W bieżącym roku parafia Miłosierdzia Bożego w Pabianicach przeżywa swój srebrny jubileusz. Praca duszpasterska w Pabianicach to jeden z ważniejszych etapów mojego kapłańskiego życia. Pierwszy kontakt z parafią miał miejsce u samych jej początków. Jako kleryk Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi (lata 1981-1987) pisałem pracę magisterską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim z socjologii religii u ks. prof. Władysława Piwowarskiego, zatytułowaną „Praktyki religijne w środowisku średniego miasta na przykładzie Pabianic i Zgierza”. Uważałem już wtedy, że w tym wyjątkowym mieście nowa parafia przyczyni się do ubogacenia życia religijnego i rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego.
Od roku 1988 na kilka lat moje kapłańskie posługiwanie było związane z Pabianicami. Wówczas zostałem wikariuszem sąsiedniej parafii św. Mateusza, po roku skierowany przez bp. Władysława Ziółka na studia prawnicze na KUL. Ówczesny proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego ks. Jan Witczak „przygarnął” studenta na czas studiów. Bezinteresownie udostępnił mieszkanie w nowo budowanej plebanii i wspierał finansowo w czasie studiów. Chcąc odwdzięczyć się za serce i gościnę, czas wolny od zajęć na uczelni poświęcałem pomocy w duszpasterstwie nowo powstałej i budującej się parafii. Odprawiałem Msze św., spowiadałem, chrzciłem dzieci, udzielałem sakramentu małżeństwa, odwiedzałem po kolędzie parafian.
W czasie mojej obecności zaobserwowałem niezwykły dynamizm i ogromne zaangażowanie parafian w prace przy budowie nowej świątyni i wykańczaniu domu parafialnego. Na każdy apel ks. Jana Witczaka parafianie odpowiadali bardzo chętnie, licznie uczestnicząc we wszystkich pracach. Ich zaangażowanie znajdowało też wyraz w pomocy materialnej. Przynosili ofiary pieniężne do kancelarii, za które imiennie w najbliższą niedzielę dziękował osobiście ksiądz proboszcz.
Po dziś dzień zbudowany jestem religijnością parafian z Pabianic. Myślę tutaj o ich poważnym traktowaniu życia sakramentalnego, o licznych „wspaniałych” spowiedziach, uważanych przez wielu jako kierownictwo duchowe. Udział wiernych w rekolekcjach adwentowych czy wielkopostnych był znakiem potrzeby solidnego odnawiania swojego życia religijnego. Świadczyły o tym godziny spędzone w konfesjonale i licznie przyjmujący Komunię św.
Dziś z perspektywy kilkunastu lat, widzę jak miało ogromny wpływ, także na moje posługiwanie kapłańskie i proboszczowskie, spotkanie ks. Jana i pobyt w Pabianicach. Dziś wiem, że to spotkanie w „Cieniu Miłosierdzia” i przy takim wspaniałym Człowieku i Kapłanie to wielki dar Bożej Opatrzności dla mnie samego i przygotowanie do pracy w parafii św. Faustyny - Apostołki Bożego Miłosierdzia i Patronki Miasta Łodzi.
Niezwykłą atmosferę parafia zawdzięcza ks. Janowi Witczakowi, jej pierwszemu proboszczowi. Wszystkim, którzy się z Nim spotkali, udzielała się postawa spokoju, wyciszenia, a przy tym wielkiej duchowej radości. Cieszył się wszystkim, co udało się zrobić w duszpasterstwie, przy budowie kościoła i domu parafialnego. Cieszył się wszystkimi osiągnięciami swoich współpracowników - księży wikariuszy. Wielką jego radością było powstanie chóru parafialnego, rozwój asysty, ministrantów czy lektorów. Wikariusze mieli we wszystkich poczynaniach duszpasterskich swobodę działania, miał także ogromne zaufanie do każdego człowieka. Cieszył się, że może użyczyć miejsca „aptece z darów zagranicznych”, z której korzystali mieszkańcy całych Pabianic, a nawet łodzianie. Niezwykłe w jego życiu było to, że dla każdego miał czas, nikt od niego nie odszedł, nie otrzymawszy życzliwej odpowiedzi czy pomocy, po którą przyszedł!
Pomóż w rozwoju naszego portalu