Reklama

Historia

Danka Leśniczanka, czyli „Inka”

W czerwcu 1945 r. władze sowieckie aresztowały całą załogę nadleśnictwa Narewka na Podlasiu za współpracę z oddziałami leśnymi. W czasie transportu w obstawie NKWD kilka osób zostało odbitych przez oddział partyzantów, wśród nich niespełna 18-letnia Danusia Siedzikówna, późniejsza „Inka”. W ten sposób trafiła do oddziału „Konusa” i została sanitariuszką

Niedziela Ogólnopolska 9/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

historia

wikipedia.org

Danuta Siedzikówna „Inka”

Danuta Siedzikówna „Inka”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Grupa „Konusa” z Podlasia, licząca 50 osób, zajmowała się głównie rozbrajaniem posterunków MO, a że robiła to w sposób bardziej amatorski niż wojskowy, szybko sama została rozbrojona przez oddział enkawudzistów. Jej niedobitki dostały się pod komendę „Łupaszki”, który właśnie dotarł na Podlasie z Wileńszczyzny.

1 lipca 1945 r. Danka Siedzikówna osobiście poznała mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Dostała przydział do służby w kompanii szturmowej pod dowództwem Jana Mazura „Piasta”. Została sanitariuszką w V Brygadzie Wileńskiej, czyli w prawdziwym polskim wojsku, które wówczas kryło się po lasach i niezłomnie toczyło walki z nadzieją na odbicie Polski z rąk Sowietów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Patriotyzm ludzi lasu

O tym, jak to z „Inką” było, ciekawie opowiada Luiza Łuniewska w niedawno wydanej książce pt. „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny” (wyd. The Facto). Autorka przywołuje zdarzenia i składa je z opowieści świadków tamtych czasów oraz pasjonatów zajmujących się dziś historią Żołnierzy Wyklętych i konkretnie losem „Inki”. Z całości przebija przesłanie: przykład postawy patriotycznej wynikającej z wychowania i myślenia o Polsce w II RP. Trudno sobie wymarzyć lepszy od „Inki” wzór dla sfrustrowanej, ale myślącej i nieobojętnej młodzieży III RP.

Łuniewska opisuje losy niezwykle patriotycznej i przyzwoitej rodziny Siedzików, jakby wprost wzięte z kart pozytywistycznej powieści Elizy Orzeszkowej. Przedwojenna leśniczówka, która jest ostoją tradycji i kultury, promieniuje przykładem dobrego gospodarstwa, zarówno dzięki ojcu (leśnikowi), jak i matce Danuty. To jeszcze jeden wzór do naśladowania na dziś – przesłanie II RP dla III RP.

Zakorzenione mocno w teraźniejszości – dzięki opowieściom żyjących jeszcze świadków tamtych czasów oraz dzięki relacjom młodych tropicieli tamtej do niedawna jeszcze wyklętej historii – „poszukiwania «Inki»” Luiza Łuniewska rozpoczyna od opisania Polskich Lasów Państwowych, jako nowoczesnej organizacji, obejmującej wszystkie aspekty życia w odradzającej się Polsce.

Reklama

Autorka przypomina postać Adama Loreta, twórcy Lasów Państwowych, który bardzo dbał o to, aby „leśniczówki budowano okazałe, by pomieściły liczną rodzinę”. A tak nigdy potem już nie było, ani w PRL, ani w III RP, mimo powoływania się na dziedzictwo dyrektora Loreta... Leśniczówki miały być, i rzeczywiście w II RP były, przykładem tego, co dziś nazywamy zrównoważoną gospodarką, ale zarazem były też ostoją polskości i patriotyzmu. Leśnicy odrodzonej Polski dobrze wiedzieli, że zawsze muszą być gotowi do obrony kraju, przechodzili intensywne szkolenia wojskowe. Taki też był leśniczy Wacław Siedzik, który już podczas studiów na Politechnice Petersburskiej angażował się w działania niepodległościowe, za co został wywieziony na Syberię. Tam się zahartował i nauczył lasu, dlatego Danka leśniczanka, późniejsza „Inka”, wyrosła w „oplecionej dzikim winem” leśniczówce, nasiąkała podobnym hartem ducha, podobną niezłomnością charakteru. W końcu była „człowiekiem lasu” w przedwojennym rozumieniu Adama Loreta.

Dziewoczka z banditami

Okoliczności śmierci „Inki” w kazamatach Urzędu Bezpieczeństwa nie znała nawet jej starsza siostra Wiesia. W odpowiedzi na wniosek o rehabilitację Danuty dostała tylko lakoniczne pismo, informujące, że Danuta Siedzikówna zostaje uniewinniona, ponieważ działała w obronie niepodległego bytu państwa polskiego.

Zwykłe uniewinnienie bohaterów tamtych lat to jednak o wiele za mało. Powoli zaczęła narastać potrzeba odkłamania historii wyklętej przez historię. Jednak ci, którzy cokolwiek więcej wiedzieli o powojennej walce o niepodległość Polski, po prostu długo, może zbyt długo, bali się mówić. Dopiero po 1989 r. ujawnili się – choć też nie od razu – ludzie, którym zaczęło zależeć na tym, aby Polacy, zwłaszcza młodzi, mogli zrozumieć, kim była „Inka”, kim byli Żołnierze Wyklęci. Łuniewska przytacza w swej książce także te jak najbardziej współczesne głosy niezrozumienia: „to dziewoczka, co z banditami hadziła, nie to, co ojciec, bo on był porządny człowiek”. Matka i ojciec Danuty wcześniej niż ona, ale również z powodów patriotycznych zginęli z rąk okupantów Polski...

Reklama

W reporterskiej książce Luizy Łuniewskiej historia „Inki” przeplata się – a nawet można powiedzieć: organicznie splata – ze współczesnością. Autorka powołuje się na źródła historyczne i te całkiem niedawne opracowania oparte na dokumentach IPN, ale przede wszystkim rozmawia z tymi, którzy jeszcze pamiętają lub cokolwiek wiedzą z rodzinnych przekazów. Nie brakuje w tych opowieściach zwłaszcza podlasko-białoruskich resentymentów. Niektórzy do tej pory używają epitetów z PRL-owskiej prasy w rodzaju, „krwawa «Inka»”, „banda «Łupaszki»”, opowiadają, jak to „bandyci naszych zabijali”. Pochodząca z Hajnówki autorka współczesnych kryminałów właśnie ludzi „Łupaszki” uczyniła krwawymi bohaterami jednego ze swoich najnowszych dzieł, zaś pierwowzorem czarnego charakteru w tymże dziele jest Bogusław Łabędzki – zasłużony działacz społeczny, nauczyciel z Narewki, który dziś uparcie przywołuje pamięć „Inki” i założył nawet Stowarzyszenie im. Danuty Siedzikówny „Inki”.

Ciepła woda bez kranu

Na szczęście coraz więcej jest ludzi, którzy rzetelnie tropią ślady „Inki” i łupaszkowców, badają szczegóły, dokumentują. To dzięki nim odkrywają się tamte, bodaj najbardziej zamazywane karty polskiej historii. W faktograficznie bogatej książce „Szukając Inki” mamy np. opis największej bitwy stoczonej po II wojnie światowej pod Miodusami Pokrzywnymi, dokąd przeciw łupaszkowcom wysłano dwa regularne bataliony NKWD, kompanię LWP i szkolne oddziały Dywizji Strzeleckiej NKWD, a także sędziego oraz prokuratora, żeby na miejscu osądzić „bandytów”. Partyzanci jednak wyszli z opresji zwycięsko.

Reklama

W książce Łuniewskiej znajdziemy też opisy zwykłej codzienności partyzanckiej, gdy „Inka” organizowała ciepłą wodę (bynajmniej nie w kranie), przyszywała guziki, opatrywała pęcherze, tańczyła walczyka. Mamy również relację z niezwykłego wydarzenia, jakim był 15 sierpnia galowy wymarsz łupaszkowców do Kosowa na Mszę św., oczywiście po uprzedniej inspekcji terenu; szli czwórkami – na zdjęciu wyszukanym przez Jerzego Tomczuka w „Wieściach Sokołowskich” widać, że sznur wojska ciągnie się aż po horyzont... A „Inka”, jak się dowiadujemy z książki, także była w galowym stroju – wojskowa bluza, furażerka z orłem w koronie, ufarbowana spódnica. Bo to miało być regularne wojsko w każdym calu, mjr Szendzielarz dbał nie tylko o musztrę, ale także o możliwie odpowiednie i schludne umundurowanie swych podkomendnych. Serce rosło tym, którzy to widzieli. Majorowi chodziło także o podbudowanie morale jego „prawdziwego wojska”.

Niech żyje „Łupaszka”!

Ks. Marian Prusak przez dziesięciolecia milczał o tym, czego był świadkiem pewnej letniej nocy 1946 r. W gdańskim więzieniu wyspowiadał Danutę Siedzikównę tuż przed egzekucją. Przez prawie 70 lat nikt z zainteresowanych nie wiedział, dokąd wtedy, 28 sierpnia, zawieziono jej ciało w tzw. półtrumnie, której w przeciwieństwie do kompletnej trumny nie trzeba było wpisywać do rejestru. Miejsce pochówku było tajemnicą, zgodnie z regułą dotyczącą wszystkich ofiar władzy komunistycznej. Przez kilkadziesiąt lat w Dzień Zaduszny siostra Danuty zapalała dla niej znicz na opuszczonych mogiłach.

„Niech żyje «Łupaszka»!” – to były ostatnie słowa Danuty Siedzikówny „Inki”. W końcu 1946 r. i na początku 1947 r. „Łupaszka” próbuje jeszcze konsolidować rozproszone grupy, „nie chce wypuścić chłopaków z lasu”, gdyż nie dowierza w uczciwe spełnienie warunków amnestii, w końcu jednak rezygnuje. Aresztowany nie prosi o łaskę. Wychodząc z celi śmierci, mówi swoje: „Z Bogiem”. Zostaje zabity 8 lutego 1951 r., jak wielu innych, strzałem w tył głowy.

Szczątki „Inki” i „Łupaszki” oraz ok. 300 innych ofiar komunistycznego totalitaryzmu zostają odnalezione i zidentyfikowane dopiero po 70 latach, dzięki olbrzymiemu przedsięwzięciu naukowemu, w które zaangażowało się wielu historyków, antropologów, archeologów i specjalistów medycyny sądowej. Teraz bohaterowie mają wreszcie szansę na godny pochówek.

Luiza Łuniewska, „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny”, wyd. The Facto.

2016-02-24 08:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zdradzeni przez sojuszników

Po 72 latach od zbrodni w Katyniu dokonanej przez Rosjan na polskich oficerach Stany Zjednoczone zdecydowały się opublikować dokumenty na ten temat, znajdujące się w archiwach służb wywiadowczych. Jak dotąd kilka tysięcy stron opublikowano po raz pierwszy w Internecie na portalu amerykańskich Archiwów Narodowych. Publikacja ta jest wynikiem inicjatywy demokratycznych polityków o polskich korzeniach: kongresmenki Marcy Kaptur z Ohio i byłego kongresmena Paula Kanjorskiego z Pensylwanii, a także owocem prac konferencji na temat Katynia w Bibliotece Kongresu w 2010 r., zorganizowanej przez Fundację Kościuszkowską.
Odtajnione dokumenty katyńskie nie dotyczą faktów związanych z zagładą polskich jeńców, ale ukazują ogromne zakłamanie, jakie towarzyszyło tej zbrodni, a głównie obłudę naszych sojuszników, szczególnie USA i Anglii. Niestety, mimo wiedzy tych rządów o popełnionym przez Sowietów w 1940 r. ludobójstwie na Polakach prezydent USA Franklin Delano Roosevelt na konferencji w Teheranie wyraził zgodę na oddanie ZSRR prawie połowy terytorium Polski i włączenie naszego kraju w orbitę wpływów sowieckich.
Co więcej, z dokumentów wynika, że rządy USA aż do rozpadu ZSRR w 1991 r. wzbraniały się przed oficjalnym uznaniem sowieckiej odpowiedzialności za Katyń. Jeszcze w 1992 r. jeden z działaczy Polonii amerykańskiej otrzymał na temat Katynia odpowiedź z Departamentu Stanu, że aż do przyznania w kwietniu 1990 r. przez rząd ZSRR, iż to Stalin odpowiada za Katyń, władze amerykańskie „nie miały wystarczających informacji” na ten temat. Amerykański urzędnik najwyższego szczebla napisał to, wiedząc, że np. powołana w 1951 r. przez Kongres USA specjalna komisja pod przewodnictwem Raya Johna Maddena udowodniła, iż zbrodni dokonali Rosjanie. Niestety, raport kongresmena Maddena nie przebił się do opinii publicznej na Zachodzie. Ponadto w połowie 1953 r. ówczesny sekretarz stanu John Foster Dulles nie zgodził się z postulatem Kongresu, aby sprawę Katynia i winy ZSRR skierować do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Z ujawnionych obecnie dokumentów wynika, że w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęły relacje kilku amerykańskich i brytyjskich jeńców wojennych, zabranych przez Niemców do Katynia, po odkryciu tam masowych grobów polskich oficerów wiosną 1943 r. Ich raporty do swoich władz stwierdzały bezapelacyjnie, że sprawcami zbrodni są Sowieci. Bodaj już z tego widać, jak alianci tłumili u siebie wszystko o ludobójstwie w Katyniu, mając w tym własny interes. Niestety, w polityce wielkich tego świata najczęściej interesy narodowe przeważają nad prawdą i moralnością. Oczywiście, w żaden sposób nie usprawiedliwia to polityków.
Nasuwa się pytanie: Dlaczego akurat teraz tak propagandowo nagłośniono temat Katynia w USA? Z pewnością w kampanii wyborczej prezydenta Baracka Obamy można to uznać za ukłon w stronę Polaków w USA. Oby jednak chodziło w tym o coś więcej. Najwyższy czas, aby Stany Zjednoczone włączyły się w polskie starania o ujawnienie niedostępnych dotąd poloników katyńskich w archiwach innych państw, w szczególności Rosji i Wielkiej Brytanii. Od początku bowiem wiadomo, że najważniejsze informacje o zbrodni katyńskiej znajdują się nie w USA, lecz w Rosji. Od lat domagamy się od Rosji wskazania miejsc pochówku większości ofiar z więzień (znamy te z obozów), czekamy na teczki osobowe jeńców wojennych, nie mamy tzw. listy białoruskiej, czyli imiennego wykazu wszystkich pomordowanych oficerów. Czy Rosjanie kiedykolwiek odtajnią te dokumenty, skoro przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu zbrodnię katyńską nazywają jedynie incydentem wojennym?
W każdym szkolnym podręczniku historii po 1989 r. znajdziemy słowa, że Polska została w czasie II wojny światowej najpierw opuszczona, a następnie zdradzona przez sojuszników. Jednak to, o czym się pisze, nie zostało jak dotąd jednoznacznie ocenione. Brak tej oceny podważa w dużym stopniu wiarygodność współczesnych sojuszy, w których Polska uczestniczy. Kto nam dzisiaj zagwarantuje, że w sytuacji zagrożenia naszej niepodległości sprzymierzeńcy nie wybiorą drogi Roosevelta?
Przez dziesiątki lat rządy USA, Anglii czy Francji znały prawdę o Katyniu, ale obawiając się pogorszenia stosunków z ZSRR, nie zadawano komunistycznym władzom nawet pytań na ten temat. Teraz, jak sądzę, rządy USA czy państw Unii Europejskiej dużo więcej niż my wiedzą o Smoleńsku, ale wolą zadowolić się przekłamanymi raportami MAK-u czy komisji Jerzego Millera. A przecież w katastrofie TU-154 M zginął prezydent państwa UE, zginęli najwyżsi rangą generałowie będący członkami NATO! Dlaczego ze strony tych „sojuszniczych” państw i organizacji nie ma choćby gestu głębszego zainteresowania? Aż lękam się napisać tych samych słów o obecnych sojusznikach, które umieściłem w tytule.

CZYTAJ DALEJ

Nawet wtedy, kiedy spała, Maryja czuwała nad jej bezpieczeństwem. Historia pewnych objawień

2024-05-28 21:27

[ TEMATY ]

książka

objawienia

Mat.prasowy

Prywatne objawienia mogą mieć charakter proroczy i być cenną pomocą w lepszym zrozumieniu i życiu Ewangelią w określonym czasie - pisał papież Benedykt XVI w "Verbum Domini".

Matka Maleńkiego Nic

CZYTAJ DALEJ

Bp Ważny rozszerzył grono osób zajmujących się ochroną małoletnich

2024-05-29 17:40

[ TEMATY ]

Ochrona małoletnich

bp Artur Ważny

Episkopat News

Stworzenie biura delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży poprzez włączenie do niego siostry zakonnej i świeckiej psycholog oraz powołanie diecezjalnego zespołu ds. prewencji to jedne z pierwszych decyzji bp Artura Ważnego jako biskupa sosnowieckiego. Poszerzenie wspomnianych zespołów oraz ich wzajemna współpraca mają na celu podnoszenie standardów ochrony małoletnich w diecezji m.in. w związku z wejściem w życie tzw. „ustawy Kamilka”.

Watykański dokument Vos estis lux mundi („Wy jesteście światłem świata”) z 2019 r. oraz jego aktualizacja z 2023 r. wprowadził jednolite zasady związane z procedowaniem przypadków nadużyć seksualnych w Kościele. W tym kontekście szczególnie ważnym ogniwem łańcucha pomocy skrzywdzonym są diecezjalni delegaci ds. ochrony dzieci i młodzieży, którzy jako pierwsi przyjmują zgłoszenia o nadużyciach wobec nieletnich.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję