Reklama

Zawołał go św. Franciszek

Franciszkanin o. Paweł Chmura jest teraz gwardianem w Chęcinach, ale może być wszędzie i robić wszystko, co potrzebne będzie współbraciom i ludziom.
Może organizować wielkie koncerty i spotkania młodych, może być kierowcą i doić krowy, może prowadzić terapię narkomanów czy alkoholików, odnawiać kościół albo uczyć dzieci gry na klarnecie.
- Czym zafascynowali mnie franciszkanie?
- Radością ze służenia Bogu i radością życia - mówi

Niedziela kielecka 41/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Grodzisko Górne k. Leżajska, Podkarpackie, ziemia rodzinna, dom: trzech chłopców i jedna dziewczynka, zapracowana i najukochańsza mama, tata - strażak zawodowy plus spore gospodarstwo - w takich warunkach w latach 70/80, upływało dzieciństwo przyszłego ojca Pawła.

„Turek Grodziski”

Fascynacja strażą, ratownictwem i sprzętem strażackim była czymś oczywistym; mama denerwowała się, że wciąż przesiadują u ojca (który wcześniej był także prezesem OSP), ale tak czy owak „życie rodzinne kręciło się wokół straży”. - To było jak zauroczenie: motopompy, metody gaszenia, wciąż o tym gadaliśmy, startowaliśmy w konkursach wiedzy pożarniczej, byliśmy w drużynie strażackiej, a ja grałem też w orkiestrze strażackiej na klarnecie. Zresztą, gdziekolwiek byłem, to śpiewałem, w polu, w kościele, w domu - wspomina o. Paweł.
Wybrał szkołę zawodową, być może pod wpływem brata, pod urokiem opowieści o tętniących pracą warsztatach, dobrych zarobkach, fuchach przy tokarce. W zawodówce wyspecjalizował się jako operator obrabiarek skrawających, szkołę średnią zakończył z dyplomem technika obróbki skrawaniem. Oczywistością w życiu młodego Pawła była praca w gospodarstwie, a przymuszony okolicznościami (wyjazd rodziców) nauczył się nawet doić krowy. Gdy dorósł, żadna impreza w gminnym ośrodku kultury nie odbyła się bez niego: dyskoteki, organizacja okolicznościowych spotkań, praca z dzieciakami, którą od zawsze lubił (w tym np. wakacje dla dzieci z Ukrainy) i mnóstwo ludzi wokół - jako społecznik-kaowiec czuł się świetnie, choć czasami nurtował niepokój: za dużo imprez, szumu, alkoholu. To chyba nie do końca tak ma być…
Od dziecka lubił być z ludźmi i dla ludzi - doskonale sprawdzało się to choćby podczas obchodzenia lokalnej tradycji wielkanocnej pod nazwą „Turki Grodziskie”. „Turki” to ekipa o charakterze, rzec można, obrzędowo-estradowym, która w strojach inspirowanych orientem (czapka z dużym kwiatem była elementem rozpoznawalnym ich okolicy) czuwa przy Grobie Pańskim, uczestniczy w rezurekcji i Sumie wielkanocnej, daje pokaz musztry, wreszcie z muzyką i śpiewem chodzi po domach. Improwizowali i śpiewali na wesoło, choć bywało i „Serdeczna Matko”, gdy ktoś z rodziny niedawno zmarł… „Turki” występowały do późnej nocy, a Pawła od gry na klarnecie bolały potem popuchnięte usta. Warsztat muzyczny miał nieźle opanowany, przez 2 lata był bowiem uczniem szkoły muzycznej w klasie właśnie klarnetu.
To wszystko było ważne i potrzebne, to wszystko odnajduje się teraz, idąc przez świat we franciszkańskim habicie. I wciąż procentuje dom rodzinny: pracowitość i konsekwencja ojca („obiecałeś, że pomożesz, to wstawaj i zrób to, trzeba było wcześniej wrócić do domu. Odpowiadaj za siebie i swoje czyny” - tego typu lekcji zwykle udzielał tata), wielka, nieoceniona miłość i ciepło ze strony mamy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Z Kalwarii Pacławskiej na Franciszkańską 3

Z perspektywy czasu o. Paweł uważa, że właśnie stosunkowo częste wyjazdy rodzinne na Kalwarię Pacławską zdecydowały, że wybrał drogę wytyczoną kiedyś, 800 lat temu, przez św. Franciszka z Asyżu.
Sanktuarium w Kalwarii - jednym z ważniejszych miejsc na duchowej mapie diecezji przemyskiej, opiekują się franciszkanie konwentualni. Rodzina Chmurów często wyjeżdżała do oddalonej ok. 70. km
Kalwarii, aby wziąć udział w niezapomnianych odpustach sierpniowych, spędzając tam po 3-4 dni - szczęśliwie i radośnie, pomimo spartańskich warunków i noclegów na słomie. Franciszkanie - gościnni, pogodni, pracowici - rozsiewali taką aurę, że aż chciało się żyć. Młodsi i starsi bracia harowali w pocie czoła w polu i gospodarstwie, ale posiedli radość cieszenia się z małych rzeczy. To pociągało. Wśród nich był kolega z orkiestry strażackiej, który franciszkański habit włożył 4 lata temu. Gdy powiedział rodzicom, że chce być jednym z nich, z tamtych braci, byli zaskoczeni, podobnie jak liczne grono przyjaciół, znajomków. Większość myślała, że Paweł się wygłupia, ot, kolejny żart.
Dwudziestolatek rozpoczyna nowicjat w Kalwarii Pacławskiej, wśród 30 jemu podobnych, a przecież tak różnych. Docieranie charakterów, lekcje pokory, formacja, harówka w gospodarstwie, sklejone snem powieki na modlitwach. - Rozgoryczenie, bunt? Owszem, czasami, np. wtedy, gdy Magister wyznaczył mi ciężkie obowiązki w polu, a ja przez 2 dni i 2 noce nie spałem, bo byłem jego kierowcą. Doskonale wiedział, że jestem wykończony, ale mimo to wysłał mnie w pole - wspomina ojciec gwardian. - Myślałem sobie: dlaczego? Ja tu usypiam na siedząco, mogłem otrzymać sto innych prac do wykonania, ale nie, wycisk w polu. Niemniej dało mi to do myślenia. O posłuszeństwie, o służeniu sobą poprzez własne dary, o pokorze.
W nowicjacie był hodowcą świń, bywał krawcem, a stos habitów i spodni czekał w kolejce do drobnej reperacji czy wszycia zamka (przydało się szycie sukienek dla lalek siostry w dzieciństwie!). Nowicjat to także czas intensywnej formacji ze stosem lektur i obowiązkiem przyswojenia sobie na pamięć Reguły św. Franciszka.
Magister o. Zbigniew Kluska (ten sam, który wtedy wysłał go w pole) potrafił zadbać i o gospodarstwo, i o intelekt, i o duchowość podległych sobie nowicjuszy. Pod koniec nowicjatu należało podjąć decyzję: zostaję braciszkiem lub rozpoczynam studia i przygotowanie do święceń. Decydując się na to drugie, znalazł się w Krakowie przy Franciszkańskiej 3, gdzie znajduje się jedyne w prowincji krakowskiej seminarium franciszkańskie. A zatem filozofia i teologia, razem 6 lat. Na początek należało znaleźć klucz: jak przyswoić sobie ten ogrom wiedzy - czyli nauczyć się uczyć. Z metafizyką bywało różnie, dużo satysfakcji dawało studiowanie Biblii; miło wspomina się, jak po meandrach Starego Testamentu umiejętnie wiódł studentów o. Juliusz Synowiec…
Na piątym roku studiów, w bazylice św. Franciszka w Krakowie Paweł Chmura złożył śluby wieczyste, a po obronie pracy magisterskiej - przez posługę bp. Edwarda Białogłowskiego otrzymał święcenia zakonne w 2000 r.

Reklama

Między tańcem a różańcem

Pierwszy rok w Sanoku to była zaprawa do pracy parafialnej w różnych jej przejawach: na katechezie w szkole, z ministrantami, na zajęciach kręgu biblijnego i kółka teatralnego, ze scholą i w kancelarii, przy ślubach, chrztach, pogrzebach.
Do zadań specjalnych należała misja w Zielonej Górze - ratowanie, wręcz reaktywowanie franciszkańskiego dzieła - Festiwalu Piosenki Religijnej „Pokój i dobro”. O. Paweł został wrzucony na głęboką wodę, jedna edycja tego festiwalu pochłaniała ok. 100 tys. zł, przewijało się przezeń kilka tysięcy ludzi. Trzeba było zorganizować sponsorów, sprzęt, zadbać o program, udział gwiazd, imprezy towarzyszące. Były to np. różnego typu konferencje, równolegle prowadzone warsztaty gospel, marsze pokoju i Drogi Krzyżowe ulicami miasta. Koncerty i większość imprez odbywały się w zielonogórskim amfiteatrze, włączało się i uczestniczyło mnóstwo ludzi, co sprawiało, że zajęcie przy festiwalu było absorbujące i wyczerpujące. Tym bardziej, że towarzyszyły temu typowe prace parafialne. - Dobrze wspominam z tamtego okresu wielu ludzi i wiele wydarzeń, ale muszę powiedzieć o pracy w szkole budowlanej - mówi o. Chmura. - Byłem tuż po kursie profilaktycznym, organizowaliśmy więc z młodzieżą pantomimy profilaktyczne, niekiedy bardzo drastyczne. Ci młodzi ludzie z budowlanki mieli ogromną potrzebę wykrzyczenia swoich problemów i w ogóle ekspresji twórczej. Przed Bożym Narodzeniem szkołę zamieniliśmy w stajnię i nawet groźna pani dyrektor wcieliła się w postać Maryi…

Projekt Chęciny

Spotkany na kapitule namiotów o. Piotr Stanisławczyk, kolega ze studiów, namawiał go na Chęciny. Piotr - terapeuta, psycholog, miał wizję stworzenia ośrodka terapeutycznego dla uwikłanych w nałogi, przy tym dość specyficznego, bo po sąsiedzku klauzury. Właśnie w Chęcinach, gdzie stary klasztor i kościół z czasów Kazimierza Wielkiego, ruiny zamku i atmosfera małego miasteczka. Piotr uważał, że to wymarzone miejsce dla leczących rany narkomanów i szerokie możliwości dla terapii, ot choćby przy pracach adaptacyjnych, bo wszystko w opłakanym stanie. Po prostu: eksperyment jedyny w swoim rodzaju i wielkie wyzwanie. Dla o. Pawła - coś zupełnie nowego. - Ja będę od terapii, ty od ekonomii, organizacji - przekonywał Piotr.
I tak rozpoczęła się praca od podstaw w tworzeniu ośrodka, przez który do dzisiaj przewinęły się steki ludzi od Bałtyku po Tatry.
Wspólnotę franciszkańską w Chęcinach stanowiło sześciu braci, dwóch było oddelegowanych do „tej roboty przy ośrodku”: o. Piotr, wtedy gwardian i lider z wizją terapii, i o. Paweł, kierownik ekonomiczno-socjalny. Aby od strony finansów skutecznie monitorować przedsięwzięcie, o. Chmura odbył roczny kurs zorganizowany przez Stowarzyszenie Księgowych w Polsce, co zaowocowało stworzeniem z czasem profesjonalnego pionu administracyjnego, ale póki co należało szukać kierunku działań i stworzyć warunki dla terapii w miejscach szacownych historycznie, aczkolwiek mocno zaniedbanych. Klasztor i kościół sięgają korzeniami w XIV wiek, krużganki w XVI. W miejscu dzisiejszego hostelu z salami do różnych zajęć i terapii był niegdyś dom gwardiana, były i budynki rekolekcyjne, np. dla oazy. Dobrą ideą było, aby sami podopieczni prowadzili adaptację zniszczonych budynków, niemniej potrzebne były ogromne środki. Niczym z nieba spadła sponsorka z USA, potem kolejni dobrodzieje, wciąż realizowali też różne granty i projekty. A podopieczni, choć nie zawsze umiejętnie - szpachlowali, czyścili, malowali.
A dzisiaj? Dzisiaj jest kuchnia z prawdziwego zdarzenia, spełniająca wszelkie standardy, gdzie sami odbywający terapię gotują na co dzień i od święta. Jest sala rekreacyjna, kilka pokoi noclegowych, siłownia, bilard, cymbergaj, kawiarenka internetowa.
Kompleksowy, obecnie wielofunkcyjny obiekt nosi nazwę Franciszkańskie Centrum Profilaktyki Uzależnień; tworzy go kilka podmiotów, z Ośrodkiem „San Damiano”, która to nazwa miło brzmi i cofa czas wstecz, gdy pierwsi bracia ruszyli za Franciszkiem Bernardone. Cel tego wszystkiego? - Pomoc ludziom, to oczywiste, remonty pomieszczeń realizujemy w miarę możliwości. Człowiek się liczy, nie budowle - wyjaśnia o. Paweł.
Taki człowiek siedzi właśnie na skwerze pod wierzbą na dziedzińcu ośrodka. Brzdąka na gitarze, wystawia twarz na październikowe słońce. Spadają złotawe liście. Człowiek się uśmiecha, podnosi oczy na kamienną elewację kazimierzowego kościoła. W tych oczach jest spokój i odnaleziona droga. Czy na niej wytrwa…?
Wielu nie wytrzymuje, wiadomo. Nagle przerywa terapię, nagle znika. 6-8 miesięcy trwa pierwszy etap leczenia, potem jest się domownikiem hostelu. Można już podjąć pracę, ale pozostaje się pod nadzorem. A może ten z gitarą to jeden z grupy Anonimowych Narkomanów albo Anonimowych Alkoholików „Asyż”? Lub wolontariusz, tylu ich przecież pomaga ojcom…
- Pójdzie Ojciec z nami na zamek? Ktoś wkłada głowę przez drzwi, ale szybko się wycofuje. Dzieci ze świetlicy „Promyk dnia” tak łatwo nie dają za wygraną, wieszają się na połach habitu, wdrapują na kolana (w ramach profilaktyki - Stowarzyszenie PADRE Profilaktyka, Aktywne Działanie Rozwój i Edukacja - działające na terenie klasztoru i ściśle pomagające franciszkańskiemu Centrum - prowadzi także tę świetlicę i 2 przedszkola, w Tokarni i w Bolminie).
Od roku o. Paweł jest gwardianem w Chęcinach. Udało mu się zrealizować poważną inwestycję innej natury: odnowienie wnętrza kościoła. Był to remont szczególny, nie tylko ze względu na walory architektoniczne, bowiem kościół franciszkański należy do miejsc najbardziej poranionych w diecezji - zamieniono go w PRL na restaurację, a tam, gdzie prezbiterium - jedzono, pito, tańczono. Sacrum wróciło, z początkiem bieżącego roku bp Kazimierz Ryczan konsekrował nowy ołtarz. Jest już projekt kompleksowej renowacji całości, który pochłonął ponad 500 tys. zł.
O. Paweł przyznaje, że Chęciny to jego dom. Mieszkańcy miasteczka są wdzięczni za „ducha Asyżu” i bogactwo franciszkańskiej posługi. - Franciszek szukał trędowatego, ja też o tym marzyłem i tutaj w Chęcinach w jakimś sensie to odnalazłem. Ale zawsze jestem gotów wyruszyć w drogę…

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Joanna Beretta Molla. Każdy mężczyzna marzy o takiej kobiecie

Niedziela Ogólnopolska 52/2004

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Zafascynowała mnie jej postać, gdyż jest świętą na obecne czasy. Kobieta wykształcona, inteligentna, delikatna i stanowcza zarazem, nie pozwalająca sobą poniewierać, umiejąca zatroszczyć się o swoją godność, dbająca o swój wygląd i urodę, a jednocześnie bez krzty próżności.

Żona biznesmena i doktor medycyny, która nie tylko potrafiła malować paznokcie - choć to też istotne, by się podobać - ale umiała stworzyć prawdziwy, pełen miłości dom. W gruncie rzeczy miała czas na wszystko! Jak to czyniła? Ano wszystko układała w świetle Bożych wskazówek zawartych w nauczaniu Ewangelii i Kościoła. Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że każdy z nas znajduje czas dla tych ludzi lub dla tych wartości, na których mu najbardziej zależy. Jeżeli mi na kimś nie zależy, to nawet wolny weekend będzie za krótki, aby się spotkać i porozmawiać. Jednak gdy na kimś mi zależy, to nawet w dniu wypełnionym pracą czas się znajdzie. Wszystko przecież jest kwestią motywacji. Ona rzeczywiście miała czas na wszystko, a przede wszystkim dla Boga i swoich najbliższych.

CZYTAJ DALEJ

Panie! Spraw, by moje życie jaśniało Twoją chwałą!

2024-04-26 11:09

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Człowiek nierzadko boi „odsłonić się” w pełni, pokazać, kim w rzeczywistości jest, co myśli i w co wierzy, co uważa za słuszne, czego chciałby bronić, a co odrzuca. Obawia się, że ewentualna szczerość może mu zaszkodzić, zablokować awans, przerwać lub utrudnić karierę, postawić go w złym świetle itd., dlatego woli „się ukryć”, nie ujawniać do końca swoich myśli, nie powiedzieć o swoich ukrytych pragnieniach, zataić autentyczne cele, prawdziwe intencje. Taka postawa nie płynie z wiary. Nie zachęca innych do jej przyjęcia. Chwała Boga nie jaśnieje.

Ewangelia (J 15, 1-8)

CZYTAJ DALEJ

W 10. rocznicę kanonizacji

2024-04-28 17:42

Biuro Prasowe AK

    – Kościół wynosząc go do grona świętych wskazał: módlcie się poprzez jego wstawiennictwo za świat o jego zbawienie, o pokój dla niego, o nadzieję – mówił abp Marek Jędraszewski w sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie w czasie Mszy św. sprawowanej w 10. rocznicę kanonizacji Ojca Świętego.

Na początku Mszy św. ks. Tomasz Szopa przypomniał, że dokładnie 10 lat temu papież Franciszek dokonał uroczystej kanonizacji Jana Pawła II. – W ten sposób Kościół uznał, wskazał, publicznie ogłosił, że Jan Paweł II jest świadkiem Jezusa Chrystusa – świadkiem, którego wstawiennictwa możemy przyzywać, przez wstawiennictwo którego możemy się modlić do Dobrego Ojca – mówił kustosz papieskiego sanktuarium w Krakowie. Witając abp. Marka Jędraszewskiego, podziękował mu za troskę o pamięć o Ojcu Świętym i krzewienie jego nauczania.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję