Reklama

Dylematy blondynki

Paulo Coelho, czyli słoń w składzie porcelany

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niedawno ktoś mi przysłał pocztą elektroniczną plik zatytułowany: „Test na inteligencję blondynki”. Niestety, nie udało mi się go rozwiązać. Mimo długotrwałego analizowania nie mogłam dociec, dlaczego mam szukać na obrazku wielgachnego słonia, który to niby ukrył się w jakimś rachitycznym zagajniku. I przed kim to on się tak nieudolnie schował? O co autorowi chodziło? I chociaż rysuneczek był opatrzony podpisem: „Nie zrażaj się, spróbuj jeszcze raz”, to zniechęcona daremnym łamaniem sobie głowy, wyłączyłam komputer.
Na ogół jednak trudności mobilizują mnie do działania, więc mimo wielu obaw zabrałam się do lektury Pielgrzyma Paulo Coelho. Na temat tej książki słyszałam tyle zachwytów z ust moich pobożnych znajomych, widziałam ją nawet w rękach teologów, że postanowiłam zmierzyć się z jej transcendentną (tak przynajmniej wynikało z notki na okładce) treścią. Niestety, sprawa mnie przerosła. Książkę przeczytałam dwukrotnie, ale nie mam pojęcia, o co w niej właściwie chodzi. A chodzenie jest głównym tematem tego dzieła.
Jego bohater, Brazylijczyk, wybiera się w drogę, dokładnie do sanktuarium św. Jakuba w Santiago de Compostela znajdującego się, jak wiadomo, w Hiszpanii. Chce odnaleźć miecz, który żona przed nim gdzieś tam ukryła. (Przypuszczam, że miała go serdecznie dosyć i postanowiła pozbyć się na kilka tygodni). Domyślam się, że ten miecz to jakaś wielka metafora, tylko że do końca pozostaje niezgłębiona, bo okazuje się, że: „sekret miecza, jak każdej zdobyczy, której człowiek pożąda, sprowadza się do najprostszego pod słońcem pytania: co z nim uczynić...” (s. 284-285). Pielgrzym dobrze wie, co z nim chce uczynić, ale chytrus nie chce nikomu powiedzieć. Natomiast mnie się zawsze wydawało, że celem każdej pielgrzymki jest Bóg.
I chociaż słowo to pojawia się w książce bardzo często, to na mój babski rozum nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim pojęciem Stwórcy. „Za naszych czasów Bóg jest tylko ideą, niemal dowiedzioną naukowo...” (s. 66) - głosi nauczyciel Pielgrzyma. Te heretyckie farmazony uzupełnia stwierdzeniem: „...jeśli ktoś w Niego nie wierzy, On pomimo to nie przestaje istnieć. Lecz to nie oznacza, że osoba, która w Niego nie wierzy, jest w błędzie” (s. 66). Przepraszam bardzo, ale to dla mnie za trudne. Kto w końcu się myli: wierzący czy niewierzący? Obaj przecież nie mogą mieć racji!
Ten filozoficzny bełkot to dopiero początek „wielkich odkryć” na pielgrzymiej drodze bohatera, któremu w wędrówce towarzyszy... demon!
Ale spokojnie, nie ma się czego bać!
Demon - wg definicji autora - jest Posłańcem łączącym człowieka ze światem, a w starożytności był Merkurym. W dodatku nie ma w nim dobra ani zła. „Jako upadły anioł utożsamia się z rodzajem ludzkim i zawsze gotów jest zawrzeć pakt lub odpłacić przysługą za przysługę” (s. 33). W dodatku „...nigdy nie posuwa się do fałszywych obietnic” (s. 86). No proszę - cóż za demoniczna łaskawość! Ów posłaniec zjawia się bowiem wśród słupów ognia i niczym prawdziwy przyjaciel pomaga bohaterowi w... Dobrej Walce! I nie ma w tym nic niezwykłego, bo wg słów Pielgrzyma: „Żyliśmy w XX wieku i pojęcia piekła, grzechu i demona dla nikogo już nie miały sensu, nawet dla głupców” (s. 90). Coś mi się zdaje, że należę do tej kategorii prostaczków, która, wbrew prognozom Coehlo, nie całkiem się wyludniła. I na szczęście jest to wcale pokaźne towarzystwo.
Śledząc dziwaczne ćwiczenia i podejrzane praktyki Pielgrzyma, docieramy do powalonego krzyża, który trzeba ustawić pionowo. Tym razem bohater nie ma co liczyć na Posłańca, bo ten „pała nienawiścią do tego przedmiotu” (s. 239). Mam już taki mętlik w głowie, że nie próbuję myśleć, chociaż - jak wiadomo - jest to ulubiona rozrywka blondynki. Tymczasem biedak mozoli się okropnie, krwawi i cierpi katusze (nawet nie śmiem przypuszczać, do Kogo jest porównywany), a w głowie huczy mu jedna myśl: „...odnaleźć miecz i obalić wszystkie krzyże, żeby na świecie odrodził się Chrystus Zbawiciel” (s. 247). Najwyraźniej autor, który naszpikował książkę cytatami z Biblii, a św. Pawła przywołuje niemal z lubością, przeoczył fakt, że chrześcijanie (to w końcu oni są adresatami utworu) głoszą Chrystusa ukrzyżowanego.
Takich przenicowanych poglądów i praktyk religijnych znajdziemy w książce całe stosy. I tak na przykład - Pielgrzym udający się do miejsca świętego, będący w drodze wiele tygodni, nie czuje potrzeby uczestniczenia we Mszy św., a swe metafizyczne pragnienia zaspokaja ćwiczeniami pozwalającymi osiągnąć harmonię z... kosmosem! Kościoły, do których trafia, są puste i nie służą żadnym sakralnym obrzędom, zaś jedyny katolicki kapłan okazuje się być... magiem! Zresztą magia towarzyszy Pielgrzymowi na każdym kroku. On sam jest członkiem tajemniczego zakonu RAM, „starego bractwa chrześcijańskiego” (s. 10), którego celem - jak zdążyłam się nieco zorientować - jest poznanie wszelkich tajemnic świata. Tajemnic, które zna tylko Bóg. Ale o to właśnie chodzi - facet odkrywa, że jest bogiem! Zanim to jednak nastąpi, musi wziąć udział w dziwacznym obrzędzie. W tajemniczej scenerii zamku templariuszy odbywa się iście masoński ceremoniał, w którym uczestniczą rycerze, mistrzowie i najwyższy kapłan, czyli zaklinacz. Wszyscy wygłaszają rytualne modły: „O wielki i potężny królu N., który mocą Boga Najwyższego El, władasz wszystkimi duchami wyższymi, niższymi, a przede wszystkim piekielnym światem kręgu wschodniego...” (s. 266). Aż boję się przypuszczać, kogo przywołuje bohater książki, mieszając biblijne terminy ze stekiem bzdur. Jednak apogeum tych bezeceństw ma miejsce na szczycie góry, u stóp krzyża, przy którym zaplątał się... baranek! Tu Pielgrzym triumfator woła: „Boże [...] Nie przybili mnie do krzyża, nie widzę na nim i Ciebie. Ten krzyż jest pusty i takim powinien zostać po wsze czasy, ponieważ czas śmierci przeminął, a bóg odradza się teraz we mnie...” (s. 293). Zelektryzował mnie jakiś szatański pomruk z pierwszych stron Księgi Rodzaju, ale cała iluminacja ludzkiej pychy nastąpiła kilka wersetów dalej: „Ukrzyżowaliśmy Cię [...], dlatego, że bardzo baliśmy się zaakceptować nasze zdolności [...], ponieważ baliśmy się stać bogami...” (s. 294). Naprawdę wierzę, że człowiek (nawet blondynka) może być przebóstwiony i uczestniczyć w chwale Ojca jako dziedzic Jego obietnicy, ale dopiero na końcu czasów! I dzięki Bożej łasce, a nie własnym zasługom! Najwyraźniej jednak Paulo Coelho jest poinformowany „inaczej”, bo swojemu bohaterowi pozwolił stać się bogiem w doczesności. Jakoś dziwnie zapachniało siarką, a jest to - o ile wiem - ulubione kadzidło New Age.
Nie trzeba być teologiem, by spostrzec, że plątanina katolickich tradycji, symboli, a nawet nauki z osobliwymi, by nie rzec - heretyckimi, poglądami autora czyni tę książkę tak zagmatwaną, że aż niebezpieczną. Nie, nie chcę tworzyć żadnego indeksu ksiąg zakazanych, ale w czasach totalnej wolności trochę krytycyzmu i rozwagi przydałoby się nie tylko blondynkom. Nie pozwólmy sobie podłożyć słonia, nawet jeśli to poczciwy grubas. Nie ufajmy zanadto jego szczęśliwie podniesionej trąbie. Potrafi nieźle narozrabiać...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niemcy: 2,5 roku więzienia za kradzież pektorału Benedykta XVI

2024-05-08 13:02

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

Grzegorz Gałązka

Mężczyzna, który w czerwcu ubiegłego roku ukradł krzyż pektoralny papieża Benedykta XVI z kościoła w Traunstein w Górnej Bawarii, został skazany na dwa i pół roku więzienia. Tak orzekł sąd rejonowy w Traunstein w Górnej Bawarii, podała agencja KNA. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Według sądu sprawca, 53-letni obywatel Czech, chce mieć pewność, że krzyż, który obecnie znajduje się u znajomego, zostanie zwrócony. Wcześniej milczał na temat miejsca pobytu pektorału. Jego wartość nie może być dokładnie określona, szacuje się, że wynosi co najmniej 800 euro i ma dla wiernych bardzo dużą wartość symboliczną. Benedykt XVI zapisał go w testamencie swojej rodzinnej parafii św. Oswalda. To właśnie tutaj odprawił swoją pierwszą Mszę św. jako neoprezbiter w 1951 roku.

CZYTAJ DALEJ

Nowacka: w kolejnym roku szkolnym oceny z religii i etyki nie będą wliczane do średniej

2024-05-09 10:40

[ TEMATY ]

katecheza

religia

PAP/Jarek Praszkiewicz

Minister edukacji narodowej Barbara Nowacka powiedziała w czwartek w TVP Info, że jest przywiązana do idei zmniejszenia liczby lekcji religii do jednej godziny w tygodniu, bo "szkoła jest od kształcenia, a nie od formacji religijnej".

Potwierdziła, że w kolejnym roku szkolnym oceny z religii i etyki nie będą wliczane do średniej ocen. Będzie też możliwość łączenia grup na lekcje z tych przedmiotów. Obecnie szkoła ma obowiązek wpisać w plan lekcje religii lub etyki, jeśli w danej klasie zgłosi się na nie więcej niż siedem osób. Po zmianach będzie można te mniejsze grupy połączyć w jedną większą.

CZYTAJ DALEJ

Bp Ważny do księży: ojciec nie dominuje, ale wydobywa potencjał

2024-05-09 20:39

[ TEMATY ]

księża

bp Artur Ważny

Ks. Przemysław Lech/diecezja.sosnowiec.pl

O ojcostwie, które nie chce dominować, ale wydobywać potencjał z ludzi świeckich, m.in. mówił bp Artur Ważny podczas spotkania z księżmi dziekanami 23 dekanatów, na które podzielona jest diecezja sosnowiecka. Konferencja odbyła się 9 maja w budynku Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu.

W spotkaniu z biskupem sosnowieckim udział wzięli również pracownicy wydziałów kurialnych, na czele z kanclerzem - ks. Mariuszem Karasiem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję