Niepokojąca nowina - więcej niż 50 proc. Polaków nie chodzi do kina. Deklarują, iż lepszą rozrywką jest dla nich oglądanie telewizji. Można domyślać się, że wpływ mają na to wysokie ceny biletów (za bilet ulgowy zapłacimy w granicach 18-22 zł, a za bilet normalny nawet 29 zł. - Oczywiście jeśli chodzi o film w 3D kwota będzie jeszcze wyższa). Ale zapomnijmy na chwilę o tym smutnym fakcie i zastanówmy się - jakie filmy wybierają Polacy, jeżeli już udadzą się do kina?
Przeprowadziłam sondę uliczną przy jednej ze stacji metra w Warszawie, stu osobom zadałam dwa pytania: jaki gatunek filmowy lubi Pan/Pani najbardziej? Jaki gatunek polskich filmów Pan/Pani woli oglądać?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z ankiety wynikia, iż na ogół wolimy parskać śmiechem niż mieć ciarki ze strachu. Lubimy też patrzeć na przygody, wybuchy, śledztwa i zagadki. Według badań Cinema City w 2012 r. rekordy popularności biły następujące fimy: „Faceci w czerni III”, „Igrzyska śmierci”, „Mroczny rycerz powstaje” i „The Avengers”.
Jeżeli chodzi o polską kinematografię, to wyniki są zadowalające - zamiast komedii, które czasy świetności mają już za sobą, wybieramy ambitne i dramaty. Zaczynamy również wymagać czegoś od kina i jego twórców - chcemy doświadczyć jakiejś głębszej refleksji, posłuchać czegoś innego niż kiepski żart, zobaczyć obraz w innym kontekście.
Reklama
Dlaczego w ogóle chodzimy do kina? Chcemy oderwać się na chwilę od rzeczywistości, zrelaksować się, czasem doznać innych estetycznych wrażeń oraz rozbudzić w sobie głębsze emocje.
- Polacy mają apetyt na ambitne kino - twierdzi Michał Cader z ITO Cinema. - Już nie wystarczają nazwiska celebytów na plakacie i szyld komedia romantyczna. Coraz częściej liczą się temat i jakość scenariusza.
Słowa te znajdują potwierdzenie w tegorocznej sytuacji kinematografii. Losy mieszkańców Mazur po wojnie w „Róży” Wojciecha Smarzowskiego obejrzało ok. 400 tys. widzów. Natomiast historia ukrywających się w kanałach Lwowa ludzi ukazana w filmie Agnieszki Holland „W ciemności” - 1,2 mln widzów. Jeśli porównamy to z wynikami oglądalności zagranicznych produkcji to dowiemy się, że frekwencja na wychwalanej ekranizacji powieści Stiega Larssona „Dziewczyna z tatuażem” wyniosła 630 tys., a sympatyczny „Kot w butach” zyskał widownię w liczbie miliona widzów.
Niestety, często zdarza się, że dostęp do bardziej ambitnych produkcji jest utrudniony. Nie są tak promowane jak hollywoodzkie i możemy zobaczyć je niekiedy tylko na festiwalach filmowych (np. na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym, który jest jednym z wiekszych festiwali w Polsce).
Jednak w niektórych miejscach można zobaczyć filmy niezależne bądź niepromowane. Można lub można było… Chodzi o małe kina, takie jak Muranów, Praha czy Femina. Na miejscu tego ostatniego ma powstać Biedronka.
Reklama
Kontynuując temat przeszkód stawianych nam w dotarciu do filmów, wróćmy do kwestii biletów. Z roku na rok ich ceny wzrastają i powiedzmy sobie szczerze, że teraz mało kogo stać na kino (wyprawa do kina cztero-osobowej rodziny w sobotni wieczór sprawi, że z portfela zniknie około 100 zł). Taka polityka właścicieli kin skutkuje tym, że ta przyjemna forma rozrywki powoli staje się luksusem - może niedługo za bilet do kina zapłacimy taką cenę jaką teraz naliczają nam teatry?
Oby nie, bo wtedy nie pozostanie nam nic innego niż przesiadywanie przed telewizorem w czym i tak lubuje się większość społeczeństwa.
A właśnie w takim momencie - kiedy polski dramat zaczyna iść w dobrym kierunku i powstają naprawdę warte obejrzenia filmy powinniśmy mieć do nich dostęp i co ważniejsze wiedzę o ich istnieniu - to znak dla dystrybutorów, że powinni zająć się promowaniem ojczystych produkcji zamiast tych zza oceanu oraz sygnał dla właścicieli kin, aby obniżyli ceny biletów.
Ale głowa do góry - nie jest aż tak źle. Kondycja polskiego kina w końcu znacznie się poprawia gusta Polaków także zmieniają się na dobre, a polskie filmy górnych lotów z dnia na dzień stają się bardziej popularne. Szukajmy pozytywów w całej sytuacji - stajemy się ambitni.