Reklama

Wiadomości

Bruksela. Stolica Unii Europejskiej czy EuRabii...

Dwóch szwedzkich kibiców zginęło w strzelaninie w Brukseli. Do dramatu doszło w pobliżu Place Sanctelette, około 5 km od stadionu Króla Baudouina I, gdzie Szwecja grała z Belgią. Zamachowiec, który pochodził z okolic stolicy Belgii krzyczał "Allahu akbar".

Niedziela Ogólnopolska 11/2017, str. 12-14

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Europa

Włodzimierz Rędzioch

Wielki meczet w Brukseli

Wielki meczet w Brukseli

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To co się stało w stolicy Belgii nie może być niespodzianką. W całej Europie - w Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwecji - powstały całe dzielnice miast, które są w rękach islamistów, gdzie obowiązuje prawo islamskie, szariat, a w których nie muzułmanie są niemile widziani. Ta islamizacja Europy postępuję głównie dzięki polityce lewicowych rządów i burmistrzów.

Już sześć lat temu na łamach „Niedzieli” pojawił się artykuł Włodzimierza Rędziocha, który zajmuje się problemem islamizacji Brukseli. A jest to symboliczny przykład zjawiska, które ma miejsce w wielu innych miastach państw europejskich tolerujących, lub wprost popierających, masową emigrację muzułmanów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Stolica Belgii uważana jest de facto za stolicę zjednoczonej Europy – to tu znajdują się najważniejsze unijne urzędy, takie m.in. jak Parlament Europejski, ale także główna siedziba NATO. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że to „serce” UE staje się coraz bardziej muzułmańskie

Prawie 30 proc. mieszkańców Brukseli to wyznawcy islamu, a liczba praktykujących muzułmanów jest już większa od liczby praktykujących katolików. Stolica państwa o tak wspaniałej chrześcijańskiej historii w ostatnich dziesięcioleciach ulega gwałtownej islamizacji, przez co zasługuje już na miano „Brukselistanu”. Świat mógł się o tym przekonać, gdy ujawniono, że to właśnie stąd rekrutowani są dżihadyści walczący w szeregach ISIS, stąd też pochodzili islamscy terroryści, którzy dokonali zamachu w teatrze Bataclan w Paryżu 13 listopada 2015 r. oraz w brukselskim metrze i na lotnisku 22 marca 2016 r. Problem jednak w tym, że nawet muzułmanie, którzy nie są zwolennikami dżihadu i tzw. Państwa Islamskiego, postrzegają zachodnie społeczeństwo jako coś sobie obcego. Felice Dassetto, profesor na Uniwersytecie Louvain, autor książki „L’iris et le croissant” (irys to symbol Brukseli, a „croissant”– półksiężyc to symbol islamu), stwierdza, że muzułmanie mówią o niemuzułmanach: „oni” – „my” to muzułmanie, wszyscy inni to „oni”. Jak doszło do tego, że to właśnie Belgia uległa tak głębokiej islamizacji, a jej stolica stała się jednym z przyczółków islamizmu w Europie?

Reklama

Ropa wraz z islamem

Rachid Madrane, belgijski minister, muzułmanin, w wywiadzie dla gazety „La Libre” stwierdził, że „grzechem pierworodnym Belgii było powierzenie w 1973 r. «kluczy» islamu Arabii Saudyjskiej, aby zapewnić sobie zaopatrzenie w energię”. W latach 70. ubiegłego wieku Belgię zamieszkiwało pierwsze pokolenie imigrantów wyznających islam i nie było wtedy muzułmańskich miejsc kultu. Ale były to lata kryzysu energetycznego, co bardzo dobrze potrafiła wykorzystać Arabia Saudyjska – w zamian za zapewnienie dostaw ropy naftowej saudyjscy władcy „przekonali” belgijskie władze do wielu ustępstw na rzecz islamu. Kraj ten jako pierwszy w Europie Zachodniej uznał oficjalnie religię muzułmańską w 1974 r., a w następnym roku wprowadzono naukę islamu w szkołach. Król Belgów Baudouin oddał natomiast „Pavillon du Cinquantenaire” – jeden z budynków na terenach wystawowych miasta, tuż obok siedziby władz UE i placu Schumana – do dyspozycji Saudyjczykom, którzy przekształcili go w Wielki Meczet. Został on otwarty w 1978 r., po długiej renowacji, w obecności króla Khalida bin Abdulaziza Al Sauda i belgijskiego monarchy. W tym momencie Arabia Saudyjska zaczęła wywierać przemożny wpływ na wspólnotę muzułmańską nie tylko w Brukseli, ale także w całej Belgii, głównie przez szkolonych tutaj kaznodziejów i rozprowadzane materiały propagandowe. Niestety, Saudyjczycy propagują skrajną interpretację islamu, zwaną wahabizmem, która ma być powrotem do prawdziwych korzeni tej religii. Wahabizm zakłada m.in.: absolutny monoteizm („tauhid”), odrzucenie wszystkiego, co nie jest islamskie, zakaz wprowadzenia obcych elementów („bida”) oraz walkę zbrojną („dżihad”). Ocenia się, że na propagowanie tego „oczyszczonego” islamu Arabia Saudyjska wydała w ostatnich 35 latach ponad 60 mld euro, czego skutki widać na całym świecie. Stało się oczywistym faktem, że współczesny islamski terroryzm czerpie swe religijne motywacje właśnie z wahabizmu. Obecnie najbardziej radykalni kaznodzieje mają olbrzymi wpływ na społeczeństwa muzułmańskie, szczególnie na młodych muzułmanów, którzy najczęściej są sprawcami zamachów terrorystycznych. W zeszłym roku pojawiło się w Internecie nagranie wideo, na którym widać, jak 15-letni syn imama Shayha Alamiego przechadza się po ulicach miasta Verviers i wykrzykuje: „O Allahu, unicestwij ohydnych chrześcijan, zgładź ich wszystkich, nie pozostaw ani jednego żywego”. A wideo to pojawiło się niecałe dwa dni po zamachu w mieście Charleroi, gdzie młody Algierczyk ranił maczetą dwie policjantki, krzycząc: „Allah akbar!” (Allah jest wielki!).

Reklama

Oczywiście, fakt ten ukazuje, czego nauczają imamowie w europejskich meczetach. Jest rzeczą znaczącą, że większość imamów w Belgii i we Francji zabroniła swoim wiernym świętowania i składania życzeń z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Wyjawił to jeden z francuskich imamów – Hocine Drouiche, który napiętnował swych „kolegów”, twierdząc, że „islam tych imamów nie jest prawdziwym islamem pokoju i współżycia. To islam beduiński i archaiczny”. Ale taki właśnie jest islam głoszony w większości meczetów w Europie, których działalności nikt nie kontroluje. A w meczetach Brukseli można usłyszeć, że miasto to jest „stolicą niewiernych” („kuffar”).

Brukselska dzielnica Molenbeek – minikalifat w sercu Europy

Świat odkrył brukselską dzielnicę Molenbeek, gdy wyszło na jaw, że pochodzą z niej islamscy terroryści i bojownicy walczący w Syrii i Iraku. Jest to część miasta całkowicie zdominowana przez muzułmanów, która rządzi się swoimi prawami i wymyka się spod kontroli policji. Aby zrozumieć, jak doszło do takiej sytuacji, trzeba wspomnieć socjalistycznego polityka Philippe’a Moureaux, syna ministra Charlesa Moureaux, profesora filozofii na Uniwersytecie w Liège, senatora, wicepremiera w rządzie Wilfrieda Martensa, a jednocześnie radnego, a następnie przez 20 lat burmistrza dzielnicy Molenbeek (1992 – 2012). To prawdziwa „gwiazda” lewicy antyrasistowskiej, twórca „prawa Moureaux”, które karze za czyny uznawane za ksenofobiczne. To on promował społeczeństwo wielokulturowe i stawał w obronie islamskich imigrantów; jako pierwszy polityk w Belgii wystawiał na lokalnych i regionalnych listach wyborczych muzułmanów. Utrzymywał ścisłe związki z przywódcami islamskimi, a do historii przeszły jego wiece polityczne w meczetach. Moureaux był wybierany w kolejnych wyborach dzięki głosom islamskich imigrantów, którzy na mocy prawa ustanowionego przez socjalistów mogli bez żadnych ograniczeń otrzymywać belgijskie obywatelstwo. O tym, co się działo w Brukseli i całej Belgii, napisał w książce „Lettre aux progressistes qui flirtent avec l’islam réac” (List do progresistów, którzy flirtują z islamem reakcyjnym) dr Alain Destexhe, lekarz, który przez wiele lat pracował w organizacji „Lekarze bez Granic”, a obecnie jest senatorem. „Przez dwadzieścia lat obowiązywała zmowa milczenia. W centrum tego systemu był Philippe Moureaux, burmistrz Molenbeek, pupil mediów, który stał się prawdziwym punktem odniesienia politycznym i moralnym, wywierającym wpływ na politykę Brukseli. Stworzył klimat terroru intelektualnego w stosunku do tych nielicznych, którzy mu się sprzeciwiali. Moureaux doszedł do wniosku, że przyszłość socjalizmu będzie zależała od imigrantów, którzy staliby się, symbolicznie, nowym proletariatem”. Problem w tym, że nie można było krytykować lewicy i jej strasznej polityki, bo była u władzy i kontrolowała środki przekazu. A tragiczne konsekwencje wyborczej strategii socjalistów, polegającej na wykorzystywaniu imigrantów do utrzymania się przy władzy, są dzisiaj widoczne. „Belgia stała się pierwszym krajem w Europie pod względem liczby dżihadystów, a Bruksela jest «słabym ogniwem» w walce z reakcyjnym islamem” – stwierdza dr Destexhe. W ten sposób belgijscy socjaliści, słynący kiedyś ze swojego antyklerykalizmu, przyczynili się do stworzenia w swej stolicy minikalifatu, gdzie coraz bardziej radykalni imamowie głoszą przewagę islamu nad zachodnią, dekadencką cywilizacją.

Reklama

Setki Molenbeeków w Europie

Islamski Molenbeek jest jedną z najszybciej rozwijających się dzielnic Brukseli – w ciągu ostatnich 15 lat jego ludność zwiększyła się o 30 proc., w ostatnich 5 latach – o 12 proc. Ale islamizacja dotyczy też innych dzielnic i okolic stolicy, takich jak: Ville de Bruxelles, Schaerbeek, Saint-Josse-ten-Noode i Anderlecht. Krótkowzroczna polityka wielokulturowości elit rządzących Europą, sprzyjająca gettyzacji i radykalizacji muzułmańskich społeczności, które nie chcą się integrować, sprawiła, że dzielnice-minikalifaty, takie jak Molenbeek, powstały w wielu państwach naszego kontynentu.

Reklama

Już kilka lat temu na stronie internetowej Instytutu Gatestone ukazał się artykuł sygnalizujący zwiększającą się liczbę stref miejskich, które stały się „no go”, czyli zakazane, dla niemuzułmanów, gdzie władze utraciły częściowo lub całkowicie kontrolę nad terytorium.

Dla przykładu – islamskim ekstremistom marzy się stworzenie emiratów w brytyjskich miastach zamieszkiwanych przez wielkie wspólnoty muzułmanów, takich jak: Birmingham, Bradford, Derby, Dewsbury, Leeds, Leicester, Liverpool, Luton, Manchester, Sheffield, oraz w dzielnicach Londynu (Waltham Forest i Tower Hamlets). W ulicach sąsiadujących z dzielnicą Tower Hamlets umieszczono kiedyś plakaty z napisem: „Wchodzisz do strefy, gdzie obowiązuje szariat (prawo islamskie)”. Absurdalne jest to, że islamscy fanatycy oskarżają o islamofobię i o „hate crimes” (zbrodnie nienawiści) te nieliczne osoby, które ośmielają się demaskować ich działania, mające na celu islamizację kraju.

Reklama

W sąsiadującej z Belgią Holandii jest kilkadziesiąt niebezpiecznych stref, takich jak: dzielnica Kolenkit w Amsterdamie, dzielnice Pendrecht, Het Oude Noorden i Bloemhof w Rotterdamie, a w Utrechcie region Ondiep. W Hadze natomiast jest „strefa szariatu” w dzielnicy Schilderswijk – to tutaj miała swą bazę grupa terrorystyczna Hofstadt, która stoi za zabójstwem reżysera Theo van Gogha.

W duńskiej stolicy, Kopenhadze, jest przedmieście o nazwie Tingbjerg, które uważa się za pierwszy „obszar pod kontrolą szariatu”. W Szwecji mamy natomiast przypadek Malmö, którego ponad 30 proc. mieszkańców to muzułmanie – zamieszkują oni imigranckie dzielnice, takie jak Rosengård; stąd pochodzi Osama Krayem, który brał udział w zamachu na metro w Brukseli w 2016 r. W Berlinie natomiast jednym z największych gett muzułmańskich jest Neukölln, minikalifat na niemieckiej ziemi. We Francji od czasu do czasu słyszymy o zamieszkach na peryferiach dużych miast zamieszkałych głównie przez imigrantów i ich dzieci. Francuskie władze przyznały, że w kraju istnieje 751 „drażliwych” stref miejskich („zones urbaines sensibles” – ZUS), a mieszka w nich ok. 5 mln muzułmanów.

Jak widać, w Europie jest już wiele dzielnic takich jak Molenbeek – stref, które muzułmańscy rezydenci uważają za „ziemię islamu”. Należy o tym pamiętać w sytuacji, kiedy do państw UE napływają coraz to nowe fale uchodźców, w większości muzułmanów. Wielu z nich ucieka przed wojną i jej dramatycznymi konsekwencjami, ale w większości są to ludzie, którzy w Europie chcą poprawić swoją sytuację ekonomiczną i korzystać z dobrodziejstw zachodniej demokracji i opieki społecznej. Problem w tym, że nowi imigranci z reguły nie chcą „stać się” Europejczykami, a w ten sposób będą zaludniać stare i nowe getta muzułmańskie, z wszelkimi politycznymi i społecznymi konsekwencjami tego zjawiska. Wielu polityków, nie tylko lewicowych i liberalnych, zdaje się tego nie dostrzegać i ciągle propaguje ideę społeczeństw wielokulturowych, co może doprowadzić do stopniowej islamizacji Europy.

Reklama

Oriana Fallaci, włoska pisarka i dziennikarka zmarła w 2006 r., napisała kiedyś, że „to emigracja, nie terroryzm, jest koniem trojańskim, który pojawił się na Zachodzie i uczyni z Europy to, co nazywam Eurabią. To emigracja, nie terroryzm, jest bronią, na którą liczą, aby nas podbić, unicestwić, zniszczyć”. Fallaci traktowano jako złowieszczą Kasandrę i mało kto brał na serio jej przepowiednie. A może warto to zrobić, póki nie jest jeszcze za późno...

* * *

Wielki Meczet w Brukseli

W latach kryzysu energetycznego Arabia Saudyjska w zamian za zapewnienie dostaw ropy naftowej skłoniła belgijskie władze do wielu ustępst na rzecz islamu – kraj ten jako pierwszy w Europie Zachodniej uznał oficjalnie religię muzułmańską w 1974 r., wprowadzono naukę islamu w szkołach, a król Baudouin oddał „Pavillon du Cinquantenaire”, jeden z budynków na terenach wystawowych miasta, tuż obok siedziby władz UE i placu Schumana, do dyspozycji Saudyjczykom, którzy przekształcili go w Wielki Meczet

2017-03-08 09:52

Ocena: +6 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kościół przeciw Konwencji Rady Europy

[ TEMATY ]

Unia Europejska

MATEUSZ BANASZKIEWICZ

Ludzie Kościoła w Polsce - biskupi i świeccy - od samego początku dyskusji nad Konwencją Rady Europy ws. zwalczania przemocy wobec kobiet odnosili się krytycznie. Argumentowali, że dokument nie przyniesie pozytywnych rozwiązań, ugodzi natomiast w rodziny i podważy wartości, na których zbudowana jest nasza cywilizacja.

Stanowisko wobec planów ratyfikacji kontrowersyjnej Konwencji wyrazili biskupi w już lipcu 2012 r. Podkreślili w niej, że Konwencja - choć poświęcona jest istotnemu problemowi przemocy wobec kobiet - zbudowana jest na ideologicznych i niezgodnych z prawdą założeniach, których w żaden sposób nie można zaakceptować. Dokument wskazuje m.in., że przemoc wobec kobiet jest systemowa, zaś jej źródłem są religia, tradycja i kultura.
Biskupi wskazali m.in. na art. 12 konwencji, który zobowiązuje sygnatariuszy do walki z dorobkiem cywilizacyjnym, traktowanym jako zagrożenie i źródło przemocy. Konwencja wprowadza także definicję płci jako „społecznie skonstruowane role, zachowania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn” (art. 3), przy czym całkowicie pomija naturalne, biologiczne różnice pomiędzy kobietą i mężczyzną i zakłada, że płeć można dowolnie wybierać lekceważąc biologię.
Szczególny niepokój wzbudziło nałożenie na sygnatariuszy obowiązku edukacji (art. 14) i promowania m.in. "niestereotypowych ról płci", a więc homoseksualizmu i transseksualizmu. Łączenie słusznej zasady przeciwdziałania przemocy z próbą niebezpiecznej ingerencji w system wychowawczy i wyznawane przez miliony rodziców w Polsce wartości, jest bardzo niepokojącym sygnałem.
Prezydium KEP przypomniało w swoim oświadczeniu, że Kościół katolicki od szeregu lat prowadzi dziesiątki placówek w całym kraju, które pomagają ofiarom przemocy w rodzinie. "Rząd, chcąc zminimalizować ponure zjawisko przemocy wobec kobiet, powinien skupić się m.in. na doinwestowaniu istniejących już inicjatyw oraz powołać nowe, skoncentrować wysiłek zmierzający do tworzenia miejsc pracy dla kobiet – ofiar przemocy, udostępniając im mieszkania socjalne i dokonać skuteczne uregulowania prawne, gdy wskutek agresywnych działań muszą uciekać z mieszkań, będących wspólną własnością małżonków" - podkreślono w stanowisku biskupów.
Prezydium KEP przypomniało także, że polskie prawodawstwo ma dostateczne narzędzia do zwalczania zjawiska przemocy, także agresji wobec kobiet. "Uważamy, że Rząd powinien wzmacniać pozycję rodzin, poprawiać poziom opieki zdrowotnej kobiet i dziewcząt, wspierać edukację zawodową kobiet, realizować programy wychowawcze, oparte na wzajemnym szacunku i współdziałaniu obydwu płci, w tym przygotowania do życia w rodzinie" - zaznaczyli hierarchowie.
Z kolei w komunikacie z 364. zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski biskupi zaznaczyli ponownie, że są "przeciwni jakiejkolwiek formie przemocy wobec kobiet i wypowiadają się zdecydowanie za ich równouprawnieniem". Podkreślili przy tym, że Polska ma już obecnie wystarczające rozwiązania prawne, by przeciwdziałać przemocy. "Nie ma żadnej potrzeby wprowadzania rozwiązań opartych na redefinicji takich pojęć, jak np. płeć, rodzina czy małżeństwo. Niebezpieczeństwa przyjęcia tej konwencji dostrzegają liczne środowiska prorodzinne i kobiece oraz przedstawiciele środowisk naukowych. Ich głosy docierają do Sekretariatu Konferencji Episkopatu" - poinformowali w komunikacie.
W środę 30 kwietnia, dzień po zgodzie Rady Ministrów na przesłanie do Sejmu wniosku o ratyfikację konwencji, rzecznik Episkopatu ks. dr Józef Kloch powtórzył w rozmowie z KAI, że strona kościelna nie może zgodzić się z niektórymi zapisami Konwencji przemocowej. „Jesteśmy przeciw przemocy domowej, ale jesteśmy również przeciw zmienianiu definicji rodziny, płci, małżeństwa i to są kwestie, które w Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej budzą niepokój” - stwierdził ks. Kloch.
Rzecznik Episkopatu przypomniał, że w dokumencie przesłanym do ratyfikacji w Sejmie znajdują się także inne kwestie, z którymi strona kościelna się nie zgadza. Należy do nich stwierdzenie jakoby to religia była tym czynnikiem, który sprzyja prześladowaniu kobiet, jakoby była źródłem przemocy.
Jak poinformował, w połowie listopada ub. roku na spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu strona kościelna zwracała uwagę na to zagadnienie. „Skoro Konwencja nie określa konkretnej religii, która miałaby być źródłem przemocy wobec kobiet, to należy wnosić, iż dotyczy to wszystkich wyznań. Religia chrześcijańska nie jest tym czynnikiem, który sprzyja nierówności kobiet, czy przemocy wobec nich. Z tym absolutnie nie można się zgodzić” - stwierdził rzecznik KEP.
Ks. Kloch ma nadzieję, że podczas prac nad ustawą ratyfikującą Konwencję w Sejmie dojdzie do szerokiej dyskusji nad tym dokumentem, czego wyraźnie zabrakło przed przyjęciem Konwencji przez rząd. „Środowiska katolickie, ruchy pro-life, kobiety z różnych stowarzyszeń katolickich albo w ogóle nie były konsultowane, albo tylko niektóre i to w bardzo niewielkim zakresie. To jest niedopuszczalne. Ta reprezentacja kobiet nie była pełna. Nie można powiedzieć, że wszystkie kobiety w Polsce mają takie samo zdanie jak lewica. Tak nie jest” - podkreślił rzecznik.
Przeciw ratyfikacji opowiedziały się także organizacje i stowarzyszenia katolików świeckich, w tym liczne środowiska kobiece.
Członkinie Rady ds. Duszpasterstwa Kobiet Episkopatu Polski, zwróciła się w lutym tego roku do premiera RP Donalda Tuska z prośbą o zaprzestanie działań Rządu w celu ratyfikacji Konwencji. "Zapisy w niej zawarte mają na celu wymuszenie poważnych zmian społecznych w Polsce, w żaden sposób nie skonsultowanych ze społeczeństwem, które w przeważającej części ich nie akceptuje. Może to prowadzić do poważnych protestów i niepokojów społecznych oraz dezorganizacji społeczeństwa" - przestrzegały sygnatariuszki.
List z prośbą o spotkanie i wysłuchanie argumentów za nie podpisaniem Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy do premiera Donalda Tuska wystosowały też członkinie kilku stowarzyszeń kobiecych. Podpisały się pod nim Danuta Baszkowska ze Stowarzyszenia Effatha, Ewa Bednarkiewicz i prof. Maria Ryś ze Stowrzyszenia Fides et ratio, Jadwiga Chołodniuk, Jolanta Jesiotr-Bulikowska, Alina Petrowa-Wasilewicz - ze Stowarzyszenie Amicta Sole, Ewa Kowalewska z Human Life International oraz Maria Wilczek z Polskiego Związku Kobiet Katolickich. Działaczki katolickie podkreśliły w nim, że w ramach konsultacji społecznych, dotyczących Konwencji, premier Tusk spotkał się jedynie z członkiniami Kongresu Kobiet, który nie reprezentuje wszystkich środowisk kobiecych w Polsce, dlatego proszą o możliwość zaprezentowania stanowiska katoliczek. Na ich list odpowiedział nie premier Tusk, a na jego prośbę min. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, która również nie zechciała spotkać się ze środowiskiem, a wysłała swoje argumenty drogą pocztową.
Do premiera Donalda Tuska zwróciła się w tej samej sprawie Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. Autorzy listu pytali, dlaczego konsultacje społeczne w sprawie ratyfikacji Konwencji Rady Europy o przemocy wobec kobiet i przemocy domowej były prowadzone jedynie ze stowarzyszeniem feministycznym, jakim jest Kongres Kobiet, a pominięte zostały liczne organizacje, które publicznie wypowiedziały się przeciw jej podpisaniu. "Nie rozumiemy dlaczego w tak ważnej sprawie konsultacje prowadzone są ze stowarzyszeniem, które zrzesza niewielki procent kobiet polskich" - brzmi fragment listu otwartego PFROŻ, która dodaje, że takie działanie jest nieuzasadnione. Na ten list także odpowiedział nie premier RP, a jego minister ds. równego statusu.
Krajowa Rada Katolików Świeckich, która skupia przedstawicieli wszystkich metropolii w Polsce, także włączyła się w akcję pisania listów - opinii do premiera Donalda Tuska. Zdaniem sygnatariuszy, polskie prawo dostatecznie chroni przed przemocą zarówno kobiety jak i mężczyzn, a zawarta w Konwencji definicja płci może pośrednio osłabić rodzinę.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Sarah do alumnów WSD: niech wasze życie budują trzy filary: krzyż, Eucharystia i Maryja

2024-05-15 19:25

[ TEMATY ]

kard. Robert Sarah

Włodzimierz Rędzioch

Kard. Robert Sarah

Kard. Robert Sarah

- Módlcie się cały czas, bo bez Jezusa nie możecie nic uczynić - mówił kard. Robert Sarah podczas Mszy św. sprawowanej w kościele seminaryjnym św. Witalisa we Włocławku. Były prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przybył do Polski w związku z diecezjalną pielgrzymką kapłanów diecezji włocławskiej do sanktuarium św. Józefa, patrona diecezji, w Sieradzu. - Niech wasze życie budują trzy filary: krzyż, Eucharystia i Maryja - zwrócił się do alumnów.

W pierwszym dniu wizyty, 15 maja, gwinejski purpurat spotkał się z alumnami, moderatorami i wykładowcami włocławskiego WSD. Dzień rozpoczął się Mszą św. w seminaryjnym kościele, której przewodniczył kard. Sarah, a koncelebrowali m.in. biskup włocławski Krzysztof Wętkowski oraz biskup senior Stanisław Gębicki.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Müller: Komunizm jest zasadniczo ateizmem

2024-05-16 09:10

[ TEMATY ]

ateizm

komunizm

Kard. Müller

Karol Porwich/Niedziela

Kard. Gerhard Ludwig Müller

Kard. Gerhard Ludwig Müller

„Czy idee komunizmu można wykorzystać do uzasadnienia postulatów i idei chrześcijaństwa oraz ich realizacji?” - na to pytanie odpowiada w rozmowie z niemieckim prawnikiem, politologiem i filozofem, Lotharem C. Rilingerem były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Gerhard Ludwig Müller. Wywiad ukazał się na portalu kath.net.

Lothar C. Rilinger: Zacznijmy od pytania teologicznego. Czy Bóg, Trójjedyny Bóg chrześcijaństwa, ma swoje miejsce w komunizmie?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję