środę odprawiał w redakcji Mszę św., co było dla nas nie do przecenienia. Może teraz my będziemy mogli bardziej służyć Ekscelencji jako biskupowi rzeszowskiemu... Prosimy o błogosławieństwo w tej pracy.
- Mszy św. środowych w redakcji nie będzie już można kontynuować, ale mam wielkie pragnienie, żeby z naszej dotychczasowej pięknej współpracy, uczestniczenia „Niedzieli” w życiu Kościoła rzeszowskiego nic nie zostało uszczuplone. Bardzo bym chciał, żeby nie tylko nie zostało to pomniejszone, ale by było zintensyfikowane. Jestem z „Niedzielą”, z redakcją, z całym dziełem tygodnika mocno związany, rosłem razem z nim, a przez zamieszkanie w pobliżu w ostatnich latach problematyka „Niedzieli” jest mi bardzo bliska. Może nie potrafiłem bardziej owocnie włączyć się w prace redakcyjne, ale choćby przez modlitewne wspieranie i zespołu redakcyjnego, i samego tygodnika, i czytelników jakoś żyłem życiem „Niedzieli”. Cieszę się, że w diecezji rzeszowskiej jest edycja diecezjalna „Niedzieli” i że kontynuacja tej współpracy nie zostanie zakończona. Oczywiście, będziemy korzystać z „Niedzieli”, czyniąc z niej duszpasterską pomoc formacyjną, konfrontując problemy, które media katolickie naświetlają i komentują; prasa katolicka - w tym nasza „Niedziela” - może stanowić znakomitą pomoc w tej konfrontacji.
Reklama
- Redaktor „Niedzieli Rzeszowskiej” - ks. dr Józef Kula ma niezwykły charyzmat: potrafi organizować duże grupy pielgrzymkowe (nawet do tysiąca osób) do Rzymu i innych miejsc uświęconych wiarą i modlitwą. Być może Ksiądz Biskup będzie mógł uczestniczyć kiedyś w takiej pielgrzymce...
- Cieszę się na samą myśl o Rzymie, bo jest mi niezwykle bliski, także jako miejsce pielgrzymkowe, i z radością - jeżeli będzie możliwość - zapiszę się na taką pielgrzymkę.
Miałem kilkakrotnie radość witania pieszej pielgrzymki rzeszowskiej na Jasną Górę na granicy archidiecezji częstochowskiej - bp Edward Białogłowski, znakomity pielgrzym, zaprosił mnie do sprawowania Eucharystii na powitanie. Noszę to w sercu jako przepiękne przeżycie Mszy św. o poranku. Wtedy już doświadczałem żywej, maryjnej wiary diecezjan. Na pielgrzymce objawiało się całe piękno Kościoła rzeszowskiego. Wiem, jak czczona jest tam Matka Boża, jak wiele jest sanktuariów maryjnych, poczynając od Pani Rzeszowskiej u Ojców Bernardynów w Rzeszowie, jak religijność tej diecezji jest na wskroś maryjna. Tutaj, myślę, szybko się porozumiem.
- Choć bardzo nam smutno, przecież powinniśmy się cieszyć... Szczęść Boże Księdzu Biskupowi na nowej drodze służby Bogu i Kościołowi.